Jakże tu inny klimat od tego nachalnego promowania pederasti przez różnych Kuźniarów czy Lisów albo od konsumcjonizmu propagowanego przez Jankę Paradowską czy członka alte garde przodującego w wazeliniarstwie, dramatycznie wyglądającego i brzmiącego Wołka. Takiego konsumcjonizmu którego wyznacznikiem jest sex, żarcie, wypucowane do poślizgu podłogi czy wreszcie zajeżdżony przez stare szwaba samochód cieszący oko nowego właściciela nad Wisłą.
Tutaj jest klimat ducha. Tagiego ducha który kieruje ciałem. Unosi się tutaj nad prostotą trudów dnia codziennego. Jest nadzieją i wyznacznikiem drogi w przyszłość.
Odnajduję w utworze wolność jaką oddychali beatnicy. Wolność ducha i jego przewaga nad fizyczną powłoką.
Razi mnie tutaj jednak pewna żywiołowość tekstu, taka która życie przyspiesza do granic możliwości istnienia. Skrótowość która niesie spłaszczenie odbioru.
A gdyby tak poddać tempo zamyśleniu. Nawet nie takiemu opisowemu jak u Prousta ale funkcjonalnemu jak u Becketta. Myślę, że dodałoby to głębi refleksji. Takiego czegoś co określiłbym jako to COŚ.