mój domek z kart
leży całkiem powalony
a pomiędzy błędami
przybłąkała się ona
siada na skraju łóżka
i bezradnie patrzy
jest taka okaleczona
bez rąk słów
szczoteczki do zębów
czasem gubię ją
w sennym koszmarze
potem przez kilka dni
każe mi na siebie czekać
ale zawsze powraca
jakby jaśniejsza
nie pytam już
gdzie znajduje ten blask
ulegam zachwytem
zbyt boli czekanie
jej zwycięskich powrotów
więc prosiłam czas
aby zabrał ją zupełnie
wyśmiał mnie tylko
bo nie uniesie
i niby dokąd
do kogo skoro to moje
najdoskonalsze dopełnienie
moja dyktatorka
obraz wydobywany z sytuacji
której elementy unikają dopasowania
jest całkowicie pozbawiony sensu
gdyż wszystkie domagają się dominacji
a absorpcja zdarzeń nie pomaga
obok zaś kiełkują obce hipotezy
bez sprzeciwu pozwalam im
urosnąć na miarę oskarżeń
patrząc jak w ślepym zaułku
kłębią się dumnie podnosząc głowy
ja sama uparcie przeglądam klatki pamięci
szukając zapisków sprzed lat nastu
aby przypomnieć sobie zakończenie
którego z jakiegoś powodu
na tamtych kartkach zabrakło
misternie wysnuta
przez pająki małe
i po ósmej winylce
jednostkowo rozproszona
stadnie istnienie czerpiąca
sieć „1001 drobiazgów”
tu pomiędzy trzecią kawą
a czwartym papierosem
wbiegł trojański
kopyciarz zero-jedynkowy
splątał nitki pobił pająka
zwycięstwo głosząc światu
teraz wierzga brakiem ogłady
w salonie „spy”
16 luty 2008