niech będą światła i szlaki sławione
póki zegar potrzeb namiętnie nam tyka
w imię zjawy, natchnienia i wojny o wolę
niech stanie się ludzik azylem promyka
nie pamiętam kiedy szczerze mówiłem
o wichrze, o szczycie, o początku burzy
drżą we mnie słowa błagając o ślinę
gdy wyrywam z siebie rozterki podróży
spaliłem mapę, przeszkody oplułem
niszczyłem znaki, by mnie nie znaleźli
źle im życzyłem, wlokąc się pod górę
i uwielbiałem stąpać po krawędzi
krzyczałem co sił, by ujrzeć lawiny
zrywałem łańcuchy, by nie móc powrócić
gdy przeknąłem świat to nie czułem winy
a temu co upadł zabierałem buty
co więcej? nie wiem, bo pamięć zawodna
mój spowiedniku na szczycie poświęceń
wypowiedz zaklęcie, a zajrzę do środka
tak blisko sklepienia już nigdy nie będę
powiedz mi szeptem o błędach na dole
przekaż mi wiązkę, co słońca dotyka
w imię zjawy, natchnienia i wojny o wolę
niech stanie się ludzik azylem promyka