
slavu
Użytkownicy-
Postów
20 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez slavu
-
ślepe wiatry obłąkane chaosem zabudowań szeregi okien w pijanym spojrzeniu nocy siedliska mgły jak zbiorowe mogiły dusz i drzemiące dookoła sny
-
3
-
Wagony z zielonego lodu mróz wtacza na bocznicę. Wagony w dyby chłodu zakute. Wśród kalekich semaforów czekam, wśród jednorękich katów i braku słów, na odjazd. Przykryję widmo drużnika, które na dachu stacyjki drży jak kra i odjadę. Ze szronem wkłutym w powieki, do Ciebie i do mnie naraz, w dwie strony na wieki odjadę.
-
brązowe żyły tłoczą sok ziemi na wysokość drzew, paplanina korzeni w listopadowym wąwozie czysto naturalnie, panowanie nocy tkwi w koronie gwiazd, i w glinie, i w krwi, Salve Regina!
-
jesień, jak samobójstwo lata, lasy wrześniowe majaczą na skutek samozapłonu, jak kolce jeża, na grzbiecie horyzontu sterczą martwe drzewa czas się topi w ogniskach palonych liści, a zaschnięty ogrodnik pędzlem dymu sączy zmierzch, i sączy się smak z wypalonych foremek plastikowych zniczy knot jest szyldem życia, które Bóg liczy, w przebieralni świec topi się czas
-
niepewny sześcian naszych dni, nagłym wrzaskiem mózg przykłuty do drogowskazu, nie wiadomo, w którą stronę iść uciekaj na skroś lat podeptanych, w cięciwę czasu się zapnij i uciekaj, bo grać będą drzewa żałobne i kikuty spalonej jesieni a potem klęczą fugi smętnych ciał, wciąż wczorajszą bitwą żyją, a ostatnia orkiestra martwego walca gra sennie
-
karmazynowe lasy rosną w dzikich kroplach rosy na porannej twarzy, gdy przychodzisz i na mroźnych błoniach zimowego świtu; ciepły turkus na mych dłoniach, gdy się budzisz
-
w kościach czuć galop cierpkich koni lat uczepić się ich grzyw i usnąć na wiek lub dwa niech gonią, niech rżą, niech krwawią wieczór pręży horyzont i wyciera grzbiet o szorstką skórę zawisnę wśród ciszy przepaści, nim zdmuchnie mnie wiatr chcę spojrzeć jak piją strudzone galopem zatruty sok zachodu słońca
-
2
-
Pod fortepianem, jak białe kartki ze słowami, jak kartki zroszone łzami, leży kilka klawiszy. Jęk tajemnicy na papilarnej linii i żółte zacieki papieru na twarzy. Reszta umarła w tej ciszy. Zagraj powabem przebrzmiałych już tonów. Niech na mieście dusze hulają, niech zgiełk dzwonów się niesie między kamienic sterczące urny. A w gorzki fortepian, jak w wieko trumny, wlewa się kolejny łyk ciszy.
-
2
-
źrenice chcą być czujne, ale w przestrzeni nie ma nic światło z miłością skroń oplata trawiony kościec w kłębku kaca dogorywa zwinięty poranną iluzoryczną dowolnością
-
Noc podgląda nasz epileptyczny taniec okiem bez powiek, bez łez tańczymy na tle mrozu łykając sople powietrza skrzypce na skórze grają nam dreszcz ogrzej mnie proszę, wywróć me wnętrze na wierzch! inaczej nie ruszymy w dalszą drogę przez ciemny mroźny pokój
-
Dogasa lato. Wypłowiały czupryny romantycznych zdarzeń. Czas parzącego piasku zahodował się w kolorze Twych włosów. Szukam pachnącego ciepła po omacku. Dogasa lato. Zakrwawione liście wyrzuca piekło. Zakrwawionych liści nie chce niebo. Śpij, a ja zgaszę miejskie latarnie, by oświetlić Ci drogę na drugą stronę nocy.
- 3 odpowiedzi
-
10
-
miasto schwytane czapą wieczoru sapie tchem nocnej zmiany fabryki wciąż czuwają pałąki dymów grzebią miękko irytując księżyc wiatr w chaosie zabudowań i wynaturzone szeregi okien jak zbiorowe mogiły dusz
-
obszerny półmrok trawi mój wzrok powietrze czupryną kurzu kręci jęki kroków na powierzchni ciszy kradnę kwiat intymny z tej atmosfery - jestem winny
-
Starcze lato żebrze cichym, jednookim spojrzeniem kasztanów. Mądrość dojrzewa z łysinami drzew. Jesień bluzga ropą nasiąkłą chłodem - złotą. Lato ma już piegi rdzy, i już uschły róże, my.
-
niebo krzywe jak sufit ze zwęglonych desek zbity stalowym śrutem gwiazd pomieszczenie dla skazańca w tej celi odwiedziny są codziennie wychodzę przez tysiąc drzwi naraz z tego ciasnego nieufnego planetarium
-
2
-
Takie to życie, gdy ręce są splątane, a nogi w drugą stronę rwą. Taka to miłość, ni gorsza, ni lepsza, i takie serca, jak poduszki wystrzelone z powietrza.
-
4
-
Ptaki umierają w samotności. Ale nie w górze, chcą lecieć ziemią. A niebo stoi, tak jak stało. Ptaki nastroszone starością mówią, zostaw mnie w pokoju.
-
malaryczny dzień czas już odszedł w sercu cierń z łez lepiony i nieprzytomność nocna melodia bez granic nie przychodź tutaj tu nie ma nic
-
Autobus wiózł zmęczenie z całego tygodnia, wiózł czapki, szaliki, włochate kołnierze. Puch w głowie a kurtki stresem wypchane – pozamieniane. Autobus wiózł wkurwienie z całego tygodnia, wiózł kawę, tuziny herbat, wyziewy obiadów. Łzy w pojemnikach a oczy powietrzem wypchane – pozamieniane. Był już piątek.
-
Tutaj gdzie jesteś - cisza, trochę dymu nad stołem, i nietrzeźwe strony z rozpisanym życiem. Wiadomo, co do przodu, co do tyłu. Frykcyjny rachunek istnienia.