
Wuren
Użytkownicy-
Postów
980 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Wuren
-
Prolog Centrum, "Mekka", 16 I 2004, 4:40 - Zimno, podkręć na trójkę – mężczyzna w czerwonej kamizelce krzyknął na tył restauracji. Sala była jeszcze zupełnie pusta. “Trzeba będzie włożyć nową świeczkę” - pomyślał, patrząc wciąż nieprzytomnym wzrokiem na pierwszy stolik. Na białej koszuli widać było niedoprane ślady po ciemnym sosie. Wnętrze lokalu było jeszcze ciemne, półmrok wisiał w powietrzu; ciemny dywan i równie ciemne obrusy podkreślały dekadencki klimat. Całe pomieszczenie było przesiąknięte dymem, mimo wiecznie niedomkniętego, starego okna w drewnianej ramie. Zdawać się mogło, że nie pamięta czasów świetności, więcej – nigdy takich nie było, jakby od początku projektowano ten szynk, mając przed oczyma obraz wiecznie zaspanej knajpy dla wiecznie zaspanych klientów. Jedynym elementem psującym schyłkowy styl był telewizor wiszący nad kontuarem. Kelner podszedł do stolika pod oknem. Z brzegu, pod ścianą, leżała butelka po “Balantine”, spełniająca funkcję świecznika; ze świeczki został ledwie centymetrowy ogarek. Na dwu pozostałych stolikach, stały, również udając świeczniki, flaszki po czystej i po szampanie. Niewyspanymi oczyma zlustrował salę. Wyjął zapalniczkę i po chwili pierwszy płomyk rozjaśnił obrus na stoliku. Pierwsza Centrum, "Mekka", 3 XII 2003, 20:53 - Jjeszcze jjeden – zawołał zapity typ siedzący pod oknem. - Służę panu, ale pan już wypił pół butelki, może podać jakąś zakąskę? - zasugerował grzeczny do przesady kelner. - Nie, najlepiej przynieś pan całą butelkę – pijany mężczyzna najwyraźniej miał zamiar dokończyć wieczór w stanie kompletnego zamroczenia. Czerwona kamizelka zniknęła w wejściu do kuchni, lecz pijak zdawał się tego nie zauważyć. Ciągnął dalej – Będzie miała za swoje, ździra jedna. Niech se nie myśli... - przyczyną jego ucieczki w alkohol niechybnie była jakaś kobieta. Na stoliku stanęła opróżniona do połowy piersiówka z etykietą “Balantine” oraz czysty kieliszek, zignorowany zresztą przez nieszczęśliwego w miłości faceta, który prawie natychmiast przyssał się do szyjki butelki. - Niech se nie myśli – ponownie rozpoczął zagubiony wątek – że jej uwierzę. Jak to jest jej kuzyn, to ja jestem ksiądz – wybełkotał między kolejnymi łykami. Szybkim ruchem zakończył osuszanie szklanego opakowania i wstał. Zataczając się i nieskutecznie próbując utrzymać pionową postawę poszedł w kierunku drzwi. Kelner podszedł do stolika i pomyślał - “Będzie flaszka na świecznik”. Wrzosy, 3 XII 2003, 22:18 - Otwieraj – wrzaski pijaka usłyszeli chyba wszyscy w promieniu kilku kilometrów – oczywiście za wyjątkiem adresatki. Ździro, otwieraj – pijany nie dawał za wygraną. Drzwi uchyliły się w końcu i dobiegł zza nich głos żony – Właź, i tak już chyba wszystkich pobudziłeś. Mężczyzna miał najwyraźniej ochotę przedyskutować swoje problemy tak, aby sąsiedzi również zostali o wszystkim poinformowani. - Jest twój kuzyn, szmato? To niech się wynosi, zanim go znajdę! - stawał się coraz bardziej bojowy. - Znajdę i sprzedam mu kosę! Wtoczył się, a raczej został wciągnięty do domu. - Gdzie on się schował? - niby-kuzyn był problemem numer jeden. - Uspokój się, Zdzisiu, tu nikogo nie ma – próbowała wyjaśnić kobieta. - Nie?! - ryknął Zdzisio – a to co? - kontynuował, wskazując na światło sączące się przez szparę pod drzwiami. - Zostawiłaś otwartą lodówkę w kiblu? - zakpił i ruszył w stronę tego światła, wyjmując z lewej kieszeni nóż. - Wyłaź, gnido – wrzasnął, wpatrując się w przyklejone, plastikowe kółko i trójkąt. - Chodź do sypialni, odpocznij – żona ciągnęła go za płaszcz. Gdy się do niej odwrócił, żeby coś odpowiedzieć, drzwi ubikacji otworzyły się i wyjrzała zza nich zalękniona twarz młodego mężczyzny. - A ty k.. - zaczął Zdzisio i lewą ręką z nożem wziął zamach. Nie przewidział, że kobieta stała tak blisko. Po chwili na podłogę osunęło się ciało ubrane w wypłowiałą, bawełnianą nocną koszulę. Kobieta miała rozciętą szyję. Druga Centrum, "Mekka", 16 I 2004, 4:46 Wolnym krokiem kelner podszedł do środkowego stolika. Butelka po czystej była tylko trochę pokryta woskiem z wypalonej do połowy świeczki. Wkrótce również obrus na tym stoliku rozjaśnił się od blasku płomyka. Centrum, "Mekka", 18 XII 2003, 18:26 Przy środkowym stoliku, na który stała opróżniona prawie do końca półlitrówka czystej, siedział elegancko ubrany młody człowiek i wpatrywał się w telewizor. Alkohol nie wywierał chyba na niego żadnego wpływu. Jest wpół, może pan przełączyć na wiadomości? - poprosił kelnera. Na ekranie pojawiła się mówiąca coś kobieta; dołem przesuwał się pasek z jakimiś liczbami. Mężczyzna wpatrywał się, jak urzeczony. - Jes jes! - krzyknął w pewnej chwili. Poderwał się zaczął podskakiwać i tańczyć, jakby był na meczu piłkarskim. Nie zważając na otoczenie wychylił do dna butelkę i wybiegł uradowany. Rubinkowo, 18 XII 2003, 19:04 - I widzisz? Udało się – od drzwi krzyknął wesoło mężczyzna. - Gdzie jesteś, kochanie? Pusta kuchnia, w dużym pokoju też pusto. Rzucił płaszcz na wieszak i prawie wbiegł do sypialni. - Co robisz? - w jego oczach zagościło bezgraniczne zdumienie na widok pakującej się żony - Kaśka, co się dzieje? - A co ma się dziać? W końcu się pakuję... przegiąłeś na dobre. - Co ty mówisz? Właśnie zarobiliśmy 390 tysięcy! - Jakim kosztem? I na jak długo, co? Znowu zainwestujesz w jakieś plastikowe badziewie, którego nikt nie kupi i co? Zejdź do piwnicy, cała jest zawalona jakimiś cholernymi mikserami do mleka... Mam ci przypomnieć? To nasz posag, pamiętasz? Przepraszam, MÓJ posag... Pamiętasz komornika, który zajął całą moją pensję? Kolesi, dla których miałam być miła, bo “mogą załatwić ważny biznes”? I nawet jak mnie podszczypywali, to miałam się podśmiewać jak blondyna z debilnego żartu? Koniec, radź sobie sam. - wzburzenie kobiety sięgnęło zenitu. - Ale Kaśka, tym razem się udało! Teraz otworzę firmę i już będzie dobrze! - Firmę? Którą z kolei? I czym się tym razem skończy? Obwiozą cię w bagażniku, czy tym razem będę już bez końca czekać aż “pozałatwiasz ważne sprawy” i wrócisz z miasta? Nie tym razem... dosyć łez w poduszce... niekończących się samotnych nocy... - Zaczekaj, pozwól mi powiedzieć - - Nie, niczego już nie wyjaśniaj – przynajmniej nie mnie – chwyciła walizkę i mimo ciężaru szybkim krokiem wyszła z mieszkania, nie zamykając nawet drzwi. Przez okno obserwował, jak zmierza w kierunku postoju taksówek. Nie obejrzała się ani razu i wsiadła do białego mercedesa, takiego samego, jak ten, który wiózł ich do ślubu. Po chwili czerwone światła zniknęły za zakrętem. Most kolejowy, 18 XII 2003, 19:37 - Na pewno dobrze się pani czuje? Spytał taksówkarz zerkając w lusterko. - Może jednak jakoś pani pomóc? Zapłakana twarz kobiety wywołała ojcowskie uczucia w sześćdziesięcioparoletnim kierowcy. - Dziękuję, nic mi nie będzie – odparła rozmazując makijaż chusteczką. Zapłaciła; poczekała, aż wyda jej resztę, wypchnęła na mokry chodnik walizkę i wysiadła. Poczekała do chwili, gdy taksówka zniknie przed dworcem i usiadła na walizce. Most kolejowy, 18 XII 2003, 2253 Po Wiśle gdzieniegdzie przemykały refleksy świateł od zabudowań z drugiego brzegu. Szczątki kry raczej dla przyzwoitości przypominały, że jest zima. W pobliżu jednego z filarów stała walizka. Trzecia Centrum, "Mekka", 16 I 2004, 4:49 Kelner wyjął z kieszeni świeczkę, zatknął ją na siłę w szyjce butelki od szampana i zapalił. - Otwierać? - niemrawym głosem rzucił na tył restauracji. - Nie, poczekaj, jak o piątej, to o piątej – usłyszał w odpowiedzi. Centrum, "Mekka", 31 XII 2003, 23:59 - ... cztery, trzy, dwa, jeden, zero! - dwoje młodych ludzi zaczęło się całować. - I widzisz? Udało się, zaczynamy go razem! - ubrana w skąpy, krzykliwe błyszczący strój dziewczyna wyglądała najwyżej na siedemnastolatkę, pomalowaną na trzydziestolatkę. Towarzyszący jej chłopak chyba był tak przejęty wyjściem z ukochaną na sylwestra, że nawet nie pomyślał o tym, żeby się jakoś odświętnie ubrać. Oczy mu błyszczały od szampana. - Jak tak zaczęliśmy nowy rok, to wszystko nam się uda – powiedział do swojej partnerki. - Chodź, skoczymy gdzieś potańczyć – zaproponował. - Nie, Sławek, przecież obiecaliśmy moim starym, że będziemy tylko tutaj... - zaprotestowała dziewczyna. - No a skąd się niby dowiedzą? Przecież sami są na imprezie, nie będą stamtąd wychodzić w połowie, żeby tu z nami się stuknąć szampanem. No, dawaj, skoczymy na Gagarina, tam będą puszczać fajerwerki, zobaczysz, będzie superowo – namawiał młodzieniec. - No, Ala, wiesz, kupiłem kilka odjazdowych petard, mam je w bagażniku, przecież nie będę z nimi wracać do domu, stary mnie zabije, jak zobaczy petardy w jego wózku, przecież wiesz, jaki on jest, wścieknie się, że powoziłem jego autem bez proszenia. - ten wykręt zdawał się trochę nielogiczny, ale dziewczyna chyba nie analizowała go w aspekcie logicznym. - Mmmm ale wystrzelimy petardy i zaraz wrócimy ok? - odparła. - Słowo zucha – wesoło powiedział chłopak. Błonie, 1 I 2004, 0:12 Kierujący Fiatem Punto młodziak spojrzał na drżącą z zimna i emocji dziewczynę. Zbyt długo patrzył w jej stronę i nie zauważył czerwonych świateł. Jadący z prawej polonez nawet nie zwolnił. Na krótką chwilę świat zamienił się w jazgoczącą karuzelę. Gdy wszystko znieruchomiało, nadal patrzył w prawo na zgniecione ciało, które jeszcze przed chwilą było jego ukochaną. - Ala, boże, Ala – wyszeptał. Epilog Centrum, "Mekka", 16 I 2004, 23:21 Słaniający się na nogach ze zmęczenia kelner podszedł do pierwszego od baru stolika i zdmuchnął ostatnią palącą się świecę. “W cholerę z tymi świecami, żaden nastrój a tylko łazić trzeba. Jutro powiem Adamowi, że może lepiej wypieprzyć te flaszki i kupić normalne lampki” - pomyślał. Toruń, Inowrocław, styczeń 2004
-
Zalet ma wiele Liza M. (Spórz - pozowała w CKM) więc czytając jej fraszki na myśli masz z nią igraszki.
-
Mój kumpel złamał sobie nogę, a wcale nie pojechał do Chorzowa. Dziwne. Indeterminizm? :] Wuren
-
Nie byłem w Chorzowie. Chlip, chlip. ;> Pozdrawiam Wuren
-
Dzięki, tanthalosie, Leszku (podwójnie - poprawiłem). Hmm może i racja - ale tłumaczyć nie będę ;) Pozdrawiam Wuren
-
Kiedyś, dawno, za jeziorem żyła sobie cud–Natalia sam na sam z ksiąg licznym zbiorem bez faceta. Anomalia! Wiodła żywot swój poćciwy, znała seks - teoretycznie, bowiem mężów świątobliwych nie cierpiała wprost chronicznie. "Żeby jakiś na motorze zjawił się tu, w progu, młodzian! I szczególnie by w ubiorze piękny był, bo w skórę odzian!" Tak w tęsknocie trwając łkała, aż ktoś krzyczy: - z głodu padam! więc mu malin N. podała a to był reżyser Adam. Już jej lico się rumieni, gdy ją Adam H. przytula: - Nim liść zżółknie tej jesieni będziesz żoną. Czyją? Króla! Szybko spakowała szmatki, do stolicy razem bieżą, gdzie na scenie kandydatki na Yamahach miejsca mierzą. Jak się wkrótce okazało, wszystko lipa, udawanie! - Tu się liczy zgrabne ciało, to jest teatr, moje panie! N., co siostrę grałą wredną, mówi: gu(zik), mój mentorze, mi i tak jest wszystko jedno! i uciekła na motorze. Tutaj morał spisać trzeba: Nie jest ważne, jaka sztuka, kluczyk kluczem - jak nie - gleba! Każda dziś motoru szuka! 12 czerwca 2005
-
Magnolie natchniony przez Lidkowe, krótko kwitnące magnolie AmandzieLea dedykuję Coraz krócej znów kwitły magnolie, a Cię kochać chciałem coraz dłużej. Coraz szarsze dziś są metropolie, na Mazurach niebo też się chmurzy. Coraz krócej znów magnolie kwitły, znikąd śladu natchnienia czy muzy. Może typy muzie skrzydła przytły? Burzy morze się we wsi Kartuzy. Kwitły znów magnolie coraz krócej, ja na efekt czekam wciąż finalny, pokazuję, żem jest jak Lee Bruce, nad Giewontem znów szaleje halny. Znów magnolie kwitły krócej coraz, a na Ciebie lep - na koncie zera i nieważny mój IQ iloraz. Niech magnolie trafi szlag, cholera 12 czerwca 2005 Od autora: w zasadzie to piosenka...
-
O, to, to! święte słowa, ef-ie :D
-
próżno by mówił: "Twych ócz szafiry", bo jego Gosia wybiera tiry Pozdrawiam ;) Wuren
-
był zły, jak cholera na imię miał Jan Maria Wiera kpił z gen. Waltera (dostanę Pullitzera?) ups. chyba pomyliłem bajkę, albo za dużo prozaku... :) Pozdrawiam Wuren
-
Jest morał! Pozdrawiam ;) Wuren
-
:D:D Wuren
-
Do moderatora: A w regulaminie stoi, coby nie używać wulgaryzmów i nie obrażać czytelników. :D Wuren
-
Jak by nie brał, licykrupa, by nie celnik był, a dupa...
-
Marcina z Radkiem rozmowa o smutkach przy cieście babci Teresy
Wuren odpowiedział(a) na maksymilian trader utwór w Limeryki
Ech, Radku, co tam, Marcinie wszak kac do jutra przeminie, a w cieście cieżkie są śliwki więc chodźmy lepiej na dziwki.... Pozdrawiam ;) Wuren -
Bajka dla miastowych o potędze wsi polskiej, chłopstwa i urokach rustykalnego trybu życia wierszem przez barda współczesnego spisana Było kiedyś, nie tak dawno w kraju, który wszyscy znamy tajemnicą (choć wszem jawną) że kochali ziemię, damy, pracę, co u podstaw świata, radość słońcem o zachodzie, pług, co ziemię w skiby płata świnie, kozy, co w zagrodzie... I tak trwała ta sielanka, aż znalazły się warchoły, co krzyknęły: "Szabla! Szklanka! Zburzta, chłopy, te stodoły! Chodźta wszystkie, na miastowych niech nie mają od nas lepiej! We wsi blok wielopiętrowy trza postawić! Wódka krzepi!" I zmieniło się tu, we wsi, bloki stoją, przed klatkami stoją chłopy, zawżdy pierwsi, z czerwonymi już nosami. Krów już doić nie ma komu, zachód słońca dla nikogo, wszędzie bloki, a brak domów. Brud, a miało być tak błogo. Nic się dzisiaj nie opłaca, ziemia chłopom jest ciężarem. Problem? - Jak uleczyć kaca Miłość ludzi? - Jest, za barem... Więc dziś wołam: "Co się dzieje? Czyście potracili głowy? Wróćmy w lasy, łąki, knieje, znów kochajmy białogłowy." "Niech nas budzą rankiem ptaki!" - krzyczę, Polski entuzjasta: "Te miastowe, to mięczaki! Chłop potęgą jest i basta!" 24 marca 2005
-
Dziady cz. 4 1/2, czyli szopka świętojańska
Wuren odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Dobra, Leszku :) Będzie dramat. To znaczy, że niby sztuka taka wierszem o problemach. W każdym razie od dłuższego czasu chodzi mi po głowie wrócić do form teatralnych :) - no i sprowokowałeś mnie, dzięki. Pozdrawiam ;) Wuren -
Dziady cz. 4 1/2, czyli szopka świętojańska
Wuren odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Dopiero teraz zerknąłem, namówiony. I dzięka Bogu. :) Uśmiałem się ze śmiechu, jak pszczoła :) Teraz bedzie mnie bolało w boku - i kto mnie zoperuje? Gratulacje, Leszku, tekst super :) To niby o mnie? Wypraszam sobie, zawsze czytam termin przydatności do spożycia. :D Pozdrawiam kulając się (ze śmiechu) i kulejąc (z bólu, że to nie ja napisałem) Wuren -
"Lalka" - cudowności.. szczególnie pamiętnik starego subiekta :) "Lord Jim" - kolejne cudowności... podobnie jak "Noce i dnie" (nostalgia...) oraz "Pan Tadeusz" :D
-
To ja skromnie w przerwie między udojami poprę wybiórczo :) Gombrowicz do piachu. Ręce precz od "Pana Tadeusza". Witkacy do piachu. Dick do lektur. Ursula le Guin do kanonu obowiążkowych (szczególnie "Always Coming Home" - chyba wyszło pod tytułem "Wracać wciąż do domu", albo "Wracając wciąż do domu"). Tibor Dery - Pan A.G. w X - do lektur obowiązkowych. Również tam Suskind, Kafka, Vonnegut, Adams, James, Eliot itp. Pozdrawiam wracając do krów :) Wuren
-
Wszystkie widoki Fujiyamy II
Wuren odpowiedział(a) na Wuren utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
No tak, skóry to zaraz Łódź na myśli głodnemu. Szlachetnego brak, może na Fuji czarka sake :) Prosto pozdrawiam :) Wuren -
Wszystkie widoki Fujiyamy II
Wuren odpowiedział(a) na Wuren utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Bo to część wtóra :) a całość na kanwie obrazków znanych z innej bajki :) -
Wszystkie widoki Fujiyamy II
Wuren odpowiedział(a) na Wuren utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
smakują nasze usta spijając winnicowe popłuczyny atramentowy popiół tańczą nasze skóry Spotkania wpół dłoni otwartej zamkniętej zamierają nasze cienie w rozmarzonych tłach płowiejących barw spójrzmy prosto na dnie widać odległy zarys góry Fuji 18.05.2005 -
To dla mojej żony chyba - ona pisze o roślinkach w swoim serwisie :D Pozdrawiam Wuren