
Cecorka
Użytkownicy-
Postów
106 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Cecorka
-
Ja też jestem przerażona. Jak widzę, nie dość że poezję.org opanowała grafomania to jeszcze jej aktywistkom pozwala się zabierać głos w sprawie... poezji. Kpiny. Zajrzałam do Pani wiersza i jest to kicz w czystej postaci. Tematyka nie czyni wiersza, można pisac o smierci tandetnie, o miłości kiepsko i proszę nie mydlić nam tu oczu motylkami, różami, achami, itp. Niestety, nie ma do czego tu wracać. Tylko nazwa została z tego Portalu. Nauczy mnie Pani czegoś? Czytając ten wiersz niestety nie. Proszę bawić się dobrze, choć polecam też gupę dyskusykjną o haftowaniu.
-
Tak troszkę jeszcze noworocznie, ale dopiero teraz mam więcej czasu (jak słusznie zauważył pan Krzywak musiałam ostatnio sporo gotować, piec, a potem jeszcze to wszystko w około pięćdziesięciu procentach sama zjadać ;)).
-
Hej! na niebie wysoko, na niebie wysoko, rozpięte w mrokach nocy rozgwieżdżone oko w empirycznej źrenicy śledzi ludzkie losy. Niewidzialnym fosforem plotąc Psyche włosy ręka czarna, kosmiczna, miriadami palców w blaskach starych pierścieni kreśli dzieci, starców w zodiakalne zwierzęta. Każde z tajną cechą biegnie w czas swój przed siebie, ku tajemnym echom. Oto wiosna kołami wtacza się na niebo i Baran skacze z Marsa - to właśnie od niego wszystko bierze początek. On rozpala zieleń, z ziemią martwą wojuje miliardem powieleń tak namiętnych miłości, że aż boli głowa... Ogień! ogień! - krzyczy i... do ognia się chowa! Wówczas Byk rozjuszony wychodzi od Wenus, zaborczy i zazdrosny, jednym słowem: pienius! "Mam" "mam" "mam" "mam" - rozlega się dokoła niego, buduje i gromadzi, zwłaszcza - nie ze swego. On tworzy banki, lecz, że słód kocha muzyki przeto: marsz Mendelssohna - to płachta na Byki! A kiedy Byk już w jarzmie chciwości ucicha, Bliźnięta z Merkurego, hop! - prawdziwe licha: krytyczne, niespokojne i... tak? - dwulicowe! - one Byka wydoją jak zwyczajną krowę i za mleczne żetony polezą po świecie: ten na miejsce tego a ten na miejsce... wiecie? A tymczasem na niebie, na niebie wysoko rozpięte w mrokach nocy rozgwieżdżone oko rozszerza czerń źrenicy w kosmicznej powiece i toną ludzkie losy w rozgwieżdżonym lecie. Na łąkach wysp i lądów, i na morzach do nich Malarz starców, niemowląt - Pędzlem dusze goni, w niewidzialnych kolorach rysuje psychiki, lato Latem zabarwia. W lecie słychać krzyki Raka, co wylazł z wody przy świetle Księżyca i gada. Dyskutując, wciąż zmienia oblicza: a to by w szczypcach nagle rozgniótł swą ofiarę, to za chwilę w męczeństwie wypił za nią czarę jakiejś niezłej nalewki (byle by nie jego!). Hm... śmiało nazywaj Raka - wieczystym lebiegą zwłaszcza przy Lwie, co z grzywą rozpiętą na Słońcu dotąd będzie się lenił, że aż skona w końcu próbując przy tym ryczeć w tępym egoizmie (szczególnie ku samicom, które chętnie liźnie pośród dźwięków wieczornej, namiętnej gitary... Więc - niech gra, niechaj gra mu, nim gwiezdne safari...) Już sierpień... iskry z ognisk tryskają do góry, bo tam Pannę krytyczną wygonił Merkury. "Ty egoistko!" szumi w radioteleskopach a ona się odgryza: "sam, stary despota!", potem się pochyla ku rozbieganym iskrom: "I kto tu tak nabrudził? Przecież, było czysto?" Zaś nad nimi wysoko, na niebie wysoko rozpięte w mrokach nocy rozgwieżdżone oko, rzęsami mruga mgławic. Galaktyki Liści wirują kłębiasto - to z nich Kiedyś się wyśni maleńka Ziemia tląca się przez chwilę sennie a na tej Ziemi - ziemi, jesiennie - Jesiennie Wszechświat znów na palecie kolory dusz zmienia, subatomowym wichrem boskiego natchnienia i po raz drugi Wenus rozchyli ramiona: spośród dwóch jednoczesnych wychodzi spłoniona Waga. Jeszcze bojąca, niezdecydowana: płakać-li czy śmiać się? Stać? Czy paść na kolana? Nie dość, że się tak Waga na wietrze chybota - to jeszcze nasłuchuje co radzi idiota. Lecz teraz... ci-sza... o...to mściwie spod Plutona para ślepi zezuje... Nie ważne: on, ona, bo tak samo trujące myśli krew ogony zatopią w innych Znakach znienacka Skorpiony. Zamęczą miłością a raczej: żądz swych gamą - cudze albo swoje - to dla nich (mniam...) to samo. Listopad Ziemię matkę już do snu układa i twarz mu posmutniała. Zamyślona, blada od ciężaru Jowisza, gdy mu nietaktownie dyktatorski pan Strzelec szwęda się po głowie i włosy wyrywa (ot, dla następnej kłótni): nieodpowiedzialny, a na domiar - rozrzutny. A na niebie wysoko, na niebie wysoko rozpięte w mrokach nocy rozgwieżdżone oko coraz szczelniej i mocniej zaciska powiekę nad starcem, niemowlęciem, zimowym człowiekiem wyklutym z jaja mrozu, otulonym śniegiem - Łapa mroczna obszywa ziemskie dusze ściegiem, gwaszem światów bezdrożnych. Wśród przeczuć i złudzeń w pęcherzykach powietrza w zamarzniętej strudze, gdzie na którejś płochliwy Koziorożec biały wytrzeszcza do Saturna zamartwione gały i nie wierzy, że można w coś wierzyć. Zmartwiony, czy tymczasem ktoś czasem nie uwiódł mu żony? Jak Baran uparty - dać mu tylko przeszkodę, a będzie znał cel w życiu i ku śmierci drogę ... a ku śmierci prowadzi szosa poprzez luty, gdzie ekscentryczny Wodnik właśnie ściągnął buty i nietaktownie innym wytyka nieśmiałość. "Ależ on inny!" - pięć Znaków się zakochało w tej jego buntowniczej "precz z zimą!" naturze. Lecz on nie widzi - Uran oślepia go w górze. Gdzie, zaraz obok skryte, psychiatryczne Ryby rozmyślają o wszystkim w sposób nadwrażliwy (nie cierpiała ich przez to nigdy zwłaszcza Panna dla której do kąpieli - nie do modlitw wanna). Neptun życie im mości CUD-nymi glonami - wylegują się Ryby pod nimi krzyżami. A na niebie Wysoko, na Niebie wysoko, rozpięte w mrokach nocy rozgwieżdżone oko w empirycznej źrenicy tworzy nowsze losy. W galaktycznym salonie strzyże Psyche włosy ręka czarna, kosmiczna. Miriadami palców w blasku złotych pierścieni zmienia dzieci w starców, proch ze starców rozrzuca okruszkami chleba: zakalce - wy do Piekła! rumiane - do Nieba!
-
Jeszcze raz pięknie Wszystkim dziękuję za poświęcenie wierszowi odrobinę uwagi. Serdecznie :)
-
To działa w obie strony, jeśli to jakaś pociecha? I temat na wiersz jak znalazł. Poza tym: nuda - co to za określenie? Wyjątkowo nieprecyzjne, z powodów o których wyżej. Dla mnie nuda to alarm: łapię za lusterko i wypatruję, czy przynajmniej na zewnątrz jest jeszcze na czym oko zawiesić. A za "słońce w nogawce" - jeszcze raz dziękuję.
-
Nie godnam... Jaro, ran twoich całować nie godnam...
-
Mogę tylko współczuć. Oczywiście nie muszę tłumaczyć, że nuda to objaw starzenia się, pukającej w sklepienie czaszki sklerozy? Zmysły tępią się, coraz więcej człowiek wydala siebie razem z porannym gównem a coraz mniej przyswaja w ciągu dnia. Wszystko to sprawia, że nudzimy się, że tak powiem: coraz bardziej śmiertelnie. Pozdrawiam.
-
A panu dziękuję za nocne natchnienie (myślałam o tym we śnie :)) Z cienkiej prozy wyszedł mi przyzwoity - wielowymiarowy wiersz: zimowy spacer - tuż ponad ziemią słońce gaśnie w nogawce Nie, jednak tak, optymistycznie i nastrojowo: wiosenny spacer - z dala od domu słońce gaśnie w nogawce Mało to każdy z nas włóczył się wiosną bez celu? Nagle człowiek patrzy, a tu noc prawie a trzeba jeszcze tyle kilometrów wracać. Tak, to będzie chyba to... Pierwsza wersja zbyt filozoficzna, zwłaszcza smutna a zimą cieszy każdy promyk słońca :)
-
A panu dziękuję za nocne natchnienie (myślałam o tym we śnie :)) Z cienkiej prozy wyszedł mi przyzwoity - wielowymiarowy wiersz: zimowy spacer - tuż ponad ziemią słońce gaśnie w nogawce
-
Jeszcze raz, korzystając z okazji :) dziękuję za chwilę uwagi. Tak, moim zamiarem było poprowadzić czarną wdowę zwaną tu i ówdzie to kostuchą, to zwyczajnie śmiercią z dystansem, nie opowiadając się za którąkolwiek ze stron. Ot, chwila zadumy i tak samo jak od miliona lat - nic więcej do dodania. Pozdrawiam.
-
Czyje? Tyleż moje co Osoby inspirującej za co dziękuję :) Jest takie haiku, zapewne wszyscy o nim słyszeli, gdzie mała żaba skacząc z liścia ożywia stary, ogromny jak na jej rozmiary staw. Podobnie jest ze słowami - pada jedno czy dwa i nagle porusza coś co tkwiło w innych przez całe lata, może nawet genetyczne wieki? Pozdrawiam.
-
Ech ci mężczyźni, meżczyźni... jeśli się akurat nie biją to znak, że właśnie o tym piszą: Musztarda po obiedzie, czyli co powiedział por. Gilet do żołnierzy przed walką (a przynajmniej miał zamiar powiedzieć) Szkoda wielka że Bóg nie przewidzial Ypres nie uodpornił nas na musztardowy gaz i pociski schrupią kości szczęki salw rozerwą nam tkanki a zrzucanym bez spadochronów za papilarne linie wroga nie urosną skrzydła i zmaleje odwaga srając ze strachu spadną pod własne ekstrementy. Nie przewidział Hiroszimy prześwietlimy po śmierci dziewicze błony okładek światowych tygodników wyrzucą nas w cywilu za eksluzywne fraki z Trade Center i znów nasze ekstrementy na nas tyle że krewetkowe z ikry jesiotra podtopionej szklanymi torpedami drogiego szampana zamiast resztek sucharow i zielonych żołnierskich konserw. Nie przewidział nie uodpornił za to dał nam chłopcy kutasy abyśmy zdążyli napocząć kolejne stronice dziejów śmierci!
-
Dziękuję Wszystkim za przeczytanie, zwłaszcza że niektórzy się nudzili a jednak ciekawość tego co w następnych strofach zmusiła ich do czytania. Czyli i tak wyszło na moje - autorki ;) Pozdrawiam.
-
o krok od nowej Ziemi w nogawce gaśnie słońce Reszta to przedwyborcze paplanie z którego nic więcej nie wynika.
-
W pajęczynie wielkiego mrozu gwiazdy wysysa czarna wdowa. Odnóża ma długie, styczniowe i jest nieskończenie szalona. Zimą spełza po nitkach nocy przyglądać się przez szyby śpiącym, aż odwrócą ze strachu oczy pełne ludzi bezdomnych dworce. Wtedy bierze kogoś ze sobą na świadectwo mroźnych wojaży, jak widoczek, kartkę pocztową plus do kartki - imię jak znaczek. Nim je wszystkie pośle do diabła, kreśli od lat te same słowa: "Rozglądałam się aż do rana. Śpij spokojnie - nie było boga!"
-
Ja też kocham pana Leszku za poezję, choćbym źle przez to skończyła jak Odała, moja serdeczna przyjaciółka z dzieciństwa: Odała Mąż nie zasnął dziś z żoną, lecz wpierw biel jej ciała Tak poczernił i zbrukał, że też z nim nie spała. Mąż ślubował rok temu kochać ją przez lata, Ale kto mu dlatego kupił dom i Fiata? Wszystko przepił i przegrał przez kwartał bez mała, Ale czy jej nie ślubił, by czym jest - zwiedziała? A wiedziała już wcześniej ta Rumunka smolna Do połowy - przydrożna, od połowy - polna: Skądś na drogę z daleka wyszła wtenczas jedna I patrzyła w te tiry, co szumią - ode dna. Pozdrawiam, tyleż zaniepokojona swoim losem co mu chętna ;) .
-
Bardzo zaciekawił mnie Twój ostatni komentarz. :) Co powiesz wobec tego na trochę rymowanego abecadła. Wiersz składa się z dwóch tetrastychów o rymach przeplatanych abab i sestyny o rymach ababcc. 1 strofa – inni-bliskim, wnętrze-chętniej 2 strofa smutek-puste, ogień-płomień 3 strofa wiedzieć-westchnień, strawy-aby, oazą-marząc Wszystkie wypisane rymy są asonansami, z tym, że ja zazwyczaj do nich dodaję zanikającą w wymowie spółgłoskę na końcu, aby stawały się jeszcze bardziej subtelne brzmieniowo (mniej krzykliwe). Zauważ zgodność brzmieniową inni-iski, ętrze-ętnie, ute-uste, ogie-omie, edzie-estchnie, awy-aby, azą-arząc. Mam nadzieję, że znasz podział rymów na rymy dla „ucha” i rymy dla „oka”. Asonanse są typowymi rymami dla ucha, które urytmiczniają wiersz w głośnym czytaniu. Zauważ jeszcze jedną ciekawostkę tego rymowanego wiersza tzn. mimo tego, ze nie jest sylabicznym czy sylabotonicznym w którym średniówka wymusza rytm wersów, to rytm jest utrzymany, a jego miejscowa zmiana jest wyznaczona treścią. Twój argument, że „ciekawe, ile osób po lekturze uznało go za rymowany” jest równie zabawny, jak ten, że ktoś znany nam obojgu dał podobnie zrymowany asonansami wiersz do przeczytania ludziom z ulicy i prosił ich o wskazanie rymów. Wiele osób piszących na biało, a ta forma przeważa, nigdy nie zagłębiło się w zagadnienie rymów. Świadczą o tym popełniane mimowolnie rymy w ich wierszach. Pisząc w takiej formie, a częściej stosuję jeszcze bardziej nieregularną formę rymowania staram się uwspółcześnić tę klasyczną formę. Ktoś nie znający, czy wręcz nie słyszący rymów będzie w tej formie widział wiersz biały, a osoba rymująca, rymowany i o to chodzi. Natomiast przy głośnym czytaniu „wyjdzie” prawie zatracone w wierszach białych bogactwo brzmieniowo-rytmiczne dodające jeszcze różnymi wykorzystywanymi funkcjami rymów dodatkowego blasku. Stwierdzenia: "Ale zamiar wykonany wg mnie niesprawnie" oraz "W sprawie "niezgody autora" z komentarzem (zwłaszcza krytykującym tekst) - żadna nowość na poezja.org" uważam za bardzo niemerytoryczne i wobec tego na nie nie odpowiem. Pozdrawiam Leszek :) PS Rymy gramatyczne, to nie jest jak napisałaś "wyższa szkoła jazdy". Panie Leszku kochany... toż spać pan nie może a to pisząc wiersze, a to Czytelnikom rozwydrzonym disco polo pisanie swoje tłumacząc. W ten sposób długo mi pan nie pożyje a i Poezję do końca szlag trafi! Zmiłuj się nad sobą i nami i od dziś chodź spać zaraz po Misiu Uszatku (ale nie razem). Pozdrawiam zatroskana.
-
O, mnie już się podoba! Od dziecka marzę o drapieżności, o rozrywaniu na strzępy, krwi siekajacej na lewo i prawo... Posmutniały nam wieczory, zatkał wiatr wyjące echa, tak jak dawniej myśl kosmata do kominka nie ucieka. Wszystko zwykłe, standardowe: zamiast trwożliwego cienia ekran srebrem zamigocze w bezbolesnych gróźb płomieniach a ja chciałbym, tak jak dawniej: żeby wilk kapturka zjadał i nie w żadnej bajce bzdurnej, ale wczoraj, u sąsiada! Żeby straszył mnie pólnocą, pazurami do drzwi skrobał... Ranek budził by mnie z wieścią: - Wstawaj! Znów trup! - Kto? - Teściowa! Łezkę smutną bym uronił, ponarzekał, że złe wilki (ale weź go człeku ustrzel?... to jak w lesie szukać szpilki...) i znów kładłbym się do łóżka, a wilk w okno zerka, zerka... Rano: - Wstawaj! Znowu wilki! - Kto tym razem? - Straszne... Elka. I łzy kap, kap do chusteczki, wprost różaniec płaczu cały, lecz, że "nie ma tego złego..." - oczy co dzień by piękniały, bo i dziadka Jurka wilk zjadł, a i ciotkę Annę schrupał i Grażynę dopadł w sianie (tej to szkoda! niezła... laska). Nawet redaktorkę samą, która wywiad zrobić chciała ugryzł w cycka... ale uciekł! (grupa ludzi nadciągała). Lecz cóż, marzę... bo w wieczory zatkał wiatr wyjące echa, tak jak dawniej myśl kosmata do kominka nie ucieka - nie ma już na kogo zwalić, że to sprawka wilkołaka, bo ci żona dziś wróciła podniecona dziwnie taka? Wszystko zwykłe, standardowe: zamiast trwożliwego cienia ekran dysząc zamigocze, gdy pozycję sąsiad zmienia.
-
O tym nieco w poście do p. Sojana - podobno można :) Co do wiersza to przyznam się na koniec, że jest pewnego rodzaju pułapką. Otóż został napisany tak, jakby Peel był człowiekiem głęboko wierzącym w to co pisze i tym samym skierowany do ludzi podobnie wierzących, również nie kwestionujących istnienia duszy i Boga który tchnął ją w stworzone przez siebie ciało. To pierwszy rodzaj interpretacji. Przeciwna do niej interpretacja narzuca się sama: dusza, Bóg, bezgraniczna wiara - chyba trudno o większe truizmy? Właśnie pomiędzy takie dwie skrajne interpretacje chciałam złapać Czytelnika i to on i to co przyjdzie na myśl po przeczytaniu jest prawdziwym zakończeniem: tak naprawdę zobaczył siebie :) Od dna po troskę o zwierzęta. Pozdrawiam.
-
Podobno nie wszyscy. Według radiestologii człowiek emanuje za życia własną barwą światła - od czarnej, najniższej, po najwyższą i rzadko spotykaną biel. Otóż zdarzają się ludzie, którzy nie emitują żadnego rodzaju promieniowania, jakby nie żyli. Może to ci, małoduszni? :) Pozdrawiam
-
O duszy można bez końca. Ale jednak jej istnienie zakładają, czy raczej czują - nawet prymitywne plemiona. W naszej cywilizacji ciekawe jest choćby powiedzenie: sprzedać diabłu duszę. Czyli, to my decydujemy o jej losie i dusza wydaje się nie mieć nic do powiedzenia. Czym w takim razie jest, że wahamy się by sprzedać ją diabłu, że tak nam na niej zależy? Trzecią płcią, tak mi się wydaje. Ale to już temat na inną okazję ;) Pozdrawiam.
-
Właśnie przeczytałam sonet Mickiewicza Dzień dobry. I co? Wiadomo, że było o dzień dobry. Wkurzona trochę mu zmienilam to sielsko i anielsko (Dzień dobry - nie chcę budzić o wdzięczny widoku...) Dzień dobry Dzień dobry?... Dziś nie będzie! Dziś będzie - cholera! Czyje to się po nocy całowało lica? Niech cała dookoła słyszy okolica Jak patelnia SIĘ jękiem na głowie rozdziera! Dzień dobry?... Cholera! - niech ona cię zabiera, Dzień dobry niech odpowie tamta swawolnica! Od dziś znów całością jest twoja połowica: W "dzień dobry" już nie ze mną dzień się twój ubiera. Czemu to... uczepiłeś tak SIĘ mojej ręki? Zanim znów ci przyłożę, jeszcze niech się dowiem, Zabłyśnij jakimś kłamstwem przed garnkiem na głowie... Dzień dobry... - Czyś ty zgłupiał?! Wciąż te same dźwięki! Widzisz jak to zaglądać pod cudze sukienki? - Do końca życia później kłopoty ze zdrowiem!
-
Poza tym: Pozdrawiam, R. Ale proszę czytać całą frazę a nie jej połowę. Porównuję nie zwierzę a sytuację, w jakiej zwierzę znalazłoby się, gdyby je pozbawić dotychczasowego opiekuna (w kontekście tego co wcześniej zostało napisane o tresurze ciała). Pozdrawiam.
-
Wszystko jest wtórne i mało interesujące. Sonety Szekspira bo jeden mówi o milości, drugi o przemijaniu, inny o róży. Sonety Mickiewicza bo pisze, że sunie wozem jak łodzią przez akermańskie stepy i wiadomo, że nikt go nie usłyszy bo i na morzu nikt nie usłyszy płynącego. Ale facet musi dzielnie trzymać się logiki - mógłby napisać, że ktoś zawoła ale skoro porównał wóz do łodzi a step do morza, to ni diabła nie może nagle powiedzieć: o, zdaje się, że ktoś mnie usłyszał oprócz wiatru. Albo sonet Dobranoc: od razu wiadomo, że dobranoc i więcej nie będzie się nikt bawił, ale Mickiewicz musi napisać: Dobranoc, dobranoc... już więcej nie będziem bawili. Mało to odkrywcze, nieprawdaż? A i potem, przez kolejne wersy o tym samym, że dobranoc. Pozdrawiam wierszem, który zakłada, że dusza też posiada swoją duszę: wdusza skoro przelecieliśmy teresę co ze snu wyrasta w wiklinowym lustrze stolika widzimy, żeśmy się zechrząszczyli jak dwa lipcowe skwary: pierwszy ćwierka w samochodowej świecy (dziewka rafała ramiączka załamuje o! ćma! ćma płonie! aj... rycząca... nie rycz... tu jest ala i as. i drzewa i bzzzyy bzyyyy w imię nocy i wody i chleba) drugiego nie pamiętam (i nigdy nie pragłem polubać) umarł we mnie na trąd duszy wewnątrzczłeczy wchrząszcz trzmiący w brzcinie
-
Pani Rhiannon i Pan Sojan: Proszę przeczytać jeszcze raz uważnie. Gdzie jest napisane, ze człek bez duszy byłby zwierzęciem? Byłby zwierzęciem, które choć wolne jest nikomu niepotrzebne. Tresowanym niedźwiedziem który uciekł z cyrku i nie wie co robić na wolności: macha łapą do dzikich pszczół, żeby dostać ciuciu :) Pozdrawiam.