Triengel
Użytkownicy-
Postów
101 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Triengel
-
Choć jej nie widać Odczuć ją można bardzo mocno Kiedy jej pragniesz Się nigdy nie pojawia A kiedy już jest Chcesz żeby jej nie było Niekiedy daje o sobie znać Samotnym i zagubionym O obłęd ich przyprawiając Ale ma też dobre strony Kojącą swą magią Usypia zmęczone dusze Dając chwilę wytchnienia Doceńmy ją że z nami jest W końcu każdy z nas kiedyś potrzebuje Odrobinę ciszy...
-
1
-
Po całej wiosce rozeszła się wieść Że w pobliżu jeziora znaleziono odzienia część Koszulę kracianą dziecięcego rozmiaru A obok rysunek przerażający, jak z koszmaru Jakiegoś demona on przedstawia W chmurce bluźniercze cytaty wymawia W jednej łapie trzyma głowę Natomiast w drugiej nóż skierowany w jej stronę Osoba to rysująca cierpieć bardzo musiała O rzeczach złych zapewne myślała... Poszukiwania długo już trwają Głośne wołania z każdej strony padają Cisza im tylko odpowiada A zmrok już powoli zapada Nadzieję wszyscy stracili Gdy nagle na poszlakę natrafili Przy starym, już opuszczonym cmentarzu Stał ołtarz, gdzie na witrażu Kolejny rysunek zło przedstawiający Sugerował, że człowiek na drzewie wiszący Grzech ciężki popełnił Bo piekielny ogień całe tło wypełnił... Nie wiedział nikt kto to zrobił Żadnych świadków, śladów czy mogił... Nagle z oddali słychać było stłumiony krzyk Trochę nieludzki, czyż może zwierzęcy ryk? Stanęli wszyscy jak wryci, sparaliżowani Przestraszeni i skołowani Nagle zza krzaków wyłoniła się mała postać Na widok tylu ludzi przestała się ruszać... Po chwili jednak namysłu Postać ruszyła w kierunku tłumu Wydawało się, że coś ona szepcze Dźwięk ten przyprawił każdego o dreszcze Zbliżał się coraz bardziej Jest już bliżej aniżeli dalej "Potrzebna mi pomoc, źle się czuję" To dziwne, jakąś dziwną aurę emanuje Taka nienaturalna, przepełniona złem Może mieli do czynienia właśnie z diabłem? Stwór się dzieckiem okazał Małym chłopcem, którego nikt nie znał Miał na sobie liczne rany szarpane Które chyba z błotem były one zmieszane Powiedział, że uciekł z kościoła na wzgórzu Gdzie rytuały prowadzili kapłańskie guru Wskazał kierunek, ruszył przed siebie Większość poszła za nim, ale dokąd? Tego już nikt nie wie... Dotarli w końcu na miejsce Minęły długie dni jak i noce Wszyscy byli równie przerażeni Co i zmęczeni Drzwi kościoła się otworzyły Nieprzyjemne zapachy się ze środka wydobyły Chłopiec do środka jako pierwszy wszedł Za nim cała reszta, wchodząc, towarzyszył im tajemniczy szept... Wewnątrz było wyjątkowo spokojnie Niestety, na nic się zdało pozytywne myślenie W ich kierunku szli jacyś ludzie W szaty odziani, nieśli miecze i pochodnie Nie mogli się ruszyć, jakby za sprawą magii Na nic się nie zdała ich wola walki... Po chwili było już po wszystkim Zwłoki złożyli w okręgu wielkim Spalone zostały ciała W imieniu jakiegoś diabła Którego czcili od lat długich A chłopiec był sługą ich Za każdym razem gdy śmierć widział Jego umysł spać nie pozwalał Nikt natomiast nie wiedział Że on po nocach rysował... Kiedy kolejnych ofiar szukał Rysunki swe pozostawiał To on był tą głową, którą demon trzymał To on na tym drzewie wisiał Z całego serca umrzeć chce Lecz niestety, nie może...
-
1
-
Tylko czas potrafi Zdefiniować człowieka Jaki on będzie Jak się potoczy jego życie Czy będzie szczęśliwy Czy też i nie Człowiek wybiera ścieżkę Dobra czy zła Czy chce być zwierzyną Czy też ofiarą Być silny i odważny Czy skrywać się w ciemnościach Choć pewne kwestie Nie mają na niego wpływu Zepsute i przegniłe społeczeństwo Czy patalogiczna rodzina I wtedy właśnie on Wybiera swą ścieżkę Musi postąpić mądrze Bo od tego zależy Cała jego przyszłość Życie jest ciężkie Nie zawsze mamy dokąd uciec Schować się i popłakać Nie ma innej drogi ucieczki Albo walczymy do ostatniego tchu Albo przegrywamy I będziemy myśleć co poszło nie tak W kółko i kółko Dopóki nie oszalejemy Wtedy zaczyna się jazda Zaczynasz się gubić Dostrzegasz rzeczy Których inni nie widzą Stajesz się obłąkany Uwięziony w swej własnej głowie Będziesz szukać pomocy Gdzie tylko się da A prawda jest taka Że nieliczni pomogą O ile ktokolwiek Wtedy musisz radzić sobie sam I czas dopiero pokaże Czy dasz sobie radę Czy też i nie Możesz być kochany przez wszystkich Jak i również znienawidzony Spędzić czas wśród ludzi Czy też w domowym zaciszu Najważniejsze jest to Żebyś pokochał siebie Wtedy odnajdziesz szczęście Od dawna przez każdego upragnione W tym oto momencie Człowiek staje się jednocześnie Zwierzyną jak i ofiarą...
-
1
-
Uratował wiele dusz Oddał wszystko to co miał Dla tych niezliczonych uśmiechów Gromkich braw i podziękowań Mimo to coś trapiło go... Dzieci biedne odział Nakarmił i napoił Dom swój oddał By uszczęśliwić je I schronienia odrobinę dać Ale wciąż coś niepokoiło go... Smutnym nadzieję dał Na lepsze jutro Sukces zaczęli osiągać I są wreszcie szczęśliwi A on dalej cierpiał... O pomoc bał się prosić Nie wiedział już co zrobić Od lat to samo uczucie Mrok ten daje o sobie znać Skąd się to wzięło Nie ma pojęcia Jedyne co czuje to ból Samotność i przygnębienie Niby jedna rzecz mu pozostała... Ale tego nie zrobi Nie podda się Nie przegra walki tej Zrobi wszystko by pomagać dalej Bo tylko to jest w stanie Zapewnić lekki uśmiech na jego twarzy...
-
Chciałbym w końcu coś powiedzieć Długo już to ukrywałem Od środka mnie to zżerało Może to zaboleć Ale mówi się trudno... Cały dzień myślałem Analizowałem i podsumowałem Że to już nie ma sensu Nadzieja we mnie umarła Tylko się męczyłem A nie o to tu chodzi Czyż nie? Nie potrafię tego Wciąż się boję A kotłują się tak silne emocje We mnie Od tak dawna Muszę to przemyśleć Jeszcze trochę dłużej... Oh, Boże daj mi znak Czy podjąć to ryzyko I powiedzieć prawdę? To takie ciężkie A zarazem potrzebne Wiem że zrobię dobrze A zarazem zrobię źle No ale w końcu Kto inny to zrobi Jak nie ja?
-
1
-
@Moona Na całe szczęście tak
-
Co tam babcia za choinką chowa? Czyżby prezent na Wigilię dla wnusia? A może kolejne piwo niedopite? Co tam dziadek za plecami chowa? Czyżby miał dla córki prezent? A może kolejną cytrynówkę? A co u taty słychać? Może on coś ciekawego robi? Niestety również nie W domu nie było go od lat I słuch o nim zaginął A co z mamą? Czy ona też coś kombinuje? Siedzi w więzieniu lub nie żyje? Nie, ona się stara Jako jedyna dba o swoje dziecko Żeby Wigilię miał radosną I żeby był szczęśliwy Co na to syn? Czy on to chociaż docenia? Tak, jak najbardziej Kocha swoją mamę Bo tylko ona dbała o niego Była zawsze przy nim I nigdy go nie zawiodła
-
Życie znów nabrało barw Kiedy to się stało, nie wie nikt Pamiętam te szare ulice Które niebezpieczne były Kradzieże i morderstwa Porwania i rozboje Tak praktycznie codziennie A teraz jest inaczej... Kwiaty które usychały Drzewa które umierały Widok ten przerażający Przyprawiały człowieka o dreszcze Nic się już nie dało zrobić Śmierć była wszędzie Ale teraz jest inaczej... Świat pełen nienawiści Gdziekolwiek nie spojrzałeś Tam ludzie patrzący wrogo O zaufaniu mowy nie było O pomaganiu z resztą też Gdyby tylko chcieli Rzuciliby się wzajemnie do gardeł A teraz jest inaczej... Smętne myśli miałem Żyć już nie chciałem W szarych barwach ten świat widziałem Całe noce w poduszkę płakałem Lecz w końcu me życie się zmieniło Wszystko się polepszyło Na pozytywne się poprawiło I oby tak dalej było Niegdyś wrakiem człowieka byłem Lecz dzisiaj, jest już inaczej...
-
@Tectosmith przynajmniej trochę miłej mi to napisałeś, rzeczywiście możliwe że nie tę kategorię wybrałem, za co jedynie co mogę przeprosić
-
@sowa Gdzie widzisz użalanie się? Każdy wiersz jest jednak inny, chyba nie muszą wyglądać tak samo?
-
Za chwilę wejdę na nową ścieżkę Świat się zaczyna otwierać Czy się jakoś odnajdę? Wiele na ten temat słyszałem A przynajmniej tak mi się wydaje Głuche są te ściany Głosy tak niewyraźne Wszystko na domysłach bazuję W głowie różne wizje Co mnie czekać może Boję się tego, nie ukrywam Co jeśli mi się nie spodoba I szybko umrzeć będę chciał? Staram się myśleć pozytywnie W końcu to jedyne co mi pozostaje Wiem, że zaraz wyjdę Jest to nieuniknione Taka naturalna kolej rzeczy Nawet gdybym chciał Dłużej tu nie zostanę Tkwię tu chyba od lat Jak nie dłużej Boję się tego, nie ukrywam Życzcie mi powodzenia Tego teraz potrzebuję...
-
Po tym wszystkim co się stało Nie popełnię znów tego błędu Nauczyłem się Ból to jedyne co pozostawiłaś Ja płaczący w poduszkę Ja wiecznie się użalający W końcu wstałem Miliony pięknych wspomnień Tysiące cudownych chwil W głowie wciąż mi się śni Pora to zapomnieć A to co zostało złamane Ciężko jest naprawić Próbowałem tyle razy Wciąż bez skutku Ale się nie poddam Życie mnie dobiło Wbiło nóż w plecy To mi dało lekcje Której nie zapomnę Minęło sporo czasu Odkąd to zrozumiałem Najważniejsze jest jednak to Że walczę dalej!
-
W tych oczach widzę gwiazdy Takie oślepiające, takie olśniewające Zabiera dech w piersiach Sparaliżowany tym widokiem Myślę jak od tego uciec Takie przyciągające, takie hipnotyzujące Trudno się oderwać Choć tego bardzo chcę Nie mogę, nie mam siły Czuję jak tonę w ich głębiach Jakbym wpadł w nieskończoną otchłań Bez drogi wyjścia W głowie roi się od krzyków Błagających by to się wszystko skończyło Ciało natomiast odmówiło posłuszeństwa Siła jaka mną zawładnęła Jest przepotężna! Nieograniczona, może nawet boska Wystarczyło jedno spojrzenie Żeby porwać mnie całego Wystarczyło jedno spojrzenie Żebym przestał walczyć Wystarczyło jedno spojrzenie Żebym był cały Twój!
-
Świat umarłych ciepło wita mnie Rodzina z oddali już mi macha Choć dawno odejść powinienem To czuję że wśród żywych Należy miejsce me Radość mi sprawiają Takie drobne rzeczy Aż szkoda by było Wszystko to zostawić Przeszłość zwyciężyłem Z uśmiechem patrzę w przyszłość Choć zapewne Nie zostało mi jej wiele Staram się nie myśleć Pozytywną jestem osobą Robię to co chcę Dopóki coś jeszcze mogę Śmierć czai się tuż za rogiem Ja przed nią wciąż uciekam Dopóki widzę światło Wciąż mam nadzieję Biegnę, dalej biegnę Już od miesięcy A może kilku lat Żyję swoim życiem Nie patrzę już na czas Jedynie zdrowie Mocno martwi mnie Bo to ono zło przyciąga Ciało chce już odejść A dusza mówi "nie" Słabnę już powoli Tak bardzo chcę tu zostać Chyba nie mam wyboru Przyszedł na mnie czas Dalej nie pobiegnę Nogi nie uniosą Ręce opadają Wszystko się chwieje Ot, marny jest mój los...
-
Przeżyłem wojny nieustające Miliardy zabitych niewinnych dusz Na własne oczy widziałem Od wieków ten koszmar przeżywam Ciągle na nowo i tak w kółko Mam tego już dosyć Wiele doświadczyłem Pora na wieczny odpoczynek Los robi mi na złość Liczby przybywają A ja wciąż żyję Czuję się dobrze Ileż mam znieść cierpień Te wszystkie krzyki Płacze i jęki Słyszę je codziennie bardzo wyraźnie Niespełna zmysłów od dawna jestem Życie jest przerażające Ludzie są okropni Świat się nie zmieni Wiem co mówię Zawsze wiedziałem Marzenie mam tylko jedno Odejść w spokoju Ujrzeć światełko Które uwolni mnie Od tych bolesnych wspomnień Chciałbym nareszcie Być szczęśliwy...
-
Wstałem zaspany i zmęczony Piąta nad ranem, ja za snem stęskniony Zmuszam się do wyczynu Z łóżka mego, świętego azylu Podnieść się muszę Zanim w kolejną podróż wyruszę Poranek jak codzień Śniadanie, prysznic, grzebień Fryzurę poprawiam Lustro uśmiechem pozdrawiam Wychodzę... Samochód w naprawie Stary rower w zastawie Piechotą idę przed siebie Słońce już widnieje na niebie Pies sąsiada wesoło szczeka Na listonosza pewnie czeka Po drugiej stronie kolejna awantura Zapewne znowu jakaś dziecięca bzdura Na czerwonym się zatrzymałem Ledwo śmiech powstrzymałem Kiedy facet z naprzeciwka Telefonem o chodnik ciska Zaczął klnąć wniebogłosy Że aż dębem stanęły mi włosy Światło już zielone Złość jego minęła niczym wieki minione Z dziwnym grymasem przeszedł przez pasy W głowie mej ostrzegawcze hałasy Coś tu nie gra, coś jest nie tak Czy mam uważać, czy nastąpi jakiś atak? Pobiegłem, za siebie się nie oglądając Do pracy wejścia, dziko przez tłum się pchając... Ciężki dzień dzisiaj miałem Przez to wszystko strasznie zgłodniałem Poszedłem do ulubionej restauracji Niestety zamknięte, aż do końca wakacji Cholerny remont schrzanił moje plany Co teraz? Gdzie ja zjem dobry naleśnik na francuskim cieście zapiekany? Jakoś to przeżyję, pomyślałem A może sam coś ugotuję? Za ten pomysł sam się w ramię poklepałem... Teraz głupi żałuję że się za to zabrałem Kucharzem to ja nie będę, właśnie się tego dowiedziałem Zwyczajne spaghetti to miało być A o mały włos domu bym nie spalił, mam już tego dosyć! Następny obiad zjem na mieście A przypalony garnek wyrzucę wreszcie... Godzina już późna, kładłem się spać Niestety znowuż tak wcześnie muszę wstać Budzik nastawiony, światła wyłączone Wszelkie zmartwienia z głowy zostały przepędzone Jedyne co mi pozostało, to powiedzieć sobie "dobranoc!"
-
Życie pełen czarów Lepszy niż świat pełen rozczarowań Mędrcy dzielący mądrość swą Lepsze niż społeczne podzielenie Miejsce gdzie można odetchnąć Lepsze niż ten smog i syf Tam gdzie pięknie powinno być Jest smutno i obskurnie Tam gdzie lepiej powinno się żyć Bieda jest i głód Tam gdzie wesoło powinniśmy skakać Pracujemy za nędzny grosz Czemuż przystało nam tak żyć? Czy można to jeszcze zmienić? Czy to już na zawsze Pozostaniemy tacy sami?
-
@opal Dziękuję, z reguły większość swych tworów opieram na wyobraźni, część z nich tyczy się mnie, a część nie i np. w tym wierszu nie opisuje siebie tylko hipotetycznego skrzywdzonego człowieka
-
Droga Matko moja kochana Czymże cię skrzywdziłem Ignorujesz mnie kiedy Cię potrzebuję Czy ja aż takim ciężarem się stałem? Drogi Ojcze mój kochany Czymże cię skrzywdziłem Że cały szacunek do mnie straciłeś I wstydzisz się teraz mnie Czy ja zbeszcześciłem dobre imię Twe? Drodzy Przyjaciele moi kochani Czymże was skrzywdziłem Obmawiacie mnie gdy nie widzę Każde wasze słowo Dotyka coraz bardziej moje kruche serce Czy ja aż takim okropnym człowiekiem jestem? Drogi Boże mój kochany Czymże cię skrzywdziłem Przechodzę przez to piekło cały czas Życie mnie dobija Umrzeć jedynie pragnę A ty jedyne co robisz To się ze mnie śmiejesz...
-
Serce smutne i puste Świeciło niegdyś tak jasno Że potrafiło rozświetlić najciemniejszą noc A teraz No cóż, zgasło... Zraniony został człowiek Bohaterski i odważny Załamał się wnet Poddał się wręcz Nadzieję stracił w obliczu zła Tłumu stając się pośmiewiskiem Co poszło nie tak? Miecz odmówił posłuszeństwa Tarcza pękła na pół A on sam No cóż, zmarł... Myśli czarne mózg jego przeżarły Głosy spokój nie dawały W wątpliwość poddawały jego męskość Odwagę i szlachetne serce I w najważniejszej jego bitwie No cóż, poległ... List po sobie zostawił Opisał ostatnie swe zmagania Z demonem umowę zawarł Księżniczkę piękną mu obiecano Wieczną chwałą obłowić się miał Choć walczył z nim zawzięcie Uległ diabelskiej pokusie I zrobił najgłupszą dotąd rzecz Oddał duszę mu Za co? No cóż, za sławę...
-
@sowa w sumie już nie takich silnych lekach psychotropowych, bo z nich powoli schodzę i idzie to w dobrym kierunku 😁
-
Kicham i się smarkam Cykl się znów powtarza Czuję, że umieram Smarkam się i kicham Tak przez dzień cały Nie wiem co się wokół mnie dzieje Odpłynąłem lub umarłem Ciężko to przeżywam Już dłużej nie wytrzymam! Kicham i się smarkam Tabletki nie pomagają Organizm uodporniony Ciężki ten mój los! Smarkam się i kicham Dzień już kolejny Noc nie przespana Czy tak ma wyglądać całe życie me? Kicham i się smarkam Smarkam się i kicham Dość już tego mam! Nadziei już nie widzę Koniec jest już bliski Ja w okrutnych myślach pogrążony A w międzyczasie wciąż kicham I kicham I kicham...
-
Galopem prę przed siebie Cel dokładnie mi nie znany Na koniu zwanym "Wolność" Od wielu długich dni I tyłu samych nocy Za sobą zostawiam wszystkie Smutki i gorzkie żale To co było już minęło Wrócić nie powróci Dopóki jadę dalej I się nie zatrzymam Nacieszę się tym życiem Co ma być to będzie Przyszłością martwić się nie będę Póki czuję wiatr we włosach Nic nie powstrzyma mnie
-
Demony o sobie wciąż dają znak Biednemu człowiekowi życie uprzykrzają Niewolnikiem jest swych myśli Od dawna już nie może spać Życie całe swe poświęcił Pomagając słabym i ubogim Teraz na śmierć i życie walczy Sam ze sobą Tortury okrutne przeżywa Kiedy samotny w jaskinii swej Próbuje na chwilę odetchnąć Od bolesnych przeżytych chwil Łzy po polikach mu spływają Na myśl że może być szczęśliwy Lecz znika ona szybko Niczym czarodziejska iluzja... Uwięziony jak w jakiejś klatce Pełnej krwiożerczych istot Które rozszarpać go chcą Choć nie wiadomo za co Z przerażeniem w oczach Patrzy jak ujadają Czekając aż się z łańcuchów wyrwą I w końcu go dopadną... Dnia następnego już nie dożył Bestie go dorwały Ciało całkowicie rozszarpane Przez jego upiorne myśli Stanie się pokarmem dla ziemi Gdyż tylko tam Zostanie zaakceptowany...
-
Godzina już późna Spać dziś nie mogę Wybiorę się na spacer Krótką trasę obiorę sobie Noc taka piękna Cicha i spokojna Pójdę do lasu Tam spokojnie czuję się Latarkę wyjąłem Strach wygnałem precz Wydeptaną ścieżką Przespaceruję się Głos czyjś usłyszałem Lub mi się zdawało Lepiej przyspieszę kroku Za siebie się nie oglądając Umysł płata mi figle? Słyszę jakieś kroki Z oddali czyjeś wołania Co to może być? Nie wiem czy zawrócić Strach mnie obleciał Niegdyś zwykły spacer Teraz walka o przetrwanie Na całe szczęście Wszystko nagle ucichło Teraz znaleźć wyjście Z tej piekielnej dziczy Widzę światła już Droga jest niedaleko Biegnę dalej przed siebie Nie zatrzymując się Bezpiecznie się oddaliłem Odetchnąłem z ulgą wielką Już na pewno nigdy Tak późno tam nie wejdę Do mojego domu Wróciłem po godzinie Czas tak bardzo zleciał Nawet nie wiem kiedy Położyłem się do łóżka Zmoknięty i zmarznięty Przestraszony i skołowany Zasnąć już nie mogłem...