jestem tylko ludzkim mięsem
 
	rzuconym w gardziel miasta
 
	 
 
	tam gdzie mieszkam
 
	okna kamienicy wychodzą na dzielnicę przemysłową
 
	w której nigdy nie odpoczywające fabryki
 
	plują szarym dymem
 
	i śpiewają pieśni o dobrobycie
 
	gdy uchylisz lufcik
 
	usłyszysz bicie serca bestii
 
	 
 
	wychodzę z domu 
 
	skręcam w ulicę i 
 
	płynę z nurtem świeżej krwi 
 
	mijam wystające żebra
 
	- kilkunastopiętrowce
 
	 
 
	oddychając pełną piersią
 
	czuję posmak ołowiu
 
	w trzewiach potwora wszystko się mieni 
 
	tysiącem odcieni szarości
 
	nawet niebo nie ma tu koloru
 
	 
 
	przystaję na chwilę, zamykam oczy
 
	i wsłuchuję się w szept 
 
	nadorganizmu
 
	słychać tylko jedno potężne i piękne słowo:
 
	ekspansja