teraz siedzę przy oknie
smutno znowu kogoś brak
w kierach burza szaleje
zdrowy gonisz polny wiatr
słucham znanej muzyki
chociaż tyle możesz dać
wpadasz czasem na chwilę
mówisz - o siebie już dbaj
stale jest ciebie mało
w kołowrotku plączesz nić
patrząc na mnie wymownie
dajesz wierzbowe witki
lniana nitko żagle pleć
na błękicie rozłóż je
niebo wiatru dużo daj
wodo – stań się moim snem
Marlett oraz Sosna
Pancołek
trzeba osiągać zgodę
nie tożsamość (bo ta nie jest możliwą)
temat "rzeczny" (rzeka bystra - niebezpieczny)
a jednak dalej twierdzimy uparcie myśliMy, że kobiety są w większej gotowości do poświęceń
jesteśmy stąd gdzie poezja dojrzewa
na tle chmur rozłożona korona drzewa
mocny wiatr w porywie targa białe żagle
i gdzie albatros do lotu podrywa się nagle
PozdrawiaMy.
przelotne spojrzenia na odległość
koniuszków palców nikt nie dotknął
kiedy zagrała niesłyszalna muzyka
splatając razem niebo i ziemię
w zacienionych krużgankach słychać echo
odbitych kroków od kamiennej posadzki
przeplatane półcieniami fałd jedwabnych sukien
łagodnie okryte pyłem spod stóp w ciżemkach
uwikłany w poloneza wąż pstrokaty
niekompletny – jeden chłopak idzie sam
bo dziewczyna uwiedziona rytmem sklepień
jest kolumną w ciągu napowietrznych sal
Marlett oraz Sosna