
asher
Użytkownicy-
Postów
2 273 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez asher
-
W dziale prozy nie ma piaskownicy, a przydałaby się.
-
Homofobia, czyli rzecz o granicach. (Z cyklu: Rozmyślania na trawniku)
asher odpowiedział(a) na Wuren utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
To samo :))) -
Negacja dobra, czyli rzecz o rozumie. (Rozmyślania na trawniku)
asher odpowiedział(a) na Wuren utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Ejze, z tym krociakiem, skadinad sympatycznym do awansow sie Pan pakujesz? Wracaj do mnie do P:) -
Chcialem, wydalem, czas minal, wszystko po staremu. Podobnie jak z wymarzonym seksem, odebraniem dyplomu, prawkiem itp. Alle chyba warto dla tej sekundy rozczarowania zaraz po...
-
ANGORA(recenzja "Brudnych historii"
asher odpowiedział(a) na k.s.rutkowski utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
Walcz, Krzysiek. Artysci istnieja dzis tylko w mediach :))) Nie kupie, niestety, bo nie mam jak. -
Dzięki piękne wszystkim za wizytę. Reszta Tymona jest w zaawansowanych, ale nie podobało mi się tam i przerzuciłem tu. Poprawki niebawem naniosę. Mam już sieć w domu, choć nie jest tak, że nie ma z tym problemów. pozdrowienia
-
* Kuba nie wierzył własnym oczom i uszom. Stojąc przed kilkupiętrowym biurowcem w centrum Tychów, był świadkiem szopki, jakiej nie widział w życiu. Ubrana w kupiony naprędce strój kapielowy Edyta spacerowała wzdłuż chodnika i niczym panienka na meczu bokserskim, trzymała w rękach planszę z napisem: „Wyprzedaż sprzętów biurowych”. Z każdą chwilą gęstniał wokół niej tłumek mężczyzn. - Szanowni państwo!!! Nasz szef wyjeżdża na kilkuletni staż do USA. W związku z tym chciałabym państwu zaproponować odkupienie wyposażenia biura po naprawdę konkurencyjnych cenach. Tylko dziś, tylko dla odważnych. Taka okazja już nie nie nadarzy. Faceci słuchali jak zaczarowani, kobiety prychały, machały rękami i szły dalej. Kuba po raz pierwszy pomyślał, że może jednak ten pomysł wypali. Porwani z pobliskiego baru „ U Krychy” panowie Zenek i Romek znosili z drugiego piętra coraz więcej sprzętów. Na ulicy stały już stoły i biurka, a na nich sporo biurowej elektroniki oraz wyposażenie kuchni. - Ta oto drukarka laserowa firmy Cannon prawie nie była użytkowana. Drukowała głównie dokumenty i korenspondencję firmową. Posiada wciąż aktualną gwarancję, a tonery są zużyte zaledwie w połowie. Cena jest śmieszna... Jakiś łysawy jegomość z wielkimi plamami pod pachami wziął drukarkę od ręki. Dalej Edyta zachwalała telefon z faxem, kserokopiarkę, niszczarkę do dokumentów, komputery, ruter do internetu, kuchenkę mikrofalową, czajnik, a nawet komplet posrebrzanych sztućców. Ubawiony i zachwycony Kuba podpierał ścianę, paląc papierosa za papierosem. Martwiło go już tylko co zrobi, jeśli nagle zjawi się Straż Miejska, Policja lub jakaś specjalistyczna komórka od spraw moralności w rodzaju Brygady Moherowych Beretów lub Osiedlowego Związku Żon i Wdów. Nagle z budynku wybiegł niewielki człowieczek z papierową aktówką pod pachą. - Co za cyrk mi urządzacie?! – wykrzyknął – Ja tu prowadzę poważne interesy. Widząc błagalne spojrzenie Edyty, Kuba złapał faceta za rękę i siłą odciągnął na bok. Sam nie wiedział jak to się stało i jak w ogóle wpadł na ten pomysł, ale nagle zaczął mówić: - Niech pan posłucha. Dzwoniłem po różnych redakcjach. Za parę chwil zjawią się tu dziennikarze. Jestem pewien, że opiszą ten incydent. Jedni wezmą go za genialny chwyt marketingowy, inni zganią za nagość, a reszta po prostu wydrukuje zdjęcia tej ładnej pani. Tak czy owak reklamę ma pan zapewnioną. Ile ma pan wolnej powierzchni do wynajęcia? - No..., jest trochę. - Jutro już nie będzie. Gwarantuję. Ogłupiały facet rozglądał się dookoła nieprzytomnym wzrokiem. Kuba modlił się w duchu, żeby złapał ten haczyk. - To rzeczy Tymona – powiedział nagle zarządca – Wyprowadza się, a nie zapłacił ostatniego czynszu. - Za pół godziny przyniosę gotówkę osobiście. Spojrzenie wodnistych oczu faceta przesunęło się po twarzy Kuby i jakby przyciągane magnesem powędrowało ku pośladkom Edyty. - Zgoda. Za pół godziny nie chcę was tu widzieć. Kuba poczuł kropelki potu na plecach. Przez ten czas z blatów poznikała większość rzeczy, a pęczek banknotów pysznił się zatkniety za paskiem stringów na biodrze Edyty. Kiedy została już tylko ogromna, trzyczęściowa szafa i długie biurko prezesa, Kuba zwątpił, że ktokolwiek się na nie skusi. Wtedy jakiś mężczyzna kupił biurko dla swojego ośmioletniego syna, a szafę panowie Zenek i Romek postanowili spieniężyć na własną rękę. - Nie wierzę! Poszło wszystko! – Kuba prawie podskakiwał z radości. Zobaczył inną Edytę. Skupioną na pracy, z policzkami rumianymi z emocji i dumy. Była kimś zupełnie innym, niż Patrycja tańcząca na rurze w nocnym klubie. Miał ją przytulić, gdy między nimi stanął wysoki, nieźle ubrany facet z wyżelowanym irokezem na głowie. - Myślę, że miałbym dla pani pracę – powiedział głębokim, lekko chropowatym głosem, wręczając jej wizytowkę. Edyta obróciła ją w palcach i posłała mu delikatny uśmiech. - Chyba do pana zadzwonię. - Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Dobra robota. Odwrócił się i poszedł do zaparkowanego po drugiej stronie ulicy samochodu. - Cztery i pół tysiąca! – pisnęła nagle Edyta. - Jesteś niezwykła. Naprawdę. - Chodźmy coś zjeść. Chyba zasłużyliśmy? - Jak jasna cholera. Rozlicz się tylko z panami. Na pewno zwietrzało im piwo. Ja lecę do kasy zapłacić zaległy czynsz. Chichocząc przez całą drogę, wstapili do restauracji. Zamówili górę jedzenia i butelkę niezłego wina. - Za nowoodkryte powołanie! – Kuba wzniósł wysoko kieliszek. Edyta stuknęła kieliszkiem i nic nie powiedziała. Jedli w milczeniu. - Teraz, gdy emocje opadły, obawiam się, że nie umiałabym tego powtórzyć – odezwała się w końcu. - Mickiewicz też napisał tylko jedną improwizację. Za to Wielką – Kuba uśmiechnął się szeroko. - Ty jak już coś powiesz... Zadzwonił telefon Kuby. - Jak tam? Aha. My też zrobiliśmy swoje. Teraz jemy w „Europejskiej”. Oki. Do zoba. Pięć minut później Krystian usiadł obok nich. Pocałował Edytę w policzek i mocno ją przytulił. - Dziękuję. Naprawdę nie umiem powiedzieć, jak dużo to dla mnie znaczy – rzekł wzruszony - Posłuchajcie. Wszyscy jesteśmy zmęczeni, wszyscy straciliśmy pracę i nie bardzo wiemy co dalej. Pomyślałem, że zanim każde z nas osobna zastanowi się co będzie robił, moglibyśmy wykorzystać ten piękny czas i trochę odpocząć. Razem. Szybkim ruchem Krystian położył na stole trzy małe książeczki z logo Tunis Air. - Co to jest? – spytała Edyta, krztusząc się resztką schabu ze śliwkami. Kuba wiedział. Usmiechnął się tylko i pokiwał głową. - Trzy wycieczki do Tunezji – sapnął Krystian – Tydzień pod palmami. Mam nadzieję, że wszyscy mają paszporty. * Co ja robię? Ta myśl kołatała w głowie Edyty jak zacięta płyta. Nigdy nigdzie nie była, do tego samolotem... Już przed terminalem, na widok wielkich maszyn podchodzących do lądowania, doznała ścisku żołądka. - Chyba nie dam rady – jęknęła. Obaj cieszyli się jak dzieci przed wyruszeniem na wielką przygodę. Uśmiechnęli się krzywo, zupełnie nie rozumiejąc o co jej chodzi. Westchnęła ciężko. - Ja się boję... - Daj spokój – mruknął Kuba – Wszyscy robimy to po raz pierwszy. - Boję się i już! Krystian wziął ją delikatnie za ramię. - Chodź do restauracji. - Ty masz tylko jedno na myśli – zgromił go Kuba. Krystian cmoknął niecierpliwie. Zauważyła, że najwyraźniej ma problem z alkoholem, czego młodszy przyjaciel nie akceptuje. - Zaufaj mi, dobrze? Usiedli na tarasie, skąd rozciągał się piękny widok na całe lotnisko. Jakiś samolot, niczym ogromne ptaszysko zerwał się nagle z pasa startowego i niemal pionowo pomknął w stronę nieba. - Podwójną whisky i dwie kawy – powiedział Krystian do kelnerki. Po chwili whisky stanęła przed zdezorientowaną Edytą. - Co? – zapytała tylko. - Pij. To jest słodkie. - Wiem, cholera, jak smakuje whisky! Nie chcę jej pić. Krystian spojrzał jej prosto w oczy. Ujrzała w nich ni to prośbę, żeby nie psuła tak fajnie rozpoczętej zabawy, ni żądanie podporzadkowania się woli grupy. - Wypij. Dla mnie. - To nic nie da – wzruszyła ramionami i wypiła. Czuła się manipulowana, ale nie umiała odnaleźć w sobie dość siły, żeby walczyć. Tak naprawdę też bardzo chciała polecieć. - W wypadkach drogowych ginie dużo więcej ludzi niż w katastrofach lotniczych – powiedział Kuba tym swoim mędrkowatym tonem inteligenta, który czasem ją ujmował, czasem drażnił. - Nawet pociągi zderzają się częściej – dodał Krystian – Statystyka jest po naszej stronie. Z fascynacją obserwowała jak zwierają szeregi, kiedy wymaga tego sytuacja. Tak samo było w klubie. Była przekonana, że Krystian nie wiedział, że Kuba chce zbiorowego seksu, a mimo to nawet nie drgnęła mu powieka. Faceci umieli grać w drużynie, intuicyjnie podejmować decyzję, kiedy grupa wymaga zrzeczenia się indywidualności. Różniło tych dwóch właściwie wszystko: wiek, wygląd, wykształcenie, sposób bycia, ubierania się, jedzenia, uprawiania seksu, myślenia, kłamania, mówienia prawdy... Tworzyli jednak zespół. Byli przyjaciółmi. Kobiety zdały się jej nagle przygnębiająco samotne, niby szczątki porozrzucane po całym świecie w taki sposób, że niemożliwe było stworzenie z nich jakiejkolwiek trwałej całości. Edyta czuła, że alkohol zmiękcza ją od środka. - Koniecznie chcecie mnie zabrać? - Bez ciebie nie jedziemy. - To zamówcie mi jeszcze drinka. Krystian klasnął dłonią w kolano. - Ja też się trochę boję... - Chlejcie, chlejcie, kurza twarz – zaczął marudzić Kuba – A zresztą, zamówcie mi też chociaż piwo. Edyta zarechotała brzydko i szybko zakryła ręką usta. Kręciło się jej w głowie, choć jeszcze nie na tyle, by zdecydowała się oderwać od ziemi w jakiejś kupie cholernie niebezpiecznego złomu. Po następnym drinku dała się przeprowadzić przez odprawę i posadzić przy oknie w ciasnawym wnętrzu Boeinga 737. - To będzie jazda... Ciągle chichotała, wzbudzając wesołość towarzyszacych jej mężczyzn. Bawiły ją słowa kapitana, przekazywane przez interkom, wygibasy stewardessy, pokazującej, jak zapiąć pasy, skąd spadają maski tlenowe oraz którędy wyskoczyć w powietrzu lub już po zderzeniu z ziemią. - Raz się żyje, raz umiera, to jest prawda, jak cholera. Znowu ryczeli ze śmiechu. - Panie szofer gazu, bo dolecieć chcę od razu. Chichot, jaki wydawała, rozśmieszał ją i przerażał. Wiedziała, że to tylko reakcja na stres, ale jakaś część jej istoty nakazywała czuć zawstydzenie. Samolot ruszył wolniutko i miękko, niczym limuzyna szejka. Nawet nie czuła, że się porusza, tylko widziała to przez okno. Przez jakiś czas wlókł się tym samym żółwim tempem, by nagle przyspieszyć. Edyta poczuła jak niewidzialna siła wbija ją w fotel i zobaczyła za oknem umykający szybko świat. Przyglądała się temu z odrobiną fascynacji i przerażenia. Na jej oczach zwalczano prawa fizyki, a to nie mogło skończyć się dobrze. Kiedy pilot właczył silniki odrzutowe, zamknęła oczy. Moment oderwania się od ziemi był przyjemny i prawie nieodczuwalny. Skrzydła samolotu zakołysały maszyną, a potem wszystko uspokoiło się i wszyscy na pokładzie zaczęli bić brawo. Dotarły do niej słowa kapitana, że teraz będą wznosić się na wysokość 9000 metrów, po czym będzie można rozpiąć pasy i skorzystać z oferty pokładowego baru. - Jesteśmy ponad chmurami – wyszeptał zachwycony Krystian, którego łokieć nagle poczuła na piersi. Zerknęła bojaźliwie. To był najpiękniejszy widok, jaki spotkała w życiu. Kłęby brudnawej waty zostały daleko w dole, takie mało ważne i śmieszne. Nieco dalej przezierało błękitne niebo, zaś powierzchnia ziemi wyglądała jak rysunek dziecka. Kapitan oświadczył, że można rozpiąć pasy. - Zajeboza – stwierdził krótko Kuba. Stwierdziła, że jak na inteligencika, to było zbyt mało powiedziane, ale nie umiała mu odmówić racji. Krystian poprosił stewardessę o drinki. Przeszkodził jej w przygotowaniach do podania zakąsek i napojów, jednak od ręki dostał co trzeba. Stuknęli się szklankami. - Za pomyślne wiatry! - Miękkie lądowanie! - Za statystykę! Czemu to powiedziałam? Pomyślała. Wywołany demon próbował użyć swoich wpływów, ale zagłuszacz jeszcze działał. Krystian rozsiadł się wygodnie i otworzył przewodnik Pascala. - Najstarsze ślady obecności człowieka na terenie dzisiejszej Tunezji pochodzą sprzed około 1 miliona lat przed naszą erą... Najpierw zachichotała, potem chrząknęła wymownie i zaczęła słuchać. Pięknie czytał. Zasłuchana w tembr jego mrukliwego, niskiego głosu, prawie nie rozumiała co czyta. Było coś o zmianach klimatycznych, Kartaginie, wojnach punickich, Wandalach, Turkach Osmańskich i Francuzach. Siedzący przed nimi panowie bezceremonialnie otworzyli flaszkę i zaczęli polewać do papierowych kubków. Turyści. Zapracowani, zmęczeni, właśnie rozpoczynali pierwszą rundę odpoczynku. Ciekawe co będą pamiętać po powrocie? Zachichotała, tym razem w duchu. Krystian czytał o niezrównoważonym prezydencie Burgibie i obecnie trwających rządach Ben Alego. Mężczyźnom siedzącym przed nimi wódka zaczynała uderzać do głowy, bo zachowywali się coraz głośniej. Krystian podniósł wzrok znad książki. - Chciałoby się powiedzieć: sza, panowie. Kuba zaśmiał się krótko. Edyta nie wiedziała czemu. Popatrzyła na Krystiana, oczekując wyjaśnień. - Był taki kawał – podjął Krystian – Do profesora Miodka przyszedł jakiś student i zapytał: Panie Profesorze, czy można znaleźć jakiś odpowiednik słowa „szachuje”? Owszem, odparł Miodek, można powiedzieć: ciszej, panowie. Nie rozśmieszyło jej to. - Ciekawe co by profesor Miodek powiedział na zwrot: piździ w pupę? Zarechotali tak głośno, że grupa pijaczków z przodu obejrzała się, kto urządza im konkurencję w hałasowaniu. Samolot to wznosił się, to opadał, sprawiając, że żołądek podchodził jej do gardła. Odmówiła poczestunku i starała się nie patrzeć, jak Krystian i Kuba pożerają jakiś gulasz z kuskusem w plastikowym pudełku. - Fajnie się leci – stwierdziła na pół do siebie. - Strach ma wielkie skrzydła – przyznał Kuba. Morze w dole połyskiwało urokliwie. Mijali jakiś ląd. Pilot powiedział, że to Sycylia. Kuba z rumieńcem na twarzy nakazał wszystkim wypatrywać Etny. Nie dostrzegli jej. Musiała być za mała. Potem znów było tylko morze. Krystian zaczął czytać o obyczajach, które muszą szanować turyści. - Arabowie źle traktują kobiety – mruknęła. - Patriarchat i fundamentalizm – Kuba mędrkowato pokiwał głową. - Ty to masz gadane, inteligo. - Kuba ma rację – włączył się Krystian – I tak jest nieźle, bo Ben Ali zniósł wielożeństwo. Teraz Arabowie mogą się znęcać tylko nad jedną kobietą. - Chyba, że mają dużo córek – prychnęła. Krystian z miną męczennika otworzył inną stronę na chybił trafił i zaczął czytać o czyhających na biednych turystów chorobach. Biegunka, lamblioza, czerwonka, tyfus, żółtaczka, polio,motylica, wścieklizna, febra, ugryzienia i ukąszenia... - O cholera! – jęknęła Edyta. - Cholera też jest – dodał rozbawiony Krystian. Wtedy pilot z dumą oświadczył, że za pięć minut wylądują w Tunisie.
-
Ladnie sie wpisales w tego typu tradycje obecna na forum od dawna. Brawa!
-
Sto lat Cie nie bylo. Brakowalo troche Twoich krociakow.
-
Zapytaj mnie proszę...cz.VIII
asher odpowiedział(a) na Barbara_Pięta utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Pochwala sie nalezy :) Juz nie bede jeczal, ze coraz lepiej, bo poziom jest od dawna. I historia ciekawa, choc utrata pamieci to dosc zgrany motyw. Pozdrawiam goraco! -
Nie umiał się całować
asher odpowiedział(a) na Sanestis_Hombre utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Zaskakujące i śmieszne. Pozdrawiam. -
Niczego już nie będę wydawał sam, Jay. To nie ma sensu :) Dzieki. Tymona pisze, bo mnie bawi, a będzie jeszcze śmieszniej...
-
Dzięki, Basiu. Nawet jeśli się mylisz, lżej człekowi na wątłym duchu :)
-
A może trochę dłużej? Gdyby każdy tu wrzucał kilka zdań, bo akurat mu wyszły, zrobiłaby się niezła biblioteka.
-
* Czas mijał. W kącie sali Esmeralda z Amandą zaczęły odstawiać erotyczną szopkę, imitując na stole gorącą miłość lesbijską. Klęczały, niby na jakimś ołtarzu, splecione w namiętnym uścisku. Były dużo bliżej celu, niż ona, lecz patrząc na gęby i ubrania zachwyconych pokazem „ziutków”, nie była w stanie odczuwać zazdrości. Całą trójką, w milczeniu, przyglądali się scenie na stole. Nagle Kuba zwrócił ku niej wzrok i powiedział: - Jest sprawa... Uśmiechnęła się z ulgą. A jednak! - Jest delikatna sprawa do omówienia. - Taak - zrobiła wielkie oczy - Zamieniam się w słuch. - Bo ja bym chciał, żebyśmy wszyscy razem... Od początku zakładała taką możliwość, a mimo to, poczuła się zaskoczona, nawet lekko rozczarowana. Podwójny wysiłek, podwójne ryzyko..., podwójny zarobek. Rzadko przystawała na taki układ. To zależało głównie od tego, kto wchodził w grę. - A kolegę pytałeś? - Po co? On wie, że ja bym chciał. Krystian skinął głową. Chrząknęła, maskując wahanie. Kuba był uprzejmy i nawet przystojny, lecz pijani faceci nie należeli do jej ulubionych klientów. Bywało, że nie mieli czym zacząć lub nie mogli skończyć. Pewnej nocy jeden z nich zasnął na niej, sprawiając, że omal się nie udusiła. Krystian trzymał się lepiej. Trochę ją kręcił. Lubiła mężczyzn po przejściach, takich, co znają życie, czegoś mogą nauczyć, coś pokazać. W końcu skinęła głową. - Tylko z kulturą - zastrzegła - Żadnych odchyłów. - Jesteśmy przerażająco normalni - skwitował Kuba. - Nie ma ludzi normalnych - odparła i poszła po klucz do pokoju. Otworzyła im drzwi i przepuściła przodem. Ciepłe barwy, ciepłe światła i tyle chłodu - pomyślała, zerkając na swoje odbicie w jednym z kilkunastu luster, które Sławek kazał za montować na ścianach i suficie. Pokazała swoim gościom łazienkę. Rozebrała się do bielizny i ułożyła na poduszkach. Lubiła się w tych lustrach. Mogła bez końca patrzeć na tę wyuzdaną kobietę, jaką już niebawem miała przestać być. Krystian poszedł pod prysznic, a Kuba przysiadł na rogu łóżka. Był stremowany, może nawet przerażony. Zawsze zastanawiała się, co takich młodych facetów ciągnie do burdelu - potrzeba, żądza, ciekawość? - nigdy jednak nie ośmieliła się zapytać. Teraz, kiedy po raz ostatni korzystała z tego pokoju, poczuła, że nie jest w stanie się powstrzymać. - Pierwszy raz? - No. Tutaj tak. Nie pasował do tego miejsca. Może za sprawą miękkiego spojrzenia, rysów twarzy, sposobu bycia. Nie wiedziała. - Po co? Nie masz kobiety? Milczał. Powieka lewego oka drżała mu nieznacznie. To był jedyny objaw zdenerwowania, jaki zdołała uchwycić. - Odeszła? - Nie warto o tym mówić. - Jak chcesz. Znów banał. Tyle czasu korciło ją, by zaryzykować, a słodka obietnica gorących wyznań okazała się serią krótkich mruknięć. Zmienili się w łazience. Nagi Krystian nie wyglądał apetycznie. Miał ogromne brzuszysko i okropnie chude nogi, które, wie wiedzieć czemu, utrzymywały resztę ciała w pionie. Pochwycił jej spojrzenie i... tak, zawstydził się. - W młodości trochę boksowałem - usiadł obok niej i zapalił papierosa. Palił dwa razy więcej, niż jej dziadek, zanim pewnego dnia dosłownie nie wypluł zrakowaciałych płuc - Trener mówił, że mam talent, ale nigdy nie będę mistrzem. - Czemu? - Bo mam zbyt drobne ręce i za chude nogi. - Są ok. - Nie są. Chciałbym mieć lepsze, ale życie to nie koncert życzeń, tylko randka w ciemno. Wolała, żeby się nie tłumaczył. Nie przepadała za marudami i mazgajami. Przychodziło ich tu zbyt wielu, by starczyło jej cierpliwości. Krystian jednak stanął na wysokości zadania - zamiast ciągnąć swój smętny wywód, zaczął masować jej stopy. Wyciągnęła się na łóżku i z rozkoszą przyjęła tę nieoczekiwaną pieszczotę. - Ja mam za małe piersi i żyję - powiedziała. - Są ok. Wybuchli śmiechem. Kuba wyszedł z łazienki, zasłaniając ubraniem podbrzusze. - Widzę, że już jest wesoło... Edyta uniosła lekko głowę. - Co tam ukrywasz? - Eee, hydraulika mi zaskoczyła. - No, ja myślę. Obraziłabym się, gdyby było inaczej. Cisnął ciuchy na podłogę. Miał ładne, choć nieco za chude ciało. Pokazała mu palcem, żeby podszedł. Rozerwała opakowanie prezerwatywy i sprawnie założyła gdzie trzeba. Krystian przez cały czas pieścił ją tak umiejętnie, że nie potrafiła utrzymać zawodowego dystansu. Raz się żyje - pomyślała. * Z grubego komina sączyły się kłęby szarego dymu, tworząc sztuczną chmurę na przejrzystym niebie. Szum pojazdów dobiegający z pobliskiej drogi wdzierał się do pokoju przez uchylone okno. Zabłąkana mucha, bzycząc, raz po raz uderzała o szybę. Krystian czuł się trochę, jak ona. Widział świat, jakiego pożądał, lecz nie potrafił się do niego przedostać. Leżeli we trójkę na niezbyt szerokim łóżku w jego kawalerce. Nikt nie spał, ale też nie kwapił się do wstawania. Kiedy Krystian sięgnął po papierosy, Edyta zamruczała: - Oj, nie pal w łóżku. Spojrzał na nią zdziwiony, jednak zanim zdążył zareagować, szybko dodała: - Przepraszam. Myślałam, że jesteśmy u mnie. - Do mnie było bliżej - uśmiechnął się i wyszedł do łazienki. Deska klozetowa zazgrzytała niegrzecznie, gdy na niej usiadł. Na koszu z bielizną leżał stos nie przeczytanych gazet. Od paru lat miał czas na czytanie tylko w kiblu, choć ostatnio nawet tam nie umiał się skupić. Nadal nie wiedział co robić. Przychodziła mu do głowy ta sama, natrętna, zbyt ogólnikowa myśl: wyjechać i zapomnieć. Bezmyślnie wertował kartki kolorowych magazynów, próbując znaleźć coś, co mogłoby go zainteresować. Niczego takiego nie znalazł. Natknął się za to na kolorową reklamę jakiegoś biura podróży. Dalekie kraje, luksusowe hotele, ciepłe morza, piaszczyste plaże, wszechobecna nagość. Najlepszy sposób na terapię - przemknęło mu przez myśl. Zapalił następnego papierosa. Odkąd został biznesmenem, był kilkanaście razy na Słowacji, raz w Czechach i w Niemczech, ale służbowo. Polskę za to zjeździł wzdłuż i wszerz, zbierając reklamy od Ełku po Jarosław, od Białegostoku po Zieloną Górę. Mógłby na palcach wymienić regiony kraju, w których jeszcze nie był. Był turystycznym patriotą w myśl zasady - cudze chwalicie, swojego nie znacie. Od paru dobrych lat cała Europa, ba, cały świat stał otworem, a on uparcie penetrował rodzime zakamarki. Czas to zmienić - pomyślał i wybiegł z łazienki. - W twojej lodówce wieje wiatr - stwierdziła kwaśno Edyta. Zmarszczył brwi. Początkowo nie zrozumiał przenośni, choć mu się spodobała. - Mówię, że zakupów dawno nie robiłeś. - Mieszkam tu od paru dni. Nie zdążyłem. - Miał wielki dom, a w nim wielką spiżarnię - wtrącił Młody z głębi kuchni. - Smutne - rzekła zmieszana Edyta. - Możemy zjeść na mieście - podjął Krystian. - Nie. Już ja coś wymyślę - pokręciła głową i zaczęła przetrząsać kuchenne szafki. Krystian zrobił krok do przodu, żeby widzieć ich oboje. - Posłuchajcie. Z uwagi, na trudny czas, jaki mnie czeka, chciałbym was o coś prosić. Zostańcie ze mną tydzień lub dwa. Pozamykam pewne sprawy i gdzieś sobie razem pojedziemy. Co wy na to? - Nie ma sprawy - odparł szybko Młody - Też potrzebuję odpoczynku. Edyta pobladła lekko, potem lekko poczerwieniała. Usiadła na taborecie i przyjrzała im się z tym samym zabawnym błyskiem w oku, jakim kilkakrotnie poczęstowała go zeszłej nocy. - Co wy kombinujecie? Przecież wcale się nie znamy. - Wiesz o nas więcej, niż my o tobie. Jesteśmy chwilowo w dołku i potrzeba nam wypoczynku przed wspinaczką z powrotem. Kuba to wykształcony facet, ja trochę nadrabiam miną, nie ma powodów mówić, że coś ci z naszej strony grozi. Kto wie, może się zaprzyjaźnimy. - A nie jest czasem tak, że potrzeba wam dobrego dymania? - Mogę mówić tylko za siebie. Tak. Chodzi mi właśnie o to. Zapłacę ile zechcesz. Bardzo chciał, żeby została, ale widząc jej wahanie, stopniowo przestawał w to wierzyć. Polubił ją, a nawet zaczął szanować. Z trudem wyobrażał sobie sytuację, że będzie musiał poszukać innej. - Wiecie, co? Zjedzmy najpierw śniadanie - rzekła porozumiewawczo. - Świetna myśl - dodał Młody. W takim razie zostawiam was. Zróbcie mi tylko mocnej kawy. Młody, wiesz jaką lubię. Wrócił do pokoju. Łóżko było już zaścielone, śmieci z grubsza sprzątnięte. Uśmiechnął się zadowolony. Włączył komputer i sprawdził stan konta w Internecie. Kwota wydała mu się zaskakująco wysoka. Zerknął na przychodzące przelewy. Jedna z firm, dla której nie zdążył wykonać usługi, przelała pieniądze na podstawie samej umowy, jeszcze przed otrzymaniem faktury. - Dzięki piękne - mruknął z mściwą satysfakcją - Przyda się na drobne wydatki. Zapomniał ich zawiadomić, że plajtuje. Przez chwilę kusiła go myśl, by odesłać pieniądze, ale zdusił ją w zarodku. Zastanawiał się tylko, czy trzymać pieniądze na koncie, czy napchać nimi skarpetę. Młody postawił przed nim filiżankę pachnącej kawy i zasiadł z Edytą do naleśników z resztką dżemu i Nutelli. Jedli w milczeniu. Edyta zjadła dwa naleśniki, Młody chyba z osiem. - Gdzie ty to mieścisz? - zaśmiała się. - Żołądek zajmuje większą cześć mojego ciała. - Lepiej cię ubierać? - Raczej tak. Krystian obrócił się w fotelu. Przyglądał się z radością, jak oboje promienieją blaskiem młodości i drzemiącej w nich energii. Sam zaprzepaścił najlepsze lata na pijaństwo, włóczęgi i spacerowanie po celi. Z tego powodu nie chciał się starzeć. Ciągle wierzył, że ma na to czas i otaczał się młodzieżą, próbując czerpać z tych kontaktów siły witalne i ochotę do życia. Młody nagle zniknął. Pewnie w kiblu - zaśmiał się w duchu Krystian. - Fajny facet - stwierdziła Edyta - Jakie studia kończył? - Wiesz, że nie wiem?! Polonistykę albo coś takiego. - A ty? Chrząknął zakłopotany. Lubił o sobie mówić, ale istniały sprawy, na których temat wolałby milczeć. - Próbowałem kilku szkół, a przez rok nawet studiowałem prawo w Toruniu. Skończyłem jednak tylko zawodówkę górniczą. - Zdałeś na prawo?! - Niezupełnie. Przyjęto mnie bez egzaminu, tylko na podstawie dokonań w dziedzinie pojednania ofiar ze sprawcami przestępstw. To bodaj najtrudniejsze zagadnienie, z jakim spotyka się współczesne prawo. Z jednej strony skrucha, z drugiej wybaczenie. O skruchę sprawcy łatwo, o wybaczenie ofiary trzeba walczyć. - Skąd się to u ciebie wzięło? Krystian z trudem próbował zebrać myśli. Bezpośredniość Edyty w takim samym stopniu ujmowała go, co zwyczajnie krępowała. Znał tylko jedną kobietę, która to potrafiła. Dziś miała męża, dzieci i pracowała jako sędzia w rejonowym sądzie gospodarczym. Westchnął ciężko na myśl, że mu z nią nie wyszło. - Nie zawsze byłem taki jak teraz. Za komuny za byle co trafiało się do więzienia. Dziś chuliganów czeka co najwyżej grzywna lub kurator. Lubię myśleć o sobie, jako o więźniu politycznym, ale w świetle prawa nie umiałbym tego udowodnić. - Jesteś szczery - powiedziała tylko Edyta. - Jestem - podjął - Lech Wałęsa wyciągnął mnie z tego bagna i sprawił, że na nowo uwierzyłem w siebie i świat, jako miejsce do życia. Przez kilka dobrych lat spłacałem społeczny dług, aż pewnego dnia ego popchnęło mnie do spróbowania swoich sił w szaleństwie biznesu. Dziś wiem, że nie powinienem mu na to pozwolić. - I co dalej? Pytanie zawisło w próżni. Krystian pokręcił głową i rozłożył ręce w geście bezradności. Ze zdziwieniem obserwował Edytę, która wstała i podeszła bliżej. Stanęła za nim, położyła mu ręce na ramionach i zaczęła masować mu kark. - Zostaniesz z nami? - zapytał cicho. - Chciałabym, ale już nie jestem dziwką. Skończyłam z tym. - Jak mam to rozumieć? - Jeśli będzie tak dobrze, jak wczoraj, możemy to robić przez dwa tygodnie lub dwa lata, ale jak powiem, że nie chcę, to nie i koniec. Nic na siłę. - Nie ma sprawy. - Skoro wszystko jasne, to idę do wanny. Kuba czeka z kąpielą. Krystian poczuł igiełkę zazdrości i dumę. Młody się rozkręcał, a o to przecież chodziło. Odwrócił się do komputera. Setka maili czekała na odpowiedź. Pobieżnie przejrzał kilkadziesiąt i hurtem wykasował. Pozostawił tylko te, które dotyczyły spraw prywatnych. Postanowił przeczytać je innym razem. Zrobił sobie jeszcze jedną kawę. Z filiżanką w dłoni stanął przy oknie i obserwował jadące samochody. Mieszkanie w pobliżu głównej drogi wiązało się z pewnymi niedogodnościami, jak ciągły hałas czy poziom zanieczyszczeń, lecz miało jedną dobrą stronę - w ciągu kilku sekund można było znaleźć się na trasie do Bielska, Krakowa lub Katowic. Usłyszał za sobą ciche kroki. Obejrzał się. Młody z mokrą czupryną, ale już ubrany, uśmiechał się zagadkowo. - My z Edytą zajmiemy się biurem, ty pozamykaj konta i sprzedaj samochód. Kupimy potem jakiegoś rzęcha na moje nazwisko. Krystianowi łzy stanęły w oczach. Przyjaciel musiał myśleć za niego i szło mu całkiem nieźle. - Albo nie. Pojedziemy jutro razem na giełdę do Gliwic. W twoim stanie możesz puścić brykę za pół darmo. - Młody..., dzięki, że jesteś. - Ja też dziękuję Bogu, że jestem. Wbrew pozorom, parę razy mogło mnie nie być. Bierz dupę w troki. Nasza pani zaraz będzie gotowa. Krystian przygarnął kościstą postać Młodego z ścisnął z całej siły. Nic nie zatrzeszczało, nic nie pękło. Był kruchy, ale nie słaby. - Czyś ty z gołą babą w wannie odprawę robił??? - zapytał przyjaciela. - Coś w tym rodzaju. Weszła Edyta. Była kompletnie ubrana, na twarzy miała lekki makijaż. Roześmiała się głośno. - Chętnie popatrzę jak to robicie, ale później. Mamy robotę. Młody oderwał się od niego jak poparzony. - Nie podobam ci się? - rzekł Krystian zalotnie. - A fuj. Zgiń maro paskudna. Ze śmiechem ruszyli do drzwi.
-
Na szczescie puenta zaskoczyla :), bo kolejnego tekstu pod tytulem "o mnie z rana" juz bym nie strawil. Dwoch ludzi, nie "dwu", chyba...
-
Niestety, nie przekonuja mnie ostatnio obecni tu "zawodowcy" :((
-
Z poczatku strasznie pokrecone te zdania, jak gdyby powstawaly w bolesci albo autor za bardzo sie wczuwal. Potem lepiej, ale nic takiego. Trzeba bylo pietro nizej wrzucic :)
-
Dzieki, Basiu. To najfajniejsze slowa na Nowy Rok, jakie odebralem. Mecze ciag dalszy, bo tyle odslon, ze chyba trzeba :)
-
Dziewczyna z zapałkami.
asher odpowiedział(a) na Piotr Rowicki utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Nie dalej jak jakis rok temu, wrzucilem tu cos o zmianie kwalifikacji zawodowych. Troche podobne... -
Daj mi maila, to Ci posle na private. Tu jakos nie mam ochoty. Wracam w amatory :)
-
Szczęsliwego nowego roku
asher odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
A ja nie zalapalem intencji :( Poza tym trudno sie czepiac. -
*Zbrodnia i... jajecznica
asher odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
wracasz do formy:usmialem sie. a teraz ide klasc plytki :((( -
Leszku, to z powodu opoznienia we wrzucaniu. Stare dzieje. Juz wkrotce bedzie lepiej i kacza dupa nie ma nic do rzeczy. PS. Dzis kupilem Mitsubishi Carisme - wspomaganie, ABS, klima, szyber, cuda na kolkach. Wracam nim za miesiac z tarcza. I gdzie tu kacza dupa :)))??? Poprawki biore di domu. Dzieki.
-
* - Wylatujesz. Jutro nie chce cię tu widzieć – powiedział Sławek, patrząc na nią spode łba. - O co ci chodzi? – prychnęła. - O nic, Edyta. Po prostu już nie pracujesz. Porwał swoja skórzaną kurtkę i wybiegł. Po chwili ryknął silnik jego sportowego BMW, a pisk opon usłyszało pewnie pół dzielnicy. Edyta usiadła ciężko na barowym stołku. Kaśka kręciła się ze scierą, jakby urodziła się sprzątaczką. Przecierała blat, zlew, lustra, udając, że niczego nie słyszała. - Polej, Kacha. - Przecież wiesz, ze nie mogę. Wczoraj obaliłyśmy całą lewiznę. - Polej. Zapłacę. - Co chcesz? - Coś mocnego. Setę, a najlepiej dwie. Kaśka westchnęła ciężko i walnęła szmatą o blat. - Kurwa mać! Nie wytrzymam dłużej. Jesteś ostatnia osoba, która jeszcze tu lubię. Paulinę wyrzucił, bo umawiała się z klientami na boku, Gośkę, bo za dużo piła, Marianna odeszła sama. Teraz ty. Czas się brać. Edyta skrzywiła się lekko i pogłaskała nabrzmiałą żyłami dłoń przyjaciółki - Wytrzymasz. Dla Juniora. Masz dobrą, stałą pracę i nie życzę sobie, żebyś robiła z siebie męczennicę. Kaśka postawiła przed nią wysoką szklankę z wódką. Była samotną matką, dla której praca za barem w „Latarni” stanowiła rację bytu. Nie miała nic wspólnego z usługami seksualnymi, ale też nigdy nie okazywała innym dziewczynom, że są gorsze. - Seta płatna, seta nie. - Dzięki. Było wczesne popołudnie. Na zewnątrz świeciło słońce i każdy szedł, dokąd chciał. Perspektywa spędzenia wieczoru, a może i nocy w „Latarni”, nie nastrajała optymistycznie. Cholera jasna z tymi stringami. Wszyscy podziwiają, jak leżą, ale nikt nie pyta o wygodę. Powoli schodziły się inne dziewczyny. Jak zwykle najśmieszniej wyglądała Amanda. Włosy w kok, krótka spódniczka, plecaczek. Pewnie wróciła prosto z zajęć na uniwerku. Edyta odeszła na bok ze swoim drinkiem. Nie chciała się nim afiszować przed koleżankami, a poza tym lada chwila mogła zjawić się Szkieletta, znienawidzona przez wszystkich podfruwaja Sławka i niezastąpiona pomoc w interesach. Sama kiedyś pracowała jak one, lecz nie daj Boże, żeby któraś pisnęła choć słowo na ten temat. Wszystkie o tym wiedziały, wiec z trudem tolerowały jej obłudę. Często zastanawiały się nad ubóstwem gatunkowym kolesi, którzy szli ze Szkielettą do łóżka. Musieli mieć nie po kolei, żeby napalać się na niską, chudą istotę z długim nosem, przy której nawet Ally Mac Beal to kawał baby. Edyta usiadła w loży i rozejrzała się po sali. Mała klitka udająca wielki klub nocny. Kolorofony, błyszcząca kula obrotowa, wszędzie lustra i to cholerne podium z rurą. Po raz trzeci w tym roku straciła pracę - najpierw w Warszawie, potem w Krakowie, teraz tu. Spędziła w „Latarni” cztery miesiące i dość. Miała 24 lata, 70 tysięcy na koncie oszczędnościowym i 22 na rachunku bieżącym. Mogła odejść w każdej chwili i wynająć mieszkanie gdziekolwiek chciała. Bolało ją jednak, że Sławek nie ma racji. Sposób, w jaki ją potraktował daleki był od przyjętych standardów. Tak naprawdę sam sobie szkodził, bo dziewczyn w klubie było ostatnio jak na lekarstwo, a on wciąż wzbraniał się przed przyjmowaniem emigrantek ze Wschodu. Codziennie jakaś dzwoniła, prosząc o danie szansy i zabranie jej z drogi, parku czy ulicy, gdzie na pewno nie pracowało się przyjemnie. Ale cóż, pomyślała, nie moja wina, że włazi do tyłków kolesiom z mafii. Mógł im sam obciągać. Mafia – to brzmiało tak dostojnie, niemal romantycznie. Zawsze przyjemniej było myśleć, że kieruje tym szpakowaty ojciec chrzestny w idealnie skrojonym garniturze, niż ten, który był najsilniejszy na podwórku, po latach, gdy wyszedł z więzienia, skrzyknął chłopaków i założył gang. Sławek ze Szkielettą umierali ze strachu, ilekroć któryś z karków przychodził po haracz. Za pierwszym razem bojowo odmówili, ale mafia inteligentnie stopniowała zagrożenie. Najpierw pocięli opony w samochodzie, Sławka, potem ktoś ciągle śledził Szkielettę, aż wreszcie złamali mu małego palca u lewej dłoni. Wtedy pękli. Sławek bał się, że zrobią krzywdę także jej. Co tydzień czekała koperta i wszystko byłoby dobrze, gdyby karki przychodzące po kasę, nie zaczęły spełniać fantazji seksualnych kosztem dziewczyn z klubu. Niemal wszystkie odeszły. Sławek płacił za swoich „mocodawców”, ale ich zwyczaje były nie do przyjęcia. Wczoraj trafiło na Edytę. Wysoki, barczysty półgłówek z włosem na sztorc i durnym wyrazem gęby, skinął na nią, wskazując drzwi. Pochwyciła przerażone spojrzenie Kaśki i uśmiechnęła się luzacko. Postanowiła zagrać w ciemno. Koleś wydał jej się lekko przestraszony, niepewny, jakby jego postawa wynikała bardziej z presji kumpli niż autentycznej potrzeby. Doświadczenie podpowiadało jej, że bez problemu zrobiłby z bramkarza Bernarda bigos, ale z kobietami słabo sobie radzi. Sięgnęła dłonią do jego spodni. Jaja miał dużo mniejsze niż mięśnie. - Potrzeba mi naprawdę dużego kutasa – wyszeptała namiętnie – Chodź, pokaż na co cię stać. Ukradkiem przełknął ślinę, choć jego ostro ciosana twarz pozostała kamienna. Uznała, że to dobry znak. Kiedy znikli w pokoju, kontynuowała grę ze pełną świadomością tego, że może ją skopać albo utopić w muszli klozetowej. Nie wytrzymał, gdy uśmiechnęła się litościwie na widok jego przyrodzenia. Trzasnął drzwiami i tyle go widziała. Siedziała na łóżku, przyglądając się w lustrze swojej przerażonej twarzy. Wyglądała staro, starzej niż myślała. Praca w nocy, spanie w dzień, nieregularne posiłki, nadużywanie papierosów i alkoholu, coraz większy stres związany z karkami, którzy nie dawali jej i wszystkim w klubie spokojnie pracować – to wszystko musiało odbić się na jej wyglądzie. Ciągle opóźniał jej się okres, nieraz nawet o trzy tygodnie. Pewnego dnia nawet myślała, że jest w ciąży i był to zdecydowanie najgorszy dzień w jej życiu. Sławek wpadł do pokoju z obłędem w oczach. - Coś ty narobiła?! Wiesz co nam teraz grozi?! - Uspokój się. Facet się rozmyślił. - Bo byłaś arogancka!!! – wrzasnął aż zadrżały lustra, potem wycedził: Zrobiłaś to specjalnie. Powinienem cię potraktować jak byle Sasza. - Gdybyś tak traktował dziewczyny, nie pracowałabym tutaj. Patrzył na nią długo, odrobinę za długo. Wystraszyła się, że naprawdę ją uderzy albo zrobi coś gorszego. - Sławek, przecież on się nie przyzna. Będzie opowiadał kolegom jak było. Pośmieją się i po sprawie. Sławek wyglądał na przekonanego tym argumentem. - Obyś miała rację. Teraz zwolnij pokój i wracaj do pracy. Odetchnęła. Znów wygrała drobne starcie. Sama nie wiedziała jak to robi, ale z reguły wygrywała. Dziś jednak sprawa była na tyle poważna, że nie umiała się tym cieszyć. Drżała na całym ciele, nie mogąc się uspokoić. Nie była zdolna do pracy. Kiedy Bernard poszedł do kibla, wymknęła się cichaczem i resztę nocy przesiedziała na balkonie, patrząc w niebo. Na kolanach trzymała jedyny przedmiot, jaki przed laty, w pośpiechu zabrała z domu – szmacianą lalkę, którą nazwała Rita. Dostała ją od dziadka na szóste urodziny. Kochała go jak nikogo na świecie, a gdy umarł, przez dwa dni nie wychodziła z pokoju. Tak szczęśliwych chwil, jak ta, spędzone u niego na wsi, nie zaznała już nigdy. Zawsze była typem chłopczycy. W rodzinnym Nieświerzewie miała samych kolegów, z którymi grała w piłkę, kradła owoce sąsiadom i popalała ukradkiem papierosy bez filtra. Razem dorastali, przez długi czas nie dostrzegając jak bardzo się różnią. Aż pewnego dnia w trzeciej klasie szkoły rolniczej zauważyła, że chłopcy patrzą na nią inaczej. Faktycznie, urosły jej piersi, ale nie traktowała tego w kategoriach jakiegokolwiek wydarzenia. Problem, choć nie za duży powstał, kiedy chłopcy zaczęli prosić, żeby je pokazała i dała dotknąć. Sama nie miała ochoty ich oglądać nago ani dotykać, więc sprawa była dla niej dziwna i niezrozumiała. Wkrótce okazało się, że różnice między nią a nimi są kolosalne. Pojęła to w końcu, gdy w jakiejś stodole pozwoliła im zdjąć sobie ubranie i zakosztować owocu, którego pragnęli. Niezgrabni, spoceni, sapiący młodzi chłopcy. Ciągle niezaspokojeni. Chcieli robić to częściej i dłużej, ale jej nie sprawiało to większej frajdy. Dopiero po latach, wstydząc się trochę przed sobą, stwierdziła, że lubi sprawiać przyjemność facetom. Sprawa wstrząsnęła niewielkim Nieświerzewem. Matka porzuciła pracę w lokalnej bibliotece i zaszyła się w domu, ojciec nie zamknął jednak swojego zakładu pogrzebowego, udając, że niczego nie rozumie. Dzięki temu rodzina przetrwała, choć jedynaczka którejś nocy wyskoczyła przez okno z tyłu domu i znikła wśród pól. Od tej pory nawet nie zadzwoniła. Jak się spodziewała, Sławek podziękował jej za pracę. Nie tłumaczyła mu niczego. Weszła jak gdyby nigdy nic i usiadła za barem. Dobrze chociaż, że od razu nie wywalił jej za drzwi. Sprawę z karkiem pewnie by jej wybaczył, ale wobec dziewczyn odpuszczających robotę nigdy nie miał litości. W sumie poczuła ulgę. Nigdy tak naprawdę nie przełamała oporów przed kontaktami z obcymi mężczyznami – zwłaszcza, gdy nie byli zbyt przystojni. Pieniądz tuszował uczucie dyskomfortu, ale jakiś ślad zawodowej niechęci pozostał w niej na zawsze. Przez całe popołudnie siedziała w loży w kącie sali, oglądając paznokcie i dno szklanki. W dni powszednie zawsze pełno było w klubie biznesmenów w delegacji czy lokalnych bonzów, którzy z dala od żon próbowali zabawić się na całego, ale dziś wszyscy gdzieś wyparowali. Była coraz bardziej wściekła, bo chciała zarobić parę stów, żeby jutro pójść na zakupy i poprawić sobie nastrój. Inne dziewczyny, zgarbione na barowych stołkach, też prawie przysypiały. Kiedy nagle weszło dwóch gości, przystanęli oniemiali i przez chwilę sprawiali wrażenie, że chcą stąd uciec. Na szczęście Kacha zareagowała błyskawicznie. Włączyła motyw muzyczny Esmeraldy, zmuszając ją do kręcenia tyłkiem przy rurze. Każda z nich miała swoja ulubioną piosenkę do tańca. Edyta od lat włączała sobie „Jenny” Falco - austriackiego piosenkarza doby italo disco, której jako mała dziewczynka potrafiła słuchać w kółko przez cały dzień. Przykrywała głowę poduszką i krzyczała wraz z nim: Jennyyyyyy!!!!!!!!!!! Ci dwaj wyglądali trochę jak Flip i Flap. Jeden był niski i korpulentny, drugi wysoki i okropnie chudy. Niski miał sympatyczne blond loki, które łagodziły nieco obraz jego zniszczonej twarzy, włosy wysokiego były ciemne i długie, sięgały głęboko za ramiona. Obaj byli na swój sposób przystojni, choć prezentowali zupełnie inny typ urody. Uśmiechnęła się lekko na ich widok. Stanowili gratkę w sam raz dla niej. Dziś w klubie pracowały same „pasztety”, które nie miały z nią żadnych szans. Energicznie wróciła na stołek przy barze i spokojnie czekała na swoją kolei. Na Esmeraldę nawet nie spojrzeli. Amanda ze swoim „Balem wszystkich świętych” podrajcowała trochę młodszego, ale Edyta kątem oka zauważyła, jak starszy odradza mu ten wybór. Czyli wszystko szło jak należy. Kiedy usłyszała wycie syren z piosenki Falco, zaczęła wić się wokół rury jak natchniona. Ciało słuchało jej poleceń. Ani raz nie potknęła się, nie zrobiła żadnego fałszywego ruchu. Mężczyźni patrzyli jak zahipnotyzowani, co dopingowało ją jeszcze mocniej. Pod koniec zrobiła firmowy numer, który nigdy nie zawodził. Zdejmując stanik, cisnęła nim w starszego z nich i zakończyła występ efektownym szpagatem. Obdarowany mężczyzna skinął ręką, zapraszając ją do stolika. Bułka z masłem – pomyślała. Niski miał na imię Krystian, ten drugi – Kuba. Kuba był już nieźle podpity i na dzień dobry lekko ją zirytował. Wydało mu się zabawne, że przekręca jej zawodowy pseudonim. Partycja. Znała skądś to słowo. Pochodziło z terminologii komputerowej, ale nie była pewna, co oznacza, więc zignorowała to. Gawędzili o byle czym i kilka razy udało jej się ich rozśmieszyć. Byli bardzo mili. Postawili jej wino, inteligentnie zabawiali, lecz w pewnej chwili wystraszyła się, że to kolejni mitomani, erotomani gawędziarze i nic z tego nie będzie.