Szkarłatna twarz przepita,
w ustach mieli język,
kolejny raz mnie wita
rwąc następne kęsy.
Ze śliskim uśmieszkiem
puszcza kaprawe oczko.
Nakarmić chce lękiem,
zabawiając się spłonką.
Jest w środku mojej głowy,
głośno tłucze obcasami
rozebrana do połowy,
rozmija się z zasadami.
Szepcze słowa niewygodne,
aż powieki mi wywraca.
Podpowiada myśli chłodne,
osobowość mi zatraca.
Jestem już apatycznym
fantomem
jej podłej intrygi.
Oddycham ze smolistym
mozołem
w szponach strzygi.
10 paź 2018