Czekajcie! Znów nachodzi mnie ta myśl cyklicznie, grajkowie!
W jej oczach jesteśmy tylko naiwni oni i on.
Oni jego dźwięki grają godowe, a on jak błazen staje na głowie!
A więc...
Na co mi ten paraklaustihyron?
Wolę już w bronzie rzeźbić jak Myron
Zachowując proporcje w klasycznej harmonii
Niż jak Pygmalion formować kłamstwa w kościach słoni.
Nie ożywię przecież swojej Galatei
Choć z potrzeby i samotnosci ją tworzę
Ten ideał ode mnie prawdziwość świata oddzieli
Jak okno tej Lotty domu portali do jej duszy zorzę...
Nie! Otrząśnij się wreszcie!
Te oczy ujęte w bronzie są tylko brązowe!
Nie lśniące każdym światłem na świecie
Ani w każdą rajską barwę kolorowe!
A więc...
Na co mi ta serenada?
Wolę już jak Coubert, co pędzlem realizmu władał
Odzwierciedlać co widzę, trzymając cyrkiel I szkiełko
Niż ekspresją mamić jak Chagall, co miłości ukąsił kieł go.
Nie mam przecież żadnej Belli, którą mógłbym uchwycić na tle niebieskim
Z kim wzlecieć w pocałunku, bo niby z kim?
Ostrokół faktyczności okala ten mój twór wyobraźni
Ona niedostępnością perfekcyjnych kształtów drażni...
Nie! Otrząśnij się w końcu!
To ciało obiektywnie jest tylko obiektem
Nie źródłem odczuć temperaturą ubliżających słońcu
Ani każdego z bogów miłości, sztuki, rozkoszy projektem.
A więc...
Na co mi t...
Chwila, a co to? Grajkowie widzicie?
To te portale w błękicie!
Rozjaśniają na tym przez twarz słoniowo bladą tworzonym zenicie!
To moja Galatea okno otwiera!
Bogowie projektanci, wy się nigdy nie mylicie!
Temu widokowi żadna moja część się nie opiera!
Grajkowie! Na co czekasz moja orkiestro?
Wdajcie w tańcowy wir kolory, których dzięki jej blaskowi zjawiło się z tysięcy sto!
Ja od niego oślepłem lecz uczucie widzi ostro.
Ja zwariowałem lecz we wnętrzu moim czysto.
Czekajcie! Znów nachodzi mnie ta myśl cyklicznie, grajkowie!
W jej oczach jesteśmy tylko naiwni oni i on.
Oni jego dźwięki grają godowe, a on jak błazen staje na głowie!
A więc...