Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rhiannon

Użytkownicy
  • Postów

    626
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Rhiannon

  1. Ja wiem, czy Limeryków...? Mnie to na limeryk - jak by nie patrzeć - nie wygląda. Ani na tekst dla kabarecistów. Faktycznie - ci by go nie kupili. I co z tego? Jest dobry i tyle. Dlaczego dobry - wyjaśniłam wyżej. Pozdrawiam, R.
  2. W sumie zgadzam się z przedmówcami, tylko może łagodniej bym to określiła. Tak. Proponuję, by się rozstali. W jak najbardziej burzliwej atmosferze. Wtedy uznałabym ten utwór przynajmniej za skończony. W sensie, że miałby swój początek (teraz ma), rozwinięcie (teraz ma, choć nieco przydługie) i zakończenie (teraz nie ma - właściwie nie kończy sie niczym konkretnym). Kochają się. No ja rozumiem, że się kochają. Ale co to za miłość, jeśli on jest tak chorobliwie zazdrosny? To musi się źle skończyć. MUSI. Tak jest w życiu. Chorobliwa zazdrość nigdy ludziom na dobre nie wychodzi. I - uprzedzając Twoje pytanie czy argument - nie jest bynajmniej dowodem ogromnej miłości. Pozdrawiam. R.
  3. A ja się z Panem Bezetem nie zgadzam. Mnie się wiersz podoba taki, jaki jest. I nic mi się tam nie kojarzy z bytami, byciami, odbytami i odbyciami. ;D I uważam, że nie ma tam żadnego "głosu baranka". Sądzę, że rytm mógłby się bez tego "me" załamać. Może i by się utrzymał, ale z trudem. Z kolei, gdyby je skasować, zrobiłoby się tam coś takiego: "Trwanie nie ma smaku". Trwanienie. Nie! Nie może tak być. Autorze szanowny - nic nie zmieniaj. Przynajmniej w tej materii. Pozdrowienia dla wszyskich - Rhiannon.
  4. Nie porzucenia! To za mało... zwrotowate. Ja już mówiłam, co proponuję, jakie zakończenie. Pełna masakra, to jest to! Chłe, chłe, chłeeeeeeeEEEEEEE!!! Tak. To był śmiech Wielkiego Złego Lorda, jeśli wiecie, o co mnie się rozchodzi. Nie, tak serio to po prostu bez nagłego zwrotu akcji z wiersza nic nie wynika i jest nieco nudnawy. Bez urazy. A jaki ten zwrot? Cóż. Zapraszam na prozę, może tam ktoś dostarczy Autorowi natchnienia. Albo do starych, dobrych książek. Coś się na pewno da wymyślić. Podciągnąć pod tą zazdrość Oblubieńca. Albo niech Oblubienica wreszcie się zniecierpliwi, zarygluje drzwi i kiedy Oblubieniec do niej przyjdzie, niech na niego nawrzeszczy przez grube, ciężkie odrzwia, iż ma dość sterczenia w komnacie. Już całkiem zziębła w tym łóżku. Spać jej się zachciało, kiedy on się zastanawiał - przyjść czy nie przyjść. I coś tam takiego dalej. Wtedy to już się zrobi całkiem niezła ballada a'la Mickiewicz. "Pani zabija Pana..." i inne takie... ;) Pomyśl. Na pewno cóś wykombinujesz. Pozdrawiam, R.
  5. Jak dla mnie za bardzo udziwnione. Za dużo neologizmów. I niektóre również odczytałam jako literówki i juz miałam się ich czepnąć, ale zrezygnowałam, gdy przeczytałam rozmowę Autorki z Ewą. Zostawiam to więc, ale i tak swoje uważam ;) Podobają mi się niektóre słowne zabaweczki, jak na przykład "poszczekalnia". Ale - niestety - ogółem ja na nie, jak by powiedzieli niektórzy tutaj. ;P Pozdrawiam :)
  6. "Łódka Bols"? ;P Podoba mi się
  7. A ja bym powiedziała, że można to interpretować i tak, iż mówi to człowiek. Czy jakakolwiek inna żywa istota na ziemi. I tu kolejny raz powtarzają się słowa: "Och, jak mi tu dziwnie. Może źle? Może nie? Ale obco. Nie jestem stąd. Nie jestem znikąd. > W dodatku nie bardzo wiem, czy faktycznie wierzę. Chyba nie. Może w nic już nie wierzę. Po prostu jestem. I już." Czemu nie? Mnie tam się podoba.
  8. Tak. Przyznaję, że ja też. Że może się nagle okaże, że Oblubieniec poczuje nagły przypływ zazdrości i nie będzie mu się dało wytłumaczyć, że to jego klejnoty. Może zmordowałby Oblubienicę, oskarżając o niewierność, a wraz z nią całą okolicę, bo kto wie, z kim... Czyja była ta biżuteria...? Ale tak się nie stało. Szkoda. Byłoby śmiesznie. A tak poza tym, wiersz przypomina mi nieco "Laurę i Filona". Fajnie się czyta. Twój utwór, nie będę tu oceniać "Laury...". Zabawne, łatwe... Ale nic nie wnosi. Po prostu fajny obrazek. Nieco przydługi, moim zdaniem. Można by go skrócić o połowę. I gubisz interpunkcję. Chyba, że to specjalnie...? Pozdrawiam. R.
  9. Brudne, żółtobrązowe światło wokół mnie. I przez chwilę zimny, ostry błysk igły. Ulga. Chcę się oprzeć o szarożółte kafelki na ścianie. Ale ona znika. Nie ma jej! Nieważne. Padam na kamienną posadzkę. Jakaś żółta kałuża. Nagle wszystko staje się jasne, wręcz oślepiająco białe. Szum. Gwar. I kroki. Rozmowy wokół mnie. Radość. Czyjś perlisty śmiech. Zamienia się w tysiące srebrnych kropelek. Rozpryskuje się na podłodze. Kroki. Coraz bliżej. Rytmiczne. Szybkie. Stuk stuk stuk. Obcasy. Biała mgła. Piękna! Mogę jej dotknąć. Rozmowy cichną. Żółta kałuża obok mnie faluje. Dlaczego? Nie ma wiatru. A może jest? Sama nie wiem. Stuk stuk stuk. Idę. Kroki za mną. Kałuża się wybrzusza. Gęstnieje. Na środku rośnie bąbel. Pęknie? Śmiech. Pękł. Rozbryznął się wszędzie wokół. Ochlapał ściany, drzewa, niebo i mnie. Spływa gęstą mazią. Uciekam. Kroki. Coraz bliżej i bliżej. Nie dogonią mnie! Nie dam się! Bliżej. Biec! Uciec! Jak najdalej! Boję się. Czego? Uciec. Krzyk. Przerażenie. Kto tak krzyczy? Gdzieś daleko. Dlaczego się tak nade mną pochylasz? Ale masz wielką mordę. Czemu jesteś rozmazany? A. Już wiem. Nie jesteś człowiekiem. Odejdź. - Słyszysz mnie? Dziewczyno, obudź się! Mów coś! Dziwne. Poruszasz ustami, jesteś tuż nade mną. Ale to nie możesz ty mówić. Przecież ten głos jest zza gór. Kroki. Odejdź. Odejdź! WON!!! Uciekać. Nie złapią mnie. Tam, w góry. Za lasem mnie nie dosięgną. Byle tylko dobiec. Szybciej! Szybciej!!! Nie oddycham. Jak to się robi? Zaraz się uduszę. Nie chcę. Jak się oddycha? Dobiec tam. Zejdź ze mnie! Dlaczego siedzisz mi na piersiach? Odejdź, muszę biec. Góry coraz dalej. Coraz mniejsze. Kroki za mną. Obok mnie. We mnie. Ale nie przede mną! Nie wyprzedzą mnie. Idę. Obok mnie białe jak śnieg nogi. Chude. Cienkie. Ale silne. Kobieta. Czarne kozaczki na obcasach. Na nich szkarłatne wzory. To krew! Nie, to nie krew. Pnącza. Bluszcz. Oplata się wokół nóg. Dusi je. Pochłania. Nie złapiesz mnie. Nie prześcigniesz. Nie dam ci! Ja będę pierwsza! Nie wyprzedzisz mnie! Nie chcę! Nie chcę umierać! Umierać? Dlaczego? Przecież nie umieram. Wszystko jedno. Wyprzedź mnie, jak chcesz. Kroki. Coraz głośniejsze. Huczą mi w głowie. Zajmują ją całą. Rozsadzają od środka. Dzwony. To nie kroki. To dzwony. Kołyszą się na zmurszałych belach w starej dzwonnicy. Opuszczonej. Cmentarnej. Więc jednak mnie przegoniłaś...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...