Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Lilka-rusalka

Użytkownicy
  • Postów

    60
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Odpowiedzi opublikowane przez Lilka-rusalka

  1. Obudziłam się i poczułam chłód. Zadrżałam, aż włoski zjeżył mi się na skórze . Okno było otwarte całą noc- znów zapomniałam. To zdarzało mi sie rzadko, ale ostatnio coraz częściej. Czuję ,że zaczynam się łamać , że ma stabilna i wesoła osoba - zapada się. Nie wiem czy jest to mrok, smutek, pustka. Dziwne uczucie. Nie raz jestem gdzieś indziej, jakby nieobecna. "Masz smutne oczy", "jestes zdenerwowana"- ciągle te same cytaty. Mam czasem wrażenie, że słyszę słowa z książki psychologicznej-"napewno masz depresje". Pozorna troska dobija najbardziej. Wczoraj moja koleżanka powiedziała- "źle wyglądasz, co się dzieje" nic- zbylam jej słowa. Nie lubię tłumaczyć się, gdyż to i tak nie ma sensu. Choć ma racje coś się dzieje, widzę to po sobie. Wczoraj myślałam o zaręczynach , o ślubie i o naszym mieszkaniu. Dziś już nie ma tych marzeń, lepsza praca, lepszy świat- zagranica. Czuję ,że coś ucieka mi z rąk.Bezsilnie trzymam swoją osobę jeszcze w całości.Po co?-chyba by nie oszaleć. Gdy każdego ranka otwieram oczy i dotykam poduszki ,przez ułamek sekundy myśle,że jesteś tuż obok- i czuję ciepło koło serca ,a potem taki tępy ból- rzeczywistość. Odwracam twarz i znów myśle ,nie chcę ,ale jednak wstaję- wpadam w rutynę. Czasem gdy bardzo ciężko, płaczę, lecz zanim zamknę dwrzi domu, obcieram ostatnią łzę, zmieniam wyraz twarzy tak ,że spod maski nikt nie widzi mego prawdziwego oblicza, nie zadaje pytań, na które na razie nie mam odpowiedzi. Lecz wiem jedno, że coś odbiera nadzieje ,że coś umiera, a ja sama gasnę każdego dnia w szarości.

  2. Początek i środek bardzo mi się podobają. Wnikliwe i ciekawe- jestem pod wrażeniem. Tylko koniec mnie roczarował.
    1)"Każdy śpiewa płacząc, wielu mężnych żołnierzy zginęło w imię miłości do kobiety która zdradzała z sowieckimi oficerami." wiesz dziwi mnie to, ale chyba nie znasz historii, sowieccy żołnierze, oficerowie gwałcili kobiety w czasie wojny i szczerze wątpie ,że któraś oddawała się dobrowolnie. Rozmawiałam z moja babcią , która opowiedziała mi , że nie oszczędzili nawet spraliżowanej kobiety. A jak powszechnie wiadomo rosyjska armia była malo,co kulturalna.
    2)trochę mi się nie podoba, że wrzucasz wszystkie kobiety do jednego worka, stwierdzając jaką mają naturę. Wiesz każdy człowiek jest inny- są różni faceci i różne kobiety. Powiem Ci jedno,że pracuję z ludźmi i to co zdążyłam zaobserować- dwoje ludzi którzy są w związku-są podobni do siebie. Podobieństwo na pierwszy rzut jest widoczne- czasem jest to zachowanie, podobna twarz, ta sama dziwna cecha bądź nawyk, dziwna pasja, ta sama fryzura. Można tak długo wymieniać, dlatego pisząc o swoich chorych kobietach, piszesz w jakiś sposób o sobie.
    3)"Czyści i spokojni, do momentu, kiedy na światło dzienne nie wyjdzie niewinna kobieta. Kochałem, a teraz tylko wzdycham do tych prawdziwych, będąc szczęśliwie samotnym."
    Zadaje sobie pytanie czy można byc szczęśliwym samotnym?Ale skoro tak mówisz. Po za tym nie napisałeś , że kobiety potrafią dać szczęście- dać nadzieje- dać miłość .Potrafią z największego nieudacznika zrobić najszczęśliwszym człowiekiem.I myśle że, Adam w raju by się nudził bez Ewy:)Pa pozdrawiam. Ps ..chętnie wrócę do tego opowiadania:)

  3. Masz rację, że w opowiadaniu nie ma imienia tej drugiej kobiety, gdyż chciałam by zostało to niedopowiedziane. Myślę jednak , że wiesz o kogo chodzi. A jak nie to odsyłam do mojego pierwszego opowiadania- tam jest historia sióstr, a jedną z nich jest właśnie samotność:) ale i owy kontrast:).pa pa i dzięki za komentarze. ps masz rację kartka nigdy nie jest pusta, gdy człowiek na nią patrzy, bo potrafi sprawić ,że nie zapisane jeszcze linijki opowiadają już historie ludzi.Lecz ta biel miała być kontrastem ciemności, miała być pustą, przestrzenią- próżnią.Dzięki:)

  4. Odłożyłam długopis, choć kartka papieru była nadal pusta. Biała i czysta kartka, a tak przeraźliwie pusta, prosząca chociaż o jedną kreskę, kropkę , cokolwiek tylko nie ta biel. Ona krzyczała ,choć nie było tego słychać.
    Wpatrzyłam się w okno, a tam już ciemność roztoczyła swoje ramiona. Wtulając w swój ciemny płaszcz- drzewa, ptaki i nas – ludzi. Czasem miałam wrażenie , że widziałam twarz jakiejś kobiety , która szybkim krokiem przemierzała sad owocowy. Ale potem myślałam- to po prostu wytwór mojej wyobraźni, tak jak ona siedząca zupełnie sama, też wpatrująca się w tą kartkę. Samotność, ona nie pytała ,sama zamykał myśli w sobie- czasem miałam wrażenie ze znam ją, ale innym razem była obca, tak zimna i chłodna.
    Ale dziwne, że nagle zaczęłam dostrzegać ją wśród bliskich. Patrzyłam jak ona przemyka pośród tłumów. Niezauważalna , ale wyczuwalna jakiś zmysłem. Piękna i dostojna z niej kobieta, często milcząca , twarz ma jasną, a oczy wiecznie martwe. Nie można z nich odczytać wzruszenia czy smutku.
    Nieraz zmęczona już życiem siadałam na łóżku, a łzy same płynęły po policzkach. Ona jednak nieruchoma ,stała tuż obok mnie, trzymając moją dłoń.
    Wir życia pochłaniał mnie każdego dnia, a jej obecność raziła, choć byłam wśród ludzi. Nie potrafiłam ogarnąć tego uczucia , które każdy z nas zna. Jej ubrania, leżały na moim fotelu, jej książki były w tej samej biblioteczce, a jej dłonie wszędzie zostawiały odciski.
    Lecz każda wytrzymałość ma swoje granice. Kropelka przepełniła morze i zaczęło wylewać się na brzeg -dziko i bezsensu. Moje życie ogarnął sztorm. Bunt przeciwko sobie, swej towarzyszce, która wciąż przy mnie była. Sprzeciw i skorupa nieczułości , nienawiść do wszystkiego, co piękne. Takie plucie na wszystko. Czarne oczy, czarne ubranie, glany i myśl wszystko mam gdzieś. Wtedy czułam siłę. Mogłam skoczyć z mostu , miałam odwagę.Za to na twarzy mej „przyjaciółki” pojawił się wyraz ironicznego uśmiechu. A wieczorami, gdy zamykałam oczy, jej postać płynęła po pokoju w ciemności w dziwnym tańcu.
    Lecz skorupa jak wiadomo zawsze ciąży, bo krępuje ruchy i zdarza się, że odsłania słabe punkty . Wtedy tego wieczoru przy piwie, w barze, gdy obie nieświadome swojego istnienia , upite, pogodzone z myślą o wieczności ze sobą ,zupełnie nie wiadomo skąd zjawił się kontrast mej towarzyszki. Właśnie wtedy , gdy odsłoniłam kawałek siebie – część serca , która jeszcze nie była kamieniem .
    Lecz ta kobieta była inna niż samotność – jej twarz jaśniała. Nie proszona weszła rozpanoszyła się w sercu , a skorupa zaczęła pękać. Broniłyśmy się, trzymając się mocno. Bałam się jak samotność pewnego razu wyszła z pokoju i długi czas jej nie było i nie było. Nie wracała.
    Czarny tusz spłynął, a czarności powolutku jaśniały. Glany ustąpiły miejsce sandałkom. Waleczność i pogarda wrażliwości i uznaniu. Tak z dzikiej gotyczki, zrobiła się piękna dziewczyna w krótkiej kremowej sukience, z warkoczykami. Oczy płonęły, a świat niby zwykły miał więcej barw. Nowa towarzyszka połączyła moją dłoń z mężczyzną . Ona nauczyła mnie uczucia , które w nas rośnie, tak jak dziecko w matce. Tak i ja teraz czuję obecność radości w zwykłym choćby dniu.
    Choć niedawno w deszczowy wieczór wróciła samotność, lecz tylko zostawiła pocałunek na mym czole i powiedziała dowidzenia. .Wtedy zrozumiałam, że już na zawsze się pożegnała i już odeszła z mojego życia.
    Po długim spoglądaniu w okno, ocknęłam się i wzięłam długopis. Namalowałam chińskie wzorki, w oddali konia skubiącego trawę, a na samej górze, gdzie słońce zachodziło, na ścieżce takie malutkie, maluteńkie postacie dwojga ludzi.

  5. Gdy niebo rozjarzyło się blaskiem gwiazd.
    Ciemność rozproszona uciekła z pokoju.
    Oczy kocie spojrzały na mnie.
    Twoja biała skóra lśniła przy oknie ,
    gdy stałeś zupełnie sam.
    Ja patrzyłam na księżyc.
    Czas płynął jak kropelki wody.
    Ja wstałam na drżących nogach.
    Zrobiłam krok –walczyłam,
    by spotkać Ciebie.
    A samotność trzymała mą dłoń.
    Serce rwało.
    Wpadałam w szarość dnia.
    Depresja otaczała czule.
    Zbyt mocne jej ramiona
    Czasem dusiły do bólu.
    Drugi człowiek,
    obcym słowem
    dla mnie się stał.
    A me życie młode
    odnalazło znaczenie
    gdy na dno upadło.
    Zupełnie niespodziewanie
    zesłałeś anioła,
    O skrzydłach jasnych ,
    w moich łzach skąpanych,
    o blasku łamiących bezsilność.
    I wtedy cud
    przywrócił wolność.
    Wyzwolona już z pęt.
    Poderwałam się do lotu
    na skrzydłach miłości.
    I tak gdy oboje siadamy
    Czujemy jak wiatr omywa nam twarze
    Lot ...w sercu wciąż trwa.

  6. Witam. Przeczytałam pilnie wszystkie komentarze i pochwalam pana Andrzeja. Nareszcie ktoś dal w nos panu Piotrowi i tak trzymać. Każdy ma prawo pisac jak chcę, a pan Piotr tylko krytykuję, bo najlepiej to bybyło jakby wszyscy pisali jak on- wulgaryzm i tylko wulgaryzm, a to dla mnie nie jest literatura. By skrytykowac niech najpierw popatrzy na siebie pan Piotr , który dla mnie nie jest zadnym autorytetem. Co do tekstu jest bardzo ciekawy, napisany w innym stylu i dzięki krótkim zdaniom poprostu zaskakuję. Pozdrawiam serdecznie Pana Andrzeja:)

  7. Wiecie jestem rozczarowana wami moi drodzy. Tekst jest jaki jest, napisany z potrzeby chwili. W życiu nie czytałam Bravo Girl:), a po za ty Panie Piotrze jeśli jest się z kimś bliskim to za kazdym razym jest jakby pierwszy raz:) ale skoro Ty przeżyłes to juz wieki temu- to smutno mi że o tym nie wiesz. Domyślałam się ,że PAn Piotr zrówna mój tekst z błotem,bo skrytykowałam jego wulgaryzm. Pozdrowienia

  8. .. Stanęłam tej nocy przed Tobą zupełnie bezbronna... Nie miałam już nic do ukrycia... tylko światła lamp ulicznych odbijały się w szybie i oświetlały moją postać... oczy mi płonęły...ale czekałam na Twój krok...Ty spokojnie zanurzyłeś swoją dłoń w moich włosach....drugą trzymałeś moje ramię... musnąłeś policzek...potem powolutku zbliżałeś się do ust.. Twoje ramiona coraz mocniej mnie obejmowały....czułam jak rośnie namiętność... dłonie przesuwały się coraz niżej.. lecz oczy wciąż patrzyły na twarz... pieszczota.. delikatny pocałunek złożony na powiekach... ciała same zaczęły zsuwać się na łóżko ,na białą pościel...trzymałeś moje biodra.. trzymałeś moje piersi... trzymałeś mój świat...a skrzydła dzikości rozpostarły się i gotowe do lotu...trwały... nasze uczucia nagle wybuchły...ciało wiło się z rozkoszy...a Ty delikatnie wszedłeś do środka... fala gorąca...bliskość... Ty i ja... jedność.. płyniemy...serce bije jak oszalałe ,Ty czujesz kropelki na mym czole... Ty lecisz ze mną ...zagłębiasz się...nagle chwila... sekunda... wszystko zamiera.. świat wiruje ...szaleństwo...szczyt... punkt...wyprężasz ciało... ja kurczę się ... i rozkosz powolutku rozlewa się po ciele...czuję teraz tylko uderzenia serca i Twoje ciepło...czuję ,że jesteś...blisko mnie...w ciemności i magii nocy...leżymy tuż obok siebie... i nasze ciała nagie.. przytulone ...złączone na wieki.

  9. 1

    Codzienność ma swoje prawa, powolutku mijają dni jedne podobne do drugich. Coś łączy poniedziałek ze wtorkiem, a wtorek ze środą . Coś łączy to wszystko jakieś podobieństwo. Chmury ,pomimo że są inne przypominają chwile , zdarzenia. I tak wszystko, powoli owijało jak wąż boa człowieka. Na początku śliska skóra trochę przerażała ,ale miła była w dotyku. Trochę ekscytowała, trochę zastanawiała i pochłaniała jak życie. Lecz z czasem człowiek biegnąc nie spoglądał już w twarz ludzi ,tylko zatapiał się w swoich myślach. A wąż coraz bardziej zaciskał się wokół szyi.
    Ola miała już czerwone oczy od patrzenia w notatki, czuła rozlewający się smutek. Pokój zalewała szarość, kurz pokrył meble, starą szafę.
    Pokój przykryły wspomnienia dawnych właścicieli. Ola dostała to mieszkanie w spadku od babci-jedynej osoby, który miała w sobie radość życia. Kurz przypominał Oli jak pierwszy raz tutaj weszła i jak jej oczy zabłysły. Wtedy babcia jeszcze była zdrowa, wtedy jeszcze się śmiała i opowiadała historie których my młode pokolenie nie znamy. Mieszkanie na ulicy Kasztanowej miało urok ,było świadkiem wojny, mordu ale i radości narodzin. Tutaj czas się zatrzymał, tutaj wszystko nie zmieniło się od czasów babci. Ola nie chciała nawet przesuwać figurek. Były to małe figurki, które przedstawiały anioły o dziecięcych twarzach i matkę boską , która się uśmiechała i trzymała dłonie otwarte dla świata. Babcia lubiła opowiadać legendy o tych figurkach i dlatego Ola patrząc na nie widziała niebieskie oczy babci i cichy głos który wypełniał stare kąty jakąś magią. Meble były rzeźbione z dębowego drzewa ,a mała komoda miała blat zrobiony nawet z mahoniu. Lecz najpiękniejsze było łóżko z baldachimem. Stare ciemne łóżko z jedwabnymi niebieskimi zasłonami, poduszki były ręcznie wyszywane kolorowymi nićmi , przedstawiały róże , bławatki i kwitnąca wiśnie. Obok łóżka była szafka, która zastępowała wszystko stolik , półkę. Z przodu szafki był wyrzeźbiony olbrzymi kwiat chińskiej róży podobno no kwitnie on zaledwie 36 godzin potem się zamyka, jak dłoń na zawsze i opada. Tak właśnie jak człowiek, gdy odchodzi. Tak też po śmierci babci ,odszedła dusza tych mebli, oddech i głos pokoju zamilkł. Została Ola i tylko ona znała historię każdego przedmiotu, nawet zegara który spóźniał się . Nie nadążał już, czasy się zmieniły i on też już się zestarzał . Pilnował czasu, ale innego niż w rzeczywistości był. Ola lubiła patrzeć na tego staruszka, który wybijał dwunastą swoim smutnym głosem. Zawsze mówiła , że jest on ostatnim tchnieniem starych czasów. Jeszcze jedna rzecz była zastanawiająca – lustro sprawiające wrażenie płonącego, dzięki płaskorzeźbom płomieni. Lecz najpiękniejsze było na samym dole ramy, tam była głowa lwa o dzikich oczach. Lustro gdzie niegdzie miało czarne plamki i nie odbijało. Lecz środek jeszcze lśnił swoim lustrzanym odbiciem.
    Ola właśnie wstała i podeszła do lustra” jejku jakie zmęczone oczy” pomyślała. „Mam ochotę odpocząć na chwile wyrwać się z tej codzienności mój drogi wężu boa „ na jej twarzy zajaśniał uśmiech. Wzięła pamiętnik babci , wsiadła do pociągu i pojechała do parku położonego przy pałacu królewskim. Jechała ze 3 godziny ,aż wreszcie dotarła , obeszła park i usiadła na ławce przed ogromnym stawem po którym pływały kaczki, a otaczające wierzby moczyły swoje gałęzie w spokojnym lustrze wody. Słońce już powolutku gasło ,ale jeszcze oświetlało pomarańczowymi promieniami park i samotny ,pałac. Ola zaczęła czytać pamiętnik kochanki księcia.

    2

    „Każda miłość jest poplątana, bo każdy człowiek jest inny. Jest skomplikowana i niezrozumiała jak gesty obcych ludzi. Nie zna barier. Jest dziwna ale zbyt piękna by napisać o niej całą prawdę.
    Moja mama powtarzała; są takie dziwne ptaki nazywają się gołąbki diamentowe i jeśli te dwa ptaki się spotkają raz i przypadną sobie do gustu zostają ze sobą razem na całe życie. A gdy jedno z nich umiera to i drugie dołącza także. Samiczka i samczyk są bardzo podobne i niczym prawie z wyglądu się nie różnią. Lubią przytulać się do siebie i wyglądają jak coś nierozłącznego jak jedność ,którą nie można zniszczyć. Ale pamiętaj ludzie są inni, tam miłość nie wiąże na stałe. Tam słowa, czyny wiele niszczą dlatego patrząc na te dwie istoty ptasie pamiętaj, że to najpiękniejszy widok w naturze ale nie każdy potrafi docenić jego wartość i nie każdy potrafi wciąż podsycać ten płomień...
    Lubię wspominać te słowa, są mądre...Jednak uczucia są jak morze mogą niszczyć i być spokojne...
    Nie lubię romansideł”- Ola uśmiechnęła się gdyż wie jaka jej babcia była-
    „... ponieważ nie chcę popełnia tego błędu napisze krótko i zwięźle.. Mając 18 lat na bankiecie u pewnej wysoko postawionej pani poznałam go. Sprawiał wrażenie najzwyklejszego człowieka. A ze całe towarzystwo było wymieszane, to cieszyłam się, że poznałam jakiegoś sympatycznego mężczyznę. Nie był z żadną kobieta więc i to przykuło mój wzrok. I tak zaczęło się spotykania, urocze miejsca, magiczne ulice, bukiety i liczne pocałunki... Czas płynął, ale dla mnie nie istniał, jakby takie chodzenie sobie po tęczy.. Nauczyłam się dzięki niemu jeździć konno choć w galopie zaczęłam czuć jak nogi miękną...Szczerze nie myślałam o przyszłości – ten wiek... szaleństwo to było najcudowniejsze. Potem zaczęło się powolutku wprowadzanie mnie w świat bajkowych komnat, perskich dywanów... Bogactwa i klejnotów...Nie zastanawiałam się nad tym kim jest ktoś kto tańczył ze mną w piwiarni Blacka, ktoś dla kogo konie były czymś najpiękniejszym i niepojętym na tym świecie. Ten zwykły człowiek , który był bliski memu sercu był księciem bawarskim... i to wszystko utrudniło .... to wszystko zaczęło niszczyć mnie... jeszcze jego żona i dwoje dzieci... odebrało mi to nadzieje i chęć walki... po prostu byłam kochanką.. Czułam wstyd i niechęć do siebie...przecież to niemożliwe... Lecz na tym moja bajka miała, ale się nie skończyła.... Moje mieszkanie na Kasztanowej ,nasz cudowny kącik został mi na pamiątkę.... nie chcę pisać o tym co czułam... moja tęcza rozprysła się z każda kropla deszczu, która rozbijała się o ziemie ,tak jak moje łzy, które przywracały mnie do rzeczywistości...
    Lecz rozstanie pomimo wszystkiego nie nastąpiło, nie potrafiłam ... to nie było na moje siły.. Wstawałam rankiem i patrzyłam w lustro kim jestem ?? zastanawiał się... Miałam żal, ale w sercu ciepło miłości... to dziwne ale on... był dla mnie drugą połówką...i to wcale nie chodzi o to, że nie kłóciliśmy się , że nie robiliśmy sobie scen zazdrości czy nie płakaliśmy... ale jedno było w nas, brak tej drugiej części ,gdy któreś zamykało drzwi. Jak magnes wracaliśmy do tego pokoju... gdzie nawzajem biegaliśmy nadzy i śmialiśmy się do łez... Lubię wspominać te chwile ,bo były takie niezwykłe....Wyrzuty były, a świat zewnętrzny zaczynał gadać.... ale gdy my ukryci na Kasztanowej, sobą pochłonięci, wtedy świat nie był ważny... On nie chciał być księciem, nie chciał tak żyć... wolał to tajemne mieszkanie... Ale ręce zostały związane już wcześniej... i tylko zostało mu ukradkiem się wykradać... widziałam czasem jak siadaliśmy na ławce w parku ,że jego oczy są smutne nie chciał mi o tym mówić ale wiedziałam ,że płakał cała noc gdzieś zamknięty w swoim gabinecie... Obejmował moje ręce i mówił że liczy się dla niego już to że jestem tuż obok niego... Mówił; „wiesz nikt inny mnie tak nie rozumie jak Ty , wiesz w Tobie odkryłem sam siebie.. a pamiętasz jak biegłaś na bosaka do tego stawu....bo chciałaś mi pokazać mi ,że potrafisz pływać – musiałem Cię siłom odciągać od tego zamiaru... ach Twoje drugie imię powinno być szaleństwo...”... roześmialiśmy się oboje... Nie tłumaczył mi nigdy dlaczego ma żonę i czy ją kocha... choć domyślałam się jak było... tylko raz powiedział; „ nie będę się usprawiedliwiał i tak jestem winny i na pewno przeze mnie wiele osób cierpi ale i ja cierpię przez innych”.....przytulał mnie „ale wiesz najbardziej boję się o Ciebie , bo wiesz nie ciekawe czasy się zbliżają, oni czyli moja rodzina poradzą sobie bo są wysoko ustawieni, a Ty moje kochanie, a Ty zostaniesz sama jeśli mnie zabraknie...” -nie mów tak- odpowiadałam , choć czułam wtedy strach...przed samotnością...przed tym że coś we mnie umrze jeśli on odejdzie do innego świata...
    Pamiętam wyjątkowy podarunek na moje 20 urodziny od niego...była to para gołąbków diamentowych.. cudowne ptaki.. Klatka z nimi stała na komodzie , tak że jak otworzyłam oczy to mój wzrok mimowolnie padał na tą ptasią parę...jejku tak się cieszyłam... on tez się uśmiechał z zadowolenia...
    Zaczęła się wojna, ten czas, który zmienił wszystko... Ludzie uciekali, syreny wyły, bomby... śmierć i krew płynąca po chodnikach...Widok ludzkich ciał na drodze i przy kościele...spotykaliśmy się jeszcze ,aż do chwili gdy dostał wezwanie by bronić ojczyzny....poszedł... nie wrócił... tylko list ... że ...zginął... jak tysiące innych mężczyzn ... wojna powolutku dobiegała końca choć dla mnie już wszystko się skończyło...mieszkanie ocalało... wspomnienia pozostały... lecz ze mnie został wrak człowieka...rozchorowałam się...a potem dowiedziałam się coś co zmobilizowało mnie do dalszej walki o życie... Twoja matka, która po paru miesiącach się urodziła...
    Dostałam listy , które dotarły dwa lata później ...Po depresji, która trwała trochę, obudziłam się znów do życia... wszystko ma swój sens mówiłam sobie i tak po 4 latach znów spojrzałam w lustro...Stanęłam i patrzyłam na swe odbicie i powiedziałam wtedy „ jesteś kimś wartościowym, bo byłaś szczęściem w czyimś życiu” a gołąbki diamentowe już spały wtulone w siebie....”
    Oli oczy się przymknęły, jechała już pociągiem powrotnym, a na kolanach miała pamiętnik. Pociąg kołysał, sen otulił, a myśli wystukiwały rytm je-steś- kimś –war- to-ściowym bo by- łaś szczęściem w czy-imś życiu...

  10. ...a może te kilka zdań to o każdym z nas...a ta dziewczyna to Ty i ja... gdy wstajesz rano i patrzysz w lustro... widzę że jeśli trzeba zastanowić sie nad znaczeniem .. to juz się nie podoba... lepiej pisać prosto ..używac wulgaryzmu to wtedy jest ok ...ale dziękuje każdy ma swoje zdanie:)

  11. witam chciałam napisac do pana tu wyżej wymienionego; Piotra Rutkowskiego.Może są pewne granice, które pana umysł nie potrafi przebrnąć... dlatego nie potrafił pan doczytać do końce.. a może to tylko moja wrażliwość jest odpychająca, ponieważ nie jest ona taka bezpośrednia jak pana słowa... Zapraszam pana do innych tekstów i niech tak szybko nie przychodzi zniechęcenie, niech wyzwanie będzie celem, a zrozumienie spełnieniem.... :)

×
×
  • Dodaj nową pozycję...