Unoszę się niczym
Papierowy samolocik
Nad zieloną świeżą trawą
gładzony jej koniuszkami.
Tonę pomiędzy źdźbłami
Dojrzałego zboża
By wynurzyć się znów
I dalej płynąć.
Niesiony wiatrem zachwytu
Zamiera całe życie
Gdy patrzę na ciebie
Lękliwie i nieśmiało.
To nie jest twarz,
To obraz malarza
Boskiego czasów dawnych
Minionych bezpowrotnie.
To nie są oczy,
To znajome dwa światła
Latarni na horyzoncie
Nocnego oceanu.
To nie są brwi,
To dwa kłosy złociste
Ugięte wieczornym
Sierpniowym zachodem.
To nie są usta,
To wrota niebiańskie
Rozkoszy aksamitnych
Doznań i ukojeń.
To nie są włosy,
To gładkich fal smuga
Sunąca po morzu
Lekko kołyszącym.
Co czuję gdy patrzę
Na twoją duszę
tak bardzo delikatną?
To nie miłość...
Kai, 2019 r.