Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Gryka

Użytkownicy
  • Postów

    18
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Gryka

  1. @Naram-sin Nie rozumiem :) Proszę o wyjaśnienie
  2. Sarna wdzięcznie po polu hasa W martwej rzece zanurzam się do pasa Bóbr zawzięcie stare ścina drzewo Martwa rzeka zmyje całe ścierwo Dzieci na łące biegają wesoło Wszelka flora płonie wokoło Ryby unoszą się na wodzie Fauna ginie w lodowatym chłodzie O czerwona, martwa rzeko Otwórz nam swych darów wieko Byśmy w końcu zobaczyli I ku twej łasce podążyli O czerwona, martwa rzeko Weź ze sobą ducha mego Gdy już tobie się pokłonie Niech ten brudny świat zapłonie
  3. Serce me przebite przez ostrze Twej miłości Pochowam je w mogile wykutej arogancją Może kiedyś wybaczysz wszystkie te podłości Gdy w niebie zaszczycisz mnie u siebie audiencją Me uwielbienie do Ciebie nigdy nie zginie I choć nie zasłużyłem na Twe światło Na grobie mym będzie widnieć Twoje imię Wszystko, by to piękne lico już nie zbladło Czarne róże na marmurowym pomniku Nigdy nie pozwolę Ci odlecieć z mej duszy Nie lataj beze mnie, mój ty aniołku Do końca me serce ku Tobie się włóczy Przechadzam się po odległym Edenie Z nostalgią patrząc na wczorajszy dzień Cóż za Bóg pozwolił mi cierpieć bez Ciebie Z mego dawnego szczęścia pozostał cień
  4. Nadzieja ma, niegdyś tętniąca życiem Taka piękna, błyskając swym światłem Zarażała serca osób mi znanych Torowała prostą drogę ku wieczności Nadzieja ma choć gorąca, to ulotna jak spadające gwiazdy na niebie Prąd ciągnie ją ku wodospadowi Zatapiając w bezdennym oceanie myśli Dziś ma nadzieja jest niczym więcej A mglistym wspomnieniem swej chwały Pochłonięta przez bezkresny wir oczekiwań Którym nigdy nie potrafiłem sprostać Kwaśny deszcz padający na jej grób Powoli roztapia marmurowy posąg Przyszedłem się nad nią pomodlić I po raz pierwszy pozwolić odejść
  5. Gryka

    Zbocze

    Boję się jutra, Osuwam się ze zbocza, Lecz Ty mnie trzymasz.
  6. Jestem winny morderstwa Duszę się szkarłatną cieczą Uśmiech z mego lica nie znika To dla mnie nierzadka praktyka Jestem winny morderstwa Morderstwa samego siebie Został mi tylko ból Ból po stracie samego siebie.
  7. Któż chciałby być samotny, gdy odosobnienie i izolacja dorównują swą wagą cierpieniu? Któż jest chętny by samemu kroczyć tą wyboistą i krętą ścieżką, kiedy dłoń nie ma się czego chwycić? Gdzie indziej szukać szczęścia, jeśli spełnienie wydaje się tak odległe, a los nietrafnie rzucił kością? Odpowiedzi tak dalekie, objęte mglistymi ramionami zza kurtyny nad moimi oczami rozmazują się w oddali.
  8. To miejsce zrobiło ze mnie kukiełkę Pustą powłokę, pustą skorupę Nic już nie poruszy mojego serca Niewiedza jest moim błogosławieństwem W tym świecie pełnym smutku i cierpienia Człowiek i bestia, nie do rozróżnienia Pełni głodu i żądzy, nigdy nienasyceni Nie umiem odwrócić od tego wzroku Ból którego doznałem, zamknął mnie w sobie Odrzuciłem to, co czyniło mnie człowiekiem Emocje bezpowrotnie zakopane w mogile Martwa moja zimna dusza Uczucia jak stara książka Zakurzone i porzucone na strychu Zapieczętowane drzwiami bez klucza Skazane na wieczne potępienie i wygnanie Prosty asfalt podczas rozgwieżdżonej nocy Chodzę, prowadzony niczym marionetka Uwięziony gdzieś w jaskiniach własnego umysłu Nie czuję już nic, jestem zdmuchniętym mniszkiem.
  9. Słońce umiera na horyzoncie, pożerając mój cień Rzeka niechcianych myśli przebija tamę w mej głowie Melancholia, egzystencja przygniata do chodnika Zbrukanego krwią mego nieskończonego cierpienia Ruszam w bieg, umysł za mną goni Nie odstawia mnie na krok, pełen nienawiści Cóż za zdrada, własny mózg mnie sabotuje Dwie osoby w moim ciele, miejsce jest dla jednej Paranoja karmi strach, nogi niczym z waty Lęk szczerzy do mnie kły, ostre jak żylety Paranoja karmi strach, coś mnie obserwuje Ukryte w starych, zniszczonych ścianach Próg domu zdaje się być świętym graalem Wyścig z czasem, jeszcze nigdy go nie wygrałem W pokrytej mrokiem uliczce, nie widzę żadnego zakrętu Uwięziony we wieczności, na darmo szukam wyjścia
  10. Żal i smutek ściskają mi serce Żałoba nie daje chwili wytchnienia Sumienie nie pozwala spać po nocach Dzień po dniu, myślę o Tobie Gdzie teraz jesteś? Co teraz robisz? Czy jeszcze mnie pamiętasz? Odpowiedzi skryte, jak Ty Ból, który sam na siebie sprowadziłem Błąd, który zrujnował mi życie Od lat pięciu spadam w przepaść Wyciągnij dłoń i poprowadź mnie Ostatni raz kiedy kochałem Już później tego, nie doznałem Zamknięty w sobie, bez emocji Nie czuję już nic, tylko gniew Daj mi tylko znak, pokaż że jesteś Przywróć martwego do życia
  11. Śnie niespokojny, do łoża wgnieciony W tej rzeczywistości z koszmaru Zdradliwe myśli kuszą swym owocem W oddali słyszę śpiew syren Z nadzieją ku nim podążam Uwięziony w tym szkaradnym umyśle Węże pełzają do środka mózgu Zaczynam miotać się bezmyślnie Czarna śmierć się rozprzestrzenia Piekielne tortury, psychika powieszona na sznurze Grawitacja ciągnie w dół, wprost do mojego rdzenia W czeluściach serca słyszę nadchodzącą burze Widzę bestie, z uśmiechem wyłaniają się z cienia Jak Prometeuszowi wyjadają mi wątrobę Kara za egzystencję, za brak cierpienia Nie ma ratunku, nikt po mnie nie przyjdzie Sól w moich ranach się nie rozpuści
  12. Gryka

    Pusta dusza

    Mglista powłoka, W środku pustej duszy, Nie ma nadziei.
  13. Tafla podąża śladem księżyca Odbicie jak moja cera blade, Na kamieniach grzeszne widzę twarze, Zaiste brutalna to intryga, Martwy las pożera brudne ślady, Cisza zagłusza ciężkie kroczenie, Me serce oplatają korzenie, Z przerażenia zrzucam kajdany, Krzewy cierniste kłują me oczy, Szkarłat zalewa pole widzenia, Lico me winnym zbryzgane kwasem, Krew na ziemię łagodnie się broczy, Sił mi brak, opadam w mrok cienia Na wieki będę tym martwym lasem
  14. Tafla podąża śladem księżyca Odbicie jak moja cera blade, Na kamieniach grzeszne widzę twarze, Zaiste brutalna to intryga, Martwy las pożera brudne ślady, Cisza zagłusza ciężkie kroczenie, Me serce oplatają korzenie, Z przerażenia zrzucam kajdany, Krzewy cierniste kłują me oczy, Szkarłat zalewa pole widzenia, Lico me winnym zbryzgane kwasem, Krew na ziemię łagodnie się broczy, Sił mi brak, opadam w mrok cienia Na wieki będę tym martwym lasem
  15. Na białym pogorzelisku Spoczywa dusza moja Smutna, lecz spokojna Akceptując swój los Los, który odziedziczyła Popiół wygląda jak śnieg Białe płatki wdzięcznie się kołyszą Krew na moich rękach Ona nigdy nie zakrzepnie Choćbym odpokutował Wieczność umiera Niebo staje się czerwone Bóg płacze Jego łzy niczym sól Spadająca w me otwarte rany Nieskończona droga Widzę oślepiające światło Powoli otwieram oczy Krew na moich rękach Ona nigdy nie zakrzepnie.
  16. Słońce się roztapia Nie mogę go już dostrzec Skrapla się na moje barki Rozpuszczam się od wewnątrz Znów pusty w środku Otchłań oplata mnie czule Kojąca niczym tragedia Do snu mnie utula Powiew martwego wiatru Toksyczny oddech śmierci Mocno chwytam się brzytwy By nie utonąć w mroku Moja egzystencja się kruszy Jej odłamki przygniatają do podłogi Ciężkie jak spadające gwiazdy A kruche jak suche liście
  17. „Ostatnie wspomnienie” Jestem rozdarty wpół Mrok przysłania mi widoczność Wolałbym gdybym nie czuł Powoli tracę przytomność Zanikają wszystkie dźwięki Jasny tunel się ujawnia Kończą się strony mej księgi Ciemny żniwiarz się objawia Strach powoli mnie pożera Postać szybko ku mnie kroczy W czeluść otchłani mnie zabiera W łzach zbroczone moje oczy Kończę z moim jestestwem Znika wreszcie cierpienie Wszystko było wielkim kłamstwem To moje ostatnie wspomnienie
  18. Tam, gdzie światło nie dociera w czeluściach serca mego ból straszliwy mi doskwiera gdzie ukojenie dla skołowanego? Ostatnie wspomnienie wyblakło wizja przysłania mi oczy woli walki mi zabrakło mroczny żniwiarz za mną kroczy Podłe myśli niczym miecz przeszywają serce moje, widzę już szkarłatną ciecz moją ostatnią ostoję To musiało się tak skończyć nie istnieje inne wyjście krew rozmazuje słowa na moim pożegnalnym liście.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...