Dzieciaki! Dzieeciaaakiii!!!.. Dzieciństwo.
Podwórko, ogromna planeta,
Kosmos cały przesiewa jak przetak.
Wszystko było nieskończone... Aż się rozprysło.
Nie wiedziałem, że czas mija.
Wypluwałem dni jak pestki.
W pluciu jestem kiepski
I wiatr mi nie sprzyjał.
To już nieważne. To było. Owszem.
Niewiele śliny trzeba na tydzień.
Kiedy on minie,
Skończą się wreszcie dni gorsze.
Jednego drobiazgu brakuje do rachunku.
Tyle się działo gdzieś tam i tam,
Że nagle zostałem sam,
A nie pamiętam Twojego pocałunku.