
Maciej Midor
Użytkownicy-
Postów
51 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Maciej Midor
-
wczoraj na gwieździe przysiadłem zmęczył mnie żar niebo zwęglone jak świat w źrenicy spoczywa blask księżyc to inkaust srebrzysty zakrystia mas gdzie idziesz słodyczku z miast? poślę po ciebie czas kwaśny eliksir istnienia co spala ostatni wrzask ostatni krzyk był tu człek, ale znikł moja wina moja wina moja cała u kroję kraj na kraksę słońc gorąco zimno biję dzwon śmierć to łaska mego pana i cicho sza i sza tana nemesis genesis Jezus z Nazareth tu jest syn tu jest duch tu jest chłopców trzech a wystarczy jeden by zabijać zaś ominąć grzech Ukraina Ukraina ukrój więc mi też śmierć to sen chwila bólu potem paski kont rolne kiedy wszyscy umrzecie wreszcie skończę tę wojnę zamknij oczka ręce w amen to ostatni jest sakrament głośno powiedz moje imię sława sława która minie i w Zełenskim i w Putinie jeno nazwa jeno klient kosić równo kosić równo bo jesteście jedno gówno wszystko znika wszystko znika moje imię polityka wczoraj na gwieździe przysiadłem wieniec uplotłem z popiołu nie mam imienia nie mam sensu
-
3
-
To bardzo miłe, dziękuję ❤️
-
Wow, dzięki ❤️
-
Dziękuję bardzo za opinię, pomyślę o tym... Pozdrowienia
-
Dziękuję bardzo. Ciekawa perspektywa z tym erotykiem :) pozdrowionka!
-
pół-noc Chrystus patrzy przez Judasza nie to sąsiad o tej porze może to prorok Ilja z Podlasia ale czemu tutaj dzisiaj teraz panie co pan panie nad moim łóżkiem panie Budda idę patelnia na ogniu smażony strach ona w szlafroku krzyczy idę śnię zbutwiałe drewno mojego ciała walczy dawno nie byłem snem niebieski Budda wisi w obłokach dymu ryż dochodzi siadamy on mówi oświecenie jest nie-oświeceniem pijemy żar wypływa pajęczy kącik ust nabrzmiewa sąsiad zasypia wracam gdzie byłeś ujmuję jej dłoń jak księżyc srebrzą się jej oczy to był dom zjawa śniło ci się nie jest tam zasypiam Chrystus patrzy przez Judasza reptilianie Patryk Vega moja żona sen jest jawą obudzenie się jest śnieniem
-
3
-
słychać pikanie na kasie w żabce, albo mojego serca pikanie. ledwo oddycham, pik, pik. ma pani naszą aplikację? pik. moje serce. pik, pik. pin i zielony. drukować potwierdzenie? serce mnie boli. słucham? pik, pik. krople mi kapią z oświecenia mojego na promocji. z mojego samadhi przeterminowanego. oddaj mi mój spokój kurwa ducha w subskrypcji co go skradliście, co już wygasł jak lampa wieczorna przy kościele pod wezwaniem przenajświętszego rozczarowania. pik, pik. gdzie jest mój dom? pik. może coś z naszej oferty specjalnej? draże czekoladopodobne? lustra człekokształtne? myśli obwisłe? proszę tylko colę w puszce podłużnej i pół litra jasnych myśli. takich o śmiesznych kotkach, o kolorowych szalikach. i dwie myśli miłe o bogu, i kilka o Lucyferze też miłych. przykładam serce do terminala. wszechświat wybucha. wszystkie clickbaity cicho rozproszone. zamieszkają w gwiazdach. zroszona pustka w dłoniach przynosi wibrującą ulgę. manekin w witrynie spogląda na mnie porozumiewawczo. pyta kim jestem. nasze dłonie dotykają się przez szybę.
-
widziałeś mnie piorun tańczył na wrzosowisku w pustej butelce po soku obierałem jabłko ligol jakbym rozbierał się nagły przeskok trzymasz mnie w dłoniach jak pobite szkło nurzam się w twoim oddechu pierdzę i zasypiam droga mleczna spływa mi z ust jest dzisiaj piję z wymion smutnej krowy w telewizji bełkot papieża w moim sercu Andromeda na kablu twoje słowa iskrzą puszczasz słuchawkę głupi dźwięk wczoraj oglądałem "Into the Wild" gubię się gdzieś na Alasce czas nie istnieje widziałeś mnie z komnat niebieskich w godzinę próby mamy do pogadania dopijam kompot i wychodzę czekaj kocham cię w porządku wiem daję ci tamten piorun płacę kartą karton mleka unoszę krztuszę się halo
-
na zdjęciu wyszedłem z ciała z kadru wyszedłem po czas by pobyć z tobą jeszcze nad błękitną ramą nieba wyszedłem ładnie poważnie z nonszalanckim uśmiechem razem ulatujemy nad konstrukt poza koncepcję wiary i niewiary wyszedłem na fajkę na balkon wyszedłem młodo miałem ci jeszcze tyle opowiedzieć zdjęcie martwo szepcze chwile rozmazane twarze na zdjęciu wyszedłem szwów aparatu szczęka mnie boli szczekam na aparat jak aktorka Kantora boję się strach jest sztucznym wytworem rozpuszczam na zdjęciu wyszedłem pola i lasy polaroid mamo, wyszedłem na zdjęciu jak twój syn w praktyce jestem wichrem nad stawem cichym nieuchwytnym blask mój obrabiasz w photoshopie sztuczna inteligencja zdjęcie ze mnie szkła po wybuchu domu iluzji wyszedłem przez komin fotka tka niezrozumienie tego kim jestem teraz wszyscy mówią uwaga ser
-
w mojej herbacie jest ćma budzi się we mnie wulkan wściekły maj debile obchodzą nowy rok na około żeby stary mógł wciąż ich kąsać krwawię w mojej herbacie jest mucha szukam jej źrenic pijany gównianą poezją tańczę milczenie kóz mięso pulsuje w mojej herbacie jest iskra wpadła z ogniska jak wulgarne słowo na płótnie usiadła modliszka pije oksydant czerwień kapie na świeżą niewinność w mojej herbacie jest czas odmierza ciosy pomysłów ludzkości na zmianę grudzień wiruje w łonie istnienia w mojej herbacie jest śnieg prawie nie czuć oddycham piję wściekły maj majaczy w cieczy gaśnie mrok stary, nowy jeden chuj
-
za twoją twarzą są gwiazdy lustro wygłodniałe oddycha bladą pustką komety jak eony nabrzmiałych wilczych źrenic Budda się nie porusza nigdy nie istniało drzewo pod którym usiadł czas kłamał o przemijaniu róża i jej kolce potwory pod łóżkami bełkot papieży schizofrenia w portfelach kaszle i kwiaty rozśpiewane milkną łąka tańczy w ciszy modląc do środka ziemi wielobarwne bycie można w rączkach papierowych rodzić wielkie nieba na pustyni wicher szuka cię w ziarenkach piasku kamień i nożyce to duchy idź do diabła tam w rozgrzanych piecach płomień liże stare prze konanie
-
2
-
zużyte wilcze oko wokół pustki człowieczej skorupy dusza rozmyśla wyczerpał się pomysł na świat słodka żywica z drzewa poznania wypuszcza jabłko wyrzucony z raju dałem się nabrać jak woda ze studni znudzone equilibrium kosmosu zażyna świnie i smaży psy na chodnikach puszczam oko do ciebie możemy razem pomilczeć nad zdruzgotanym szkłem
-
3
-
a co jeśli jestem raperem muszę udawać mięśnie nabrzmiałe pod skórą i kośćmi dziecko rozedrgane śpiewa jak ptak rozwalone gniazdo
-
ostatnio myślę wobec siebie raczej przed sobą kładę myśli jak zdechłe myszy na pokaz, pod publikę chcę żebym patrzył się jak głupi do sera uśmiechał wynalazłem koło ciebie strumień myśli się rozmyślam o różnych fikołkach by sobie zaimponować dodałem się do znajomych chwilę po północy jakby od niechcenia lecz prośba została odrzucona
-
TEKST: świat jakby płonął sam z siebie do ciebie idę wrzask nie odpowiada na "nie wiem" pijany rytmem wszystko już się wydarzyło w niebie ty i lucyfer oboje spadacie jak eden w podziemie w niewidzialność wkładasz dłonie świat wyrusza w twój środek lekko już zsiadły wiersz w ciele, albo cieniu wież, wiesz świecisz jak ładny sonet ale nie mogę robię nowy projekt kosmos mi spada na głowę sam powiedz kto tu kogo robi w boję się, że niedługo coś tam się stanie piszę płytę kochanie podziemie stosowane świat jakby płonął sam z siebie do ciebie idę wrzask nie odpowiada na "nie wiem" pijany rytmem wszystko już się wydarzyło w niebie ty i lucyfer oboje spadacie jak eden w podziemie maszynka do mielenia czasu w bezużyteczność ten z góry, który robi to inaczej pijana wieczność spalam się jak bezsprzeczność świecę słońcem jak męskość otwieram ramiona składając się w lekkość do ciebie mi tęskno do ciebie mi tęskno świat jakby płonął sam z siebie do ciebie idę wrzask nie odpowiada na "nie wiem" pijany rytmem wszystko już się wydarzyło w niebie ty i lucyfer oboje spadacie jak eden w podziemie
-
proszę państwa, zapraszam do posłuchania kryminału
-
@wciornosci dzięki najserdeczniej za opinię! Ciebie też dobrze czytać 🙃