Jeden klawisz wbijam w przestrzeń,
struny pisane runami.
Wgniecione w fotele te ciała,
seans ciszy w rozpasz wzięty.
Saren zastęp biały.
Wiotkie łzy malutkich stwórców.
Wkomponuję w cisze spokój.
Bo wcześniej w niej go nie ma.
Jeden klawisz, wbity w śnieg.
Tylko dawne ma znaczenie.
Tyle planet, ile ludzi.
Jakaś moja, na uboczu.
Synowie w dymie skąpani,
córki pławiące się w białych.
Dwa klawisze, cisza piękna.
W końcu nuty się znalazły.
Przejaskrawa głębia w środkach.
Niech nie spłyca jej ten świat.