Pomiędzy złotą, słoneczną jesienią,
a mroźną zimą parskającą śniegiem,
są szare dni, które wciąż maleją
i mgły sunące pod bezkresnym niebem.
Wokół krajobraz złowrogi, ponury,
nagich gałęzi tajemnicze wzory,
w ogromną przepaść wpadam czarnej dziury,
wołam ratunku, świat stracił kolory!
Już czuję zgubę, mam ją tuż na dłoni,
nim sypnie bielą, nie doczekam świtu,
muzyka wiatru tak, jak w filharmonii
smętnie zawodzi bemolami zgrzytów.
Ptaki umilkły, albo odleciały
i tylko słychać złorzeczące licho,
drzewa chcą przetrwać korzeniami wiary,
pożyczę od nich, nim usnę. Tak cicho.
15.11.2018r.