Ch**owe gofry na ch**owym dworcu w równie ch**owym mieście.
Coś tam było o wojnie, coś o niedoli, ze zgryzoty dławi się we śnie.
Wielki kraj, kraj dla krajanów, kraj jawi się w brudzie.
Brudzie na ścianach i na chodnikach, brudzie w ludzkiej ułudzie.
Wciąż im w sercach się żarzy sprzed stuleci żywy ogień,
z czasów dumy, nadziei i wiary w każdy nowy dzień.
I cóż, że niby już wstaje, że z kolan podnosi się ociężale.
Jeszcze go kopnę, jeszcze wyrzucę mu wszystkie swe żale.
Za ten wstyd, który spala mnie na każdym kolejnym kroku,
I za sentyment, który ogarnia wśród bratnich serc tłoku.