-
Postów
89 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Nelson
-
Najsmutniejszy wiersz świata Niby stoję obok, przyglądam Ci się, Może trochę żyjesz, a może nie. Sinieją skutecznie Twoje usta, wraz z obiegiem serca, i ubiegiem lat. Blednie zauważalnie Twoja skóra, na głowie nie rosną, młodzieńcze pióra. Marszczy się czoło i smutkiem w Twoje oczy patrzę, Czasem wobec własnego sensu gasnę. Mierzę ciśnienie, wartość jest zero, Tętna nie szukaj, mój przyjacielu. Mgły oddechu na szybie nie znajdziesz, Zmroził ją wiatr zimy totalnej. Palce skostniałe, że na sam widok boli, Nie doznasz już więcej życia niedoli. I sam nie wiem jaki tego skutek, czy smutno, czy płakać, Czy jak Ty trupie, już nie muszę.
-
Czy to celowe? Nie "we" wszystkim? Pomijając to bardzo fajne przemyślenia. Mówia czysto, że twórca nosi sporo na ramionach.
-
Odwieczna wiedza starych drzew
Nelson odpowiedział(a) na Tom Tom utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Po raz kolejny spotykam się na tym forum, ze zjawiskiem braku interpunkcji w wierszach, z brakiem wyróżniania podbitych myśli dużymi literami, i zdziwiony jestem lekko jak to jest piękne. Bardzo Dziękuję Tom Tom. -
@Wątpiciel oczywiście że tak :) cieszę się z tej opinii. Myślę, że brak melodyjności jest problemem. Szczególnie ze zazwyczaj piszę do instrumentalnej muzyki. Ale efektem moich wierszy maja być prawdziwe uczucia, nawet jeśli nie kleją się słowa. W każdym razie bardzo dziękuję za uwagi, zawszę biorę pod uwage zdanie które może coś polepszyć. I Tobie też wszystkiego dobrego na dalszą twórczość. !
-
@Wątpiciel przyglądam się tej nauce, z pewnością coś mi da.
-
Samotność na strychu.
Nelson odpowiedział(a) na Nelson utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Wątpiciel bardzo dziękuję za opinie. Zgadzam się ze spostrzeżeniami. Czasem piszę tak emocjonalnie, że gubie sens. Jakby dopiero sam koniec każdego z wierszy wskazywał "mniej więcej" o co chodziło powyżej. -
"Samotność na strychu" Gdzie byłaś, kiedy wzbijał się kurz, Na starym drewnianym podeście naszych stóp, Czy coś jeszcze mamy wobec, siebie, Gdy drabina na strych zbyt słaba, będzie. Spotkamy się jeszcze na pewno, może tylko raz, Wszystko co najlepsze, skryte jest w snach, Na tym Strychu który nie kryje słów. Na tym Strychu który nie kryje snów. Biegam i biegam za Tobą w bezsensie, Rozwalam swoje myśli jak naczynia w kredensie, Drabinka sypie się we własnych stopniach, Toniemy przez życie w niedogodnościach. Na tym Strychu który nie kryje złości. Na tym Strychu który nie kryje zawodnej, miłości. Lekko kwitowałaś swą miłość jak zawsze, Zawsze było tak, że baliśmy się o siebie. I wszystko mogłoby się zmienić, Nie boję się o nikogo, jak o Ciebie, Bo jesteś, Może lekkie zmartwienie mnie prześladuje. Bo tak... Że na tym strychu pseudo szerokim, Żegnając wieczne dusze które w sobie noszę, Zapomnę jak bardzo Cię kocham. Amen
-
@Bożena Tatara - Paszko fantastycznie. Bardzo dziękuję za inny model :)
-
Trudno zrozumieć
Nelson odpowiedział(a) na Waldemar_Talar_Talar utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Mocno czuć doświadczenie życiowe w tych prostych ujęciach. Jestem Pana fanem. -
Już nie umiem pisać Już brakuje mi słów. W pewnym czasie od nowa. Brakuje mi także dróg. I wczoraj zacząłem od wczoraj. I dzisiaj zaczynam jak Ty. Nie dwa mi, uciekły słowa. Nie czekam już na nic i nic. I wiersze jesienno-letnie. Ciskają po sobie łzy. A skóra moja tu blednie. Może jednak to Ty.
-
Poza protokołem
Nelson odpowiedział(a) na Lidia Maria Concertina utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Bardzo melodyjnie. Dziękuję. -
@Bogumił przypuszczam, że zabiegi typu brak interpunkcji i wyróżniania wierszy są celowe. Mimo to w moim odczuciu ten wiersz jest bardzo piękny. Klei się sam w sobie, ma wielkie przesłanie, każdy może rozumieć je na własny sposób. Fajnie. Dziękuję.
-
Uwielbiam Uwielbiam swe wiersze o totalnie, Niczym. Miłość w prostocie i radość, w Krynicy. Że nic między drzewami, że nic, Poza nami. Cień lekko kpi, że można kochać, Się jak nikt. Mijasz w swym gardle własny brzydki krzyk. Miłość na zawsze, miłość jak nic... Z tą jedną różnicą, że faktycznie nic. Mnie zdrada nie boli, gdy księżyc się kładzie, Dlatego, że zawsze potrafię... Kochać.., Zwłaszcza kiedy jestem sam. Jeszcze Cię najdą myśli niemocy, Okrucieństwa tego świata. Wtedy odpowiem: Nie ma już lata. Myśli i miłość przykrył lód, Lecz nie-zwykły, nie z wody, Ze smutku, kure**twa, bredni, ubóstwa, Niezwiązany z dobrem, bodajże, Bliski nienawiści i braku pociech. Tak czasem pachnie Twój dotyk. Ostatnim razem, gdy zaszło słońce. Było mi lepiej, lecz ciągle. Niedobrze. Już zamki i warkocz, spuszczany z muru, Nie tworzy rozmyślań. Bo spleciony jest z bólu. Nie szukam natchnienia w miłości o nie. Utrwalony w tym bólu przewijam się. Gdy kolejnej nocy stracisz swój sens. Ucieknę przez okno. Nie wierzę gdy mówią, że Ty też. Uwielbiam więc niemoc stworzoną z pozorów. Uwielbiam gdy krzyczy noc moich horrorów. Uwielbiam swój lekki świat. Wiem tylko jedno: że to nie tak. Uwielbiam Cię jak zamęczoną baśń.
-
// Witam serdecznie, pojawiam się tutaj nieprzypadkowo, napisałem w życiu wiele, wiele więcej niż mam lat, bo dopiero 30 - w lutym. Wszystko jakoś spoczywa w starym kufrze, pod moim biurkiem, jednak nie zapomnę nocy, sprzed dwóch lat, kiedy w Wigilię spaliłem swoje najlepsze produkcje w kominku, jeszcze się cieszyłem, że komin mojego domu rozdaje ludziom dobre słowa. Trochę ubaw, a trochę mi było przykro, taka konkretna mieszanka uczuć, ale to nic, nadrobiłem to w ilości solidnej i zdecydowanie - nie na siłę. Przyznaję, że moje życie jest szczęśliwe, mam piękną żonę i jeszcze piękniejszą córkę, ale pisać potrafię tylko dramatycznie, smutno ale także wzruszająco, wiersz, który dodaję, jest wierszem "dzisiejszym", daleko mu do moich prawdziwych pisań, i nie ma konkretnego układu zwrotek, ale stwierdziłem, że jeśli mam zacząć to lepiej w ten sposób. Pozdrawiam wszystkich wybitnych twórców tego miejsca. // Będzie kiedyś taki dzień, Niosący prawdziwą radość i nadzieję. W gonitwie bólu skończonego jak rzadkość, Wystąpi przeciwko nam czas. Tęcza pojawi się na jasnym słońcu, Chmura przysiądzie przykro na ławce. Los pobuja się na huśtawce, Poznamy może kiedyś znów, jak smakuje świat. Liść opada z drzewa zielony, Obraca go szczęście w nieopisanym wirze. Lądując na rosie, brązowieje jego krań, Chyba czas, chyba już czas. Rozstania dyktują ciągłość tego życia, O nich myślę, zawsze kiedy źle. Długa podróż to nie tylko sen, Nie zdążyłem się obrócić... A nie ma Cię. Często szybko staję się samotny, Przymykam oczy ludzi których nigdy nie poznałem, Dźwigam ich śmierć, choć życia nie dźwigałem. Noszę na sobie całymi dniami, Łzy rodzin i iskry, które pozostały. Nie łatwo mi mówić, że znów czas, Nie łatwo mi powtarzać sens tego życia, Nie wiem jak odpowiadać, sam nie wiem czy rozumiem śmierć. Ile musi minąć chwil, by pojąć, że to faktycznie jest. Może w to nie wierzę, bo widzę, jak spokojni są ludzie. A może rozumiem ten początek wędrówki. Z dnia na dzień jestem bardziej pewny, że to początek. Dlatego nie przerazi mnie chyba nic. Donikąd zmierza to rozmyślanie, donikąd. A dokąd zmierza zachód i świt. Poza barwami horyzontu. To wszystko to naprawdę nic.