Dziurą wyzionąłem ducha, który utknął pod sufitem
Jak para z czajnika tkwi tam miesiącami, nad głową zalegając chmurą
Drepczę po domu powoli, we mgle widząc tylko wspomnienia
Ich rozmytych kształtów nie chciałbym dostrzegać
Moją dziurą zionie duch, czerni sufit jak w wędzarni, osobowość unosząc z dymem
I piekę się w ciemności, pustka pochłania już płuca, duszę się
Przestaję chodzić, kuląc się w posłaniu jak starzec
Zamieniając parowe mary na blask ekranów i orgazm sztucznej powierzchowności
Leżąc trzymam Cię w dłoni, Twą znudzoną twarz
Szczerością wypełniaj siebie, nie wpadnij w pustkę kłamstwa
Spalając się, nie mogę się ruszyć
Język przygniótł mi ciężar
Jak nóż przetnie me życie, odcinając od bólu
Kołdry wstydu