Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Karol_Cioł

Użytkownicy
  • Postów

    150
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Karol_Cioł

  1. Nie wiem skąd to umiłowanie do enterów, tekst jest za bardzo pocięty, przez to przynajmniej dla mnie mniej zrozumiały ''Ja swa modlitwa pokaze wam krzywdy ludzkie w kropli krwi Twojej'' Moim zdaniem tak byłoby lepiej Za bardzo patetyczno to moim zdaniem.
  2. nie podobaja, mi sie duze litery na poczatku wszystkich wersów, nie ma kropek, nie ma duzych liter. ,,Najpierw wietrzyk Delikatny jak zefirek'' Przecież zefirek to wietrzyk, nie możesz porównać wietrzyku, do zefirku, wietrzyk, może być delikatny jak jogurt Danio, a nie jak zefirek. ,,Ot w policzek – jednak czule'' Może jestem szczęściarzem, ale nigdy w życiu nie otrzymałem nieczułego całusa w policzek. Czemu ,,jednak''?
  3. Cud miód od dawna nie czytałem czegos tak ciepłego dzięki
  4. Dzięki A krzyczałeś? Pozdrawiam ciołek
  5. Poezja, to chyba nie jest, ale proza poetycka(moje zdanie, ja się za bardzo nie znam). Opis jest ładny, ale mało oryginalny.
  6. Czy te konsekwentne błędy w pierwszej osobie liczby pojedynczej są celowe?: szleje(ę), trace(ę). Moim skromnym zdaniem, to wcale nie jest wiersz, tylko kilka rzuconych chaotycznych haseł, więc, po co nadawać temu tytuł, lepiej stworzyć coś lepszego.
  7. Metody i techniki badań społecznych- to naprawde nie jest bułka z masłem
  8. czarna i przejrzysta rozjaśnia myśli nie hamuje obgryzania paznokci mądre już oczy są bardzo zmęczone i ciągłe drżenie rąk może to czas na autorejestrację i wywiad swobodny z własnym cieniem na temat wesołej piosenki bardzo dzisiaj potrzebnej przestańcie wreszcie drżeć przecież to tylko metody
  9. Bardzo dziekuję za miłe słowa, błędy starałem sie poprawić i chyba jest lepiej :).
  10. Dzięki :) Już poprawiam.
  11. Nie tak dawno i wcale nie tak daleko, jeszcze przed trzecią górą i czwartą rzeką, było wielkie i bogate królestwo. Królestwem rządził mądry, sprawiedliwy król i piękna, dobra królowa. Para królewska wiodła szczęśliwe życie; królowa całymi dniami czytywała Grocholę, a król jako wielki koneser i mecenas sztuki, bardzo lubił przeglądać czasopisma z kobiecymi aktami. Niestety jedna rzecz zakłócała ich szczęście, otóż nie mogli mieć dzieci. Jak to przeważnie bywa, bezpłodność u królowej spowodowana była czarem rzuconym przez złą wróżkę. * * * Przed laty Elwira była dobrą wróżką i starała się pomagać ludziom w potrzebie. Niestety zawód miłosny sprawił, że zgorzkniała, zaczęła nosić brzydkie spodnie, traperowate buty, krótko ścięła włosy i przestała się malować. Elwira, która została naczelną feministką królestwa, nadal chciała być dobrą wróżką, ale tylko dla kobiet. Wiedziała, że są dwie rzeczy, które niszczą życie kobiety: mężczyzna (ale niestety tego paskudztwa wyplenić nie mogła, bo zabijanie jest wróżkom zakazane) i dziecko. Elwira postanowiła uszczęśliwić wszystkie kobiety w królestwie i nie pytając ich o zdanie, obdarzyła je bezpłodnością. Królewska para płakała dniami i nocami. Wreszcie mądry i sprawiedliwy król wpadł na genialny pomysł - poprosił o pomoc dobrą wróżkę Esmeraldę należącą do organizacji ,,Pro Live’’. Esmeraldzie bardzo leżało na sercu, aby każda kobieta urodziła tyle dzieci, iloma jest w stanie obdarzyć ją jej organizm. Prowadziła ona z Elwirą prawdziwą wojnę i pomagała każdej kobiecie, na którą padł okropny urok Elwiry. Esmeralda czuła się bardzo zaszczycona, gdy para królewska poprosiła ją o pomoc. Okazało się jednak, że przypadek królowej jest wyjątkowo trudny, ponieważ Elwira bardzo szanując królową, postanowiła rzucić na nią potrójny urok. Esmeralda uwarzyła magiczną miksturę po, której wypiciu królowa miała zajść w ciążę. Jednocześnie wróżka oświadczyła, że jeśli dziecko nie poślubi miłości swojego życia do osiemnastej wiosny, to porwie je zła Elwira. Po dziewięciu miesiącach królowa trzymała na rękach pięknego synka. Królewicz miał delikatne rysy królowej i piękne oczy króla, cały dwór i wszyscy mieszkańcy królestwa, zachwycali się nim. Zaraz po narodzinach rodzice wyprawili chrzciny, na które zaproszone było całe królestwo, z wyłączeniem jednej grupy społecznej - okropnych feministek (które zaraz po uroczystości napisały protest do trybunału sprawiedliwości w Jadze). Matką chrzestną została Esmeralda, która zobowiązała się przy tym, iż znajdzie królewiczowi miłość do osiemnastego roku życia. Lata mijały, królewicz rósł, wkrótce miał skończyć osiemnaście lat, a wciąż nie spotkał miłości swego życia. Królowa była bardzo dumna ze swojego syna; zaszczepiła w nim miłość do subtelnej i delikatnej literatury, widziała że syn dba o siebie (królewicz spędzał dziewięć godzin dziennie na siłowni), a na dodatek, co bardzo ważne dla młodego kawalera szukającego miłości, królewicz potrafił się dobrze ubrać; wygodnie i elegancko. Trzy białe paski będące nieodłącznym elementem jego stroju, świadczyły o najwyższej klasie produktów, jakie wybierał. Mądry i sprawiedliwy król nie mógł znaleźć z synem wspólnego języka, nie rozumiał, dlaczego syna takiego mecenasa sztuki jak on nic a nic nie interesuje piękno kobiecego ciała, uchwycone w aktach. Na pół roku przed osiemnastymi urodzinami wróżka Esmeralda zaproponowała parze królewskiej urządzenie balu, na którym miały zjawić się najpiękniejsze panny z królestwa i spoza jego granic; podczas balu królewicz miałby znaleźć miłość swojego życia. Mimo, iż na balu pojawiło się: 187 miss różnych krajów świata, 30 najbardziej znanych i popularnych aktorek, 27 królewien z różnych monarchii i 8 pięknych sprzątaczek (zawsze zapraszanych na takie imprezy po tzw. ,,precedensie kopciuszka’’). Niestety, żadna z pięknych panien nie wprawiła serca królewicza w mocniejsze bicie. Król i królowa byli przerażeni, wiedzieli że dzień urodzin zbliża się coraz szybciej, a ich syn wciąż jest kawalerem. Groźba porwania go przez Elwirę stawała się coraz bardziej realna, wszyscy wiedzieli, że nie miała mężczyzny przez blisko 40 lat. Para królewska zdawała sobie sprawę, że Elwira może wykorzystać królewicza w jakiś niecny sposób. Przez czterdzieści lat zdążyła się uzbierać tona naczyń do pozmywania. Pewnego dnia, gdy para królewska wracała z grzybobrania, królowa zobaczyła biednego, ubranego w łachmany pastuszka, proszącego o kromkę chleba. Królowa znana w całym królestwie ze swojej dobroci (prowadziła fundację ,, porozumienie z bankiem- nie jestem sama’’), odmówiła jałmużny, ponieważ nie miała drobnych, kazała także jak najszybciej usunąć pastuszka z pod bramy wejściowej (zaburzał jej poczucie estetyki). Następnego dnia podczas przechadzki po królewskich ogrodach, dobra i piękna królowa znowu spotkała pastuszka; tym razem nie miał na sobie łachmanów, tylko piękne eleganckie spodnie; po ich rozmiarze i trzech paskach królowa od razu poznała, że spodnie te należą do jej syna i oskarżyła pastuszka o kradzież. Kiedy królewicz zobaczył spętanego i prowadzonego przez straż pastuszka, krzyknął: -Gdzie i dlaczego go prowadzicie?! -Ukradł twoje spodnie, musi zostać ukarany - odpowiedziała spokojnie dobra i sprawiedliwa królowa. -Nic mi nie ukradł, sam mu je dałem.- tłumaczył królewicz. -Co!? Dlaczego to zrobiłeś? Nie widzisz, że to tylko mały śmierdzący pastuszek, żebrak i wieśniak, nam, dobrej i sprawiedliwej arystokracji, nie wolno zadawać się z takim wszami!!!- mówiła królowa coraz bardziej podnosząc głos. -Ja nie widzę tutaj żadnej wszy, tylko biednego człowieka, który nie miał się w co ubrać i widzę jeszcze mężczyznę, który potrzebuje miłości, a ja mogę i chcę mu ją dać. Królowa zemdlała. Następnego dnia para królewska wezwała na tajną naradę wróżkę Esmeraldę. - Proszę wyleczyć mojego syna z pedalstwa - jako pierwszy odezwał się król; wróżkę przeszły zimne dreszcze i łzy napłynęły do oczu. - Moje kondolencje, taka tragedia w królewskiej rodzinie - wybełkotała Esmeralda. - Nie potrzebujemy współczucia, chcemy tylko mieć normalnego syna, masz pół roku, żeby go wyleczyć i rozkochać w kobiecie, inaczej zetniemy ci głowę - zagroziła królowa. - Pedalstwo to bardzo ciężka i groźna choroba - zaczęła Esmeralda - rozprzestrzenia się jak zaraza, coraz więcej zdrowych i zdolnych do prokreacji dziewcząt i chłopców na nią zapada. Leczenie jest możliwe, ale bardzo długie i trudne, tu nie pomogą żadne eliksiry, tu przede wszystkim potrzebna jest dobra wola waszego syna, on musi chcieć się zmienić. - Już ja zadbam o to, żeby zechciał- powiedział król wskazując na wiszący w szafie pas - za miękko go chowaliśmy, powinienem był spędzać z nim więcej czasu – dodał. Mijały tygodnie, a królewicz był nieugięty; wciąż powtarzał to samo: ,, kocham pastuszka i chcę go poślubić’’. Nie pomogli światowej sławy lekarze, psychoterapeuci, nawet sam biskup niewiele wskórał. Na trzy dni przed osiemnastymi urodzinami wróżka postanowiła zastosować terapię wstrząsową - powiedziała, że jak ona nie pomoże, to już nic nie pomoże. W pałacu przygotowano specjalny pokój z wielkim łożem i czerwonymi firankami, na wielkim łożu leżała miss świata ubrana tylko w koronę i szarfę; do pokoju na siłę wepchnięto królewicza. Po pięciu minutach królewicz wybiegł z krzykiem i zaraz zwymiotował. Para królewska była załamana, wiedzieli że znajdują się między młotem a kowadłem. Jeśli zgodzą się na małżeństwo z pastuszkiem, to uratują syna od strasznej Elwiry, ale królestwo zostanie okryte straszną hańbą, władcy innych krajów będą się z nich śmiać. Król bał się też poddanych - gdy oni się o tym dowiedzą, para królewska straci autorytet. Król postanowił w żadnym wypadku nie dopuścić do ślubu syna z pastuszkiem, powiedział, że nie obawia się Elwiry, ma przecież bardzo liczną straż królewską, która nie da porwać królewicza. Rankiem w dniu urodzin, dobry i sprawiedliwy król przyszedł do komnaty syna z życzeniami. Niestety ku wielkiemu zaskoczeniu króla komnata była pusta; jak się później okazało pusta była również cela, w której więziony był pastuszek * * * Trzy dni i trzy noce szła para zakochanych, zanim wdrapała się na świńską górę, na której stał zamek złej wróżki Elwiry. Obaj mieli miękkie kolana, kiedy pukali w czarne wrota. W drzwiach ukazała się średnio ładna, raczej grubawa Elwira, miała na sobie szorty (było widać jej nieogolone łydki) flanelową koszulę i o dziwo naprawdę modne okulary. - Proszę, proszę, kogo tu widzimy – rzekła - królewicz sam do mnie przyszedł; pomyślała -widocznie nie jest taki głupi na jakiego wygląda, bo tylko skończony idiota mógłby z własnej woli żyć z tą ,,przeuroczą’’ parą królewską - widzę, że nie jesteś sam.... - Uciekłem z domu - zaczął wyjaśnianie królewicz - nie pozwolili mi poślubić pastuszka - wskazał palcem na małego wystraszonego pastuszka - wiem, że praca u ciebie nie będzie łatwa, ale wolę ciężko pracować ręka w rękę z pastuszkiem, niż samotnie leżeć do góry brzuchem. - Naprawdę bardzo wzruszyła mnie wasza historia - uśmiechnęła się wróżka - dlatego przyjmę was obu pod warunkiem, że nie będziecie się obijać. Nie minęło kilka dni, a Elwira zdążyła się zorientować, że pastuszek wyśmienicie piecze, robi najlepszy masaż na świecie, opowiada świetne dowcipy, a do tego jest zabójczo przystojny. Pastuszek także przestał interesować się swoim dotychczasowym chłopakiem, przecież to tylko służący, na co mu taki związek? Elwira to kobieta sukcesu, na dodatek potrafi być naprawdę piękna. Po kilku tygodniach królewicz został opuszczony przez pastuszka, który przeżywał teraz upojne chwilę ze swoją Elwirką. Ślub odbył się dokładnie 60 dni od pierwszego spotkania pastuszka i Elwiry. Miłość zupełnie zmieniła Elwirę, schudła, zapuściła piękne złote włosy, ogoliła nogi i zaczęła nosić sukienki. Pastuszkowi nie wystarczał tytuł pana zamku na świńskiej górze, miał dużo większe ambicje, chciał zostać królem. Wiedział, iż może to uzyskać tylko dzięki magicznej mocy swojej kochanki. Elwira na początku krzywiła się na jego plan, mówiła, że odpowiada jej takie życie. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie dużych błękitnych oczu pastuszka, żeby Elwira zmieniła zdanie. Dokładnie w 19 urodziny królewicza, kiedy para królewska ogłosiła żałobę narodową, na królestwo ruszyła czarna armia wyczarowana przez Elwirę. Przejęcie władzy nie było trudne, para królewska i tak traciła popularność. Egzekucja pary królewskiej na rynku dostarczyła jeszcze większego poparcia Elwirze i pastuszkowi. I tak w królestwie nastały dobre i sprawiedliwe rządy. Nowy król szybko przestał interesować się Elwirą i znikał gdzieś na całe noce, za to Elwira tyła z rozpaczy. Król nie był zadowolony, że wszystkie decyzje musi konsultować z królową, na którą nawet brzydził się spojrzeć. Po tygodniu nowych rządów królestwem wstrząsnęła zbrodnia; królowa została zabita. Mimo iż sztylet zbrukany krwią został znaleziony w szufladzie króla, za oficjalnego sprawce został uznany służący pary królewskiej (dawny królewicz), który podobno miał to zrobić z zazdrości. Za popełnioną zbrodnie powieszono okrutnego sługę. Po miesiącu żałoby król znalazł sobie nową żonę, Flanelę Salceson, piękną, błękitnooką blondynkę. Nie tak dawno i wcale nie tak daleko, jeszcze przed trzecią górą i czwarta rzeką, było wielkie i bogate królestwo. Królestwem rządził mądry, sprawiedliwy król i piękna, dobra królowa. Para królewska wiodła szczęśliwe życie; królowa jako miłośnik sztuki całymi dniami malowała piękne kompozycje na swoich paznokciach. A król całymi dniami czytywał Machiavellego.
  12. Chyba nie jest, aż tak źle? Ja przynajmniej wciąż próbuje wierzyć, ze większość z nas jest normalna( w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Twój utwór ma tzw. ,,śmierdzący klimat'' (ja osobiście za takim nie przepadam), dlatego na tle całości wyróżnia się zdanie o prawdzie, które przenosi nas w inny niby idylliczny, nieosiągalny świat. Pozdrawiam ciołek
  13. Dzięki :)
  14. -a to czemu? dzieciństwo miałem piekne, podobnie jak i dziadka dzięki za komentarz
  15. Dziadek miłośnik fiołków, dał mi na siódme urodziny wielką donicę z małym fiołkiem. Sam go wyhodował. Jak będziesz się nim dobrze zajmować, za rok dostaniesz rybki Rybki już dawno zdechły ,fiołek wciąż się zieleni na zamszowych liściach. Każdej wiosny sprawia mi radość fioletowym prezentem. Po piętnastu latach ciasno fiołkowi w małej donicy, brak mu miejsca na świecie. Kwiaty coraz mniejsze, ostatniej wiosny wcale nie zakwitł. Na śmietniku fiołek zniknął z mojego życia, nie dostanę drugiego. Wpadnę do dziadka z bukietem fiołków, postawię je w wazonie, przetrę marmurową płytę.
  16. Uśmiecham się, ale nie pokazuję wszystkich zębów, tylko nieśmiało uchylam wargi. Patrzę w Twoje błękitne oczy, zachłannie chcę im zabrać: dobro, pokorę, ufność, nadzieję. Wtedy pozostałby w nich tylko ból. Odwzajemniasz mój uśmiech. Wycierasz moje łzy. Mocno mnie przytulasz. Uwalniam się z uścisku. Idę do kuchni. Na stole stawiam kawę i ciastka dziurką. Siadamy , uśmiechamy się do siebie, spoglądamy z nadzieją w oczy. Bawię się ciastkiem, wciskam je na palec zamiast jeść(zawsze mówiłeś: ,,nie baw się jedzeniem’’). Spoglądam zawstydzona w Twoją stronę; jesteś zapatrzony w otchłań kawy. Chcesz pewnie znaleźć w niej odpowiedzi na najtrudniejsze pytania. Zapomniałeś, najpierw trzeba ją wypić, żeby wróżyć z fusów. Jeszcze się dzisiaj nie odezwałeś. Cisza mnie przytłacza. Zrzucam łyżeczkę na podłogę. Razem ją podnosimy. Wracamy na miejsca. Zaczynam płakać. Ty siedzisz z niewzruszoną miną. Prawdziwi mężczyźni nie płaczą. Wstaję. Podchodzę do barku. Wyjmuję wódkę i kieliszek. Nalewam. Pierwszy, drugi, trzeci. Patrzysz na mnie błagalnie. Otwierasz usta... Wypijasz wielki łyk kawy. Roztrzęsiona zakładam płaszcz. Wychodzę z własnego domu. Ty zostajesz w obcym już mieszkaniu. Wracam po godzinie. Ciebie nie ma, wódki też.
  17. w pokoju pełnym twoich starych zdjęć wszystkie ołówki poszły z wiórem pod ostrzem moich zębów w kuchni stoi zaparzona melisa nie mam na nią ochoty zostały jeszcze paznokcie
  18. Dziękuję za opinie. :)
  19. siedzą na kanapie pogrążeni w transie oglądania pogody nie słuchają głosu o który tak zabiegali nie patrzą w oczy wyśnione przed laty ‘’jutro będzie chłodno weź szalik kochanie’’ mówi i idzie do kuchni wyłączyć czajnik który się z nich śmieje
  20. Był mroźny, zimowy dzień. Marta nie wzięła czapki, bo chciała być fajna. Jechała autobusem linii 86, jak zawsze na miejscu podwójnym, przy oknie. Na szczęście, wsiadła na krańcówce i mogła wybrać sobie miejsce. Jak się siedzi na podwójnym przy oknie, to jest się nie do ruszenia, żadna babcia nam nie w strach i można w spokoju poczytać swoje notatki przed lekcjami. Mroźnymi, zimowymi dniami lubią też jeździć autobusami różni staruszkowie, właśnie z takim staruszkiem miała Marta przyjemność. Siedziała na swoim miejscu przy oknie i powtarzała biologię, gdy przysiadł się do niej mały wysuszony staruszek i zgadał: - Wie pani, jadę kupić rybki, akwarium już przygotowałem. Nie mogę się doczekać, aż je tam wpuszczę, będzie pięknie. - Na pewno- odpowiedziała Marta niechętnie, chowając notatki do plecaka, wiedziała co się szykuje, będzie tak ględził, dopóki nie wysiądzie. -Bo ja już kiedyś miałem akwarium, ale dawno. To było, no kiedy to było.....?- zastanawiał się dziadziuś- jakieś lata 60- te. - Aha- odpowiedziała średnio zainteresowana Marta. - Wie pani, co się stało? Mój młodszy syn zbił je siekierą. - Jak to? - Pokłócił się z bratem i celował w niego, na szczęście nie trafił, ale akwarium diabli wzięli. Wojtuś to z siedem lat wtedy miał, a Tadek 10. - Taki mały i siekierą w brata celował? - Wojtuś to moje najspokojniejsze dziecko, on jest przyłóż do rany, Tadzio to musiał go wtedy poważnie z równowagi wyprowadzi. - No musiał. - Wie pani, Wojtuś to zawsze taki głuptasek był, baliśmy się nawet, że podstawówki nie skończy, w pierwszej klasie kiblował. Jak dostał się na prawo, to było dla nas ogromne zaskoczenie. Mówiliśmy: niech sobie zdaje, spróbować zawsze może, ale się na pewno nie dostanie. - Tak w syna pan nie wierzył? - Rok wcześniej, córka szwagierki tam zdawała, bardzo zdolna i mądra dziewczyna. Ona się nie dostała, zresztą- zawiesił głos- pół roku potem umarła, to miał być jej pierwszy dzień w pracy, nie doszła, potrącił ją samochód, taka młoda dziewczyna teraz to z 50 lat by miała. - Przykro mi. -A Wojtuś się dostał i skończył, ma świetną pracę, ładną żonę i mądre dzieci, obie córeczki studiują. Najlepiej mu się powodzi ze wszystkich moich dzieci, a myśmy z Marysią myśleli, że to on będzie miał w życiu najciężej. - No tak to już bywa- powiedziała, żeby nie było, że nie słucha. -Zawsze wydawało się nam, że najlepiej to ułoży się w życiu Tadziowi, taki mądry, bystry chłopak, zresztą też skończył studia, potem pracował w wytwórni tytoniu, pokłócił się z kierownikiem i wstąpił do milicji. Co się pani tak skrzywiła?- Marta spojrzała zdziwiona, bo wcale się nie skrzywiła, właściwie nic ją nie obchodzi, co ten dziadek mówi- ja się za syna nie wstydzę, sam byłem w partii, co prawda po wystąpieniu Chruszczowa złożyłem legitymację. -To dobrze- powiedział, chociaż nie za bardzo się w tym orientowała. -Wie pani, ja naprawdę w to wierzyłem, mój ojciec był w podziemiu komunistycznym podczas wojny, zginął za to w Dachau. Ja sam siedziałem wtedy w więzieniu, miałem 7 lat i byłem najmłodszym więźniem politycznym na terenie Łodzi i w ogóle nie wiedziałem, za co. - Naprawdę?- Spytała zaciekawiona, chociaż będzie mogła się pochwalić, że pan, z którym rozmawiała, był najmłodszym więźniem politycznym itd. - Wie pani, co powiedział ojciec, jak go prowadzili Niemcy? -Co? -Powiedział, że teraz jest źle, ale jeżeli spełnią się jego marzenia, to Polska będzie wolna, a ludziom będzie się żyło lepiej niż przed wojną; wszyscy będą mieli na jedzenie i ubranie, że Polacy będą szczęśliwi. -Aaaa. - Wie pani, gospodarzami domu, gdzie mieszkaliśmy w czasie wojny, byli państwo Somerrowie. To byli naprawdę porządni ludzie, co z tego, że Niemcy. Zabierali polskie dzieci do wesołego miasteczka, dawali nam cukierki. Dorośli chodzili do nich słuchać zakazanego radia. - No to dobrzy byli. -Właśnie. A po wojnie Rosjanie ich wyrzucili, nic nie pozwolili im ze sobą wziąć, a na dodatek jeden z moich sąsiadów, zjadł im psa. -Jak to? - Jak wyjeżdżali, powiedział do nich tak :,,wiecie państwo, wy to dobrzy ludzie jesteście i do was nic nie mam, ale tego psa to bym zjadł’’ i zjadł. -Okropne. -W czasie wojny ludzie mieli mało jedzenia, a taki biegający żywy pies, to było marnotrawstwo mięsa. - Ble. -Ja mam jeszcze Hanię, to dobra dziewczyna naprawdę. - Nie wątpię. - Ja jej wcale nie potępiam, tylko nie mogę zrozumieć, myślałem, że ona naprawdę kocha Tomka, a tu się okazało, że to dziecko nie jest jej męża. Wie pani, że oni przez rok udawali, że to ich wspólne dziecko. Tomek znał prawdę od początku, Hania mu powiedziała, nawet jego rodziców oszukiwali. Biedni ludzie, nagle dowiedzieli się, że ich wnuczka nie jest ich wnuczką. Hania się z nim rozwiodła, chociaż błagał ją na kolanach powiedział, że wychowa Agniesię jak swoją, ale ona chyba przestała go kochać. - Tak czasem bywa. -Bywa, bywa. Wie pani co? Pani to jest podobna do mojej Marysi. Mój Boże, jak ja ją kochałem, mimo że tak dużo się kłóciliśmy, jak mi jest ciężko bez niej. - Rozumiem. -Raz to się po kłóciliśmy o kompot i pół roku nie odzywaliśmy się do siebie. - O kompot? - Pewnego, mroźnego, zimowego dnia Marysia odwekowała jakiś słoik i zrobiła kompot, to mówię:,,Marysiu, jaki dobry kompot z gruszek’’, ona odpowiedziała : ,,ależ Rysiu, to są jabłka’’ i tak od słowa, do słowa pół roku milczenia. Ale my się naprawdę bardzo kochaliśmy. Nie mogę sobie bez niej poradzić. - Da pan radę. -Wierzy pani w duchy? - Nie. -Ja też nie wierzyłem, dopóki Marysia nie zaczęła do mnie przychodzić. -Jak to przychodzić? - Siada na tyle łóżka i spogląda na mnie. To dla niej te rybki jadę kupić, ona kochała patrzeć na akwarium, zresztą już niedługo, do niej dołączę, myślę że, ona po mnie przychodzi, cieszę się, bo wie pani... - Przepraszam, ale ja wysiadam- przerwała mu i szybko wyskoczyła z autobusu. Obok dziadka usiadła pani po 40-stce. -Pani wygląda zupełnie, jak moja Hania, ona też kocha zielony, podobałby się jej ten płaszcz.- powiedział do poważnej pani. *** Przemarznięta( bo bez czapki) Marta weszła do szkoły i zaraz spotkała na swojej drodze znajomych. - Wiecie co?- powiedziała- Przysiadł się do mnie w autobusie jakiś dziadek i chrzanił od rzeczy, nic się nie nauczyłam. - To trzeba było go olać, ja tak zawsze robię- powiedział Bartek. - No tak, ale on był najmłodszym więźniem politycznym na terenie Łodzi w czasie wojny.
  21. rozpostarł skrzydła szczęśliwy poleci z najwyższej góry zapomniał tylko nie potrafi latać mama mu nie wytłumaczyła jak szybko machać skrzydłami który obrać kurs żeby trafić do rajskiej afryki spotkał się z brukiem nie ma ochoty wstawać
  22. Bardzo mi miło, ze się wam podoba, nie będę tutaj tłumaczył, czy miało to być lieryczne czy ironicznie, aurtorowi jest bardzo miło gdy czytelnicy róznie odczytują jego utwory i coraz to odnajduja inne znaczenie.
  23. Obieram jabłko. Nigdy nie lubiłaś skórki, a ja zawsze nawet ogryzek zjadałem. Teraz siedzę w pustym domu i obieram jabłko, ale Ty nie chcesz już ode mnie jabłek, nawet najpiękniej obranych, pokrojonych i podanych. Może wpadniesz dzisiaj po swoją pomadkę, na wszelki wypadek obiorę, bo przecież lubisz jabłka. Mówiłaś, że mają tylko 60 kalorii i jedno nie zaszkodzi, a potem zjadałaś trzy naraz. Późno, dzisiaj już nie przyjdziesz. Jutro obiorę nowe. Z dzisiejszego, wczorajszego i przedwczorajszego upiekę szarlotkę, na pewno się ucieszysz. Widziałem Cię, jak spacerowałaś wczoraj z nim ulicą, jedliście na spółkę jabłko, jeden gryz Ty, drugi on. Wpadnij dzisiaj, będzie szarlotka i kompot z jabłek.
  24. szare zdjęcie ja i moja siostra na koniku z biegunami (ona dwa razy większa całego mnie przygniata na mojej przyduszonej twarzy uśmiech ludzki wyraz radości szczęście zamknięte w czarno-białych ramach) razem go ujeżdżamy dzisiaj pani doktor matematyki nudzi się przy rozmarzonym studencie brak nam wspólnego konika
  25. Powiastka o Grypściągu Był sobie pewien Grypściąg ( nazwijmy go,,naszym Grypściągiem’’, ponieważ w tej opowieści pojawią się inne Grypściągi i trzeba je jakoś rozróżniać). Gdy nasz Grypściąg osiągnął wiek dojrzały, starym grypściągowym zwyczajem wyruszył w świat. Na początku nasz Grypściąg szedł przez zielony las i ciągle pogwizdując podziwiał przyrodę. Nasz Grypściąg żywił się szyszkami i mchem- ulubionym pokarmem Grypściągów. Na końcu zielonego lasu, była łąka, a za nią ogromne jezioro. Jeśli nasz Grypściąg chciałby kontynuować swoją wyprawę musiałby je przepłynąć. Trzeba wiedzieć, że Grypściągi panicznie boją się wody. Nasz Grypściąg stanął, więc przed wielkim problemem, albo wrócić z powrotem i najeść się wstydu, albo ryzykować własne życie i próbować pokonać jezioro. Nasz Grypściąg to bardzo honorowy Grypściąg i wybrał drugie rozwiązanie. Aby przeprawić się przez jezioro postanowił zbudować solidną tratwę. Było to bardzo trudne zadanie. Nasz Grypściąg przytargał z trudem trzy duże pnie i nie mógł poradzić sobie z ich związaniem. Nasz Grypściąg poszedł więc do lasu z nadzieję, że znajdzie tam coś, co mogłoby mu pomóc sklecić tratwę. Kiedy był w lesie, nagle ktoś zasłonił mu oczy, okazało się, że nasz Grypściąg spotkał innego Grypściąga. Grypściąg ten miał głębokie oczy, piękny uśmiech( nazwijmy go Grypściągiem długorzęsnym) od razu spodobał się naszemu Grypściągowi. Oba Grypściągi dzięki pracy zespołowej szybko zbudowały tratwę, a podczas pokonywania wielkiego jeziora dodawały sobie nawzajem otuchy. Nie muszę chyba dodawać, że szybko się zaprzyjaźniły. Podczas długiej podróży nasz Grypściąg nosił tobołki Grypściągowi długorzęsnemu, a czasem nawet brał jego samego na ręce, gdy ten był zmęczony. Grypściąg długorzęsny dbał, aby naszemu Grypściągowi nie brakowało szyszek, ani mchu do jedzenia, dbał też aby nasz Grypściąg chodził w czystych zacerowanych ubrankach. Ich droga była wypełniona radością, choć jak to u Grypściągów bywa nie brakowało drobnych sprzeczek o byle co. Niestety pewnego upalnego dnia idylla ta została przerwana. Oba Grypściągi były szalenie zmęczone wędrówką w skwarze, a do miejsca spoczynku były jeszcze dwie godziny drogi: - Nie mam już sił padam z nóg- powiedział Grypściąg długorzęsny. - Ja też już ledwo idę- odpowiedział nasz Grypściąg. - Może byś mnie trochę poniósł? - Uwierz mi naprawdę bym chciał, ale jestem strasznie wykończony. - No cóż, jak nie to nie. - Ja cię mogę zanieść gdzie tylko zechcesz- powiedział nieznajomy Grypściąg, który właśnie wyłonił się z za drzew. Nie znajomy Grypściąg był wyższy i lepiej zbudowany od naszego Grypściąga, od razu wpadł w oko Grypściągowi długorzęsnemu( nazwijmy go napakowanym Grypściągiem). Od tej pory Grypściągi wędrowały w trójkę. Niestety nie była to tak radosna podróż, jak droga w duecie. Naszego Grypściąga irytowało jak napakowany szpanował przed długorzęsnym swoją ogromną siłą, wyrywając krzaczki z korzeniami, denerwowało go też, gdy napakowany Grypściąg całymi dniami niosił długorzęsnego. Napakowany nie mógł za to znieść długich wieczornych pogawędek i spacerów we dwoje naszego Grypściąga z długorzęsnym. Napakowany czuł się strasznie niedoceniony, przecież to on całymi dniami dźwigał cudnie krągłego długorzęsnego, a ten zamiast z nim, zbyt dużo czasu spędzał z naszym Grypściągiem. W grupie zrobił się jak to powiadają- kwas. Pewnego wieczora czara się przelała: - Czy będę mógł cię jutro ponosić?- zapytał się nasz Grypściąg długorzęsnego podczas wieczornego spaceru - Wiesz przecież, że nasz przyjaciel mnie nosi- odpowiedział Grypściąg długorzęsny - Ale ja też mogę, pamiętasz jak byliśmy tylko we dwoje to cię nosiłem. - On jest silniejszy - Ja też jestem w stanie cię unieść. - W jego silnych ramionach czuję się bezpiecznie, a ty po co masz się męczyć? Dla niego to błahostka. Po tej rozmowie smutny nasz Grypściąg poszedł do swojego szałasu, gdzie czekał na niego napakowany Grypściąg: - Dosyć mam tych upokorzeń wyzywam na pojedynek!- Krzyknął do naszego napakowany Grypściąg. - I bardzo dobrze, nie mogę się doczekać, aż znikniesz raz na zawsze z mojego życia. - O północy pod wielkim dębem, w tajemnicy przed pięknym przyjacielem. - Będę! Jeszcze mnie popamiętasz! Słońce już od dawna górowało nad światem, gdy obudziły się dwa mocno poturbowane Grypściągi. Gdy wstały zauważyły, że ich rany są starannie opatrzone. Pierwszy poderwał się z ziemi nasz Grypściąg i pobiegł podziękować długorzęsnemu za opatrunki, ale szałas długorzęsnego stał pusty. Na początku Grypściągi się tym zbyt nie przejęły były przekonane, że długorzęsny poszedł pozbierać pysznych szyszek na obiad. O zmierzchu Grypściągi zarzuciły topór wojenny i postanowiły odszukać długorzęsnego. Przez pierwsze dni oba Grypściągi w milczeniu wypatrywały pięknego przyjaciela. Po dłuższej drodze czas zamazał dawne urazy i zaczęła tworzyć się nić przyjaźni, pierwsze rozmowy dotyczyły zaginionego, rozmawiali o jego: uśmiechu, oczach, niesamowitych kształtach. Z czasem oba Grypściągi stały się wielkimi przyjaciółmi, do końca życia wspólnie pokonywali trudności losu, poszukując długorzęsnego, którego nigdy nie znaleźli. W swoich ostatnich latach (żyli koło 120 lat- to bardzo dużo jak na Grypściągi) oba Grypściągi były pewne, że długorzęsny był tylko snem. Ale ten sen, dał im siłę do życia.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...