-
Postów
19 950 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
19
Treść opublikowana przez M_arianne
-
Odetchnijmy chwilę na łące jeszcze trawa zielona słabiej grzeje jesienne słońce ale ciepłe są twoje ramiona Czas nas wiedzie z wolna ku zimie babie lato się snuje odetchnijmy w liściach przez chwilę jeśli ciągle tak samo czujesz...
-
Jak miło, pan mnie poznaje... Ja też pana witam. Pan się nie śpieszy...pan przystaje...a w mojej głowie niepewność się rodzi, czy to mój widok tak pana ucieszył? Pan się wyraźnie zatrzymał, nie chce pan tak szybko ze mną się rozminąć... - Ach, tak...słyszał pan o moim maleńkim sukcesie. Dziękuję,bardzo mi miło. Nie wiedziałam, że wieść tak się niesie. Jak na razie sukces to niewielki, słyszał pan niezbyt dokładnie ale dziękuję. Chodziło panu raczej o to spotkanie niespodziewane. Cóż, czas mija, pan sobie sprawę zdaje. Panu jest do twarzy jesienią, a dla mnie latem. Nie mam już tylu piegów, choć lato bywa piegowate. A jesienią wiatr układa na ścieżce dywanik z kolorowych liści, które rozrzuca po parku koszami, a my właśnie jesienią tutaj się spotkaliśmy. Pan chyba wie już to, co ja. Pan od podszewki życie zna. Życie wypisuje nam ślady na twarzy. Twarz jest odbiciem różnych zdarzeń tajemniczych. Z lekkim zwątpieniem spoglądamy sobie w oczy w sposób nawet dość uroczy czytając, o co w życiu chodzi. Skoro los nas zetknął, i rzucił na ścieżkę jedną, i jakież to tematy nam poddaje, gdy nie jesteśmy już bardzo młodzi? Czy wspólna to droga, czy rozstaje...? Pan na mnie zbytnio nie nastaje, choć od zarania dziejów różnią nas poglądy, i jest pan nawet dość uprzejmy, czyżby to było pojednanie? Mógłby to być wybór mądry, i akcent przyjemny. Pan już to odgadł, ja też jestem dość ustępliwa w życiowych tematach. Cóż, lat nam przybywa, nie tylko od nas zależą losy świata.
-
Wzruszające,ukazujące tęsknotę za utraconą bliską osobą opowiadanie.Puste miejsce przy świątecznym stole...W sumie niezłe.
-
oto wór i rum o mur i rów oto
-
Żeby było zadość
M_arianne odpowiedział(a) na M_arianne utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Dziękuję za komentarze.Od siebie dodam,że wszystko jest poezją, dlaczego więc pomijać pieniądze? -
To w ogóle nie jest sonet,tylko po prostu pański utwór.Jeżeli tylko pan zechce,to wiadomości na temat sonetu wyczyta pan na stronach internetowych.Nic się nie zgadza.
-
Ja też trafiłam wcześniej na te ślimaki i jeszcze przede mną Eugen De.Pozdrawiam.
-
Choć dla króla się powodzi i łakoci zjada wiele, też gdzieś sam piechotą chodzi, nie wypada z przyjacielem.
-
Żeby było zadość
M_arianne odpowiedział(a) na M_arianne utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Miłości, która nie odchodzi, gdy troska doskwiera. Przyjażni, która nie kończy się wraz z zawartością portfela. Życia, które nie biegnie jakby obok życia. Ludzi tolerancyjnych gdzieś w normy granicach. Zdrowia, które pozwoli nam na zdrową radość. No i jeszcze pieniędzy, żeby było zadość... -
Apetyt na soczyste cytryny
M_arianne odpowiedział(a) na M_arianne utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Apetyt mam wielki na soczyste cytryny zupełnie bez żadnej szczególnej przyczyny i mówiąc szczerze trudno mi pojąć że taka chęć mnie bierze na te owoce południowe przyznaję bardzo zdrowe Żółtą skórkę zdejmuję nożykiem i białą warstwę podskórną usuwam kroję cytrynę na plasterki obsypuję cukrem i do ust wsuwam Zjadam ją ze smakiem i z apetytem wielkim tak....tak...tak... wprost pożeram ociekające sokiem cytrynowe plasterki Doskonale czuję i delektuję ich cierpki smak a sok to po prostu kap...kap...kap... kropelka za kropelką wzbudzając moją chęć wielką na soczyste cytryny bez żadnej przyczyny choć mówiąc szczerze trudno mi pojąć że taka chęć mnie bierze i jakie emocje budzą we mnie te owoce żółte...nieduże...świeże... o przejrzystej strukturze wewnętrznej Pewnie są bogate w składniki odżywcze a może dobre są na serce -
Szklana kula z wodą wśród wodorostów lśni złota rybka *** Akwarium z wodą wśród bujnych wodorostów lśni złota rybka
-
Obrazek w wierszu,jak wyjęty z mojego ogródka.Ja robiłam wyniki,a tam "sadomia"itd.Urodzaj na jabłka w tym roku taki,że aż gałęzie się łamią.Zatrzęsienie...
-
Na szarym niebie ozdobiony biedronką kwiat słonecznika
-
Słońce kapie na liście mieniące się paletą barw Mniej drażnią nagie już gałęzie Na lśniącej tafli jeziora królują łabędzie Wiatr pieszczotliwie muska zarośla Tu można poczuć się poetą
-
Wyjście lepsze
M_arianne odpowiedział(a) na M_arianne utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
kolejny ranek mąci w głowie kusi przestrzeń wkładam buty i wyruszam bo to wyjście znacznie lepsze i odpocząć płuca mogą Poza miastem śnieżne drogi przemierzają moje nogi aż nie żaląc się nikomu wracam w progi mego domu -
Ja, ty - czytaj. I liter - kret - ile?
-
i rogi przyprawi
-
Pierwsza lekcja jazdy konnej. Odprowadzał brat do stajni klacz. Klacz była stara, siwej maści. Była to własność babci, i stajnia też do niej należała. Prowadził brat tę klacz przez podwórze, a ja tam akurat się bawiłam. Przywołał mnie brat, i nim się spostrzegłam posadził mnie na grzbiet tej klaczy. Nagle znalazłam się wysoko nad ziemią, ale na dłuższe rozmyślania to nie było czasu. Zauważyłam, że siedząc na grzbiecie klaczy nie zmieszczę się w drzwiach stajni, bo były zbyt niskie. Do stajni było już tuż, tuż, więc z tym ładunkiem niespodziewanych emocji w sobie, zaczęłam wrzeszczeć wniebogłosy. Wtedy, oczywiście w odpowiedniej chwili, po prostu zdjął mnie brat z tej kobyły, i postawił na ziemi, bez słowa, bo sam musiał zająć się klaczą. Było, minęło ale dobrze pamiętam, a urazu nie mam. Zajączek wielkanocny. Święta Wielkanocne, to jedno z najważniejszych świąt w roku, i wszyscy uroczyście je świętują. Tak samo było dawno temu, około roku 1965, chociaż świat wyglądał wówczas mniej kolorowo, a jajka malowało się przeważnie w cebulaku, tzn.w wywarze z łupinek cebuli. Mama organizowała te święta, i obmyślała listę potraw, a rodzina tylko jej "pomagała". Brat, jak to brat...też był pomysłowy. Tego dnia, gdy przebudziłam się rano, na dworze leżał śnieg, i było chłodno. Przyszedł brat z tajemnicza miną, i powiada; - Wstawaj i ubieraj się szybko, pójdziemy do sadu, bo chyba już zając wielkanocne jajka roznosił, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie dowierzałam, ale czułam zapowiedź przygody, i słodki niepokój. Poszłam do sadu, a tam pod krzaczkami leżały kolorowe, jeszcze ciepłe pisanki malowane w cebulaku. Bardzo się ucieszyłam z tej niespodzianki, jednak moją uwagę przyciągnęły ślady w śniegu. Sądząc po rozmiarach śladów, to ten zajączek był mutantem, bo nosił buty numer dziewięć. Oniemiałam... W puszczy. Pewnego razu zabrał mnie brat około półtora kilometra od domu, jak mi się wówczas wydawało, bardzo daleko. W głębi pola, choć nie daleko od drogi, rosła kępa drzew i zarośli. Nazywaliśmy to miejsce puszczą. Owa puszcza wydawała się wówczas dla mnie tajemnicza, i nieco groźna. Po dotarciu na miejsce rozejrzeliśmy się po terenie, i po zaroślach. Przyznaję, że niewiele widziałam, bo trawy były tam wyższe ode mnie. Brat zaproponował mi zabawę w chowanego. - Ja będę Cuckiem - tak nazywał się pies sąsiadów - a ty zajączkiem, powiada brat. Odwrócę się twarzą do drzewa, i policzę do dziesięciu, a potem będę ciebie szukał, tylko dobrze się schowaj. Tak też zrobiłam. Nie oddaliłam się zbytnio. Schowałam się za grubym pniem. Brat trochę przedłużał to szukanie, ale w końcu mnie znalazł ukrytą za grubym pniem drzewa. - Teraz ty odwrócisz się, i policzysz do dziesięciu - tylko nie podglądaj - a ja się schowam - kontynuował zabawę. Jak powiedział, tak też zrobiłam . Policzyłam do dziesięciu, i zaczęłam rozglądać się. Zarośla i drzewa urastały do rozmiarów puszczy, a brata, jak nie widać, tak nie widać. Zaczęło mi się zbierać na płacz, bo może tak mnie tu zostawił, i poszedł sobie. Trwało to dłuższą chwilę. Widocznie obserwował mnie z ukrycia, bo akurat odezwał się. Wtedy go dostrzegłam. Ukrył się wysoko na drzewie, pomiędzy konarami. Tak wysoko, gdzie nawet nie starałam się go szukać. - Nie bój się, jestem tu, już do ciebie schodzę - powiedział mój duży brat. W ten sposób - w zabawie - mógł mnie uratować z opresji, i zabrać z groźnej puszczy do domu. Spotkanie z trzmielem. Innym razem zabrał mnie brat na łąkę. Było to latem, i byłam lekko ubrana. Miałam na sobie kolorową sukienkę, i buciki. Powietrze drgało w upale, asfalt był lepki, tu i ówdzie rosły poziomki. Poziomki były słodkie, dorodne i aromatyczne. Wokół pełno było różnych owadów: fruwały, pełzały, latały, skakały, brzęczały, i bzykały. Byliśmy około kilometra od domu. Sielanka. Nagle brat wpadł na jeszcze jeden świetny pomysł. - Zdejmij bucik z prawej nóżki - powiada do mnie. - Po co mam zdejmować bucik? - pytam. - Jak mówię zdejmij, to zdejmij - nalegał brat. Posłusznie zdjęłam więc bucik z prawej nóżki. Tuż, tuż w trawie latał brzęczący bączek, to znaczy trzmiel. - Nadepnij nóżką bączka - nakazał brat, nic ci się nie stanie -zapewnił. Nadepnęłam więc nieszczęsnego bączka, a on natychmiast wkłuł mi żądło w spód stopy. Rozpłakałam się, bo to było bardzo piekące. Stopa obrzękła mi od spodu, więc brat musiał zanieść mnie do domu "na barana". Być może zaserwował mi naturoterapię... Otwieraj, jestem bandytą. Pewnego dnia na długiej przerwie miałam przyjść do domu - to było bliziutko od szkoły - aby doglądnąć chleba, który piekł się w piecu, i nie mógł tam "siedzieć" zbyt długo, bo przypaliłby się. Przyszłam więc, otworzyłam piec, i robię, co mi nakazano, aż tu nagle ktoś wali do drzwi. - Otwieraj, jestem bandytą - krzyczy za drzwiami nosowy głos. Wystraszyłam się bardzo. Otwierać ani myślę, tylko pędzę do drugiego wyjścia, i wydostaję się do ogrodu z drugiej strony domu. Szybko biegnę przez sad do furtki. Za furtką to już była droga, a za drogą boisko szkolne. Dopadłam furtki, oglądam się blada ze strachu, z sercem w gardle, a zza domu wyłania się mój brat i mówi: - Nie bój się, to ja, żartowałem tylko. Popatrzyłam, odetchnęłam, i jeszcze roztrzęsiona pobiegłam na kolejną lekcję. Nic się nie stało. Zakład. Zabrał mnie kiedyś brat ze sobą na zabawę. Zbytnio o mnie się nie troszczył, bo też nie musiał. Tego wieczoru przyszedł mu jednak do głowy jeden z ciekawych pomysłów. Mój brat był brunetem o ciemnych oczach - teraz już mocno szpakowaty - opalał się na kakao, i wzrostu mu nie brakowało. O jego pomyśle nic nie wiedziałam, więc nie byłam świadoma tego, co się dzieje. Brat spotkał swoich kolegów, i zaproponował im zakład. Mniejsza o co, mnie to nie dotyczyło. Koledzy mieli za zadanie odnaleźć na sali siostrę, bez żadnych dodatkowych wskazówek. No i szukali wyrośniętych brunetek, gdy ja tymczasem spokojnie bawiłam się w towarzystwie rówieśników. Pamiętam, że w czasie tej zabawy poprosił mnie do tańca jakiś mężczyzna w wieku brata, ale mnie o nic nie wypytywał. Brat wygrał zakład. Po zabawie zabrał mnie do domu. Osiemnastka. Ukończyłam osiemnaście lat, piękny to wiek. Urodziny świętowałam skromnie z rówieśnikami, na łonie natury i do późna. Taki ciepły, przyjemny, majowy wieczór. O urodzinach pomyślał też następnego dnia mój brat, i tak do mnie powiada: - Skończyłaś osiemnaście lat, to napij się ze mną wina. Byliśmy w sadzie, brat wyjął czerwone wino. Rozmawialiśmy o banalnych sprawach, i popijaliśmy to wino. W pewnym momencie poczułam się dziwnie. Po prostu moja miarka już się przebrała. Powiedziałam bratu, że czuję się nieprzyjemnie, i tego wina mam absolutnie dość. Brat popatrzył na mnie uważnie, po czym powiedział: - No, widzisz, jak to jest... od dzisiaj będziesz wiedziała, że tyle wina, to ci już nie wolno pić. Tak skończyła się lekcja picia wina, i muszę wyznać, że wina nie lubię pić. No, maleńką lampeczkę, przy szczególnej okazji, jeśli bardzo dobre.
-
Tym razem
M_arianne odpowiedział(a) na Monika Norecka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
"ukratkiem" to znaczy ukradkiem,poza tym podoba mi się "prosił o zbyt wiele"...