Po magicznej nocy przy kawie o świcie
górnolotna miłość znów przegrywa z życiem
Uniesienia bledną, zmysły już nie płoną... Nie jestem z aniołem - egzystuję z żoną
Namiętne igraszki idą w zapomnienie
Ważniejsze rachunki, i ich opłacenie
Mogłabyś mi puścić spojrzenie zalotne
Ale ty mnie zbywasz, czar umyka, oknem
I znowu mi trujesz o twym życia trudzie
Że żyjemy biednie, pogrążeni w nudzie
Słucham i nachodzi mnie to przeświadczenie
Kiedy słońce wschodzi gaśnie zrozumienie.
Między demonami jest pewna odmienność
Baba dniami kąsa, wampir woli ciemność
A co do ciemności, gdy nadchodzi wieczór...
Przy blasku księżyca, znów jestem z kobietą.