Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'poranek' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o portalu
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 8 wyników

  1. Zegar mi stanął wpół do dziewiątej ani to koniec ani początek, ani to mądre, ani to głupie, zegar mi stanął, mam wszystko w dupie. To moment, w którym się nie starzeję, nadpsutą zupę jutro wyleję, kota nakarmię gdy przyjdzie pora, czuję się świetnie nie będę chora. Trwa niema chwila patrzę przed siebie, popijam kawę jest mi jak w niebie, zegar nie rusza i ja nie ruszę, nic mnie nie goni więc się nie zmuszę Zegar wskazówki daje mi ciągle, że jest wciąż wcześnie i wszędzie zdąrzę, więc siedzę twardo pod nosem nucę, czas mnie zasmucał już się nie smucę. Zegar mi stanął wpół do dziewiątej, kupię baterie około piątej, lecz kiedy piąta skąd mam to wiedzieć? Więc jak usiadłam tak będę siedzieć! * osoby wysoko wrażliwe, proszone są o nieczytanie ostatniego wersu zwrotki pierwszej ;)
  2. Przez dziurę w swetrze chłodny poranek Wdziera się, w warstwie zaraz przy skórze Szerzy wzburzenie, kiedy zachłannie Karmisz się dymem i parzysz lurę I parzysz ręce Strach się zagapić, ale nie sposób W taki poranek niby zwyczajny Od barwnej feerii oderwać wzroku Niechaj pulsuje, rozsadza ściany, Urzeka pięknem Rozmył się miraż wraz z przymrużeniem Widać dobitnie ostrość konturów Rzeczywistości, zaledwie tchnienie Ledwie mrugnięcie zastyga w ruchu Nic się nie dzieje
  3. Zobacz, będzie jeszcze dobrze, Powstaną na niebie zorze, Otuli cię słoneczny dzień, Zniknie cień...
  4. Budziki ranią sen śmiertelnie nabijają noc na wskazówki potem ty atomizujesz mój poranek Gruchot porcelany o posadzkę puszczają fugi drżenie kafli i niepewny grunt u progu stepują obowiązki Wybieganie na czas z zapaleniem nerwów chodniki puchną od arytmii obcasów w gorączce kroków Trzaśnięcia drzwiami sproszkowane szyby krwiaki framug krzyki, krzyki i wiecznie niedoleczone uszy
  5. popatrz na drzewa zamknięte w dłoniach z liśćmi jak krew już wyschniętymi, obok ptaki zamarły bez dziobów-to paznokcie, siedem gór, morza rzeki przy płucach-jedno jest sprawne, a wyżej gwiazdy i księżyc na barkach, giną wśród strupów chmur tak czarnych i gęstych jakby spaść miały i przykryć warczenie czy wycie? ja - jak pies skomlący, a spod kołdry ogonem macham ze strachu codziennie o świcie
  6. budzę się wstaję i przez okno patrzę w niebo kremowozłoto rozbrzaśnione gdzie siwymi chmurami cień nocy niebieski trzyma miejską stęchliznę niżej nieboskłonu (cisza w ścianach wibruje od tupotu szczurów i rurami się niesie elektryka dźwięków mdło świecącej półżywej żarówki klatkowej która blednie powoli pod zórz wschodnich wstęgą) dopijam wczorajszą ciemną herbatę w codziennym rytuale przesiąkłą stęchłym cieniem i machinalnie oddaję się całą umysł ręce do pracy tam gdzie błękit dnieje
  7. niknął rozbełtany księżyc na zachodzie gdy lepkie powietrze w purpurowym brzasku drgnieniem wstąpiło w pąki zefirantów wilgocią wieszcząc rychły zmartwień koniec z księżyca spadały kratery rodzynkowe w śródleśne igliwia jak w ciasto francuskie i wiedząc wtenczas że dłużej nie usnę w burzę powzięłam do jutrzenki drogę
  8. Oż, ty cholero!Mówię do życia z rana.A ono milczy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...