Ukradkiem od niechcenia przysiadł przy stole szary człowiek,
istota nie pozorna, wszystkim znana, dość skromna, lubiana czy nie ?
Niby widoczna lecz cierpi.
Wszak szarego człowieka codzienność dotyka,
a patrząc na owego człeka świat oczy zamyka.
Nie chcąc wcale patrzeć na jego żale wiedzieć o nich czy ich czuć,
toć to zwykły chuć.
Dla życia ważna tylko rodzina, czas w gronie bliskich co dobrze przemija,
portfel i materialna zdobycz wokoło tak by tylko życiu było wesoło.
Nie pomyśli życie co zrobić dla człeka i szybko gdy spotka, omija, nie zwleka.
Traktuje go jak powietrze a on cierpi choć nie chce,
Pomocy znikąd otrzymać nie może.
Dopomóż mu Boże.
Bo tak już na świecie bywa ktoś musi wygrać, a ktoś przegrywa,
a ci na szczycie z braku czasu i chęci,
zapominaj by mieć innych w pamięci.
Więc dzień w żalu i bólu przemija.
Nie ma chleba, znikła rodzina.
Szary człowiek zagryza swe wargi, ucieka od życia w ręce kochanki.
A ona złudną wszak jest ucieczką kusi kłamstwem,
a macha z trucizną chusteczką.
Człek wie, niegłupi lecz oko przymyka,
woli umierać powoli bo życia codzienność gorzej dotyka.