Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

5_i_1_kilo_

Użytkownicy
  • Postów

    33
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez 5_i_1_kilo_

  1. Upalne lato 1649 roku na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej. Hordy tatarsko-kozackie pod wodzą Chmielnickiego i chana Islama III oblegają Zbaraż. Twierdzę pełną dzieci, kobiet i starców schronionych przed okrutną nawałnicą. I pełnej wojska pod rozkazami potężnego Jeremi Wiśniowieckiego. Cieżkie walki każdego dnia i tygodnia. Brakuje chleba i wody, prochu i kul. Każdy dzień walk cięższy od poprzedniego. W wałach przednich twierdzy zaporowskiej rozlokowana doborowa książęca piechota dowodzona przez wachmistrza Szatana herbu Krzyż i Topór. Wachmistrz to człek niezwykły. Silny, odważny i inteligentny. To on na czele oddziału gwardii książęcej dwa lata wcześniej pogonił Kozaków za Dniestr. Kozaków których oddziały masakrowały polską ludność na Zakarpaciu. Gdy nieustępliwość ataków nieprzyjacielskich czyniła coraz większe straty w szeregach obrońców szerząc pośród nich panikę dzielny wachmistrz wpada na niezwykły pomysł. Wybiera ze swej piechoty 52 żołnierzy, ludzi wielkich i brzuchatych. Karmi ich znalezionym w lochach twierdzy grochem sposobiąc do niezwykłej techniki walki. Odsłonięte i wycelowane w oblegajacych twierdzę nieprzyjaciół żołnierskie dupy ryglowane są osikowymi kołkami, które z zapałem strugają ich towarzysze broni. Dochodzi do dramatycznych i niezwykłych wypadków. Pewnego poranka żołnierz Szwaja zbrojąc dupę towarzyszowi broni, kapralowi Kosmatemu, zostaje na skutek przedwczesnego wystrzału ciężko ranny w głowę i pierś. Biednego, błakajacego się rannego żołnierza pożerają wałęsające się całymi gromadami psy. Jest i prawdaiwy bohater tych nowatorskich form walki. To kapral Bartłomiej Żelazko. Chłop ogromny, żylasty i groźny. Gdy strzela żyły na jego głowie pęcznieją, że ludziom wydaje się, że zaraz rozsadzi mu głowę. Ale nie. Ten nic nie wiedząc o wiele lat później wprowadzonym Konwencją Genewską zakazie używania gazów bojowych grzmi okrutnie na nieprzyjaciół słusznie pojmując, że w ten sposób ocali głowę. Swoją i innych. Wystrzeliwane osikowe kołki rozrywają szybko zapadający sierpniowy zmrok. W szeregach tatarskich zastępów widać pierwsze oznaki paniki. Szeregowiec Skulony strzelił już dzisiejszego popołudnia 53 razy. Dupę polewają mu wodą dla ochłody. Patrzą wystraszone, oniemiałe i zdziwione ludziska i za każdym strzałem matki mocniej do piersi tulą swe dzieci. Zaczyna brakować osikowych palików. Żołnierze zaczynają strzelać częściami mebli, nogami od taboretów, ław i stołów. Aż przychodzi dzień w którym wyrywają krzesło spod dupy samego, straszliwego Jaremy. Noga od krzesła leci daleko. Bardzo daleko. Aż przed namiot Islama III i to akurat w momencie kiedy chan w otoczeniu swoich młodych pederastów drze się na klęczącego przed nim Chmielnickiego. - Miałem wsiadać na własnego konia po grzbiecie Wiśniowieckiego !, wrzeszczy. I zastanawia się nad swoimi słowami. Jak to, po książęcym grzbiecie na własnego konia ? Coś tu nie gra. (dzisiaj chan odwiedziłby jakiś modny gabinet gdzie psychoanalityk wyjaśniłby mu co i jak, ale wtedy ? Kiedy Freuda jeszcze nie było nawet w planach.......) I wtedy właśnie noga z krzesła wyrwana spod dupy Jaremy trafiła Chmielnickiego w łepetynę przebijając ją na wylot. Tego chanowi było już za wiele. Zaczął się wydzierać tak, że aż w polskiej twierdzy uderzony w dzwony. - Pakować plecaki, zapinać sprzączki, dociągać pasy, konie do dyszli. Trąbić odwrót. Przed wieczorem po hordach tatarskich został jeno siwy dym. Dwa dni później, wczesnym przedpołudniem przybył pod Zbaraż król Kazimierz z całą polską armią. Dziwił się król niezwkle widząc żołnierzy noszącymi na odbytnicach liście kapusty, dla ukojenia jej bólu. Radość, uczty i hulanki trwały całymi tygodniami. A bo co, nie wolno zwycięzcom ?
  2. gdzie są filharmonicy? a popijają ostro ze słoniami morskimi, a pewna pingwinica, znana z moralnej swawolności dostarcza im rozrywki tańcząc na lodowym soplu, kolejny ciekawy tekst, intelektualnie podniecający, kształtny bardzo:) j.
  3. Dorotko, ale przecież..... kiedy człowiek sam się podniesie to życie może dać mu w prezencie całą paletę soczystych barw, mnie dało, tragicznie jest wtedy kiedy biedak nie potrafi powiedzieć sobie kiedyś, że pieprzy to wszystko raz na zawsze i nie będzie już ostatniego razu, ale jeżeli mu się uda to może sie zdarzyć, że otwiera szeroko oczy i widzi piękny świat, uśmiecha się do niego a wtedy on...... dzięki wielkie, j.
  4. to nie jest kawałek banalny, jest tutaj dynamizm i zdecydowanie, taki dynamizm życia który karze lać w pysk kiedy trzeba i kochać kiedy nadchodzi czas miłości, i nie ma to nic wspólnego z zachowaniem czlowieka o mentalności lumpa któremu do bicia w mordę i kochania wystarczy jeden barłóg zwany czasem m3, "pojedzie nad jezioro tylko dlatego, że jest tam jezioro" - sam bym takiego pokochał gdyby był dziewczyną :) ciekawa literacka impresja, niebanalna i kształtna intelektualnie. j.
  5. 5_i_1_kilo_

    Kontrowersyjnie

    miniatura mocno bijąca w coś tam wewnątrz, pamiętam pewną michę - aluminiowa bez ostrych krawędzi, a na niej kapuśniak, albo ziemniaki ubite suche a na nich śledź, albo zupa z kapusty, pomidorów, ziemniaków, makaronu, ryżu i wody i marzenia o okruszku mięsa, albo makaron z wody a na nim niczym brylant leżąca kulka białego sera, kto miał cukier to słodził ser a kto nie miał ten... ale michy wylizane były do czysta - mycie ich było zbędne, "micha" to początek życia, to symbol jego trwania, dla mnie ten wiersz jest czymś więcej niż wierszem - jest wspomnieniem michy i tych co przestawali jeść, pięknie Cię pozdrawiam sun.
  6. jasne:) wywaliłem wyliczankę, a więc ręce, nogi i stopy, bo gdybym był jeszcze większym detalistą to musiałbym wymieniać dalej, dłonie, pachwinę i barki, ale koniec z tym - dzięki, a jeszcze większe dziękowanie za miłe słowa, sun, niech szczęście i dobro będą z Tobą, j.
  7. smak podłogi kolejowej poczekalni politura ławki odciśnięta na ustach i oczach raj w coraz bardziej nieznanych piwnicach szeroki ślad noża na brzuchu zamglone czasem rany po igłach pobielone wapnem ściany przemijanie już nie myślę teraz tylko jestem
  8. 5_i_1_kilo_

    Retrospekcja II

    @sun o kurde balans, sun:) za takie miłe słowa przyjmij proszę zapach jałowca, miękkość mchu i kołysanie lasu, wszystkiego aż po horyzont Twojej duszy, i niech Ci się roześmieją iskrami oczy:) jacek.
  9. 5_i_1_kilo_

    Retrospekcja II

    spojrzenie w przeszłość jak się patrzy, interesujący wiersz, z przyjemnością przeczytałem, tylko ten gaz pieprzowy.....myślę sobie, że to był inny gaz łzawiący, początkowo polski a później z niemiec wschodnich, ale to margines, pozdrawiam. j.
  10. muszę napisać komentarz do swojego komentarza, z powodu osobistego infantylizmu napisałem poprzedni, zbyt entuzjatyczny osobowo komentarz, pomyliłem widać osoby, sory bardzo, nie chce go zwyczajnie usunąć bo nie będę gubił tropu i zacierał po sobie śladów, przepraszam Autorkę, a wiersz ciekawy jest.
  11. Eunicee? to naprawdę Ty? no to jest cudownie:) ja jako prosty chłop z lasu widzę krzyż z wiersza jako symbol ciała, pustka koło niego to fizyczny brak KOGOŚ kto był i już go nie ma, ciepło pozdrawiam - jacek.
  12. co do otrzymania ewentualnej forsy to - wątpie Kaśka bym cię chcioł, ale z ciekawości zapytam: ile ważą Twoje akta otrzymane z IPNu? jaki mają gryf tajności?
  13. kim były nasze elity? po komisji działającej bardziej niż nieformalnie w MSW w 1990 roku oraz po zachowaniu przez klikę komunistyczną bardzo wielu teczek nie dowiemy się chyba już nigdy, po wielu działaniach władz po roku 90tym można domniemywać, że prawda byłaby dla narodu bolesna, można też przeanalizować emerytury ich i naszych rodziców, efekt takiej analizy wstrząsający, a co do byczka na Tereni - Bratny opisał to tak: cicho zaglądam do pokoju gdzie śpi żona, a tu patrzy na mnie zdumionego czarne oko odbytnicy / cyt. z pamięci więc może coś pokręciłem lekko/, jakiś inny byczek używał jego żony, można wszystko olać i zaśpiewać sobie radośnie obozowe tango - ukoi nieco totalne wkurwienie, można też dowiedzieć się od stefana niesiołowskiego, że jesteśmy parszywą częścią społeczeństwa /ostatnio doszlusował do nas nawet kard. Dziwisz któremu pan stefan kazał się zamknąć/, no to ja też się zamykam, bo w miłym towarzystwie zawsze pomilczeć jest bosko.
  14. miło mi będzie panie Dyć jeżeli zaaplikuje Pan sobie odsłuchanie piosenki Surfin Bird zespołu the Trashmen - polecam jako gest pustelnika dla człowieka światowego.
  15. no panie Dyciu, tutaj odleciał Pan już trochę za daleko, niezwykły dynamizm intelektualny tekstu powalił mnie na kolana, przed laty siedziałem trochę w Tworkach a później w Branicach, rzecz jasna jako zawzięty narkoman któremu pomieszało się we łbie, poznałem tam ciekawych ludzi, dobrze pamiętam pewnego studenta - siadywał on na schodach przy wejściu do pawilonu i mówił do mnie tak: patrz kurwa tam, gdzie kurwa dokładnie? , pytałem, tam kurwa w niebo, odpowiadał spokojnie, a co tam kurwa jest? dopytałem, no ja kurwa ! i wtedy zrozumiałem rzeczywistość, ten szczęściarz przemieszczał się swoim własnym ciałem astralnym po dalekich miejscach wszechświata siedząc na marmurowych, poniemieckich schodach, poszedłem do parku na spacer i myślałem sobie tak: bandy debili w Cape Canaveral czy na poligonie Bajkonur w dalekim Kazachstanie wysyłają statki kosmiczne w przestrzeń kosmiczną, niedaleką przecież bardzo bo tylko wokół słońca, robią to za cięźką kasę, a tu, banalny student geodezji leci w sumie przecież osobiście i za frico gdzie chce, jeżeli zechce to minie kwazar czy inna czarną dziurę prawie ją muskając własnym JA, ale może też lecąc wytwarzać czas i przestrzeń czyli opuszczać nasz wszechświat i lecieć.......aż się boję myśleć dokąd, to geniusz, myślałem, więc leżąc na parkowej ławce wywaliłem ciało astralne z własnych trzewi i powiedziałem mu głośno: leć cholero w niebo, ale ono poleciało prosto do kuchni szpitalnej za jakimś żarciem, chociaż bardziej pewno po to by mizdrzyć się do bardzo ponętnej kucharki która dawała się nam czasem obmacywać i nim je ściągnąłem na powrót już stała koło mnie pielęgniarka która zaciągła mnie do lekarza, ten o coś mnie pytał przyglądając mi się bacznie i w końcu mówi: jacek, widzę u ciebie chłopcze objawy schizofrenii, katatonicznej ? wyjęczałem, no, nie przesadzaj, jeszcze tylko na marginesie dodam, że ogolenie Lenina nie było dobrym pomysłem, bo kiedy zbliżyłem brzytwę do jego jajek to ta ruska bestia ugryzła mnie dotkliwie w kolano, ech....... że ja też zawsze z taką łatwością ulegam innym.
  16. to jeszcze raz ja - sory bardzo za nachalność ale podjąłem pewne zobowiązanie, od dziś pójdę za przykładem biednych, prawie półdzikich sąsiadów i w jednych majtkach będę chodził dwa tygodnie, zachowam jednak odrobinę higieny i po tygodniu będę je zmieniał na lewą stronę, jak mama przyśle mi parę złotych, jak zresztą co miesiąc, nie przyjmę ich z adnotacją - dziękuje ale nie biorę, więcej nie piszę - idę posiedzieć nagi nad sadzawką.
  17. ożeż ty karol, kurwa mać, ażem się wystraszył, że mi ktoś trampki z krokodylkiem zapier... tzn. ukradnie, tekst zapiera dech w piersiach - już wypieprzyłem wszystko co miałem wartościowe, a więc: skarpety nowe, srebrną lufkę po tacie, dwie filiżanki, siedem złotych, gacie prawie nowe, landszaft z leleniem i żyrandol pozłacany, myślę jeszcze nad ogoleniem z sierści Lenina, kaukaza który mi towarzyszy od 4 lat - niech bestia też zazna chłodu, idę teraz do lasu się wyciszyć, tekst dla mnie za mocny, o wiele słów za mocny, ze strachu, bez zwyczajowych ukłonów niestety.
  18. @Nata_Kruk Nata, pamiętam z jaką ekspresją Piszczyk wypowiadał to imię na schodach jakiejś tam instytucji - ta scena, to chyba najbardziej sugestywna scena z calego filmu:) ale do rzeczy, Nata, jeżeli sprawia Ci przyjemność tuning mojego wierszyka to mnie jest przyjemnie, że Ty zaznajesz przyjemności, jest dobrze, niech moc będzie z Tobą Nata, jacek.
  19. @Sylwester_Lasota a więc, jak mi się wydaje, mamy bardzo podobną ocenę rzeczywistości wokół nas, niezwykle to miłe:) serdeczności, j.
  20. @sun bardzo pięknie dziękuję, pozdrowienia:)
  21. @Sylwester_Lasota nooo, a tu dalej i wciąż "te bomby lecą na nasz dom...", chociaż chałupy już się tak często nie palą, za to w wiosce za lasem ludzie palą w piecach butelkami, oponami, butami starymi, stanikami i swetrami oraz kradzionym z lasu drewnem, jest fajnie tylko śmierdzi czasem gdy z wiatrem..... ale "te bomby....." już nie lecą, za to naród gdzieniegdzie wystraszony i chowa wąsate dzieci pod pierzyny gdy nadchodzi mgła, bo z niej wyłażą czasem pederaści, a to trochę w sumie nieprzyjemne, ale jest OK chociaż trochę też do dupy, z dręczącą świadomością, że jednak częściej do dupy, ukłony panie Sylwestrze, j.
  22. Przedwojenna kamienica. Rozświetlony kryształowym żyrandolem pokój na drugim piętrze. Drewniane, pastowane podłogi, meble sprzed stu lat. W rogu pokoju ogromne, trójdzielne lustro zwane też dość komicznie jako "tremo". Ciężkie dębowe oprawy a w nich przymglone fantazyjnymi zaciekami lustra. Przed środkowym stoi niemłody mężczyzna prawie całkiem goły, ubrany tylko w czapkę z nutri koloru ryżego i szczotkę drucianą do mycia butelek z włosiem o barwie ryżej wetkniętą zawadiacko do odbytnicy. Wetkniętą tylko do połowy. Facet jest potwornie chudy. Kołysząc biodrami grzmoci kapucyna wielkiego jak małego cygana noga. Ruchy ma rytmiczne i płynne. Nieco z tyłu a bardziej z boku na przedwojennym krzesełku siedzi hipster. Na stopach ma brązowo białe trampki. Nogi obleczone w jaskrawo zielone spodnie, tak wąskie, że widać na łydce jak tętnicą płynie krew. Na nagim torsie króluje szlafrok w kratę z gustownie obciętym jednym rękawem. Na głowie okulary w grubej rogowej oprawie. Okulary rzecz jasna bez szkieł. Na kolanach notatnik w którym facet gorączkowo coś notuje. To co pisze jest efektem hipnotycznej obserwacji luster, które drżą wprawiane przez wibrującą ruchami onanisty podłogę. Mniej więcej po dwudziestu minutach chudy się spełnia. Wibracje po ostatnim , potężnym tąpnięciu po którym prawie pęka dębowa rama lustra ustają. Ten w szlafroku nawet nie wstaje. Wręcza rozanielonemu jeszcze chudemu sto złotych i chudy pospiesznie, z gaciami w ręku, z dyndającym prawie do kolan naganiaczem wychodzi na schody trzaskając, jakby z nerwów drzwiami. Hipster w okularach bez szkieł przeciąga się na krześle i mówi do siebie: takie spędzanie wolnego czasu będzie kiedyś bardzo modne. Wyciąga z kieszeni szlafroka ukochanego ajfona i dzwoni do przyjaciela.
  23. 5_i_1_kilo_

    oboje wiemy

    Jolu, tylko malarka mogła w ten sosób napisać wiersz, jest tu jakaś ekspresja, jakby nasączona wczesnym Tristianem Tzarą przenikająca do dojrzałego Bretona, z jego surrealistycznym widzeniem, wiersz dojrzały, uśmiechy dla Ciebie - jacek.
  24. no jestem Jolu miła :) świetnie, że jesteś ! a melancholia ? bo przyszło mi orbitować po krańcach śmietnika rzeczywistości, cieplutko Cię pozdrawiam :):) jacek
×
×
  • Dodaj nową pozycję...