Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'tęsknik' .
-
ość opuszczenia dławi coraz mocniej zbieram drobinki wspólnych przestrzeni pod bibułkowym parasolem dzisiejszego dnia rozcieńczyłam krew zupełnie nieprzytomna marzę do końca zaciskając udami rąbek pościeli ponad mgłą rzeczywistości uprawiam nadmiłość nie wyróżnicuję w odmianach świadomej siebie wpojona bez pamięci tęsknię
-
nie ma dobrego czasu miłość przesuwa w podziemia moją przestrzeń chciałam cię zatopić powracasz bólem głowy opuchlizną powiek przedarłam krew tlenem zabrzęczało scentrowane koło cierpienie zwietrzyło najsmutniejsze nie z każdym oddechem wychodzisz głębiej narzecze ciał bez słów
-
latami przywykłam w cierpieniu nie mam nic przyjmij mnie do ciała zgaśnie burza wykrzywiająca stawy zostanę tu mumia torfowa* bez grobowego daru w zimnym kwaśnym trzęsawisku byle bliżej ciebie weź ciepło poczekam trudno sprzeciwić duchy starej wiary w szeroko otwartych oczach docierasz do końca mnie * w epoce żelaza, ludzka ofiara, która pozostawała w świecie materialnym.
-
jesteś na dnie umysłu drobiazg powraca pohukują już sowy zasypiam mokra z myślą o tobie
-
kochałam ale pogrążył mnie w nocy bez snu białe piwo wino biały rum człowiek od zawsze stawia kręgi gorący orgazm przeplata zimny to nie wystarczy zaciąga mrok siadam na nim i myślę o tobie pieprzysz mocniej jesteś naprawdę obecny wewnętrzny płomień podniecenia lubię cię w ustach on jest taki mono dryfująca w samotności dusza to łatwy cel teraz już uwielbiam ten ból całe życie mam żal że go nie mam idę na dno może cię okłamię ale pocałuję głęboko i szczerze bo lubię z tobą spędzać czas
-
przy ludziach błagam o śmierć ich jaźń wykrawa z mojej co chce nie ma granic cierpienia bezsilna rozwłóczone po polu kości wiecznie ogryzane przegrałam życie rzadko tu bywam częściej późną porą na północy w krótkim dniu bez słońca samotnica zostałeś na mojej skórze nad ranem budzi mnie pocałunek czuję kształt dotyk ust jedynie tak cię mam
-
elektryczna burza umysłu odmieniła czas trzeźwa niezwyczajnie drętwa zapalam oczy o późne popołudnie samotnej jesieni nabierając ze światła srebrzystego złota próbuję niepamięci czarny wyświetlacz ożywia ducha wieczornych embrionów bardzo daleko
-
tylko tobą wywołuję rzeczywistość snu skupiona wola i spokojny oddech przy odrzwiach zostawione miecze tkanek moja posada to zaostrzony pal bicz czasu oczy oprawia w strach paracetamol nie prostuje twarzy na poziomie słów w porządku jak u wszystkich nieuleczalna kawa cena życia nigdy nie była uczciwa z niechcianych miejsc stawiam stopy na Ziemi sprzed milionów lat blaski rozrszerzonych źrenic i wilgotnej skóry wybudzam się promienna maleńkim piersiom ciążą sutki znów dotykałeś je w myślach śniąc mnie całą noc reszta bez ciebie nic
-
cała noc życia w skorupie to przez uwsteczniony ząb jajowy między czymś podobnym do wodorostów obok domków chruścików i mchu z mokrego kamienia pozwalam sobie na strach śledzę odbijanie promieni maleńkie tęcze rozproszenia wszystko płynie przez oddalenia tracę dotykalność miejsc z tobą wspólnych karmi się larwa alkoholicznego snu ozdobiłam paznokcie pasują do smutku nie sięgam już ciepłem do ciebie nawet jezioro z czasem wysycha
-
ciernista przez twoje międzyznaki popękane błonki skrzydeł senne ruchy roślin zawsze jesteś taki twardy w dłoniach ustach wszechpełnia pragnę szczerze całego ciebie ranisz dotykasz umieram na własnych oczach
-
po okna skroniowe mam niemocy bycia sobą nie tylko matką sześćset milionów ewolucji układu nerwowego w większości ślepego zmagania przy tym co rodzone pomiędzy jeziorami bagniste przesmyki paradoks możliwych wyborów częściej bezradność piszę to z Macondo pod warstwą myśli zachowałam jakieś bierwiona szczątki domu rozrzucone belki w grubych pokładach mierzwy zbłąkane ziarenka puste pestki moje odbicie wmawiam sobie nie byłeś
-
nic nigdy nie będzie dobrze to zwykłe chujowe dziś odwieczne nieprawdy jak mielenie pędów ostu wracam spalona bo ślad tamtej iskry wytrąca ciężar kochania nadzy w niebo wspólnego oddechu ubrani żywa mapa rozkoszy wmawiam sny nienawidząc ze wszystkich stron
-
pośledniejsza Odynia córka bez wilka nawet urodziłam się w ascendencie cierpienia pod zgubnym wpływem złej gwiazdy brodzę we wrażliwościach codziennie rozdziera duszę wytarła się kość w męskich prąciach w przepaść dziejów spadła i odwagi nie staje oocyt pożarł żebro głaszcze synów roztrzaskani o niebo Wega Altair kłamiesz przez ciebie jestem otwartą pętlą pragnienia ona bliżej ,,Duszą i ciałem, kiedyś kochałem Dziś bez tego umieram..."
-
lecący kamień zmienił się w gwiazdę ozdabiam włosy to perłowa spinka nie odpowiem w międzyczasie przeglądam się to nowa wrażliwość twój gorący duch zagrodził drogę nierozmrożana a jednak przypalona uwiodłam się i tak już zmarowałam życie przez znoje delfickich przepowiedni głupotę zastępowałeś wśród zimowych ciemnych nocy wszystko
-
nie mam godziny bez myśli o tobie uwięź pierwotna na mocach nie zbywa wszystkie one mnie używają chociaż uciekam nie rzucając cienia każdy dzień to półka z krzywdą w twarzy nie leśny ogień w letnią noc ze mnie czerpiesz z nią udajesz rodzinę powidła spojrzeń kuszona ciepłem pocałunków uwielbiam twój dotyk nocą dłonie na moich kostkach bezbrzeżnej rozkoszy rumieniec
-
odrobina ciebie czyni cuda śmierć ciąży obolem w kieszeni ledwo odsuwam zaklęcie przewoźnika popiół w piasku to ludzki znak próbuję być żywa aby utrzymać zmysły po tobie nie jem nie śpię byłam niebem czarnym groźnie gwiaździstym płonącym czerwienią różowiejącą
-
lepkie spojenia między zmierzchem a bladym różem dnienia ciągłe bliże wybacz oparzyła mnie ta kropla ciebie zmienia krzywiznę jej miednicy byłyśmy jak siostry kanianka nosi syna jestem niedosytem wilczym mleczem drzazgą nie potrafię zapomnieć tego ciepłego zapachu trzyma głęboko mocno zawsze nigdy mątwa wchłania niebo nie bądź zakocham cię
-
gwint-usta jak pocałunki po przemglone łazy i kaczeńce słoneczne zagóry piszę do ciebie z pierwszego snu czasem ścigana dennicą o trzeciej w nocy chyba nie wiem co się dzieje znowu środa to już połowa soboty i wiatrem zimnym brzemienny kalendarz piec między targiem dziennym i nocnym a ja płaczę twoje wiersze bo krwią wypełniają ciała jamiste przypominając na sznurach czystych sumień nie mam miejsca gdyby testosteron nie był zwietrzałym estrogenem może dałby nam cień szansy
-
dwie ciągłe pula manewrów zamknięta podrzeczywistość łanie spokojnemu pasterzowi nie odrzucą cieląt na tym odludnym pustkowiu przymierzam się na nowo ciężar miłości płoszy mnie i zrywa oblizuję usta jak wtedy dłuży się lato bez nocy śnię za tobą wsuń choć palec resztę zrobię sama
-
żeby tylko cię wyśnić błądząc pograniczem roztkliwionych zmysłów pragnąć nie wynurzać się łatwy koniec przyśpieszone dni wietrzne godziny białe paprocie ale tęsknota zapada się w twarz coś mi wlazło w lokalizacji odruchów głębokich straszy nocówki wartościuje w dół pusty stan nie osiadam