Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Konrad Ciok

Użytkownicy
  • Postów

    82
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Konrad Ciok

  1. Konrad Ciok

    odsluchy

    najnowszy tekst. wczorajszy, wiec jeszcze jakby probny mocno :)
  2. Konrad Ciok

    odsluchy

    Mój Boże, spraw, by nie odszedł już. Nie chcę; tak, jak nie chciałem, by wczoraj ktoś zobaczył mnie w starym garażu za mostem. Samego, z reflektującym szkiełkiem i kilkunastoma prawie-trupami. Obrazy, brzmienia; szelest dłoni sunącej po torsie. Zimno potrząsające nami jak zdegustowana ręka solniczką. Wróć i stwórz mnie od początku. Odrysuj od ust odbitych w szybie, od długich palców oplatających uchwyt czajnika. Ona zauważa chyba. Nie zaprzeczam już. Nie chcę. U podstawy wszystkiego leżą rozmowy późnym wieczorem, i tosty, i długopis tańczący w Twojej ręce; Wizyta, która dopiero wije się i wciąż wydaje się obolała, ciągle taka późna. wracaj szybko, nadejdź i bądź już w końcu. tak bezimienny jak kwiat pieniący się na krzewie aronii. Wychodzi do kuchni, kiedy mówię Tobą. Na To imię reagują tylko papużki kołyszące się na zielonej huśtawce. z niczego nie chciałem się tłumaczyć(!). Zaufałem sobie i oddechowi delikatniejszemu niż kiedykolwiek. Chciałbym Ci teraz powiedzieć: Uwierz, to boli. Boję się, że nie dam rady. Spójrz: czarna blizna ropieje, podchodzi krwią. Zrób coś, wiem, że potrafisz. Powiem ci: Zobacz - jestem. Tylko tyle mogę.
  3. Mój Boże, spraw, by nie odszedł już. Nie chcę; tak, jak nie chciałem, by wczoraj ktoś zobaczył mnie w starym garażu za mostem. Samego, z reflektującym szkiełkiem i kilkunastoma prawie-trupami. Obrazy, brzmienia; szelest dłoni sunącej po torsie. Zimno potrząsające nami jak zdegustowana ręka solniczką. Wróć i stwórz mnie od początku. Odrysuj od ust odbitych w szybie, od długich palców oplatających uchwyt czajnika. Ona zauważa chyba. Nie zaprzeczam już. Nie chcę. U podstawy wszystkiego leżą rozmowy późnym wieczorem, i tosty, i długopis tańczący w Twojej ręce; Wizyta, która dopiero wije się i wciąż wydaje się obolała, ciągle taka późna. wracaj szybko, nadejdź i bądź już w końcu. tak bezimienny jak kwiat pieniący się na krzewie aronii. Wychodzi do kuchni, kiedy mówię Tobą. Na To imię reagują tylko papużki kołyszące się na zielonej huśtawce. z niczego nie chciałem się tłumaczyć(!). Zaufałem sobie i oddechowi delikatniejszemu niż kiedykolwiek. Chciałbym Ci teraz powiedzieć: Uwierz, to boli. Boję się, że nie dam rady. Spójrz: czarna blizna ropieje, podchodzi krwią. Zrób coś, wiem, że potrafisz. Powiem ci: Zobacz - jestem. Tylko tyle mogę.
  4. :)))) to jest na saaamym koncu skierniewic
  5. Wyszedłem, kiedy było jeszcze jasno. Względnie. Dostałem telefon, że mogę spróbować oprzeć się o rozhuśtane wiatrem słupy powietrza. Między nimi miotałem się dłuższą chwilę. Zanim znalazłem miejsce, odpowiednie by udać spoczynek. We wszystko, jak zawsze, wplotła się muzyka. Utwory, które nic dla Ciebie nie znaczą. Kocham Cię za to, że nic. Odłączyłem się po tym, jak powiedziałaś, że to już kolejny (ostatni) raz i chcesz odejść, bo dłużej tak nie można. (?) Trawy tu tyle, że i ja jestem z niej; coroczne zwęglanie, ogień. Źdźbła jak wypalone krowie kości. Obracam się nerwowo: stacja benzynowa, ludziki kręcące się przed dystrybutorem; osiedle ludzików. Po drugiej stronie folie pełne koszonego siana. Czekam na coś. Zmieniam perspektywę, kąt - na mniej ostry. Szukam ciepła.
  6. Konrad Ciok

    sorg

    Topielce wodorostów bezwładnie unoszą się na wodzie. Przez okno wkrapia się we mnie szorstka piosenka chóru wodnych pałek przywleczonych tu przed kilkoma laty. Obce osoby są w moim języku. Frazy rozsypane we wnętrzu jak spróchniała kora w trawie. Rozmijam się ze sobą o umówionych porach. W umówionych miejscach. Nad wyłomem wypełnionym osoczem unosi się para, jak światło wokół oblężonej lampy. Ja potykam się. Kostnieję. Nadgniły, w pierścieniu okaleczonych drzew
  7. Konrad Ciok

    Osad

    skoro tak uważasz...
  8. Konrad Ciok

    Osad

    no, to fajnie, że chociaż tyle pozdrawiam
  9. Konrad Ciok

    Osad

    Od kilku dni wstaję zbyt wcześnie, by móc powiedzieć po co. Wracają detale - miękkie dłonie, włosy. Brąz podkreślony podkładem, wtedy jeszcze Margaret Astor. - Delikatne. Jakieś. Brakuje miejsca. Przypuszczalnie czegoś więcej. Odnajduję się w porankach i na pomarszczonych kopertach. Wypełniam. Dymię leżąc jeszcze. Słońce wsiąka w zasłony. Pachnie. Wczoraj kupiłem samochód. Pomyślałem, przewiozę siostrę. Pokocham. Jechaliśmy nad wodą, było miło. Mała kręciła radiem. Jadła chipsy i uśmiechała się do mnie. Delikatne cmoknięcie. Jutro pokaże mi, gdzie widzieli, z jakimś Maćkiem, dziwne kwiaty - jak lustra. Pojedziemy tam? Pojedziemy. Tak też bywa: wróciliśmy. Czegoś szukałem. Znalazłem fotografie i wykruszyłem się przy nich. Potem parzyłem kawę. Skończyło się na piosenkach. Na słowach. Od kilku dni wstaję zbyt wcześnie, by móc powiedzieć cokolwiek. Opisać pokryte szronem ptaki. Osuszyć. Pojąć.
  10. Konrad Ciok

    Pewność

    Wiosna – najwyższa pora się rozejrzeć. Gdzieś się zasiedzieć. Ważne, że pamiętam rozmieszczenie najgłębszych zasp w okolicy. Tych, co nie giną zbyt szybko, jeśli w ogóle giną. Czyhają na mnie; nieruchome i nieuchronnie. Mapę mam. Plan i lodowate dłonie. Nie wiedzieć czemu – popękane usta. Wiosna. Rozglądam się: Ciągle Ty, w białym, misiastym golfie i z nieco opuchniętymi oczyma. „To od łez?” – pytam... (tutaj ta fajna cisza, co mi jej nigdy za mało) ...Przyjmijmy, że to efekt źle dobranego płynu do szkieł. Albo mgły, bo tej zawsze pełno. W nas. Tak, bo widzisz i we mnie coś się zbiera. Narasta. Nie nazywam – jeszcze nie patrzę w tę stronę. Ale wiem, że jest i ma się coraz lepiej. Zbijam budę dla nowego psa, z desek w połowie wyżartych przez ogień. Jego też ktoś kiedyś zabije. Jak nas, kochanie. Biały płomień.
  11. a wskazane strofy celowe fakt, ale jeśli czeba, zmienie :) dzięki raz jeszcze. papa
  12. dziękuję. tylko tyle mogę.
  13. Zsiniało powietrze. Zaschło na Twojej szyi. Za uszami. Gęstsze niż ten włochaty szalik kupiony w galerii. Zbite. Tak, był styczeń, do tego w mieście, które nienawidziło nas od początku. Kruszył się obleśnie śnieg pod stopami. I przejęliśmy coś z tego szumu; Chaos. Upadek. Powiedziałem Ci, że rolety kupię i zrobię, że jak tylko zasłonisz – zniknę. Tylko, zostań. Prosiłem. Zostań. Kiedy wróciłem Agata pakowała rzeczy; Ostatnio nasze teraz już Twoje zdjęcia i albumy. – Zdejmij też ze ścian, mówię. – Głupi uśmiech. Siedziałem w kuchni, w dymie wiadomości: „Zobaczysz, nie będzie bolało. To ja się zmieniłam. Zapomnisz szybko, masz przecież mikrofon, koncerty. – Wybacz.” Napisałem, że nie znam lepszego instrumentu i, że tego brzmienia się nie poprawia. Ona, że też kocha, ale nie w ten sposób. W obcym języku mówi do mnie, albo ja tłumaczę na inny. Gorszy.
  14. Konrad Ciok

    ****

    rany, znowu cisza. aż tak źle?
  15. Konrad Ciok

    ****

    no, wersja nieco wyszpachlowana najnowszego tekstu. miłej lektury życzę. konrad
  16. Konrad Ciok

    ****

    Zebrało mi się. Po raz kolejny rozpoczynam cykl: wszystkie te rozmowy, kolacje, stosunki, spacery, wnerwiające Cię zapewne transmisje ważnych meczów. A potem urywam się. Kończę się. Tak było zawsze - przecież pamiętasz: Dym wydostawał się z pękających kasztanów. Taki kożuch się zbierał. Było tak, najczęściej. I jeszcze było, że przytulałaś się mocno; żeby zagłuszyć moją ciszę... Za godzinę mam pociąg i jak nie zdążę, to będę spał na dworcu. Jak Nic spał tu będę. Więc biegnę. Szybko. Zdążyłem. Nie mam zapałek, wspominam: sylwester, już strzeźwiałem. Widzę, że śpisz. Głupio. Wyszedłem wtedy wcześniej - nie, ja nie zapomniałem wrócić. Nad Bzurą zobaczyłem łabędzia. Pomyślałem: zima. Nie mogłem Ci powiedzieć. Potem uciekałaś. Albo nie: chowałaś się. Miałaś rację: dostałem. Swoje. Widzisz, ciągle tu przychodzisz! Ciebie też pociąga. Pamiętasz, jak razem wkładaliśmy palce w dziury po gwoździach? Po włóczni? Jak się chichotał z nami? Jak mówił, że to łaskocze? Śmiałaś się. Ja też. Później śniło mi się miesiąc, że w ten sposób dochodzisz. Że już nie wystarczam. I nagle: To. Nie pamiętam, po co wziąłem jej numer. Od tego się zaczęło. Podobno były spalone i głupka z siebie robiłem zapinając tę jej zieloną kurtkę; miała dredy - lubię dredy. I tyle. Tyle wtedy miałem: częste sprzeczki z grawitacją i mnóstwo plastrów na dłoniach. Sączyliśmy z Jackiem: On wino. Ja Ciebie, łyczkami. On sączy do dzisiaj. Mi została rozmowa z, właściwie, to kim on dla Ciebie jest? Ja się go boję i nie chodzi tu bynajmniej o moją niedowagę. Miałem dziś milczeć. Zapomniałem się. Całą drogę odbierałem wiadomości, a jak usnąłem, jakiś pajac zabrał mi psa. Hodowałem dziesięć lat. D z i e s i ę ć! W pociągu, znaczy jak wysiadłem, okazało się, że słynny i świetny tomik zostawiłem na półce z bagażem. Biegałem jakieś pół godziny po przedziałach. Ostatecznie spałem w Płyćwi. Tu mnie masz. Nie umiem nic więcej powiedzieć, znaczyć. Mogę tu wyłożyć całą katatonię, ulver i ze trzy książki. Mogę, ale mieliśmy rozmawiać. Więc mówię: Kocham Cię.
  17. Starałem się o niczym nie myśleć. Dać spokój. Zrozumieć, że to naprawdę trudne. Nie wiesz nawet jak bardzo cieszy mnie wszystko, co stało się od tego czasu. Już zawsze mogłoby być jak teraz, nie uważasz? Proszę, pojedźmy tam raz jeszcze. Osuszymy wilgoć w miejscach, gdzie zdarzało mi się umierać najczęściej. Proszę. Właśnie, chciałem opisać Ci ten stan: noc, opiłki łez wrzynające się w skórę... Już nie będę karmił sobą innych. To zawsze kończy się różami i w słowach. Ostatecznie, żyć należy według jakiś zasad. I czasami tylko domyślać się, zgadywać Te Rzeczy, strzeżone sypkim ogniem. Pamiętam; stawaliśmy się: dwa tysiące drugi - pod Krakowem (nie padało ani przez moment), kiełkował we mnie strach i nie chciałem milczeć ani przez chwilę. Wtedy trzeba było - śmiać się ze wszystkiego, co przychodzi na myśl. Weźmy ze sobą firanki jakieś, dobrze? I ceratę. Stało się. Coś. Kiedy rano spałaś jeszcze, wpełzło między nas soczyste światło - przez otwór w górnej części stropu wpłynęło. Stężał kurz kiełzający czuwające zwierzęta. Odpryski farby mam na policzkach. Ciągle zdrewniałe podniebienie. Opuchnięte słowa zatrzymane w sękach. Tutaj był strych. Szkatułki, fotele, prawdziwie gęsta atmosfera. Tu schowajmy się. Światło przez otwór w dachu. Gorzka ślina tłoczona w usta. Duszno. Nie potrafię inaczej niż wprost. Kochanie, właściwie mógłbym już odejść. I odszedłbym, gdyby zza rogu nie wychylał się ciągle jakiś wulgarny epizod. Zostają po mnie tylko smugi. Rdzawe; mocne.
  18. kompletnie się zamazuję patrzę niespokojnie: budynek mcku grunt przesiąknięty tłuszczem Ona jest teraz w dzielnicy jezior ukryta pośród lamp i futerałów idzie pewnie z psem albo dopala myśląc o rekolekcjach – ja myślę o niej pomieszczenia ciepłe jak miękka tkanka osierdzia bramkarze grubi jak moja matka po godzinie staczam się z baru oni śpiewają o asekuracji i szczękach systemu – ciche szachy: jestem gońcem szukam swetra bo północ wysyłam wiadomość bez treści... tak tylko że pamiętam i myślę ktoś siada mi na kolanach więc robię dłońmi zdjęcia wychodzimy o drugiej budzą nas zaciśnięte usta
  19. Konrad Ciok

    przez

    Piotr, nie rób tak. Znaczy się "buehehe" :) Lepiej nic nie rób :) tylko pisz!!!!! pozdrawiam
  20. Konrad Ciok

    liście

    późny wrzesień skwierczy skowytem stworzeń spełniających boży plan pomagam sprzedawczyni opatrzyć palec kupuje chleb i cholesterol w kostce – siedzę; pełen trocin i igliwia zaschły mało apetyczny mało tego uczulony; plamy na skórze plamy na sumieniu na wodzie plamy oleju stalowe niebo blade słońce – paruje staw – w trawie żerują konie niezgorszy widok z okna zaraz idę na groby patrzeć jak nieruchomieją liście
  21. Dobrze Maćku :)) a z Krzysiem tym, o którego chodzi to ja mam raczej mało wspólnego :) Odezwę się o serwer pozdrowienia
  22. siedzę na przeciw fontanny gotowy wpaść w nią prawie już zwęglony centrum ratusz czerwony nie wiedzieć czemu właśnie z tej strony bije duszne powietrze urywane słowa jak z wozu radia plus ja nadal zwęglony gotowy wjechać w nią jestem koło fontanny niedosięgalny patrzę: wiją się węże mielą językami myślę: jak skorzystałbym z takiego rozdwojenia - drugiego opuszka i takiej długości gdzieś tu jestem koło ratusza na popiół
  23. Konrad Ciok

    pensjonat

    oczywiście to co angielskie to kursywą i w "" tylko, że ja się nie umiem tu na kursywe ustawic
  24. Konrad Ciok

    pensjonat

    marcie do pensjonatu weszłaś pierwsza głupio się przyznać - było jeszcze trzydzieści osób ciągnąłem za sobą mnie notującego - co by tu zrobić - myślącego żeby tak razem ranek był - kiedy gasiliśmy ognisko śpiewaliśmy szukaliśmy klamek rozwiązań osób trzecich wszystko to schematyczne simple rise and fall w takt muzyki dobiegającej z badziewnych słuchawek again because I\'m so empty mgła lepiła oczy przetarłaś okulary patrzyłem jak nabierasz kształtu i chęci niedaleko wypełniało się jezioro zamknięte w obręczy lasu siniały liście osadzone w zawiesistym powietrzu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...