Nie pełzła, nie zakradała się —
uderzyła jak fala, jak pocałunek.
Noc spadła nagle.
A ty?
Stanąłeś przede mną,
rzucając cień jak wyzwanie.
Lekkie? Nie — nieodparte,
Ciepłe? Nie — palące!
Oplotły mój świat, gdy
ściany runęły a powietrze się rozsuwało -
twoje dłonie jak bluszcz.
A we mnie —
pękały tamy,
wylewały rzeki,
gubiłam się w tobie!
Wszystko się zmieniło:
Dotyk stał się iskrą,
spojrzenie pożarem,
cisza krzykiem.
Świat się łamał, a my —
staliśmy w jego środku,
kpiliśmy z Chaosu.
I co teraz?
Teraz tylko ty i ja.
Jesteśmy momentem.
Nie ma jutra.
Jest tylko płomień,
którego nie zdoła ugasić czas.
A wieczność?
Jak przyjdzie -
zostaniemy ogniem.