Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Krzysztof_Gromadzki

Użytkownicy
  • Postów

    34
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Krzysztof_Gromadzki

  1. Póki krew we mnie płynie, Dusza moja nie zginie, Gdy krew płynąć przestanie, Utul duszę mą Panie, Utul twarz mą oplutą, Z swej godności wyzutą, Utul zbolałe kości, Co nie znały miłości, Utul grzbiet przeorany, I na sercu mym rany, Wymość jasnymi snami, Szloch wytknięty palcami, Zamień wściekłość szaleństwa, Co miotała przekleństwa, Na łaskawość życzliwą, Ciepłą, czułą i tkliwą, Rozbij na drobne części, Złość zaciśniętych pięści, Otrzyj łzy, które pieką, Często zaś płyną rzeką, Zabierz ode mnie Panie, Mściwych zębów zgrzytanie, Kroki stopą stawione, Czarną krwią opłacone, Mimo przeszkód tak wielu, Prowadź prosto do celu, Jeśli taka Twa wola, Niech się skończy niedola, Odpuść winy i grzechy, Pozwól doznać pociechy, Zbaw od męki i kary, Przez dla bliźnich ofiary, Daj się spalać codziennie goręcej..., Doświadczyłeś obficie, Goryczami me życie, Łaskę Swoją ofiaruj, Lekką śmierć mi podaruj, Tylko nie każ mi cierpieć już więcej...
  2. Daj mym źrenicom swą piękną urodę Nosić jak światło, tam jej czas nie skradnie ! Daj swych uśmiechów miodową osłodę, Zmienić w wspomnienie, które nie przepadnie... Lecz będzie wiecznie na myśl mi przywodzić, Wydęte żagle moich marzeń statków, Co wyobraźnia chcąc je znowu zrodzić, Obsypie śniegiem czereśniowych płatków... Dniem malowanym bzem i pomarańczą, W błękicie nieba płynie tęczy rzeka, Nocą, gdy gwiazdy w toni jezior tańczą, Srebrzysty księżyc przez palce przecieka... Gdy malinami smakowały słowa, Mnogość radości w jednej tkwi przyczynie, Serce nie zgubi, a pamięć zachowa, Spojrzenie oczu rzeźbione w bursztynie... Zanim więc radość, która dziś rozkwita, Niepewne jutro w marny proch zamieni, Pozwól nakarmić me oczy do syta, Króciutką chwilką, która się rumieni...
  3. Nie na mnie patrzą oczy bursztynowe ? Nie dla mnie w piersiach namiętności burze ? Nie dla mnie kwitną gałązki liliowe ? Patrz, już na krzewach przekwitają róże ! Nie dla mnie bowiem czereśnie policzków, Rumieńcem jabłek wdzięcznie się ozłocą ? Nie dla mnie dźwięki wiolinowych smyczków ? Mnie tkwić samotnie, tak we dnie, jak nocą ? Kiedy nadejdą już te dni szczęśliwe, Do słodkich malin tak podobne dzbana, Gdy mnie otulą jej ramiona tkliwe, Kiedy się zjawi moja ukochana ?! Ona me wszystkie tęsknoty ukróci Skarbów nie pragnąc, ni koron, ni bereł, Mógłbym świat cały pod jej stopy rzucić, Jak drogocenny wisior mlecznych pereł. Byleby tylko miłość w swej urodzie, Była południem upalnego lata, Chciałbym w niej utkwić, jak słodycz tkwi w miodzie, I trwać tam wiernie aż do końca świata !
  4. Oto jest tajemnica, Wprost z serca poety: Nie woń róży zachwyca, Lecz piękno kobiety !
  5. Pierwszy zabójca Ostatni wyrzut sumienia Twardość czerstwego chleba Pogryzanego zepsutymi zębami Ostra długa i cienka krawędź Skradziona na błyszczącym nożu Zapach zaciskanej pięści Klęcznik myśli i ciała Rzeźbiarz moich kolan Zło zamienia na Niego Serca nieczułych ludzi Choć kiedyś chciało By On stał się chlebem Zło które jest we mnie - nie w Nim A On - nie chce nadawać mu imienia Wolę żeby pozostał samym sobą On kąpie się w deszczu i wącha kwiaty Ja już tego zapomniałem Nauczyłem mu się mu zazdrościć Nauczyłem się być gorszy od Niego Spałem Nie czytałem gwiazd On pisał wiersze On - mój przyjaciel Wyrwany z tłustej czarnej i wilgotnej ziemi Kościstą samotnością Mojej lodowatej dłoni Na ból i cierpienie Na drogę i kroki Na pocieszenie wielkiego ucisku Skoro ludzie mnie nie chcieli On - bardziej ludzki od ludzi Przygarnął mnie Byłem samotny I będę w Nim trwał A On we mnie Nie może mi nic powiedzieć Nie musi On pośrednik miedzy mną A Bogiem On - mój przyjaciel Po którym kroczę bosymi stopami Jak po kwiecistym dywanie On - mój przyjaciel Wyjątek od reguły On - mój przyjaciel Kamień
  6. Ile kropelek rosy sypie się z nieba ze śniegiem ? Ile kłujących igieł zabiera nitka ze ściegiem ? Ile jest zbroi rycerza w łusce na grzbiecie ryby ? Ile bolesnych oparzeń na jednym listku pokrzywy ? Ile ziarenek piasku oddziela początek od końca ? Jak wiele barszczu z buraków czerwieni zachody słońca ? Ile krwi rubinowej zasycha na róży kolcach ? Ile kamieni nieczułych roztapia lawa gorąca ? Ile na nieba lazurze jest mlecznych, puszystych kłębów ? Ile konwalii majowych ochładza cień wielkich dębów ? Ile jest serc połamanych, nie tylko tych słodkich z piernika ? Ile jest ślubnych obrączek ? Co jeszcze z tego wynika ? Jak wiele dachów na świecie wciąż kryją słomiane strzechy ? Ile jest chlipnięć w poduszkę ? Gdzie płyną zalotne uśmiechy ? Ile motylich skrzydełek chce czesać płatki na kwiatach ? Ile rodzynek na skórze zostawia upał w czas lata ? Ile łez wypłakała krojona nożem cebula ? Ile zmarzniętych palców słaby blask świecy otula ? W jak wielu głębokich studniach przegląda się twarz księżyca ? Jak często bywa bezsenną uczuć spragniona źrenica ? Ile pod łukiem tęczowym rozbrzmiewa słowiczych pieśni ? Ile całusów skradziono policzkom jak z bzów i czereśni ? Jak długa obierka z jabłka, na którą wołają życie ? Nie wiem, lecz wie to na pewno, Ta w której kocham się skrycie. Ona ma wzrok diamentowy, a słońce nosi w torebce, Wiatr figlarz włos jej rozwiewa i wciąż do ucha coś szepce. Co smutek chce sprzedać drogo, to szczęście oddaje taniej, Rwać gwiazdy z nieba to dla mnie, świecić ich blaskiem to dla niej !
  7. Pomiędzy jedną gwiazdą a drugą Świat się kołysze jak listki na wietrze Naprzeciw siebie twarzą w twarz stają Usta gotowe do pocałunku Dłoń zaciśnięta w pięść tuż przed ciosem Różowe policzki światła o świcie Popiół niejednej wypalonej świecy Mięta brzoskwinia bez i dmuchawce Połać pustyni przysypana piaskiem Niewinne kwilenie dziecięcej zabawki Wysoki nominał banknotów i monet Uśmiech miąższu pomarańczy Niecierpliwość obgryzionych paznokci Księżyc jedzony łyżeczką Parząca pokrzywa kłamstwa Rozmazana na wargach czekolada Samotność drzwi zamkniętych na klucz Słodkie okruszki zarumienionej chwili Codzienność wtorku ta sama środa jednaki czwartek Talerz gorącej zupy na stole Głód ogrodzony kolczastym drutem Kamyki oczu w kolorze morza Pogorzelisko odwróconych pleców Wielka nadzieja małej stokrotki Ostre szkło kwaśnej zazdrości Żagiel wydęty powiewem czynu Dobre chęci pokryte kurzem Na ziarnku grochu gdzieś nieopodal A może w całkiem innym kosmosie Pod rozczochranym meteorytem czasu Biorąc w niewolę każdą sekundę Człowiek ze smakiem zajada tęczę Pluszcze swe stopy w mleku i w miodzie Smaruje upał słodyczą dżemu Maluje liście purpurą jesieni Rozrzuca perły w siarczystym mrozie Haftuje srebrem tkaninę mgiełki Księżyc przecieka przez jego palce Strasznie jest pytać samego siebie Czy to na pewno Ja ?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...