Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

JaKuba

Użytkownicy
  • Postów

    200
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    4

Treść opublikowana przez JaKuba

  1. cześć czego chcesz? dlaczego jeszcze się nie udało? na co czekasz? zrobisz to? kiedy? czemu tak długo? jakie masz wymówki? serio? tylko to? już rozumiesz? nie ma za co cześć
  2. Szkoła po raz kolejny uczę się być odkrywam kształty emocji staram się przemijać po cichu więc wybacz wyznania naiwne nie znam słów piękniejszych niż milczenie kochanków na sekundę przed pocałunkiem nie znam uczuć piękniejszych niż nocna projekcja tęsknoty nim przyjdzie najnowszy wschód i samotność marszu z żalu uschnie srebrne krople na naszyjniku czasu rozpadną się przepaści zdarzeń a ja w spojrzeniu Twym rozmyje się bo nie znam myśli piękniejszych niż te z których rodzi się miłość spłoszonych obietnic na wargach o duszach w lustrzanych odbiciach co magicznie skrywają prawdę przed oczami pełnymi obaw przed sercami otwartymi na przestrzał bo pora by zgubić kluczyk przychodzi wraz pierwszą jesienią z pierwszym dzwonkiem na lekcję byśmy znowu uczyli się być
  3. Śpiesz się śpieszmy się bo czas już nagli szczęścia smak ucieka przez palce przykuci do szklanych ekranów gubimy sekundoszanse w wyciu kolejnych wieczorów szukamy rytmu oddechów śniąc serial o ciszy i szoku i o naiwności swych przeczuć w krainie wiecznego bezkresu wśród danych i sztucznych tajemnic łapiemy promienie swych aur panicznie trzymając swe więzy ile miesięcy trwa wiosna? ile ziaren zakwitnie w ogrodzie? ile kwiatów zerwę dla Ciebie? ilu z nich nie zdołam Ci donieść?
  4. bądź mi choć obietnicą taką na mały paluszek kroplą z źródła nadziei co koi pragnienie łapczywe wśród ulic szklanych próżności wiedźmy rechoczą zuchwale bądź mi melodią zawahań gdy w ręku zgnieciony bilet listy których nie wyślę spłoną na dnie szuflady bądź mi jedyną wyrocznią która zrozumie ich wstyd rozdroża wciąż mnie wołają a rany szczypią jak kiedyś wskazówki stawiają swe sidła proszę wydostań mnie z nich wskrześ mnie i połam granicę fantazje zabierz na krawędź połóż swe imię w kopercie nim głos Twój w sobie zagłuszę wśród stosów poezji o niczym znajdź me ciche wołanie i bądź mi choć obietnicą taką na mały paluszek
  5. zabiorę promyczek słońca z naszych pierwszych przebudzeń krajobrazów po wstrząsach pełnych nieznanych modlitw dorzucę garstkę zazdrości tej koniecznej wśród złudzeń i projekcji bezsennych o tym jak płoną w nas mosty wezmę Twój szept radosny pierwsze miłości wyznanie i szum uczuć magicznych potem spuszczony wzrok wrzucę zapach Twej skóry który rozbudzał zmysły pośród melodii wiosny i prastarych trosk dorzucę wspomnienia te najbardziej ulotne jak trzepot motylich skrzydeł co wprawił wrzeciona w ruch zamknę w kapsule czasu dla pamięci zawodnej zakopię pod ławką w naszym parku snów
  6. umieranie jest sztuczką magiczną tylko pstryk i znikasz publika przerażona oczy przeciera gdzie się podział? zachorował na niewidzialność? a może on tylko wbiegł w miraż szalony uciekł przed problemami do świata wiecznej przygody i marzeń, których nie trzeba spełniać bez oczekiwań i ludzi, którzy chcą zrzucić na Ciebie ciężar bez terminów i spotkań, które czekają na wieczność bez udawanej powagi która jest tylko maską dla uczuć i dzięki, której możesz skryć się za słowem mądrym za nośnym cytatem spacerując z ciszą po myślach chować wstyd za literami
  7. każą mi żyć jakby śmierć już czekała za ścianą na ostatnią pełnię księżyca by zadać cios ostateczny a ja marnuje siły na strach lecz nie boję się umrzeć tylko tego że nie wykorzystałem szansy by wdech pełną piersią brać kobiet kosztować jak wina poezją rzucać w ich twarze zdziwione śmiać się z ich bogów malutkich do gwiazd iść po drabinie snów i spadać z niej na Twój rozkaz i czuć więcej niż wstyd bo tęsknię do Ciebie w klatce zamknięty na kłódce czas odcisnął swe szramy a w myślach wszystkie te sprawy wymierne i niewymierne i kartka z podróży do wnętrza kilka wspomnień dziwacznych niosących więcej niż bojaźń
  8. Szpony w myślach o ptasich kształtach niewierna tli się nadzieja przypala dłonie kochanków od zawsze kochali ból światło ucieka z wnętrza klatka po klatce wyparta całe albumy zaniedbań w zmysły wcierany brud na powiekach trwa walka pyły spacerów po dnie lokum płacze szkarłatem kiedy przekraczasz mój próg w ustach twych przepowiednia że nie można inaczej prawda bywa bezwzględna wobec niewinnych snów powiedz czy mnie pamiętasz czy wspominasz me oczy które nie wierząc w boga w Tobie widziały cud powiedz ile dziś znaczy marsz po życia zakrętach gdy wciąż gubimy mapy i uciekamy od ról dziś znów pójdę do pracy z światem bić się po zębach szefom wyrabiać normy szmalem hamować głód by powrócić wieczorem i się modlić do piękna w szponach suki rutyny i ślubowań po grób
  9. Pokochaj swe ciernie naucz się mówić o drodze i gubić w słowach i czynach daj mi nakarmić Cię żalem zachłannie, bez wiary w finał chłód mój otula bez wzruszeń wewnątrz płoniemy na stosach świt ludzi bez imion, twarzy rozświetla blizny na dłoniach nie możesz nigdy się zmieniać na przekór zegarom łakomym bo łąka jest piękna jak kiedyś cień myśli użyźnia jej plony rańmy się z wzajemnością bo krew smakuje wytrawnie i spijana z kącików ust pozwala przeżyć bez pragnień defetyzm podano do stołu zwątpienie będzie na drugie najpierw pokochaj swe ciernie potem zakochuj się w Kubie
  10. Chłopiec chciałbym jeszcze raz pobiec przez łąkę trzymając latawiec w ręku zakochać się bez pamięci wyryć inicjały na ławce uwierzyć w sens przemijania przed tablicą emocji odebrać ostatnią z lekcji powoli milkną już krzyki boisko zostaje puste w domu smród papierosów i nie podjęte decyzje wśród fabuł bez puenty wplecionych w pasma zakłóceń przychodzi smutny czas gdy chłopiec zmienia się w mężczyznę
  11. Starzeją się tylko ciała pokłóć się dzisiaj z kostuchą o kolejny jesienny dzień pełen tych samych błędów pełen głupotek i potknięć i tęsknot skrytych pod sercem myśli tych samych co dawniej z kruchych obietnic zlepionych bo starzeją się tylko ciała wewnątrz wciąż trwa karnawał piosnka z szkolnych uniesień rozchyla myśli i duszę mówi by tańczyć wśród ognia śmiać się szeroko do zmarszczek się nie obrażać na miłość i nawet na łożu śmierci kochać życie nad życie
  12. wyrzuciłem Cię wczoraj za drzwi wygnałem jak tyran zdeptałem klisze intymne wspomnienia liczone w promilach drżały emocje i wargi na milisekundę przed płaczem pustkę rozlaną w karafki wylałem do ścieku wypaczeń butelki pełne rozpusty rozbiłem o sześcian bez klucza ostrym fragmentem bez wahań rozciąłem zastygłe uczucia kapały kropla po kropli w kieliszek niepewnej pokuty zaraz nawilżę w nich usta z nadzieją że nigdy nie wrócisz
  13. a ja najbardziej tu kocham me nocne mydlenie semantyk wśród baniek niewinnie tęczowych gdy obłe są myśli i kształty przecieram sny i świadomość poranek jak zawsze uparty prysznic, smog i perfumy zabiorą Twe usta i Bałtyk wieczorem wrócę by tańczyć na plaży co strach w nas oddala scenariusz ułożę przepiękny nim zgasi światło snów malarz rano Cię spotkam przy wejściu do krain cyferek na zaraz i spuszczę wzrok zawstydzony gdy spytasz czy idę zajarać
  14. upada głaz za dużo uczuć muzyka jest cicha jak nigdy na świat patrzysz ukradkiem bezdusznie wydajesz osądy mechanizm czasu zamęcza zakazuje latać w głąb człowieka zrzuca kolejne głazy tyle wyroków wydanych sprawiedliwość opluta żółcią wydrapie im oczy prędzej czy później zabije kreacje kosmosu uderz się w pierś nim wydasz ostatni grosz na modlitwę w ciszy do boga, którego sobie wymyśliłeś
  15. zatrzymać Cię muszę złapać w pułapkę myśli nim świt mi Ciebie zabierze z pierwszym e-mailem i hasłem na przeciwnych biegunach łączy nas dziwny magnetyzm choć usta tak mało mówią o tym że nic nie jest na zawsze filmy pod powiekami dzisiaj odwiedzą festiwal pan nikt zasiądzie w jury iwybierze co dla niego najgorsze jak kartograf nakreśli granice na mapie ciała i uczuć zapnie koszulę i pójdzie zamieniać oddechy w pieniądze
  16. wczoraj spotkałem Boga w pijalni stresu i strachu mówił, że stracił robotę podobno przez cięcie etatów i jeszcze rzuciła go żona bo co dnia wracał nachlany zabrała dzieci i klucze do królestw kartonu i piany stawiałem kolejki zmrożone słuchałem jak mówił o dzieciach o naszych przysięgach w pacierzach tych samych w kolejnych stuleciach potem piliśmy na szklanki za wolną wolę i wybór za szabat w każdą niedzielę za ideały na krzyżu mówił że serce ma chore lecz czasem musi się nachlać i teraz na jego rachunek śmialiśmy się z tego - "Bóg zapłać" pamiętam jak leżał na stole obok tańczyły diablice a barman z kieszeni wykradał jałmużny i tajemnice wziąłem więc go pod ramię zawlokłem po schodach do domu chleb powszedni i kawa stawiały go rano do pionu zbiliśmy piątkę i wyszedł na koniec mi rzucił za progiem "ty też jesteś Bogiem tylko wyobraź to sobie (sobie)"
  17. czas nie leczy ran kładzie na nie powłoki przez nurt krzyków i zdarzeń zalewane po stokroć lecz rany dalej tam są czas nie leczy ran zakrywa co w nas zepsute naprawia dusze i oczy które za mało widziały lecz rany dalej tam są czas nie leczy ran czas dla czasu jest lekiem ci co chorują na czas z czasem przeminą jak czas
  18. spaliłem całą paczkę choć lekarz zabronił stanowczo opróżniłem butelkę a jedna to zawsze za mało wspomniałem wzroku przecięcie jak serce uciekło z klatki gdy patrzyliśmy w głąb siebie nie znając imion i nazwisk nie znając numerów i kont czekałem na ławce stęskniony nie powiedziałem Ci gdzie i o której naiwnie wierzyłem jak dzieciak że miłość sama Ci powie bo miłość jest większa niż słowa większa niż pociąg i bilet większa niż praca i plany miłość nas sama znajduje nie prosi o randki i tańce miłość sama w nas tańczy jak wiatr w parkowych alejach nadal tu czekam na Ciebie choć liście opadły już z drzew kwiaty zwiędły w mych dłoniach włos posiwiał na zawsze wciąż wierzę jak dzieciak że miłość sama Ci powie bo miłość jest większa niż słowa większa niż pociąg i bilet większa niż praca i plany miłość nas sama znajduje
  19. nie znajdę ust jak Twoje choćbym smakować miał kobiet tysiące w szeregach sto razy zakochiwać się i sto razy przepraszać za nieobecność i wycofanie nie znajdę oczu jak Twoje choćbym stawał się lustrem dla ich potrzeb i twarzy wśród monotonnych poranków kubków niedopitej kawy i pędu za karierą z tektury nie znajdę dłoni jak Twoje choćbym sto z nich zabrał przed ołtarze ze złota i kłamstwa i przysiągł przed każdym z Bogów wierność i uczciwość przeklętą bo zawsze jest jakieś ale przeklęty punkt odniesienia którego nigdy nie było i to cały paradoks
  20. na cementowych powiekach co dnia wyświetlasz nasz koniec zobacz przez kraty w siatkówce co dla nas wymyślił inżynier serca w stalowych kopułach biją na szczytach wieżowców w nich sny siedzące przy biurkach próbują pokochać rutynę budowle z krwi i betonu modernizm wszywany pod skórę blizny się jątrzą i śmierdzą tysięczną z prób architekta umysły w szklanych sześcianach korpusy ciał z aluminium trzymają chwiejny fundament wśród fabryk smutku i szczęścia konstruktor zapewnia przytułki pragnieniom wygnanym przez urząd neony wzywają na targi promocją na wady i żale siedzimy na skraju urwiska trzymamy się mocno za myśli wcierając w szyję, nadgarstki perfumy publicznych toalet
  21. Lot myśli spowite przez mgły pragnienie lotu się kłębi w sercu z tytanu i lukru choć nogi do ziemi przykute każdy przyruch powietrza i każde pióro jak kluczyk otwiera drzwi do przestworzy do świata niesfornych karuzel dziś staną się mym wybrzeżem krawędzią początków i końców zbitych luster fragmenty bo zaraz im zniknę z radarów zawyją syreny i dusze trąbka przywoła nostalgię wicher zanuci melodię gdy wejdę w krainę koszmarów zbłąkany wspomnę doczesność między mym za i Twym przeciw posklejany z marzeń i głupot uchwycę żal pełną piersią pod powieką nakreślę powrót pójdę nad krawędź istnienia i spojrzę w oczy ciemności by runąć znów w swe jestestwo i wrócić w krzyku do bieli czasem zabazgrać obrazy powtórzyć w pętli scenariusz ułożyć ósemkę do snu w labiryntach emocji i uczuć zostawić ślady na ścianach by były mi drogowskazem gdy znowu pokocham swój ból
  22. na starej, skrzypiącej huśtawce na ciszy samiutkim końcu wśród krzyków i braw kalendarzy kołysze się jedno i drugie jak skrzydła ze sobą splecione na niebieskim placu zabawy piruety kręcąc szalone emocje rzucają do trumien choć różne jak woda i ogień lustrzane refleksy nie kłamią gdy jedno zaczyna kwitnąć to drugie czuwa w milczeniu nie mogą istnieć bez siebie niepokonane czasem, przestrzenią jak brzegi dalekich mórz co w jedno wpływają zdarzenie wsłuchaj się w szum fal zakochaj się w opowieściach mew zobacz jak jedno i drugie patrzą w siebie namiętnie jak mignięcia równoległych światów misternie upchane w tu i teraz bo wszystko już się stało a zarazem wszystko się stanie i wszystko stanie się niczym a nic stanie wszystkim
  23. już nie wiem jak masz na drugie za dużo czytałem fake newsów sumienie swoje zawiodłem myślą, wolą, uczynkiem w księgach szukałem światła po cichu, w mroku, bez lampki anioły się wiły w pościelach a diabły mieszkały za winklem za każdym razem gdy słyszę że ktoś ujrzał Cię ukradkiem pośród płomiennych przemówień na złotych ołtarzach próżności a potem usłyszał Twój głos w chórze rakiet i strzałów to w duszy czuje się głupcem co pragnął mieć wątpliwości w imię syna i ducha bo imię ojca nieznane naucz widzieć i słuchać swe ziarna na pustyni planet
  24. Wyrok doprowadzili mnie rankiem wyrwali drzwi do spokoju przed obliczem sędziny stałem w łańcuchu zaprzeczeń na dłoniach wisiały kajdany napinał pierś oskarżyciel znana mi ława przysięgłych pod nosem wieszczyła mój kretes wezwano pierwszego świadka zeznania znałem na pamięć dowody wskazały mą winę młotek uderzył z impetem prowadzili mnie w ciszy przez ciemne tunele wierności w stukocie kluczy strażników dudniła mi treść ich orzeczeń za zakrętem wśród mroku gdzie miesza się czas oraz przestrzeń wskazano drzwi i mój numer a kraty znaczyły mą metę dni zlewały się w wieczność ściany straszyły wilgocią wywar z szczeniackich błędów dawano mi co dnia na deser dziś w nocy zbudziły mnie głosy pod drzwiami szmery znajome piskliwy odgłos zasuwy wybrzmiewał w paśmie uniesień umarły we mnie tęsknoty gdy weszłaś ubrana na czarno odsiedzieć ze mną ten wyrok za miłość spisaną w notesie
  25. Mruczenie najbardziej kocham Cię w leniwe poranki gdy rozczochrana nocą kradniesz „jeszcze minutkę” i w objęciach pościeli przemierzasz sny pluszowe a potem mruczymy jak koty kubku co niecierpliwisz się brakiem kawy wytrzymaj jeszcze momencik a tobie budziku obowiązków nakazujemy milczeć czwarty raz
×
×
  • Dodaj nową pozycję...