Ukryta pod maską odwaga, nadmiernie okazana brawura,
Umysł rześki i trzeźwy, dusza jednak niczym truchło,
Pusta, martwa, bezdźwięczna i szara.
Idąc przez morze krwi, biegnąc przez kolumny ciał,
Leżąc wśród poległych i rannych, drążącymi dłońmi
Chwytasz za broń.
I jakby licząc na zbawienie, wychylasz się, płacząc.
Posyłasz morze łez
Srebrnych i błyszczących, za niego, za nią, za nich.
W końcu sam padasz
Zostałeś już przekreślony przez los.
I jedynie odbijające się w szkiełku oka promienie słońca,
Niosą szansę na jasną przyszłość.