Piszę, ponieważ po schodach
do ciebie nie dotrę, nieważne
ile stopni pokonam, zawsze
będziesz o ten jeden wyżej.
I nawet kiedy rękę nieśmiało
wyciągnę, to wciąż za mało.
Nie tak! Nie dobrze!
Czas przysług nie robi,
płynie niestrudzony.
Wszyscy jesteśmy w tej toni!
Księżyc z nieba mógłby
czerwień ukraść z krwi
która w noc się wylewa.
Wtedy surowość
twarzy niejako przestrach
wewnątrz trzyma.
Głupia, niespełna rozumu,
uśmiech zbolały trzymam
w kieszeni.
Z nadzieją, że jednak, „może”,
„kiedyś”, nie znaczy wcale.
Anna Czerniak (A-typowa-b)