Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Gathas

Użytkownicy
  • Postów

    100
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Gathas

  1. Gathas

    Co by było gdyby... ?

    @BPW Wtedy sztormu byłyby w himalajach. Co by było gdyby, Cezar nie umarł?
  2. Gathas

    Co by było gdyby... ?

    @BPW To by kto inni pilnował. Co by było gdyby, nie było pieniędzy?
  3. Gathas

    Co by było gdyby... ?

    @8fun To by ludzie wymyślili inne słowo. Co by było gdyby, ludzie nie uprawiali roli?
  4. Gathas

    QIN SHI HUANG

    @szept wiatru Ale przeżył?
  5. Gathas

    Legenda pałacu *

    @Antoine W Dziękuje.
  6. Gathas

    Legenda pałacu *

    @Antoine W Nie to po prostu mój nawyk, to nazywania obcych osób Panem lub Panią. Poza tym chciałem przez to napisać (czytałem to kilka lat temu) że pewnych szczegółów zapomnę czasem tak się u mnie zdarza więc zawsze co jakiś czas czytam coś ponownie. Ale żeby od razu mówić o stosowaniu zasady zzz. No cóż chyba będę musiał bardziej doprecyzować moje myśli.
  7. Gathas

    Legenda pałacu *

    @Antoine W Brawo, brawo chyba Pan nie pamięta że kiedyś już ze sobą pisaliśmy i pisałem że mam 19 lat ale przecież nikt nie może mieć doskonałej pamięci. Bo ja dawno czytałem Mity Parandowskiego, z kilka lat na pewno.
  8. Gathas

    Legenda pałacu *

    @Antoine W Ja akurat czytałem Jana Parandowskiego ale z chęcią przeczytam to.
  9. Gathas

    Legenda pałacu *

    @Antoine W Wiesz co ja nawet nie oglądałem tych odnośników. Dzięki.
  10. Gathas

    Legenda pałacu *

    Bardzo mi się spodobał ten wiersz, szczególnie ze względu na mitologię którą uwielbiam.
  11. Oooo, własnie kiedy to czytałem za demokrację wstawiłem bardzo złą rzecz... no po prostu XD
  12. @ais A ci życzę wesołych Świąt.
  13. My mało wiemy co jeszcze robi Święty Mikołaj.
  14. Gathas

    Grafoman

    @Leszczym Choć w moim przypadku byłyby opowiadania a nie wiersze.
  15. Gathas

    Grafoman

    @Leszczym O, to o mnie.
  16. @ais A co chciałabyś wiedzieć? Dziękuje za porady.
  17. @Antoine W Dziękuje, ale jeszcze nad tym myślę. Choć znając mnie skończę pracując gdzieś w sklepie lub też będę żył z zrzutek z KO-FI czy innego Patreona ale nic nie wiadomo.
  18. @Antoine W Ja akurat interesuje się historią i myślę nad studiowaniem. Czy Roninowie umieli tylko walczyć, zdarzały się nawet nie rzadkie ale zdarzały że Ronin bez pracy na polu walki lub nie chcieli być banda rzezimieszków to zajmowali się zwykłą robotą, mówimy tu o takich nie podnosili głowę i nie wywyższali się swoim statusem.
  19. @Antoine W No cóż niby tak ale okrucieństwa z tamtych czasów było tylko wzmocnieniem okrucieństw jakich dopuszczali się Japończycy już w Wojnie Japońsko-Chińskiej w latach 1894-1895 gdzie już wtedy dopuszczali się wielu morderstw. A przez propagandę i duże ilości narkotyków, serio oni tyle tam naprodukowali że jeszcze im starczyło na dwadzieścia pięć lat po Drugiej Wojnie Światowej doprowadziły do gigantycznych okrucieństw, nawet nie w samych Chinach, a na reszcie Azji. Tu bym jeszcze dodał jedno dzieło z okresu Edo czyli jeszcze przed tym jak Cesarz Japonii pokonał Siogunat i zdobił całą praktyczną władze. Choć do końca go nie pamiętam jak to się nazywało, pamiętam tylko iż na postawie tej książki powstała Sadako z Ring tego Japońskiego. Tam była krytyka Roninów (dla tych co nie wiedzą Samurajów bez Pana) że oni w większości bardziej przypominali Bandy Zbójców a nie tych Honorowych Wojowników.
  20. Gathas

    Zakupy czy łupy

    Tak nie byłem na żadnych zakupach. Nie liczę tych na których musiałem kupić rzeczy ważne do przetrwania.
  21. Gathas

    Ana

    Dalsza cześć opowiadania. Właśnie zadzwonił budzik w telefonie, zapomniałem go wyłączyć i teraz mam szybkie pobudki. Cholera jasna… jak ja nienawidzę tak rano wstawać, ale, jak już się obudziłem… Kiedy się ubrałem i poszedłem, do kuchni zobaczyłem, że Ana już robi mi śniadanie. Gdy mnie zauważyła, od razu się uśmiechnęła i powiedziała. -Dzień Dobry Adamie… - jej głos diametralnie się zmienił, był bardzo dziewczęcy- już robię śniadanie…- popatrzyła na moje ubranie- dlaczego ty nie jesteś w swoim… - -Ano mam urlop i nie idę do pracy dobrze. Czy możemy porozmawiać o tym, czego wczoraj nie dokończyliśmy wczoraj przy śniadaniu? - -Tak… Adamie - Śniadanie było całkiem smaczne, po prostu zwykła jajecznica ze szczypiorkiem i kiełbasą. -Adamie -zaczęła Ana- nie pokazałam ci wszystkiego ehh – odsłoniła tą część twarzy, która zasłaniała maska, zobaczyłem, że jej prawe oko ma nadal czarne białko i pięć fioletowych tęczówek nad jej brwią były wytatuowane numery 777 879 77, na jej policzku nie było czegoś podobnego do białka tylko beżowa skóra, poza tym znajdowały się trzy brązowe rybie oczy patrzące się na mnie, gdzieniegdzie były zielone plamki – tak wyglądam Adamie, tak wygląda moja twarz -wzdychała bardzo ciężko – pamiętam, że te numery -pokazała trzy siódemki – były zielone a te – pokazała na 879 – były czerwone a te dwie siódemki, pamiętam, że były żółte, jedynie te cyfry pamiętam przed tym, jak zyskałam świadomość, czyli jak mnie przygarnąłeś… jeszcze pamiętam szarą brudną podłogę i ciemność i nic poza tym. Tylko tyle, nic poza tym. Chciałam wiedzieć więcej, ale nie mogę… czy ty… - -Ano- przerwałem jej – dobrze, ale następnym razem proszę, nie kuj mnie więcej – wtedy zauważyłem coś ciekawego, jej dawna prawa macka teraz wyglądała jak normalna ludzka dłoń, miała oczywiście jakieś fioletowe bąble, ale wyglądała na bardzo ludzką – o Ano co się stało z twoją macką? Teraz jednak to twoją ręką - -Ehh -zaczerwieniła się na twarzy – chciałam hehe... tylko chciałam, żebym bardziej wyglądała na … nie mogę znaleźć słowa… ludzka? Chyba ludzka poza tym nie będę mogła ukuć ciebie, bo pozbyłam się tych kolców, nie chce nikogo przez przypadek krzywdzić hehe i jak ci smakuję moje śniadanie? - -Bardzo smaczne i proste… bym zapomniał o jednej rzeczy- wstałem, podszedłem do jednej szafki, otworzyłem ją i wyjąłem te trzy rysunki – chodzi mi o te rysunki, możesz mi o nich opowiedzieć? - -Eeee… Ja… ta- pokazała palcem na kobietę – to mama - -Mama? Ale… - -W sensie – przerwała mi – czuje, że do niej… to… uczucie? Chodzi mi o to, że czuje jakby, to była moja matka… nie mogę ci tego wytłumaczyć… po prostu… a to – to od… nie wiem, czy to ma płeć, ale od tego pochodzi to coś… nie jest to klejnot, tylko coś innego… nie wiem, co to jest – zapięła sukienkę - - A te znaki czy one oznaczają ten Karmazyn? - -Nie nie to co innego na przykład ten- pokazała na znak podobny do kotwicy tylko przechyloną w prawo i było zakończone kółkiem z kropką w środku okręgu – to jest Prospero… a ten – pokazała na okrąg, który jak poprzedni miał kropkę w środku, poza tym miał jakby łapę z trzema ,,pazurami,, skierowaną w prawą stronę – to jest Szaleństwo, to jest, która była ta na tym obrazku… - popatrzyła się na mnie – i tak pewnie żadnego nie znasz, ale muszę ci powiedzieć o tych dwóch – pokazała na gwiazdę z kropką w środku, a obok tego był zamalowany okrąg z dwoma linia mającymi symbolizować rogi – to jest Marfilia… eee … -wzdychała ciężko – ona jest niedaleko, wyczuwam ją, ale się nie przejmuj ona, nie jest zła i nie zrobi nam krzywdy i to jest – pokazała na duże K, ale na końcu dolnej krzywej linii był podobny okrąg co w przypadku Marfilii, tylko okrąg nie był zamalowany – to jest Karmazyn… Wey… Weycha… Weychaza to jest inne jego imię… lepiej go nie budzić, bo… sama nie wiem, co się stanie - -Ano skąd to wszystko wiesz? Mówiłaś wcześniej...- -Eehh… ehhh… bo ja to wiem… po prostu wiem, jakby ktoś wlał mi wiedzę, ale co mówiłam wcześniej, mówiłam ci prawdę… co innego pamięć co innego wiedza - -Dobrze, Ano, czyli wszystko jest skomplikowane... chcesz ze mną pójść do sklepu, żeby zrobić zakupy? - w sumie co innego mogłem zaproponować. -Tak oczywiście chciałabym bardzo, ale to bardzo eee… czy mam zrobić listę, czy jak? - wyciągnęła kartkę i długopis. -Jeśli chcesz, to zrób, nie mam nic przeciwko może nam to nawet ułatwić - Przed tym, jak wyszliśmy, Ana ukryła swoje bąble na dłoni rękawiczką. Kiedy byliśmy w sklepie, Ana prawie się nie odzywała tylko, wkładała te produkty, które były na liście… wtedy zauważyłem mojego kolejnego kuzyna Jędrzeja Dobrzyńskiego ( och Jędrzej zwany też Benito to przezwisko zyskał, ponieważ bardzo się interesuje historią a szczególnie faszystowskimi Włochami. Pamiętam, że kiedyś na spotkaniu rodzinnym zrobił wykład o całym tym systemie, ku uciesze nam (czyli całego kuzynostwa) (wtedy miał piętnaście lat)), który tak samo, jak ja trzymał listę z zakupami i przy nim stała jakaś chyba trzydziestoletnia kobieta z dużym biustem, nosiła okulary i trochę przypominała, mamuśkę. Podszedłem do niego, zauważyłem, że miał w koszyku zwykłe produkty takie jak warzywa, sery, ale także pieluchy, kaszki… gdy mnie zobaczył, powiedział. -Adam kopę lat jak cię długo nie widziałem- zrobiłem uśmiechniętą minę i spojrzałem na kobietę obok niego – ah bym zapomniał ta przepiękna pani, ma na imię Nadia i jest tak… - popatrzył się na nią- dziewczyna to jest moja dziewczyna… wiesz, różnie jest u ludzi… -Kochanie -odezwała się – jaka tam dziewczyna przecież jestem twoją żoną - - Nie teraz kochanie… - mówił to szeptem- to jest problematyczna kwestia… wiesz, my nie mamy żadnych dokumentów -tę część mówił bardzo cicho- a jak u ciebie? - -U mnie w porządku… a co ty tam kupujesz? - -Ehh wiesz to, co zwykle i te wiesz… - zastanawiał się na odpowiedzią- eee Księgowy – tak to jest moje przezwisko – wiesz, że urodził się nam synek - Co? Jakim cudem ten wykolejeniec znalazł sobie kobietę, ożenił się z nią (chyba) i do tego spłodził dziecko… nie takie w swoim życiu widziałem… może ma gadkę… w sumie umie przemawiać może też nauczył się podrywać. -Naprawdę… Jakim cudem dowiaduje się o tym teraz? - -Oh nasz Janek ma dopiero miesiąc i mój Jędrzejek nie chciał się tym zbytnio chwalić – popatrzyła się na niego z małymi wyrzutami - Gdy miałem coś powiedzieć przyszła Ana i włożyła do koszyka mi paczkę makaronu, zatrzymała się i popatrzyła się najpierw na nich potem na mnie, trzymała się za prawą rękę. -Zapoznajcie się, Jędrzej to jest Ana moja… przyjaciółka, Ano to jest Jędrzej mój kuzyn i jeszcze bym zapomniał, Ano to jest Nadia, ona jest dziewczyną Jędrzeja - -Cześć – powiedział cichutko swoim dziewczęcym głosikiem – jestem Ana - -Cześć – oboje powiedzieli trochę zdziwieni. Przyglądali się jej maski manekina. Ana za to starała się nie patrzeć na ich twarze, ciekawe dlaczego? Przez dłuższą chwilę takiego dziwnego stania odezwałem się. -No to pa musimy jeszcze zrobić zakupy - -Pa – powiedział Jędrzej. Gdy się odwróciliśmy, usłyszałem, że Nadia zapytała się mojego kuzyna ,,Kim ona była? ,,. Ana za to nic nie mówiła przez cały czas w sklepie. Dopiero gdy wyszliśmy ze sklepu, wreszcie coś powiedziała. -Adamie… Adamie, kto to jest przyjaciółka?– mówiła to z wielką radością, jak i obawą- -Ana… eh przyjaciel to jest osoba bardzo dla ciebie ważna, masz z nią wspólne zainteresowania i jesteś z nią zżyty - -Tak jak dziewczyna? - -Eh Co? - -Adamie czy możemy o czymś porozmawiać w domu? To jest bardzo ważne - -Okej… tak – nie wiedziałem co powiedzieć. Kiedy wróciliśmy do domu, najpierw zaparzyłem herbatę, Ana patrzyła się na mnie z wielką nadzieją, jak i obawą. -Adamie chciałam ci to wcześniej powiedzieć, ale jakoś nie mogłam… od kiedy ty mnie przygarnąłeś, od kiedy ty dawałeś mi jeść, dałeś mi posłanie, wiele rzeczy ci zawdzięczam w tym moje życie… Adamie… Adamie… Adamie ja cię, kocham z całego serca… właśnie dlatego nauczyłam się gotować i wielu innych… chce ci dać, jeszcze więcej proszę Adamie... czy ty mnie kochasz? - Nie wiedziałem, co powiedzieć siedziałem jak wryty… ona coś takiego do mnie czuła. Trochę mnie serce kuło, przypomniałem sobie, jak dawno temu wyznałem miłość Marcie… . Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że on jest chłopakiem, wiecie jego damski wygląd (w tym czasie naprawdę wyglądał jak dziewczyna, mówię tu o okresie liceum). Jaka była wtedy moja mina, jak mi on powiedział kim, on tak naprawdę jest… do tego wyjaśnił to, kiedy byliśmy na naszej pierwszej randce. Choć od tego czasu jesteśmy przyjaciółmi… wciąż mam do niego taki mały żal. Ana patrzyła na mnie z wielkim smutkiem, chyba nie chciała usłyszeć odpowiedzi. -Nawet jeśli mnie nie kochasz… ja...ja… ja – złapałem jej lewą rękę. -Ano… wiesz… - naprawdę nie wiedziałem co powiedzieć, ale walnąłem gafę w tym sklepie, lecz gdyby nie liczyć jej prawej strony twarzy wygląda przepięknie – wiesz, może lepiej się poznajmy… nie wiem, pójdziemy na randkę… - jej twarz rozjaśniła się- gdzieś wyjedziemy… też powinniśmy więcej ze sobą rozmawiać… - nagle była tak zadowolona, potem się do mnie przytuliła i ja odwzajemniłem to - -Mam nadzieje, że też się we mnie zakochasz jak ja w tobie Adamie… - Ana tak słodko wyglądała, jak się we mnie tuliła, po chwili spojrzała na zegar, ja też to zrobiłem i zegar wskazywał godzinę dziesiątą – czyli jak masz urlop, to mogę zrobić obiad szybciej? - Po obiedzie opowiadałem, co robię, gdzie pracuje i inne takie. Słuchała mnie bardzo uważnie, żeby niczego nie pominąć, też trochę powiedziałem o swojej rodzinie, moim naprawdę licznym i unikalnym kuzynostwie też o moim pradziadku, który prawdopodobnie ma aż sto pięćdziesiąt lat, ale tylko on tak twierdzi. Miałem wciąż z tylu głowy… jej wyznanie. W sensie, gdyby nie skazy? Czy inne mutacje bym bardziej był przekonany co do tego, ale… ale… teraz tak zauważyłem, że bardzo mi jest przyjemnie, kiedy jestem z nią… Nic specjalnego się przez ten dzień nie stało i mam nadzieje, że nie będzie żadnych większych anomalii. We wtorek nic specjalnego się nie wydarzyło poza tym, że Ana urosła do metra dziewięćdziesięciu, także jej bąble na prawej ręce zamieniły się po prostu w fioletowe plamki. Też ze sobą więcej rozmawiamy, nawet po południu poszliśmy na lody. Bardzo jej smakowały. Nadal nie jestem przekonany do tego… związku, ale chyba jestem za miły, żeby mógł odmawiać. W środę… zauważyłem, że jej piersi trochę urosły, do tego zaczęła mnie przewyższać pod względem wzrostu, też zauważyłem, że jestem cały opalony, nawet zbytnio nie wychodziłem z domu. Kiedy się przeglądałem w lustrze na korytarzu, Ana razem dołączyła do oglądania. -Hmmm haha Adamie – jej głos bardzo się zmienił, teraz brzmiał jak typowy kobiecy głos- dlaczego jesteś taki mały?- popatrzyła się na moją opaleniznę- Eeee skarbie? Mogę tak do ciebie mówić? - -Tak oczywiście - -Wiesz ta opalenizna, jest od tego jadu co w niedziele ciii... wstrzyknęłam taki mały eee objaw?Skutek uboczny? Nie bój się, chyba za tak miesiąc ci to zejdzie… gdzieś dzisiaj pójdziemy? - -Aha dzięki za informacje i tak pójdziemy za chwile do sklepu - -Dobrze Adamie Kochanie - Kiedy byliśmy w sklepie, Ana znów robiła to samo co w poniedziałek, różnica była taka, że nawet coś mówiła, ale tylko szybko i krótko jednak kiedy byliśmy przy półce z sosami i innymi przyprawami Ana nagle stanęła i popatrzyła się na… cholera jasna to Faustyna Matulewska ( moja koleżanka z liceum, z nią się łączy pewna mroczna historia… kiedy mieliśmy tak z szesnaście lat, Faustyna pojechała ze swoimi dziesięcioma kolegami i koleżankami ( jednym z nich był chłopak, w której się ona kochała) wycieczkę w góry. Wszyscy oprócz niej i tego chłopaka, który miał na imię Filip, wyszli w nocy, na mały wypad i słuch po nich zaginął. Ratownicy znaleźli tylko parę skrawków materiału. Po tym, jak ona wróciła, jej ciało dziwnie się zmieniało, robiła się coraz wyższa, bardziej umięśniona i jej niektóre pasemka zmieniały kolory na te ,którzy mieli ci zaginieni), dlaczego ona się na nią patrzy? Po sekundzie podeszła do niej i powiedziała. -Śćecz yzc yt śetsej Marfilia? - Faustyna zwróciła się w stronę Any z wielkim uśmiechem- Metsej abyhc ąjowt ąrtsois, mam an ęimi Ana- co to był za język? Jak kto ktokolwiek mógł to zrozumieć i dlaczego do Faustyny? -Kat metsej Marfilia… Haha oooo ajom amam wónz…. Hohoho yt śetsej anni tnemyrepske? -Ein miew… eżom zsam ęjcar - -Aha… a net – wskazywała palcem na mnie – ot jówt kezcapołhc? - -Mybałaichc ela no ęis ęhcort ahaw… yzc zsam śoc? - -Kat ensaj jakezcop – zaczęła szukać czegoś w torebce, po chwili wyjęła mała różową szklaną buteleczkę w kształcie nagiej kobiety- jelw um ot od ukisłop kat op uind eżom op hcówd eizdęb jówt … bym zapomniała cześć Adam – -Cześć -potem poszła gdzieś indziej.-Eeee skąd ją znasz? - -Ech to jest Marfilia… tak jakby jest moją… w sensie podobnie pachnie jak ja. Nie do końca, ale podobnie... - -Co? - -Eee to trudne do wytłumaczenia… no dobra nie wiem jak ci mam to powiedzieć… może dokończymy zakupy? - -Nie Ana, wyjaśnij mi to- -Yyyy – popatrzyła się na mnie, złapała się za głowę – jak ci wcześniej powiedziałam, mi wlano wiedzę do głowy - -Ale o co chodzi z tym zapachem? - -Aaaa o to pytasz… chyba ja mogę wyczuwać więcej zapachów, a ona miała podobny zapach co ja… wiesz, ona może mi wyjaśnić, kim ja jestem, ale teraz nie może… - -Dlaczego? - -Bo ma ważniejsze rzeczy do roboty - -A co to była za butelka? - -Hehehe – zaczerwieniła się na policzku – to tylko przyprawa… nie myśl o tym - Myślałem o tym cały dzień… szczególnie tym językiem, które one mówiły. Międzyczasie oprowadzałem ją po mieście, pokazałem Rynek, Kościół Mariacki i wiele innych zakątków Chojnic. Była zainteresowana tym wszystkim, też poszedłem razem z nią do księgarni, lubię zawsze sprawdzić, czy nie ma czegoś, co mogłoby mnie zainteresować. Ana też oglądała okładki, nawet parę z nich otworzyła, lecz żadna z nich ją nie przyciągnęła. Mnie tak samo… może pojadę do Piły na Pchli Targ, rzecz jasna w dniu niedzielnym zawsze jest tam coś ciekawego do znalezienia. Jeszcze mogę dodać, że kupiłem jej kilka długich czarnych skarpet za kolano, które jeszcze miały białe poziome paski (w tym momencie uaktywnił się mój mały fetysz… ja po prostu kocham, kiedy kobieta nosi takie skarpety), do tego kupiłem jej wiele innych sukienek, żeby nie szła tylko w jednej. Też się jej zapytałem, czy może chciała jakieś spodnie, ale nie chciała. Kiedy wróciliśmy do domu, Ana od razu założyła skarpety i i i wyglądała niesamowicie, jak cudo, poprosiłem ją, żeby mogła chodzić w nich cały dzień. Zgodziła się bez wahania. Też mogę dodać o pewnej dziwnej anomalii, wieczorem nie mogłem zasnąć i czułem się trochę gorący w środku. Nastał czwartek w tym dniu po południu, miał się odbyć pierwsze przemówienie mojego kuzyna Kacpra Kowalskiego, z powodu, iż tego dnia nie miałem w planach nic lepszego do roboty i Ana chciała poznać moje kuzynostwo, wybrałem się z nią. Jednak kiedy z nią spacerowałem i byliśmy tylko kilka ulic od domu Kacpra, spotkałem mojego pradziadka ze strony matki Ambrożego Dobrzyńskiego, którego ja i moi kuzyni nazywamy Pan Kleks. Dlaczego? Bo wygląda dokładnie jak on, tylko nie ma piegów. Jeszcze z nim stał jakiś inny mężczyzna, który wyglądał dokładnie jak młodszy Ronald Reagan i nawet miał ten sam uśmieszek. Gdy podszedłem razem z Aną, od razu się do mnie odwrócili. -Witaj Wnuczku… - dziadek popatrzył się na Ane – a co to jest za pani? - -To jest Ana moja dziewczyna pradziadku- -Ale ładne imię i taka ładniutka… a bym zapomniał, nazywam się Ambroży Dobrzyński miło cię poznać - -Mnie też – dziadek popatrzył się na osobę podobna do Reagana. -To jest Paweł Dobrzyński mój zaginiony brat... siedział… to jest bardzo długa historia i teraz nie mamy na to czasu, ale ci powiem, że nie widzieliśmy się ponad trzydzieści jeden lat - -Miło mi was poznać… hmm ile jeszcze masz tych wnuków? - -Panie ja nie próżnowałem z dzieciakami jak ty, tylko troje dzieci, które nawet własnych dzieci nie mają - -Ja przepraszam bardzo, mój najstarszy syn ma już dwójkę, a u Franklina co dopiero urodziła się córeczka - -Hoho… - popatrzył się na nas, byliśmy lekko zmieszani tą całą sytuacją – dobra pomówimy o tym później Reagan, bo wiesz… -gwizdnął i pokazał na nas kciukiem - -No dobrze panie Kleksie… wy też idziecie na przemówienie prawnuka mojego brata? - -Tak – odpowiedziałem. -No to pójdziemy z wami – powiedzieli razem. Mój pradziadek i jego brat ciągle sobie żartowali i mówili jakieś swoje stare historie, też opowiadali o swoim innym bracie Henryku (który zmarł). Wujek Henryk jest najstarszy z całego rodzeństwa mojego pradziada, on jest tym średni i jak się okazało Paweł, był najmłodszym. Kiedy wreszcie zobaczyłem jego dom, był to zwykły dom, jakie budowano w PRL, czyli sześcian, ale ten był żółtym sześcianem ze stalowym dachem. Nawet z daleka było widać pewną ciekawą różnicę na ścianie, która była skierowana w stronę ulicy, ktoś zawiesił flagę. Tło było koloru zielonego przy lewym górnym kącie, było czerwone koło a obok niego, był czerwony pionowy pasek. Poniżej tego koła były trzy białe P. To mnie zaciekawiło jednak najpierw, musieliśmy przejść przez piach, dziury i kamienie. Na której ulicy on mieszkał, nie było robionego asfaltu i jak spadła deszcz ta ulica zamieniała się w koszmar każdego kierowcy na szczęście, była ona mała. Wtedy zauważyłem, że brama wjazdowa była otwarta. Na całym podwórzu były ułożone krzesła, te, które były bliżej drzwi frontowych były zapełnione kilkoma osobami w garniturach, czy wojskowych strojach jednak z tyłu… dwa ostatnie rzędy były obsadzone przez naszą… naszą drużynę pierścienia i bardzo ciekawe były z nimi osoby towarzyszące, czyli chyba ich dziewczyny (No po nich się tego nie spodziewałem… wcześniej, jak mieli gadać do dziewczyny, to kończyło się na stękach, milczeniu czy gadania o niczym). Co o dziwo byli wszyscy z naszej drużyny Jędrzej (Benito), Sławomir (Faraon), Maks (Zwierzak), Stanisław (Psycholek), Sylwester (Konserwa), Artur (Jubiler), Kazimierz (Makłowicz), August (Copperfield), Alojzy (Hory Pjoter), Morgan (Magnus) Benedykt (Satanista) jeszcze wliczając mnie, mojego pradziadka, jego brata i Kacpra, którego nazywamy Cezar. Wszystkich było piętnastu. Chyba kochany czytelniku muszę ci przedstawić każdego z tej niezwykłej zgrai śmieszkowania, dziwnych historii i maniactwa. Wszyscy oprócz Morgana będą opisani w bonusie nr 1. Przy okazji zaciekawiło mnie, że koło Benito siedziały cztery panie. Jedną z nich była Nadia przy której był wózek dziecięcy. Rozmawiała z inną dziewczyną, która trzymała Janka (nawet ślicznie wyglądał). Druga była opalona blondyna, była ubrana w bardzo krótką spódnicę i nie wiem, czy ma to jakąś nazwę, ale to chyba koszulka, która zasłania jedynie piersi. Pstrykała zdjęcia i cały czas siedziała na telefonie. Kolejną była niska, bo chyba miała metr pięćdziesiąt z białymi włosami ubrana w długie jeansowe spodnie i zielony sweterek poza tym trzymała Janka. Ostatnią była pani, która wyglądała jak jakaś latynoska, też miała na sobie czerwoną koszulę i czarną spódnicę aż za kolana i czytała książkę. Ciekawe kim one są… te dwie młode mogą być jej córkami, ale ta latynoska? Morgan Smith zwany przez nas Magnusem (Przezwisko zyskał tym, że gra w Warhammera 40k (Nie wiem, jak się to dokładnie nazywa, chyba Gra Bitewna, ale mogę się mylić) i bardzo lubi postać Magnusa Czerwonego) i ma obecnie 14 lat (Jest najmłodszy z naszej grupy) poza tym ma siostrę bliźniaczkę Lisę (Tak jego Ojcem jest kolejny Anglik imieniem Wiliam) jeszcze miał brata Filipa, jednak dwa lata temu przechodząc przez ulicę, walnął w niego jakiś pijany kierowca i umarł na miejscu, od tego czasu mogę zauważyć, że jest coraz gorzej z jego zdrowiem psychicznym (był bardzo związany ze swoim bratem… był dla niego tak jakby ojcem… no Wiliam miał trochę gdzieś wychowanie swoich dzieci) ciągle chodzi smutny, nie wiem, może ma depresję. Poza tym chodzi do prywatnej szkoły, z powodu jego dużej inteligencji. Jeszcze bym zapomniał, jak kiedyś pojechał na wakacje, wrócił cały opalony i jego tęczówki zmieniły kolor na brązowy (wcześniej miał kolor niebieski) a lewo oko miało też dziwną anomalię, gdyż białko w lewym oku było koloru niebieskiego. Nigdy nie mówił nam, jak to się stało. Przy nim siedziała Angelina Lgock, żona współwłaściciela firmy, w której pracuje. Trzymała na swoich rękach małego Karola jej drugiego synka. Ciekawe co ich łączy? Razem z Aną właśnie usiedliśmy obok nich. Morgan popatrzył się z lekkim uśmiechem się na nas i powiedział. -Cześć Księgowy - -Cześć Magnus… Dzień Dobry Pani Lgock - -Oj nie bądź taki Oficjalny Adamku…. Mów do mnie po imieniu - -Dobrze Pani Angelo… ehh a co pani tu robi? - -Eeee Adamie no jestem przyjaciółką twojego kuzyna i mnie zaprosił- szeroko się uśmiechnęła – kim jest ta pani – spojrzała na Anę – czy to jest twoja dziewczyna? - -Eeee tak… ma na imię Ana- -Cześć – powiedziała cichutko Ana -No wiesz Ana, nie musisz się wstydzić my tu wszyscy się… - Wtedy kiedy miała ona coś powiedzieć, reszta miejsc została zajęta przez ludzi, którzy mi nie byli w ogóle znani i na balkonie pojawił się wysoki człowiek ubrany w elegancki garnitur. Teraz zauważyłem, że na balkonie (który się znajdował na drzwiami wejściowymi) jest specjalny podest, na którym się trzyma kartki, mikrofon i parę krzeseł. -Dobrego Dnia wszystkich zgromadzonych, dzisiaj nasz nowo mianowany Cezar Gathaspar Trzeci z Rodu Kowalskich wygłosi swoje pierwsze przemówienie…. Wtedy pojawił się on Kacper, w złotej łuskowej zbroi, na głowie miał złotą koronę z liści laurowych na wzór cesarzy rzymskich. Najdziwniejsze w tym było, że jego twarz nie wyglądała jak przedtem… była tak sama, ale jednak inna. Bardziej promienna i żywsza, ale jednak były te same rysy, ale trochę inaczej wyglądały, do tego na prawym policzku miał bliznę chyba po postrzale… przecież nie miał czegoś takiego wcześniej… czy ja o czymś nie wiem? -Witam wszystkich szczególnie Generała Szturna… pamiętany co pan zrobił dla naszej ojczyzny – nagle pierwsze rzędy zaczęły klaskać, potem jakiś mężczyzna po pięćdziesiątce wstał i pomachał ręką – Poza tym wiecie, że zrobiono zamach na moje życie… sprawca został znaleziony i niedługo zostanie skazany… A teraz przechodząc do głównego wątku, jako nowy przywódca Cezarium Panaceum chciałbym się zapytać, jak sobie wyobrażacie nasz Kraj? - Tu się zaczyna jego przemówienie, w którym mówił, jak będzie wyglądał kraj, z kim będzie współpracować lub z kim będzie walczył. Poza tym bardzo krytykował Republikę Narodów rządzących przez Dzydów, za ich jak o to nazywa ,,politykę niby prawa i głupoty,, poza tym też powiedział, że ,,Aryjczycy to słudzy Dzydów,,. Ciekawe kim są ci ludzie, o których mówi? Ale dość, o czym mówi, lepiej opowiem o tym, jak gestykulował. Czy widzieliście Mussoliniego lub Hitlera? No to mamy powtórkę z rozrywki tylko w wykonaniu tego tutaj pana. Ogólnie wszyscy poza mną i seniorami rozmawiali ze sobą, mając przeogromny uśmiech ja za to, byłem trochę dziwnie… nie wiem, coś po prostu dziwnego czuje. Kiedy wreszcie przemówienie szło ku końcowi, wokół niego zaczęła pojawiać się złota aura… na początku myślałem, że coś mi się przywidziało, ale potem ta aura się nasilała, też chyba moi kuzyni czy inni goście zauważyli tę zmianę. Nie, którzy z pierwszych rzędów mówili ,,Mesjarz,, ,,Bóg,, czy co bardziej mnie zaciekawiło ,,Pan Światła,,. -O to nastały nowe czasy – Kacper miał bardzo zniekształcony- czasy naszego dobrobytu i naszego panowania, - aura coraz bardziej się powiększała- Ja Gathaspar Trzeci z Rodu Kowalskim Cezar Odnowionego Cezarium Panaceum zapowiadam, że doprowadzę nasz kraj do dawnej światłości jak za czasów Naszych Przodków, jak za czasów Gathaspara Wielkiego Pierwszego jak za Dariusz Zdobywcy czy za Nebucha Złotego.– wtedy zauważyłem, że nad jego głową jest aureola, wokół niego pojawiały się złote pioruny, trochę przypominał SSJ 2, tylko nie miał nastroszonych żółtych włosów. Po chwili wszystko wróciło do normy – Dziękuje i Do widzenia Państwu – wtedy szybkim krokiem wszedł do swojego domu. Ja i wszyscy byliśmy wbici w fotele, Ana co ciekawe miała jakby to wszystko gdzieś i się do mnie uśmiechała i trzymała mnie za prawą dłoń… zobaczyłem, że żyły w lewej ręce wyszły na wierzch i są koloru żółtego. W tym momencie podszedł do nas chyba kamerdyner (w sumie mógłby to być ktokolwiek). Powiadomił nas o tym, że Kacper oczekuje wszystkich w pokoju gościnnym. Ciekawe, jaka była moja mina, widząc, przepiękny pokój pełnych malowideł przypominające te renesansowe, na których były zwierzęta różnego rodzaju, także byli ludzie, którzy najczęściej to leżeli i obżerali się różnymi owocami. Gdzieniegdzie były zawieszone miecze czy inne ozdoby, pośrodku tego pokoju trzy i pół metra na trzy ustawiony był ozdobny stół na nogach, były wyryte twarze i różne symbole. Najdziwniejsze było to, że wszyscy się zmieściliśmy, w sensie dzieci i kobiety poszły do innego pokoju, jak to powiedział mój pradziadek ,,Teraz będziemy omawiać interesy,, Ja tak szczerze siedziałem i nie wiedziałem co zrobić, przy bliższej obserwacji mogę powiedzieć jedno. Wszyscy moi kuzyni wydoroślali, bo nie mówią o seksie czy innych memach i zmienili się… nie wiem, czy na lepsze, ale wyglądają całkiem inaczej. -No panowie… jak się podobało moje pierwsze przemówienie? - zapytał Kacper. Większość podziwiała to, z jakimi emocjami mówił i bardzo się cieszyła z tego, że porwał tłum, jak to określili ,,Panacejczyków’’. -Przepraszam bardzo – ja się wreszcie odezwałem – co to było ta aura i pioruny, o co chodzi z tym Panaceum i Dzydami kim oni są? - -Adamku Adamku – zaczął mówić Pan Kleks – wiesz nasz ród... jest wyjątkowy… jakby to powiedzieć, my umiemy się wplątywać w niezwykłe rzeczy - -Dobrze pradziadku… ale wiesz, często przez to płacimy różne ceny… a przechodzą do twojego pytania Księgowy, jak ci wcześniej wspominałem, jestem Cezarem Panaceum i inne takie a co do Dzydów to ród szlachecki, który rządzi w Republice Narodów… jeśli chcesz się zainteresować tematem to mam bardzo duży spis książek o wszystkim - -Czyli jak jesteś Cezarem, to możesz robić pioruny i… - -Nie Księgowy, to akurat jest wynikiem tego, że jestem Panem Światła, to jest bardzo długi temat… a na naszą herbatkę nie jest zbytnio adekwatna… no panowie a teraz przejdźmy do ważniejszych spraw . - Wtedy zaczęło się omawianie kwestii, których nawet mnie zaciekawiło, czyli co będą robić po szkole (Bo większość oprócz mnie i Morgana mają dziewiętnaście lat i są po maturze). No cóż, większość stwierdziła, że będzie pracować. Na przykład Makłowicz, który chce założyć własną Farmę lub Jubiler, który już pracuje w korporacji „Ushan”, poza tym Satanista i Konserwa planują pójść na studia, nie liczę tu Horego Pjotra, bo gada, że idzie do Hogwartu (Ale mówi tę samą śpiewkę od kilku lat). Międzyczasie myślałem, jak jest zagubiona Ana, pewnie nie wiedziała jak się zachować i nie wiedziała co mówić. Kiedy wreszcie się to skończyło była już godzina osiemnasta. Wracając z Aną domu, zauważyłem u niej przeogromny uśmiech. -Ano, jak ci się podobało? - -Było bardzo fajnie, wiesz na tym przemówieniu, było przyjemnie, szczególnie kiedy twój kuzyn pokazywał swoją prawdziwą moc… a później na pogawędce z ich dziewczynami eee nie wiem, chyba to są w większości ich dziewczyny? Jedne były nawet ich nauczycielkami... - -Co? Że oni mają własne? Tego się nie spodziewałem, niby skąd by mieli pieniądze? - -Eee ja nie znam waszych zwyczajów kochanie… wracając … na początku nie wiedziałem jak się do nich odzywać… ale później z nimi rozmawiałam tak po normalnemu. - -A o czym z nimi rozmawiałaś? - -O zwykłych tam babskich sprawach, o swoich partnerach i inne pierdoły, do tego ich małe były bardzo fajnie - -Małe? Chodzi ci o dzieci? - -Tak były bardzo śliczne, ruchliwe… nawet Nadia karmiła swoje dziecko, no jak to się nazywa? - wskazała palcem na swoją pierś. -To się Ana nazywa Pierś - -Dziękuje Adamie… -zaczerwieniła się na twarzy – czy się gdzieś jutro wybieramy? - -Tak Ano, chciałbym się spotkać ze swoim starym kolegą Adamem… - -Dobrze Kochanie - Następnego dnia, zauważyłem, że Ana chodzi coraz bardziej… nie wiem jak to nazwać kuso? Chodzi mi o to, że ona chodzi tak, żeby bardziej poruszać swoimi biodrami, teraz patrzy na mnie, tak trochę jakby chciała mnie poderwać. Do tego jej fioletowe plamki, które były pozostałością, po guzach zniknęły. W ogóle teraz wygląda bardzo pięknie i seksownie. No cóż, nie będę opisywał jak, było u mojego kolegi Jana, bo w sumie nic u niego się takiego niezwykłego nie działo, zwykła rozmowa dwóch kolegów. Ana tym razem była bardziej spięta ciekawe czy to od tego, że ja byłem czy może był inny powód. Bo wróciła to starego mało mówienia (wolała bardziej jeść rurki z kremem, mogę powiedzieć, że były przepyszne, jego żona Anna sama je przyrządzała), lecz poinformował mnie, że w ten poniedziałek pojedzie na zjazd rodzinny. Ana też się gapiła na Anne ( nie wiem dlaczego, może chodziło o, to, że jest chuda, może widziała coś, czego ja nie widziałem). Wieczorem powróciła moja bezsenność i palenie w klatce piersiowej chyba muszę z tym iść do lekarza. No cóż w sobotę nic nie mogłem zrobić, bo byłem chory, może przeziębienie i cały dzień leżałem w łóżku. Ana bardzo się tym zmartwiła, często do mnie przychodziła i pytała się, czy mi nic nie jest, ba nawet ugotowała mi bardzo przepyszny rosół (taki sam jak gotowała mi moja matka). Ana też mówiła, że zauważyła, w naszej okolicy, chodzą jakieś dziwni ludzie z czarną opaską, na której był biały znak znicza. Sprawdzałem w internecie różne wiadomości, szczególnie jedna mnie zainteresowała, że wczoraj, ruina dawnej fabryki spłonęła w pożarze i znaleziono aż kilkanaście zwłok (nie podali dokładnej liczby). Nie wiem, dlaczego ale moja intuicja podpowiadana, że oni są powiązani… może mafia, ale co by tu szukali w tym małym mieście. Na moje szczęście następnego dnia wyzdrowiałem, Ana się bardzo z tego cieszyła. Ten dzień minął mi szybko i nic takiego specjalnego nie robiliśmy. Tylko wyszliśmy na lody, a wieczorem oglądaliśmy znowu jakąś komedię romantyczną. W tym przypadku byliśmy wtuleni bardzo w siebie, a Ana tylko czekała na ten moment, kiedy główni bohaterowi się pocałują. Chciała to zainscenizować, lecz kiedy oni się całowali i Ana już robiła usta do pocałunku i się przybliżała… ja też się zbliżyłem i tylko cmoknąłem ją w usta. Czasami jestem bardzo złym człowiekiem. Ana się zdziwiła, bo myślała, że będzie to trwało trochę dłużej, ale po sekundzie jej grymas zdziwienia zmienił się w uśmiech, co jak co ale po troszku osiągnęła swój cel. Wieczorem jak już miałem spać, Ana znów weszła do mojego pokoju. Przypomniała mi się poprzednia niedziela, jednak tym razem Ana nie wstrzyknęła mi jadu czy czegoś innego. -Ano coś się stało? - -No cóż, stało się dużo,- była bardzo radosna- ten pocałunek mi się bardzo spodobał i chciałam go powtórzyć, ale trochę dłużej – nagle jej uśmiech zmienił się w smutek – szkoda, że ty nic praktycznie o mnie nie wiesz… tyle mi mówiłeś o sobie i twojej rodzinie i nawet ich spotkałam- z jej ust wyszedł długi i gruby język, był on połączeniem języka Kameleona, Węża i Człowieka – to tylko początek – powiedziała to szeptem -. Cofnąłem się o krok tak tylko dla bezpieczeństwa, wtedy zdjęła z siebie sukienkę i maskę, wtedy odsłoniła całe swoje ciało. Na twarzy była taka sama, jednak jej brzuch zmienił się, teraz wyglądał troszeczkę bardziej wysportowany i na nim (jak i na całym ciele) były różne koloru plamy, jednak co najbardziej przykuło moją uwagę, to był ten znak. Była to szara ludzka czaszka a wokół niej były sześć macek, też na czole tej czaszki był znak, który za cholerę nie mogę opisać, ale troszeczkę przypominał mi swastykę. Jej całe ciało wyglądało tak dojrzale… szczególnie ta część. -To znak mojego… twórcy? Ojca? Może coś innego… ale on się nazywa Czarne Oko… - zaczęła się śmiać- jest to Bóg… jest to … - zrobiła duże oczy – nie mogę ci opisać za pomocą twoich słów. Poza tym ma jeszcze wiele innych stwórców. -Ana … - -Nie kochanie, nie -podeszła do mnie – teraz ci powiem, kim ja jestem… jestem wszystkim – powiedziała to po cichutko. Nagle jej oczy na chwilę zrobiły się niebieski. Po tym mnie pocałowała, był to krótki pocałunek. Wtedy moje oczy zalał fiolet, gdzieniegdzie widziałem chyba macki. -Teraz kochanie pokaże ci, na co mnie stać -. Ana rozebrała mnie i powaliła na łóżko. Nie wiem, dlaczego, ale ja jakoś nie mogłem się przeciwstawić… moje ciało odmawiało posłuszeństwa. Jedynie czułem, czułem jej ciepłe ciało, kiedy ona się do mnie tuliła, jej macki oplotły moje dłonie. Ana znów mnie całowała, tylko tym razem nie przestawała. Po jakimś czasie wreszcie Ana dosiadała mnie i skakała jak szalona. Czułem ją, ale to było dziwne uczucie… jednocześnie miękkie i elastyczne, ale też twarde i sztywne. Ana krzyczała i śmiała. Nie wiem, ile to trwało, ale kiedy fiolet schodził mi z oczu, ja już dochodziłem chyba czwarty lub piąty raz. Kiedy to się skończyło, byłem bardzo zmęczony, ciężko oddychałem, a Ana wydawała się, że nic się nie zmęczyła. Wtedy coś z jej pleców wychodziło jakby czarna noga pająka zakończona szponem. Ta jej nowa cześć ciała się do mnie przybliżała, a ostre zakończenie było nad moim czołem. Nie mogłem się ruszyć, bo byłem niemożliwe przemęczony i ona trzymała mnie swoimi mackami. -Ana… Ana proszę, nie zabijaj mnie – jedynie to mogłem powiedzieć, potem straciłem przytomność. Co mnie najbardziej zaskoczyło to, że się obudziłem. Byłem w swoim łóżku, na początku myślałem, że to, co wieczorem się wydarzyło, to był sen… ale Ana leżała obok mnie, leżała na brzuchu i patrzyła się na mnie z uśmiechem. -Co to do jasnej cholery było? Ana czy ty mnie… - -Tak kopulowałam z tobą… - wtedy chyba się zorientowała, że jestem na nią wściekły – zrobiłam chyba coś złego. - -Złego? Mogłaś się przynajmniej mnie wcześniej zapytać… -złapałem się za głowę, usiadłem na łóżku – co to była za noga? Chciałaś mnie tym zabić czy coś? - -Eeeee… to ma… to ma służyć mi za obronę… jakby ktoś by miał mnie zaatakować -. -Niby kto? - -Nie wiem...ale ale ale… kochanie ja nigdy bym cię nie skrzywdziła… jeśli chodzi o to, że było przy twoim czole... to tylko się wygłupiałam… kochanie przecież mogłam cię wcześniej zabić. - usiadła obok mnie – przepraszam, że cię przymusiłam do tego… nie mogłam już wytrzymać… wiesz Adamie, co jest najgorsze w tym wszystkim? - -Nie, nie wiem -. -Najgorsze jest to, że mnie nigdy nie zrozumiesz… ja jestem innym gatunkiem, pamiętasz, że tydzień temu mówiłam ci, że to wszystko, co ja wiem jednak przez ten czas... nie wiem jak ci to powiedzieć. Ja ciągle się zmieniam… fizycznie i psychicznie… ja jestem wszystkim, co żyje… ja jestem rośliną, zwierzęciem, grzybem i człowiekiem, jestem wszystkim.- -Co? - nie wiem co o tym myśleć, jestem dziwakiem, przecież normalny człowiek nie przynosiłby czegoś takiego do domu – Ano proszę, nie rób mi czegoś takiego… ja… ja -przytuliła mnie. -Rozumiem, jesteś wkurzony tym wszystkim… nic nie wiesz i do tego musisz teraz spijać to mleko, które naważyłeś… Muszę też ci coś powiedzieć, ten czar działa tylko wtedy, kiedy osoba, na którą się to rzuca, musi mieć jakieś, choć najmniejsze uczucie do osoby, która rzuca czar. Czy było ci przyjemnie? - -Co? Co? Eeee… co? Tak, ale dlaczego pytasz? - -Czyli miałam rację… ty już wcześniej z tyłu głowy, chciałeś tego, ale to jeszcze ci nie wpadło do łba – uśmiechnęła się bardzo szeroko – gdyby nie było ci przyjemnie to … to… to… wiesz, tak jakby mnie nie kochał? Pożądał, tak pożądał. - Nic nie odpowiedziałem, po prostu wstałem i leniwy ruchami próbowałem się ubrać. -Kochanie… idę zrobić śniadanie -. Szybko na siebie wrzuciła swoją sukienkę. Ja kontynuowałem, co robiłem wcześniej, gdy już ubierałem się w koszulkę, Ana wróciła z przerażoną miną. Była cała blada i się trzęsła. -Coś się stało? - -Eeee Adamie na dole jest krew… krew -. Szybko razem z nią zszedłem na dół i Ana mówiła prawdę byłą tutaj ślady wyglądające na krew. Ciągnęły się od wejścia głównego aż do drzwi piwnicy. Wyglądały jakby, ktoś przeciągał coś lub kogoś, ale kto i jeszcze w moim domu. Na początku otworzyłem drzwi frontowe, nic tam nie było prócz wielkiej czerwonej plamy przed moim wejściem i zauważyłem na drzwiach czerwone ślady dłoni. Co jest? Co tu się stało? Gdy otwierałem piwnicę, widziałem na najbliższych stopniach kolejne ślady. Kiedy próbowałem zapalić światło, nic się nie stało. Czy ktoś uszkodził kable? Zapytałem się Any czy nie ma czegoś wspólnego z tym, ale ona się zarzekała, że cała noc była przy mnie. No cóż, zabrałem latarkę i powoli schodziłem na dół i starałem się, żeby nie zatrzeć śladów… każdy stopień był umoczony w posoce. Dawno nie schodziłem do piwnicy i zapomniałem, jaka jest ona wielka. Też słyszałem pewnie dźwięk jakby mlaskanie lub coś innego. Kiedy kierowałem latarką coraz dalej i dalej krwawe ślady prowadziły do ciała… ludzkiego ciała, które miało na plecach wielką dziurę. Te dziwne dźwięki były coraz głośniejsze, potem przesunąłem światło latarki trochę na lewą stronę. Wtedy zobaczyłem to… przypominało człowieka, ale miało dziwną trupią skórę, gdzieniegdzie było widać jej karmazynowe mięśnie, miała karmazynowe krótkie włosy, widziałem, że ona chyba je wielki kawał mięsa. Wtedy właśnie odwróciła się do mnie i wstała, ujrzałem najbardziej przerażającą istotę. Przypominało kobietę, ale tylko kształtem tylko tym, nie miało to coś żadnych charakterystycznych cech dla płci przeciwnej. Jej twarz… była okropna… zamiast normalnych oczów miała jakby pustkę, a w nich miała karmazynowe światełka. Usta były przeogromne, a w nich był rząd pożółkłych, długich i ostrych kłów, które były zakrwawione tak samo, jak połowa twarzy. Zauważyłem też, że zamiast palców miało ono długie metalowe ostrza. To coś ciągle się uśmiechało i powoli się do mnie zbliżało. Wtedy uciekałem tak szybko, jak mogłem. Kiedy wchodziłem na schody, to coś wydawało jakiś dziwny okrzyk… kiedy prawie zamykałem już drzwi, widziałem to blisko, jakby było tuż przy mojej twarzy. Zamknąłem drzwi z hukiem… po tym jeszcze przytrzymałem tak dla bezpieczeństwa. -ANA… TAM COŚ JEST! PRZYNIEŚ MI KLUCZ! SZYBKO! - Jednak ona nie podchodziła, nadal się trzęsła. P-ANA… TAM COŚ JEST! PRZYNIEŚ MI KLUCZ! SZYBKO! - Jednak ona nie podchodziła, nadal się trzęsła. Powoli się ode mnie oddalała. -ANA CO JEST! – nawet nie zauważyłem, że poszedłem za nią. Po chwili dopiero zorientowałem się, że byliśmy już w kuchni. Ona coraz bardziej się przerażała, a na swoim gardle poczułem zimne żelazo, dopiero z bliska zauważyłem, że te cztery ostrza są tylko centymetr od mojego gardła. Potem poczułem na swoim brzuchu kolejne ostrze zakończenia tego czegoś. Bałem się odwrócić i nie wiedziałem co zrobić. -Hehehehehe – głos tej istoty był przerażający – myślałeś, że możesz mi tak uciec tak po prostu? Hehehehe -przystawiło to swoją twarz do mojego gardła, myślałem, że zamierza mnie ugryźć, ale to zaczęło wąchać mnie, a potem przesunęła głowę, w stronę Any nadal wąchając – ty… ty pachniesz podobnie jak ona… ale też inaczej, jesteś jej dzieckiem albo wnuczką? - -Co? O kim ty mówisz? - -O o o o mojej siostrze Duo, pachniesz podobnie jak ona… ODPOWIADAJ! Bo ten twój chłoptaś, jeśli przeżyje, to nigdy się nie odezwie.- -Proszę, nie krzywdź Adama. Nie wiem. Skąd mam wiedzieć? - -Dobra… Dobra dobra dobra… -zaczęła mi dyszeć do ucha – rozumiem, rozumiem… mogłaś ją nie pamiętać, ale… ale...ale jak mnie...– rozglądała się dookoła, wtedy okno w kuchni się otworzyło i wyszło z niego, kolejne dziwadło było to połączenie mrówki i kobiety, jedynie co miało z kobiety to głowę i szyję reszta ciała to była tylko mrówka, cała jej skóra była zielona. Jeszcze bym dodał, że porusza się na czterech nogach, a kończyny podobne do rąk są zakończone szczypcami. Nie dostrzegłem innych szczegółów, bo no cóż, miałem nóż przy gardle. - o kochana siostrunia… i co numerze piąty jak życie mija? - -Cał- kiem Do -Brze… wiesz ja mu-szę cie-bie … - -Nie nie nie nie złapiesz mnie, nie po to uciekałam tak daleko, żeby zostać uwięziona przez tych gnoi z Białego Płomienia… nie nie nie nie… ja mam zakładnika i nie zawaham się go użyć hehehehehe - -Do -brze, Do-brze a-le mu-szę ci coś po-wie-dzieć… zdra-dzi-łam Bia-ły Pło-mień i mnie też szu-ka-ją he-he-he-he… wiesz pe-wnie kie-dy -uśmiechnęła się bardzo szeroko – no wiesz przy tej fa-bry-ce - -To ty zabiłaś tych ...- -Przepraszam bardzo, wiem, że nie chcecie nas skrzywdzić, ale proszę, możecie...-odezwała się Ana Nagle, ostre noże kuchenne zamieniły się coś w rodzaju placów zrobionych z paznokci. Potem ta istota przytuliła się do mnie. -Jaki ciepły tak tak, jaki ładny… taka chłopięca twarzyczka tak tak tak… chciałabym mieć takiego… ale nie mam układu rozrodczego to to to wielka szkoda, a poza tym jestem jestem jestem Karma tak mi na imię– po tych słowach puściła mnie. Próbowałem podbiec do najbliższego telefonu, ale ona zagrodziła mi drogę. Śmiała się przy tym. -Co co co próbowałeś mi uciec? Albo zadzwonić gdzieś? Nie nie nie nie… mój panie… numerze piąty!- -Prze-stań tak mnie na-zy-wać, zacz-nij mó-wić na-szy-mi praw-dzi-wy-mi i-mio-na-mi, - popatrzyła się na Ane i na mnie – jes-tem Zah tak mnie na-zy-wa-jcie Zah lub Za-ha.- -Twoje imię jest głu...- nagle zaczęła wąchać wszystko dookoła – ty ty ty ty kochasiu co chciałeś zrobić?- zauważyła, że powoli podchodziłem pod drzwi. -Jaaa… idę z tego… -Karma przybliżały się do mnie – ty myślisz, że ci zaufam, patrz na podłogę cała od krwi i jeszcze to ciało w piwnicy… a poza tym widziałem, jak jadłaś tego człowieka. -Ja-kie-go cia-ła? - -E e e e Zaha pamiętasz fabrykę… tam było wielu ludzi… no tamten był z Rdzawych Pięści i ty ty ty ty kochasiu ja nie jadłam jego tylko świnie, którą upolowałam he he he he. Poza tym chciał się włamać do was do domu więc… - -Dobra, a poza ty kim wy jesteście i co łączy was z Aną? - -Nas… my my my my jesteśmy, Zaha czym my jesteśmy? - -To tru-dne do wy-tłu-ma-cze-nia a-le my je-ste-śmy czy-mś… -długo myślała nad odpowiedzią – my je-ste-śmy eks-pe-ry-men-tem a-le nie do koń-ca… nie wiem jak na-zy-wa się na-sza ra-sa i ty-le ci mo-gę po-wie-dzieć… A-na tak masz na i-mię? - Ana przytaknęła – ni-by jes-teś po-do-bna do nas i po-do-bnie pach-niesz a-le nie jes-teś je-dną z nas. Czym jes-teś? - -Jestem wszystkim… jakby wam to wytłumaczyć jestem roślina, zwierzęciem, grzybem i człowiekiem, łącze w sobie różne gatunki, poza tym nic więcej nie wiem, no może poza tym, że moimi twórcami są Różni Bogowie. -Jakich Bogów? - Podniosła swoją sukienkę, żeby pokazać brzuch, Karma przeraziła się – nie nie nie nie może być ty ty ty ty … - -Jes-teś two-rem Czar-ne-go O-ka… cho-le-ra jas-na - -Eeee, czyli ona mnie tu przyciągała, o o o o nie nie nie nie Duo z kim ty nie nie nie nie - -Czy ktoś tu będzie łaskaw mi, wyjaśnić co tu się dzieje, kim jest to Czarne Oko, dlaczego wy tu jesteście i - -Czarne Oko to jeden z Bogów… - Nie mogła dokończyć, gdyż drzwi zostały wyrwane z zawiasów, a z nich wyszło parę umięśnionych istot, które w ogóle nie chce opisywać, ale widok tego czegoś był przerażający. Karma i Zah od razu zabrały się do zabijania… ja i Ana siedzieliśmy skuleni w kuchni i myśleliśmy co teraz robić. Po minucie walka się tylko powiększała, dochodziło jakichś ludzi ubranych w białe garnitury lub rdzawe kostiumy. Tak to trwało aż dziesięć minut, zastanawiałem się, czemu policja nie przyjeżdża, co mają ważniejsze sprawy niż kolejna wojna światowa w moim domu? Momentem przełomowym był wtedy, kiedy jeden z tych poczwar złapała mnie za szyję i gadała w jakimś dziwnym języku. Ana się wkurzyła, wokół niej pojawiała się jasnoniebieska poświata. Ten potwór przystawił swoją gębę pełną kłów do mojego czoła, ten odór z jego pyska był prze obrzydliwy. -Nie ruszaj mojego Adama- ta poświata się powiększała a później wybuchła. Nie wiem, co się stało później, bo chyba dostałem czymś i straciłem przytomność. Postanowiłem że później opublikuje Bonusy. Poza tym Dwa obrazki Przestawiającą Ane choć drugi przedstawia Ane w Perfekcyjnej Formie. Pierwszy wykonany przez Nenril-Tf a Drugi przez Master-Chimichurri. Poza tym życzę wszystkim Miłego Dnia.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...