Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

staszeko

Użytkownicy
  • Postów

    2 492
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    5

Treść opublikowana przez staszeko

  1. @Notopech Miło mi, że się spodobało. 😊 Pewnie zauważyłeś, że nie publikuję poezji — ten tekst jest wyjątkiem; napisałem pod wpływem impulsu chwili. Eksperci od wierszy wytknęli mi następujący defekt: „dźwig losu”, „rzeka brandy” to dopełniaczówki (sic), od których się ucieka. Oglądałem kiedyś film dokumentalny o pogrzebie Churchilla (uważanego do dziś za największego Brytyjczyka). Jest tam taka scena: barka z trumną płynie Tamizą, a stojące wzdłuż brzegu portowe dźwigi oddają cześć, pochylając się nad barką. Stąd to skojarzenie.
  2. staszeko

    (świetlisty cmentarz)

    Przyzwyczaiłem się do Twojego stylu: zwięzły, oszczędny w formie, treściwy, a jednocześnie piękny. Ten utwór to potwierdza. Aha — nie trzeba dodawać „haiku” w tytule, bo to oczywiste. Tytuł powinien się odnosić do treści, nie formy. Przecież poezja to nie programy komputerowe. 😊
  3. Trudny tekst, dość ogólnikowy i abstrakcyjny. Razi użycie angielskiej kalki: eventów, support, jakby w języku polskim nie było właściwych słów: wydarzeń, poparcia. Co do treści: siły chaosu nie trzeba przywoływać; ona jest wszędzie, za wyjątkiem krótkich chwili kiedy się jej opieramy z dużym wysiłkiem. Upuść szklankę na podłogę, a się przekonasz. 🎃 Pozdrawiam. 👋
  4. Postaram się zredagować i opublikować w 3-4 częściach. Problem w tym, że jeśli ja sam nie jestem pewien, czy opowiadanie jest dobre, musi to być w istocie ostateczna nędza. Treścią są losy faceta w wieku kryzysowym, który zostawia żonę i wyjeżdża do Bangkoku, gdzie zakochuje się w młodej prostytutce, a żeby sprawy skomplikować do końca: ma z nią dziecko o błękitnych oczach i jasnych włosach. Stąd tytuł: Śnieg na polach ryżowych. Dziękuję za zainteresowanie, które podtrzymuje moją wątłą wiarę w pisanie. 😊
  5. Piękne wyznanie, ale… z kobietą i mężczyzną to różnie bywa, raczej skomplikowanie: cały w tym ambaras, aby dwoje chciało naraz. Pozdrawiam i życzę miliona polubień. 💜➕➕
  6. Trudno oceniać osobiste, pisane z serca teksty inaczej niż pozytywnie. 💜
  7. @aff Pisałem wyłącznie w oparciu o własne doświadczenie: w PRL obchodziliśmy Wszystkich Świętych i Zaduszki, od lat 1990-tych mamy Halloween. Obydwa święta mają tę samą genezę, z tą drobną różnicą, że Halloween to wigilia czyli przeddzień Wszystkich Świętych. Nie piszę horrorów ani thrillerów; to miała być satyra na bezmyślne małpowanie Zachodu. Dziękuję za przeczytanie i interesujący komentarz. 🙏
  8. Jesień przybiera rozmaite formy — wpierw przypomina lato, dopóki woda w stawach i rzeczkach jeszcze nie ostygła, a słońce wciąż przygrzewa mocno; potem ziemię spowija mgła, podnoszą się z traw jakieś szepty i nawoływania, leśne skrzaty budzą się z bezczynności i zabierają do dzieła: malują na kolorowo liście. Taki pomalowany liść to niechybny zwiastun krótkich dni i nadchodzących chłodów: wkrótce zeschnie i pofrunie na wietrze, a wówczas wszystko zamiera, jakby w oczekiwaniu na zmiany przynoszące początek ciemniejszej połowy roku, kiedy zanika granica między światem żywych i umarłych. W taką to porę dzieją się dziwne, okropne rzeczy, o czym się przekonali mieszkańcy wioski na kresach, za puszczą i bagnami, gdzieś w połowie drogi donikąd… Adrian miał straszny sen: śniło mu się, że odrąbał głowę koledze z klasy, który był chory na covida, a później popełnił samobójstwo, żeby nie zarazić innych. Poszedł do szkoły w podłym nastroju, bo przecież dobrego kolegi się nie zabija, nawet we śnie. Podczas zajęć siedział w ławce wyłączony i tylko patrzył przez okno, jak dozorca grabi liście ze szkolnego podwórka. Dopiero na ostatniej lekcji jego uwagę zwróciła nauczycielka pytająca uczniów, co takiego zamierzają przygotować na nadchodzące święto Halloween. Dzieci wyjawiały ciekawe pomysły, które pani zapisywała na tablicy. Wszyscy mieli dobrą zabawę. Wszyscy, za wyjątkiem Adriana. Wstał nagle i rzucił ze złością: — Żaden Halloween, tylko Wszystkich Świętych! Pani odwróciła głowę i spojrzała na Adriana bez cienia zażenowania na twarzy. — Wszystkich Świętych było świętem komunistycznym, a teraz mamy demokrację i dlatego obchodzimy Halloween. — Kłamstwo! — zaperzył się Adrian. — Tutaj zawsze obchodziliśmy Wszystkich Świętych i Zaduszki. Halloween to kult Szatana, który przyszedł do nas z Ameryki. Na imię Szatana pani nauczycielka się roześmiała i potrząsnęła rudymi włosami, związanymi w figlarny kitek. — Ależ Adrianie, kto ci naopowiadał takich bzdur? Halloween znaczy po angielsku: wieczór świętych. To pradawny chrześcijański obrządek, sięgający czasów rzymskiego imperium. Tylko obecnie obchodzimy ten dzień na wesoło, przebierając się w fantastyczne kostiumy, wymyślając śmieszne kawały. To co, jaką zabawę planujesz? Adrian się nie odezwał. Patrzył na nauczycielkę z nienawiścią, aż wszystkim zrobiło się nieswojo. Wracając ze szkoły postanowił odwiedzić dziadka, który mieszkał samotnie w starej chacie na skraju lasu. Był wściekły, że dziadek tak długo go oszukiwał. Boże Narodzenie, Wielkanoc, a teraz Wszystkich Świętych — wszystko komunistyczna propaganda! Pani nauczycielka wie lepiej, bo ukończyła anglistykę na lubelskim uniwersytecie, a co takiego skończył dziadek? Dziadek siedział na ławce przed domem, wystawiając pomarszczoną, zarośniętą twarz do bladych promieni popołudniowego słońca. Na widok Adriana nie odezwał się słowem, tylko pokiwał nieznacznie głową. — Dziadku, robimy Halloween? — Co takiego? — zapytał dziadek i nie czekając na odpowiedź, dodał — dziś sobota… W istocie była to środa, lecz Adrian nie zaprzeczył, ani nie skorygował, gdyż dobrze znał dziadkową przypadłość, któremu myliły się dni. W sobotę dziadka odwiedzała matka Adriana: gotowała obiad, prała bieliznę, sprzątała mieszkanie, dlatego dziadek myślał częściej o sobocie, aniżeli innych dniach tygodnia. Dziadka bolały dziś płuca i plecy, mimo to poczłapał do kuchni, otworzył lodówkę, wyjął z zamrażarki słoiczek pełen banknotów. — Masz tu na urodziny… — Wręczył Adrianowi sto złotych. Wprawdzie urodziny chłopca były w czerwcu, lecz Adrian nic nie powiedział, tylko schował pieniądze do kieszeni. Pomyślał, że warto by kupić za nie pizzę, którą dziadek tak uwielbiał, ale nie chciało mu się iść kawał drogi do sklepu, tam i z powrotem. Zamiast tego poszedł rozglądać się po ogrodzie. Zdawało mu się, że rosła pod płotem olbrzymia, czerwona dynia, ale ziemię wszędzie pokrywało ściernisko zbutwiałych, zeschniętych roślin, a pod płotem leżały tylko bambusowe tyczki do pomidorów. To wtedy właśnie ujrzał twarz pani nauczycielki, a po chwili usłyszał stanowczy głos: — Nie musi być dynia. Lepsza jest prawdziwa głowa. Słowom zawtórowało skrzypienie drzwi w pobliskiej szopie, które uchyliły się zapraszająco. Adrian zajrzał do środka i po chwili wyszedł z siekierą w ręku. — Co zamierzasz zrobić? — wymamrotał dziadek na jego widok. — Narąbię drewna — odrzekł Adrian nieswoim głosem. Siekiera była mocno styrana i tępa, bo nikt jej nie ostrzył od wielu lat. Adrian przyłożył osełkę do środka szlifu i posuwistymi ruchami zaczął jeździć po metalu. Rozległ się nieprzyjemny, metaliczny jazgot, przechodzący jednak w miły dla ucha dźwięk w miarę przyspieszania ruchu osełki. Adrian kręcił osełką coraz prędzej, aż trudno było nadążyć za ruchem jego drobnych rąk. Dziadek patrzył na to wszystko w milczeniu i tylko kiwał z aprobatą głową, bo w życiu naostrzył mnóstwo siekier oraz innych narzędzi i cieszył go widok wnuka, robiącego to równie fachowo. Na koniec Adrian podwinął rękaw i przejechał lśniącym ostrzem po włosach na przedramieniu, wciąż jeszcze jasnych i miękkich. — Myślisz dziadku, że wystarczająco ostra? — Sądzę, że tak — odparł dziadek. — Idź porąb suszkę za rowem, co ją zeszłego roku powalił wiater. Ale Adrian nie poruszył się z miejsca, a wtedy dziadek uniósł brwi i zrozumiał wszystko, bo również usłyszał mowę głosów. — Ty chcesz mnie zabić… — Zabij! — wrzasnął głos. Siekiera spadła z prędkością błyskawicy dziadkowi na kark, a nim dziadek zdążył się zorientować, zgasła w nim świadomość. Martwa głowa z obróconymi bielmem gałkami i wywalonym językiem potoczyła się do stóp Adriana. Na ławce pozostał koszmarny, bezgłowy tułów z podniesioną, zesztywniałą ręką, zdającą się oskarżać: — Ty mi to zrobiłeś! Adrian zepchnął nogą korpus na ziemię. Zamierzał go utopić w studni, ale ciało było zbyt ciężkie, więc je tam zostawił, siekierę również, wetkniętą w ręce i zakrwawioną; starł jedynie odciski palców, żeby wyglądało na nieszczęśliwy wypadek. Wrzucił głowę do worka i rozglądając sie bacznie dookoła, ruszył do domu, odprowadzany krakaniem krążących nisko wron. Adrian wiedział, tylko on wiedział, że to nie jest krakanie, lecz chichot rudowłosej nauczycielki. Nazajutrz skoro świt pognał do szkoły, ale w ostatniej chwili zdecydował się zboczyć z drogi i zajrzeć do domu dziadka, czy trup wciąż leży tam, gdzie go zostawił. Obszedł dookoła ławkę, zlustrował całe mieszkanie, zajrzał w każdy kąt — ciała nigdzie nie było. Wpierw to go ucieszyło, bo jeśli nie ma ciała, nie ma również morderstwa, ale zaraz poczuł strach przed czymś nieznanym, czego nie mógł zrozumieć. Starał się zagłuszyć wyrzuty sumienia wmawianiem, że dziadek był nieuleczalnie chory, miał demencję i zabijając go, wyświadczył mu jedynie przysługę. „Pewnie dziki zaciągnęły ciało do lasu i tam je pożarły” — pomyślał i nieco uspokojony, że skrócił dziadkowi cierpienie, zawrócił na drogę wiodącą do szkoły. Było wciąż wcześnie i długo nie mógł się doczekać aż otworzą bramę. Nauczycielka zdziwiła się widząc go o tej porze, bo zazwyczaj przychodził spóźniony, a ostatnio pod jego nazwiskiem zanotowano kilka nieobecności, o czym zamierzała powiadomić jego rodziców. Wyglądała piękniej niż zazwyczaj; Adrian wierzył, że się ubrała i umalowała specjalnie dla niego. Nauczycielka popatrzyła na płócienny worek, który Adrian trzymał pod pachą i uśmiechnęła się nieznacznie, jakby odgadła cel w jakim go przyniósł. Tego dnia lekcje wyglądały zupełnie inaczej — dzieci prześcigały się w pomysłowości: Iwona o zaropiałych wiecznie oczach ufarbowała sobie włosy na węgiel, pomalowała zęby czarną kredką i przebrała się za wiedźmę; Leszek-złota rączka skonstruował z kapsli do piwa i drutu po siatce ogrodzeniowej monstrualnego pająka, Pleksik-niedojda o trójkątnej twarzyczce i bladej cerze udawał pirata i wyglądał straszniej niż zwykle. Tylko Adrian nie wyróżniał się niczym szczególnym, może za wyjątkiem ironicznego uśmieszku, dlatego oczy wszystkich pobiegły do worka, z którym się nie rozstawał. Spodziewano się, że wyciągnie stamtąd halloweenową lampę z wydrążonej dyni, ale Adrian nie otwierał worka, dopóki pani go nie zapytała: — Co tam przyniosłeś? — Sama zobacz. Zrobiłem to tylko dla ciebie, dokładnie tak, jak mnie prosiłaś — wyznał z nieskrywaną miłością w oczach. Pani nauczycielka sięgnęła ostrożnie do worka i wyjęła głowę, a właściwie kościsty czerep pokryty pożółkłą, woskową skórą i pajęczyną siwych włosów, klejący się i obślizgły, z czarnymi plamami zamiast ust i oczu. Przyjrzała się jej bliżej i zadrżała z przerażenia: to była ludzka głowa! Halloween przestał być zabawą, stał się celebracją śmierci. Upuściła głowę na podłogę i rzuciła się do drzwi, które w tej samej chwili rozwarły się na oścież i wtoczyła się przez nie jakaś bezkształtna, cuchnąca masa w łachmanach. Uczniowie zakryli nosy i wstrzymali oddech, ale obrzydliwy odór docierał do nich ze wszystkich stron, drażnił zmysły mdłym, słodkawym zapachem. Masa toczyła się po podłodze do miejsca gdzie leżała głowa, a wtedy obydwie części utworzyły jedno, upiorne ciało, które momentalnie się wyprostowało i rozłożyło szponiaste ramiona trzymające siekierę, dobrze naostrzoną przez Adriana. W oczach potwora zaświeciły latarki, z góry dobiegł nieziemski głos: — Wesołego halowena, gówniarze! Uczniowie rozbiegli się w popłochu, lecz mściwy topór nikogo nie oszczędzał, nie wyłączając nauczycielki, którą dosięgnął rzutem tomahawka równo między łopatki. Rzeź trwała w najlepsze dopóki nie nadjechała ochrona i nie spaliła zombie miotaczem ognia. Zwęglone szczątki wywieziono do pobliskich kamieniołomów i zalano na wszelki wypadek grubą warstwą betonu. Adrian wyskoczył przez okno, uciekał szkolnym podwórkiem i dalej przez park, nie oglądając się za siebie. — To tylko sen! To musi być sen — powtarzał. — Obudźcie mnie! Na ulicy biegnącej równolegle do szkoły zauważył ekipę arborystów usuwających konary drzewa wyrwanego podczas ostatniej burzy. Jeden odcinał piłą łańcuchową gałęzie, dwóch pozostałych podnosiło ścięte gałęzie i wrzucało je do rębaka stojącego z boku jezdni. Adrian bez namysłu odepchnął wrzucających, a zanim zdążyli się domyślić, co zamierza zrobić, wskoczył jednym susem do wnętrza maszyny: dokładnie w środek tarczy z wirującymi nożami, rozdrabniającej wkładany materiał na nieduże zrębki. Rozległ się przeraźliwy, wibrujący świst, po czym na końcu sterczącej wysoko rury wylotowej ukazał się obłok czerwonej mgły, ale tego Adrian już nie widział. Ostatnim uczuciem jakiego doznał był ekscytujący dreszcz: orzeźwiający i bezbolesny.
  9. staszeko

    Happy Halloween*

    Dobre, bo ukazuje lekki, zabawniejszy charakter wigilii Święta Zmarłych. 👍
  10. staszeko

    Pan Hilary

    @Marek.zak1 @Klip Zgadzam się z panem Markiem: Zabrać się za Jadzię lub Dobrać się do Jadzi Język polski jest pełen wyjątków; poza tym dobieranie się do kobiety to nie jest raczej typowa praca zarobkowa, bądź hobby. Limeryk dość zawiły w formie, ale trafia w sedno sprawy. 👍 Pozdrawiam. 👋
  11. Dobre, bo odkrywa rąbka kobiecej psychiki. 👍
  12. Podoba mi się najbardziej pierwszy wers, nie rozumiem ostatniego, jak również tytułu sugerującego, że wiersz powinien powrócić do punktu wyjścia. Niemniej za pomysł i wysiłek twórczy daję 💜
  13. @Klip Zawodowo nigdy, ale w podstawówce lubiłem opisywać różne wydarzenia ze szkoły i podwórkowych zabaw, właśnie w tej formie i kolegom bardzo się podobały. Szkoda, że w tamtych czasach nie było internetu, gdyż żaden odcinek się nie zachował. Wprawdzie kolega z sąsiedniej klatki zebrał wszystkie, ale później wyjechał za granicę i ślad po nim zaginął. Obecnie opisuję własne przeżycia, ponieważ uważam to za jedyna rzecz, jaką warto się podzielić z czytelnikiem. Dziękuję za odwiedziny. 👋
  14. @Notopech Nie opublikowałem, bo zbyt długie: około 7 tysięcy słów. Takiego maratonu żaden czytelnik nie wytrzyma. 😊
  15. @bajaga1 Owszem, żyjemy dłużej, ale co to za życie, skoro mamy coraz mniej czasu dla siebie i znajomych? Człowiek nie został stworzony na długowieczność; jedyna skuteczna obrona przed upływem czasu to mieć dzieci, wnuki, i tak dalej.
  16. Jeśli to miała być instrukcja dla graczy, dobrze byłoby zamieścić odnośnik do samej gry, inaczej tekst jest raczej mglisty, a nawet abstrakcyjny. Pierwsza się sprawdziła, druga posiadała ciekawą koncepcję. Pozdrawiam. 👋
  17. Nieważna ilość słów, ale ich znaczenie. 😊
  18. Poetycka forma Kwiecistość określeń Przymiotniki Odwoływanie się do Boga Dobra, typowo polska proza. 👍
  19. Na zimę najlepsza pulchna baba z dużym cycami (wtedy nie trzeba nawet poduszki). 🤣 Fajna miniatura; na czasie. 👍
  20. @bajaga1 Tak, jest taka percepcja, że człowiek na starość staje się zagubiony i bezradny jak dziecko, i trzeba go prowadzić za rączkę, lecz to tylko powierzchowna obserwacja, ponieważ dziecko jest niezwykle aktywne, ma bardzo chłonny umysł, który błyskawicznie nasiąka różnymi informacjami; dziecko potrafi kopiować i naśladować dziesiątki języków obcych, a co potrafi stary? Pierdzieć, gderać oraz pisać historyjki o Hitlerze i Stalinie. 🤣
  21. Trzystuletnie dzieci, a matura w wieku 500 lat… 🤣
  22. @Henryk_Jakowiec @Waldemar_Talar_Talar Pan Waldemar udzielił poprawnej odpowiedzi, co zostało potwierdzone przez komputer. 😊 Niech: X oznacza totalną ilość znaczków Y oznacza ilość znaczków rozdanych chłopcom Z oznacza ilość znaczków, które zostały nierozdane Wówczas: X - Y = Z X - (3+2+2+4) = 5+4 X = 9 +11 = 20. Odpowiedź: 20 A tak na marginesie: Dlaczego w historyjce nie ma dziewczynek? Dziś ten wierszyk byłby zaliczony do seksistowskich.
  23. Rozumiem, że nigdy nie byłeś w Tajlandii 🇹🇭 i nieznana Ci jest mentalność tamtejszych kobiet. Na pierwszym miejscu stawiała pieniądze, jak każda kobieta w tym kraju. Na drugim rodziców, zdanych wyłącznie na nią, ponieważ system emerytalny w Tajlandii nie istniał. Dalej na liście było kilkuletnie dziecko, a dopiero na końcu mężczyźni. Ci z kolei byli źródłem dochodu i w ten sposób lista priorytetów łączyła się w kółeczko. Z mojego opowiadania: Śnieg na polach ryżowych. Pozdrawiam. 🙂
  24. @Franek K Dziękuję za przeczytanie oraz cenne uwagi. 🙏 Niestety elektroniczne słowniki języka polskiego są wciąż niedokładne, nie zawierają wielu słów, zwłaszcza łączonych oraz odmienianych przez przypadki. Z kolei strony internetowe przytaczają sporo niepoprawnych przykładów — wystarczy napisać: „Ksiondz, ktury rzyje nathnieniem”, a wyszukiwarka Google zaraz to zindeksuje i ten tekst staje się tak samo ważny i prawidłowy, jak każdy inny. Akcja rozgrywa się w roku 1987 kiedy Filharmonia Bałtycka mieściła się w gmachu przy Alei Zwycięstwa w Gdańsku-Wrzeszcz. Obecnie znajduje się tam Opera Bałtycka, a filharmonię przeniesiono do Ołowianki. Nazw „teatr” i „filharmonia” używałem zamiennie, żeby uniknąć powtórzeń.
  25. Świetne!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...