jesteśmy na krawędzi snu
marzymy i czekamy siebie
śnimy się sobie znów i znów
i żadne z nas do końca nie wie
co jest wyśnieniem a co jawą
i jak go śni to drugie z nas
ani jak roi samo siebie
ile drugiemu daje gwiazd
jesteśmy na krawędzi snu
i po omacku się szukamy
raz bliscy raz dalecy znów
tęsknimy i stawiamy tamy
i tak pragniemy swego ciepła
że aż parzymy po sam szpik
tak chcemy słońca a nie piekła
że w ogień gnamy niby ćmy
chcesz żeby w moich oczach łzy
wyschły i smutek już nie wrócił
chcę żebyś nigdy nie był zły
żebyś się cieszył a nie smucił
ale czasami mnie odpychasz
zamiast kochania dajesz chłód
niekiedy za krawędzią znikasz
a zamiast ciebie śni się lód
i wtedy nie potrafię być
radosnym ciepłem światłem śpiewem
i nie wiem czy mnie nadal śnisz
czy ja cię śnię – nie jesteś pewien
a przecież nie istnieje droga
którą się sama mogę wlec
bez ciebie przyszłoby zwariować
z tobą oszaleć nie chcę też
więc bądźmy dobrzy Kocie mój
bez przerwy dobrzy choć nie święci
jesteśmy na krawędzi snu
jesteśmy ciągle na krawędzi
21.03.2016 r.