Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

5_i_1_kilo_

Użytkownicy
  • Postów

    33
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez 5_i_1_kilo_

  1. Tata był flisakiem i spławiał Dunajcem drzewa. Ale któregoś dnia kłody docisnęły jego rękę do głazu rzecznego i tata został z parocentymetrowym kikutkiem. Ale to nie był jeszcze mój tata bo dopiero po amputacji przyjechał do naszego miasta gdzie poznał mamusię. Spodobali się sobie i mamusia urodziła mnie. Tata zbierał złom i handlował alkoholem. Dobrze się bił, chociaż nie na tyle żeby nie zabił go pewien hycel. Stało się to w barze "Pokrzep się". Więc zostaliśmy we trójkę. Mama, dziadek i ja. Mieszkanie mamy małe ale lubimy się bardzo i jest nam ok. Mama śpi w pokoiku na otomanie. Dziadziuś w kuchni na taboretach, a ja w przedpokoju na łóżku polowym. Mama jest dosyć zgrabna zwłaszcza od tyłu. Buźke ma trochę odkształconą przez brak zębów i zapadnięty po oku oczodół. Zęby ma z ubezpieczalni w postaci szuflad. Oko też miała ze szkła ale kiedyś jak sprzątała w fabryce potrąciła ją suwnica i oko się zbiło. Później dostała z plebanii takie oko miękkie. Ono było z darów. Ale któregoś ranka kiedy było jeszcze ciemno dziadziuś wszedł do mamy pokoiku po sweter. A źe mama rzuca się we śnie okropnie to czasem to oko jej wyleci. I dziadek nadepnął sandałem na to oko a ono się wygięło. Potem rześmy to oko prostowali na stole w kuchni. I klapcęgami i młotkiem ale juź mamusi wejść nie chciało. Z tyłu na tym oku pisało "made in usa". To dziadek bardzo je podziwiał aż do chwili gdy próbował uplastycznić je nad świeczką. Jak się ta cholera zapaliła to wypaliła dziurę nie tylko w ceracie ale i w stole. Na zimę mama uczyła sobie taką przepaskę na oko ja nasza piraci i podszyła ją futerkiem z królika. Holender, muszę kończyć bo idziemy z dziadkiem poszperać w śmietnikach.
  2. Jakże tu inny klimat od tego nachalnego promowania pederasti przez różnych Kuźniarów czy Lisów albo od konsumcjonizmu propagowanego przez Jankę Paradowską czy członka alte garde przodującego w wazeliniarstwie, dramatycznie wyglądającego i brzmiącego Wołka. Takiego konsumcjonizmu którego wyznacznikiem jest sex, żarcie, wypucowane do poślizgu podłogi czy wreszcie zajeżdżony przez stare szwaba samochód cieszący oko nowego właściciela nad Wisłą. Tutaj jest klimat ducha. Tagiego ducha który kieruje ciałem. Unosi się tutaj nad prostotą trudów dnia codziennego. Jest nadzieją i wyznacznikiem drogi w przyszłość. Odnajduję w utworze wolność jaką oddychali beatnicy. Wolność ducha i jego przewaga nad fizyczną powłoką. Razi mnie tutaj jednak pewna żywiołowość tekstu, taka która życie przyspiesza do granic możliwości istnienia. Skrótowość która niesie spłaszczenie odbioru. A gdyby tak poddać tempo zamyśleniu. Nawet nie takiemu opisowemu jak u Prousta ale funkcjonalnemu jak u Becketta. Myślę, że dodałoby to głębi refleksji. Takiego czegoś co określiłbym jako to COŚ.
  3. Dziadek jest inwalidą wojskowym. Był w armii sierżantem ale tylko do chwili kiedy zapalnik miny urwał mu cztery palce przy lewej dłoni. Jego renta jest naszą finansową podporą i faktycznie z tych siedmiuset złotych żyjemy. Więc dziadek jako kaleka stara się zarobić na boku. W zeszłym tygodniu poszedł do reala gdzie jego kolega z wojska jest gościem na stanowisku bo robi w ochronie. Dał dziadkowi całe pudło przeterminowanej pasty do zębów. Mama poszła na ulicę pod biedronkę i tę pastę sprzedawała. Ale przyglądał się jej strażnik miejski i zapytał co mama tu robi. Mama powiedziała, że stoi z pastą. A on zapytał czy mama tę pastę sprzedaje. Mama powiedziała żeby się odczepił bo kupiła tę pastę dla siebie bo często myje zęby. A ta szuja mówi tak: a przecież pani nie ma zębów. To mama wyjęła szuflady i zademonstrowała grę kastanietami. To strażnik odszedł. Mama pasty sprzedała chociaż tylko po 3 złote. Ja byłem w pracy u takiego grabarza co leje znicze na to święto umarłych. Ale wpadły dwie rude małpy chyba ze skarbówki i robota się skończyła. Mama jak ją wyrzucili z fabryki sprząta po mieszkaniach. Na razie w czterech w naszym bloku. Między innymi u tego doktora którego pies ugryzł dziadka w brzuch. W zeszlym tygodniu wpadł do nas facet z poczty i oskarżył dziadka, że jest pajęczarzem bo nie płaci za telewizor. To dziadek porwał nasze Sony i piźgnął nim o ziemie. Ten kontroler tak się wystarczył, że zostawił nawet na stole swój notatnik który dziadek wywalił przez okno. Telewizor gra bo popękało tylko pudło więc pokleiliśmy je szarą taśma. A mama tak się wkurzyła, że aż musiała zapalić dziadka fajkę. Zamysliła się i powiedziała: jakby tu był ten cały Tusk to bym go zapytała- jak żyć panie premierze. Kiedy zapadła cisza ja pomyślałem sobie tak: pewno odpowiedziałby ci mamuniu tak - jak rzyć? a lekko boli!
  4. Tekst mnie zaciekawił. Oto świat spostrzeżony przez niefortunnie obodzonego mężczyznę. Niefortunnie bo u boku żony. To rozumiem. Ten świat widziany jako zakrzywiona przestrzeń własnego ego. Coś fragmentarycznie z Krzysztonia, z tym, że tu mamy spojrzenie przez schizofreniczne rozszerzenie źrenic z pełną przenikliwością ścian i stropów. I to bynajmniej nie z pieprzonej wikliny. Wszystko..
  5. ja Cię bazylu rozumiem z tymi aluminiowymi wibracjami:) kiedyś się z nimi zetknąłem, a było tak - jechałem rowerkiem górskim o ramie aluminiowej właśnie i ten skurczybyk wyrwał mi się z rąk, a łapska mam mocne i uciekł mi spod pupy w tył a ja walnąłem pyskiem w aluminiową (a jakże) kierownice i mam ślad do dziś, aluminiowa rama pękła, wibracje są więc boskie inaczej:) fajny utwór - pozdr. 6 czyli 5 i 1.
  6. dzięki bazylu za mile słowa, jasne,że chciałbym zarobić ale czy akurat w ten sposób? prezes wydawnictwa w serialu o zmiennikach świetnego Barei mówi tak: "pisarze to zboczeńcy, nierzadko pederaści..." ( cyt. z pamięci więc może coś pokręciłem ), no więc chciałbym ale się boję:):):) dziękuję i pozdrawiam z wysepki - 6 kilo czyli 5 i 1 kilo bo jakby nie liczyć to tyle wyjdzie.
  7. Upadła fabryka gdzie mama sprzątała. Ja nie mogę znaleźć pracy bo Tuskowi nie wychodzi ta cała Irlandia. Więc idziemy z dziadkiem na zieloną wysepkę na rzece brzmiącej nazwą jak coś z harcerstwa. Na Warte. Łowimy tutaj ryby aby było co włożyć do garka jak to mówi mama. Dziadka przenoszę na barana coby go reumatyzm do końca nie połamał. Wiosną bywa fajnie bo wybieramy jajka ptakom ale teraz jest jesień i już nie jadamy jajecznicy. Jabka w przydomowych ogródkach też się skończyły. Do jedzenia dżdżownic nie mogę się przekonać chociaż dziadziuś to zachwala. Mama była wczoraj w pośredniaku ale mieli dla niej tylko kursy spawania. To nie przyjęła oferty bo z jednym okiem to by sobie jeszcze jaką krzywdę zrobiła. Więc siedzimy z dziadkiem na tej zielonej wyspie od wczoraj ale ryby nie biorą. Dziadek nałapał z pół kilo koników polnych i usmażył w garnku. Brzydzilem się ale nie było wcale złe. Gorsza byla herbata z rzecznej wody bo śmierdziała ropuchami. Jest już ciemno jak diabli. Dziadek coś mruczy przez sen a ja piszę jak jak to fajnie jest, że Tusk zwiększa deficyt w budżetach bo gdyby tego nie zrobił to nasza wyspa by sie niemiło zaludniła a tak jest spoko. Piszę na znalezionym smartfonie i zaraz to wyślę do literatów. A jak się co jutro wydarzy to też napisze. A teraz pa mamusiu.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...