Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

igor kobylarek

Użytkownicy
  • Postów

    132
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez igor kobylarek

  1. znacie może takiego pana jak złodziej czasu? jest on ojcem prawdy wszsystko ci pokaże lecz z biegem czasu pokaże ci czy warto było żyć! pokaże ci czy warto było się narażać pokaże ci czy warto było kochać! zrobi to gdy będziesz gotowy dlatego nie czekaj na to czekaj cierpliwie i dalej słuchaj się innych aż pewnego dnia dowiesz się że nie upłynęło to z biegiem czasu upłynęło to z tobą wiesz już dlaczego nazwałem cię złodziejem czasu? skradłeś sam sobie życie które mogło być naprawdę piękne!
  2. spowolnienie zależy nosi ukojenie wskazuje we dwóch porach uśmiechu wziętych ze stylu od piórowego łańcucha odddzielonego w cieżkich kołach stalowego błękitu to też zależy że staje się miękkością lżejszego śniadania i lepszych zapachów we dwoje bo wszystko i tak zbyt wcześnie ratuje się nieba bez kąpieli we żródle z długiego ziewania
  3. zmierzch przestaje przedostawać się przez rozmyte kolory jak farb olejnych malarza ciekły zew bo mgła jednak jest poważniejsza przeszywa sie przez te same klolory które rozkoszą otwierają się tak by zmierzch jak niedawno to przedwczoraj mógł znów do niej wcześnie kroplami bić
  4. blask ulatuje za otwartą furtką oczami zmarżniętej przystani we dwoje a w nieczynnej kopalni i w starym bufecie ocierają się o ciepły sweter nie wygodne muchy i jak wczoraj przy dobrej kolacji we dwoje
  5. najbardziej to zapragnę wiśnie pogubić z lekkością wielką jak jaki jest teatr więc przestań sie tak starać tyle starać bo ja to co najwyżej z góry na dół albo z dołu na górę jak wolisz wiśnie pogubię a deszcz niech obfity będzie obfitszy niż zwykle gdy go tak widzisz więc proszę ty się nie staraj bo ja i dla ciebie to nawet ze wstydu czuję i mówię że ty się ciagle starasz a ja nic więcej tylko wiśnie pogubię
  6. zajrzeć oczami zegara spróbować pocałunek w przestraszonym lustrze udowodnić delikatność księżyca oszukać jego pełnie by móc zakochać się w pół pełni pełniejszej blasku w której się już nie pokazuje a potem zaginąć albo zginąć jescze piękniej
  7. spóżniłem się do ogrodu a w nim zbyt duża ilość liści i mioteł starych bab rozgarniajacych uwagę pewności wszechświata zapytaj wiatr jak wyglądało naprawdę!
  8. twój chorobotwórczy profil pragnę nazywać dekoracją z dwojga bluszcz, słodszą kochanką z czarną przeszłością czy jestem samolubem któremu jedynie wystarczy zobaczyć cię z kwiatem wystającym wysoko na twojej buzi? upadnę nisko!
  9. wprowadzenie miękkości i żar wydający nieosiągalne zapachy powietrza goni dym przedstawionej ciosami natury oprócz motylów uprowadzonych przez chłodniejsze kwiaty tego samego powietrza gaśnie nastrojów zaćmienie czy stoisz i widzsz? przecież były drzwi uchylone
  10. szukam w szczęśliwej podkowie tych ciemnych sznurów zawieszonych na diabelskiej gałęzi szukam samobójców wdzięczności tych samych morderców gry wstępnej potem zakładam ich maski i widzę przez szybę powiem tylko przez sen że kolekcjonuje cudze pamiętniki
  11. zwierciadło ogląda tyłem ołtarz natury sprowadzony na ziemie przez zaspy śnieżne wspominając śpieszy się myląc dwa piekne słowa kocham zawsze kochałem dla ciebie czeka aż ktoś wyciągnie jedno zwierciadło przekazane temu i tamtemu i odbierze garść czerwonej jarzębiny letniemu... czasowi?
  12. wiatr nie pamięta żadnych dusicieli rodzaju a my? jesteśmy jak marionetki podrzucamy szklankę na bok pył owiewa tajemnicą jest wskrzesicielem także domku na drzewie
  13. ty nosisz coś ze mnie we mnie dla ciebie
  14. nie zapomnij o Marceli gdy widziałem ją pierwszy raz czy nie czuje jak Ofelia znudzona błyszczacymi komplementami z nieprawdziwego snu łagodniej było by zedrzeć jej wspomniena z nagich oczu które odsłaniają przede mną jeden obraz jej oddech wzburzony nieujawnionymi pragnieniami lilii wodnej ciągle potrzebuje jadu płodnej Ofelii stając się jej uwodzicielką zmyśla pocałunkiem że kochac nie potrafi
  15. pół godzinny trud wstawanie do rzeki wyciągam ręce z waszej mównicy czas nabiera tępa i większego znaczenia że go połykam jak wszystkie pestki winogrona jakie mam naraz ty też tam byłeś wlepiony we mnie jak niewiem po co i na co ale do rzeczy ty stawałeś się mną pochylony we mnie a ja w ciebie zatykam palcem jeden dreszcz następny go łagodzi połykam wszystkie naraz i duszę się od zaraz ale zaraz, zaraz jedną chwilkę duszę się i tobą i połykam cię w całosci bo ty tam byłeś jestem pewien wpatrzony we mnie oddychałeś wtedy nie swoim powietrzem wżiętym ze wzystkich moich strun naraz
  16. tam gdzie rozstaje sie obenośći przypomnienie milony gwiazd-moi sąsiedzi lecz sądzić tak nie długo póki żyć odległość żadna powieką więc mogę zanurzyć się w rozstaje szybko pitnych natchnień gdzie dzień przenosić oddechami noc niszczyć alfabetami smutek zapominać jeszcze trudniej radość ją komponować zostaje ją zapominać jeszcze łatwiej
  17. za każdym razem kiedy czas wpada w pułapke czasu odmawia ci poranku ktoś stoi przed kolejnym dziesiątym morzem odmawia zapłaty krwi jego oczy wzburzone odprawiają codzienny rytułał obdarzony on w kolory mgły to wszystkie południki wyznaczają okręgu testament płatki o oślizgłe zapachy pojawiają się gdy deszcz kusy w zamęt zaznacza się i kieruje tam gdzie ty a poezja zdejmuje żywsze pstrągi umacnia strojeń sieć cicho naśladuje nieobecny zbiorów kształt poprawia swoje wąsy
  18. kiedy niebo wspina się pomiędzy wyższe chmury kiedy włamywacz jak zazwyczaj wychodzi z łupem okradzionego domu szybko, z naturalnym luzem kiedy przypływ łagodzi odpływ odpływ jego przypływ kiedy silne syreny nawiedzają morskie miasto daleko ukrytego poza szczeliną zła kiedy odwrócone wahadło wymienia spojrzenia sprzedanego zegara kiedy jak we wspomnieniach ptak leci to latawce chwytają się jego skrzydeł nie ptak ich! to wtedy róża rozkwita według twoich rąk wzbogaconych Ofelią księżyca
  19. Wiatr odmówił połysku Niebo przegapiło lodową burzę Cień zachodzi jeszcze dalej Szczury autorytetami pod nieba Dano mi opłakiwać swoje życie
  20. Po tamtej stronie lustra głos rozbmrziewa się powtórnie zapach modliszek ze słodyczą wchodzi w muszle a poeta juz nie staje się poetą dzień przepowiada ci słoneczną pogodę wasz blask dwojga
  21. tak lubie zaczałem 6 lat temu
  22. Wy żądni blefu odninający się od własnej skały jak upuszczony topur grasujecie po ulicach gdy tak mało prawdziwości poszukiwanej przez niewielu cieniujących się w ukryte obrazy zmarłych przodków
  23. Stawał przed zbiegami oczu , pęknietych naszklonych wilgotną chorą rysą uscisku potęgujacego w siłe kamienia naładowanego nienawiścią I usiadł raz przy stawie najbielszych łabędzi by zaciszać sie w ich obiecujacym przypływie że nawet drzewa i mniejsze drzewa stawały się też nim zaskoczony we wiatr wiatr
  24. Nieobecność dziewięciu mórz ściśle chwytając się uspokojonymi trój falami płetwo stanu unosi echa dżwięk grzbietu szkrzydlatego delfina ten zanurzając się w rozpędząną barwę głosu przenika do nieznajomego oceanu To nie bóg rozdaje wszystkim jednoistność wiszącego księżyca a wieczorem smaży małże w jego świetle Brzmiąca cisza
×
×
  • Dodaj nową pozycję...