Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

wasyl_łomaczenko

Użytkownicy
  • Postów

    104
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez wasyl_łomaczenko

  1. No tak. W ogóle nie przyszło mi do głowy, że bierzesz za coś odwet i dziękuję, że zechciałaś poświęcić temu wierszowi chwilę. Nie wiedziałem, i wciąż nie wiem, czy wrzucanie go miało sens, bo, jak słusznie zauważasz, jest hermetyczny. Ale byłem ciekaw czy, a jeśli tak, to jaką reakcję wzbudzi. Nie lubię niezrozumiałej poezji, nie potrafiłem się jednak powstrzymać. Thorgal urodził się w szczególnych okolicznościach, trzeba znać komiks. A Jana to moja dziewczyna. Więcej chyba nie będę mówił, bo przegadam a tak tekst żyje sobie swoim własnym życiem. Serdecznie, A.
  2. Janie oczy pękają od mleka z trzaskiem drą się powieki coś urodziło się w środku jak thorgal aegirsson w niespokojną noc (a może to tylko te powtarzające się warszawskie burze) połóż mi proszę na twarzy swoje dłonie rumiankowe
  3. Dziękuję za pochylenie się i ciekawą uwagę. Przyjrzę się interpunkcji. Za lajeczka też dziękuję. Serdecznie. Andrzej
  4. Ale by się chciało, żeby ten wiersz był rytmiczny!
  5. Proszę wybaczyć mocne słowa, ale dla mnie mało w tym wiersza. Z pozdrowieniami AW
  6. na placu zbawiciela gwar. ci co jedzą w charlotte rzucają okruchy biedocie z planu b a biedota z planu b unosi się honorem i karmi nimi gołębie. gołębie się nie unoszą. są tłuste i leniwe. tłuste i leniwe warszawskie gołębie musiały być snem powstańców. toczą się rozmowy. historie toczą się kołem. przez rondo jadą tramwaje. słowa są podniosłe, uniesione, unisono mówi się o puszczy, tatuażach i wizycie trumpa. te rozmowy nie zmieniają świata, bo są przesiąkniete alkoholem jak włosy janis joplin. rozmowy rzadko kiedy cokolwiek zmieniają, szczególnie jeśli człowiek ma neurotyczną naturę. tramwaje jeżdżą do północy, trochę krócej. przecinają plac i zgliszcza tęczy. gwar nie cichnie na długo potem. mężczyźni mają brody, z których za kilkanaście lat będą tłumaczyć się swoim dzieciom a kobiety palą tytoń mac baren o smaku wiśni lub wędzonej śliwki. czy ważą się tu losy świata mierzone w biliardach ton czy jedynie banalne losy jednostek, dziesiątki kilogramów, które wkrótce zmorzy sen? kiedy przychodzi lato to coś umiera. zatrzymuje się galopujące crescendo dni. ale na razie są one długie a noce prawie petersburskie, szczególnie pośrodku miasta. kawałek dalej przemykają jeże. czy zbawiciel będzie dla nich łaskawy i pozwoli im w spokoju przeżyć do jutra? niezwykłe rodzi się z przyzwolenia na zwyczajność a poezja z prozy. lubię powtarzać to sobie, bo w ten sposób nabieram pokory. jeż zatrzymał się kiedy przystanąłem, żeby na niego popatrzeć. gwar trwa. brzęk zbitego szkła i śmiech, który leci do nieba jak szamańskie wołanie. do szaleństwa znudzone mojry układają palce w nożyce, kamień i papier.
  7. Hej, dzięki za miłe słowa. Zgadzam się z Tobą, że tytuł nie jest najbardziej fortunny, pogmeram jeszcze przy nim. Serdeczności*
  8. Przepraszam, niechcący wkleiła mi się cała Twoja wypowiedź a chciałem odnieść się tylko do dwóch punktów. Wulgaryzmy. To jest sól języka i uwielbiam ich używać, tak jak uwielbiam jedząc gryźć. Ale chcę mieć na to swoje wewnętrzne przyzwolenie i używam ich wtedy, kiedy pasują mi do konwencji. Tutaj wybitnie tak. Kiedy piszesz o zdaniu Admina to aż jeży mi się włos na głowie. Cenzura w 2017? Rozumiem, że można wiersz skrytykować a nawet go zjechać, ale usuwania nie mogę i nie zechcę akceptować. Drzewa. Trudno mi się tutaj wdawać w dyskusję. Bo przecież nie o dane geograficzne chodzi a o sytuację polityczną i wiadomo, że ta strofa jest przesadą z określoną intencją. Dziekuję za pochylenie się i czekam niecierpliwie na sugestie dotyczące rytmu. Z pozdrowieniami, Andrzej
  9. list do dominika na wyjątkową okoliczność, bo mimo że mieszkamy w tym samym mieście, to jakoś nie możemy się spotkać. czas zapierdala niczym jesse owens. wczoraj było skisłe, neurotyczne lato i jaraliśmy blanta nad bieszczadzkim siołem, dzisiaj mi onajmiasz, że zostajesz tatą. jak nie być tu podniosłym? stary, ty mi powiedz. w moim sercu teraz mickiewiczowski nastrój. wiersz sam mi się układa w trzynastozgłoskowiec, ja go znowu upycham w jedenastu. pytasz co u mnie, ano piszę sobie. skarżę się rząd, narzekam na zdrowie, ćwiartuję miłość i przerzucam lobem słowa nad murem, co mi wyrósł w głowie. miewam sny, są jak obozy zagłady, rano mój oddech przypomina popiół. w dzień po nich zawsze z sobą się układam i powtarzam sobie: kopiuj, wklej i spokój. wiosna podchodzi do polski sceptycznie. trudno się dziwić, kto by nie podchodził. tu drzewa są smutne, płoche i nieliczne, zostawione na heroinowym głodzie. może słyszałeś, głośno o tym w mediach, że zmieniają nasze barwy narodowe, na białe i czarne, to dobra komedia - grają w niej szuje i inni posłowie. czytam ostatnio trochę grochowiaka, chciałbym tak jak on, ale on pił wódkę. ja piję fritz kolę, różnica jest taka, jak, mówiąc brzydko, między fiutem a fiutkiem. pójdziemy jeszcze nad wisłę na dramy? znów jak rok temu będziesz królem życia. a ja stańczykiem, nawet chajsy mamy, do tego blizny – w części bez pokrycia. hej, mam nadzieję, że odnajdziesz spokój w tym nowym miejscu i odprężysz oczy patrzące w przyszłość, a ja będę z boku układał wam wersy, ze średniówką w nocy. miałem dziewczynę, straciłem dziewczynę. wczoraj na mieście pożarłem się z mientem. pytasz co u mnie, odpowiem ci rymem, dolce far niente i sny pierdolnięte. maj-czerwiec 2017
  10. czterech chłopów idzie w pole słońce szarpie skórę im. z boku gapią się topole a zza wzgórza płynie dym. chrzęszczą gnaty strzyka ślina, chłop pracuje w transie jest. obiad: grzyby, chleb, słonina, wódka, wódki kubki też. ziemia pęka gdy ją chłopi tłuką tak jak swoje psy i zaczyna mówić, ropieć: słowo, ropa, chichot zły. pod wieczorem, trupim czasem nie odwracać się nie grzech. słońce chowa głowę w piasek, z pola wraca chłopów trzech.
  11. mężczyzna płacze do środka bajkał łez palcami ugniata brzegi jeziora krztusi się to musi być piękne tonąć w bajkale
×
×
  • Dodaj nową pozycję...