Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Krzysztof_Gromadzki

Użytkownicy
  • Postów

    31
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Krzysztof_Gromadzki

  1. W niedzielny niemglisty poranek Obieram w ten czas mandarynkę Jej zapach namaszcza lubością Źrenice nozdrza marzenia Jak bryza od morza wraz z mewą Łamana na cząstki maleńkie Ocieka swym sokiem obficie Perłowych kropelek z nektaru By zamknąć swą słodycz w mych ustach Na jedno westchnienie nie więcej Gdy bujność traw się szmaragdzi Pod bitą śmietaną obłoków Konwalia znów stroi się w welon Z tęsknoty za swym Oblubieńcem Roztropna to Panna z pewnością Najpewniej na chwilę przed brzaskiem Jest gwiazda najbardziej zalotną Mrugając wciąż tak filuternie Flirtując znów ze mną zachłannie Ta randka znów będzie udana A ja taki drobny i kruchy Wobec ogromu Wszechświata Jak Trzmiel chcę go znowu zapylić Iskierką co we mnie się żarzy Czy jestem daleko od szczęścia? A może już szczęście jest we mnie?
  2. Najbardziej na świecie mi trzeba, Dwóch dłoni z konwalii utkanych, Co rosą są przesiąknięte, I pachną miodową pasieką. I może jeszcze policzków, Rzeźbionych w sadzie czereśni, Żebym im często i chętnie, Mógł kraść całusy ze śmiechem. Z pewnością bym nie pogardził, Gorącym jak upał szeptaniem, By pleść komety w warkocze, I liczyć rodzynki piegów. A gdyby jeszcze tak przyszło, Rumieńców jutrzenkę odnaleźć, I oczu wpatrzonych szmaragd, Z jaśminem lepkim na rzęsach... Bo kiedy znajdzie to człowiek, Serce ma w piersiach, nie kamień, A łza, co po twarzy się toczy, Nie gorycz zwiastuje, lecz szczęście!
  3. @Marcin_ Trochę udoskonaliłem swój wiersz. Zerknij teraz, oceń i napisz co myślisz. Pozdrawiam. ?
  4. @Marcin_ Pozdrawiam również i dziękuję za komentarz
  5. Kiedyś deszcz należał do mnie Koralowe usta moczył Wsiąkał w rzęsy Ciekł przez palce Płukał studnie moich źrenic Dziś podzielę się nim z Tobą Tylko zostań uśmiechnięta Tak jak cząstki pomarańczy Albo czereśniowe płatki W miękkiej dłoni zamiast chleba Twoja dłoń jak z bzów westchnienie Rubinową krwią wstrząsane I Twój uśmiech - łyżka miodu Albo szept z perełek tkany Który obiecuje szczęście Co to musi w końcu nadejść Nawet gdy mu się nie spieszy Byle tylko uśmiech zdobił Syte serca nas obojga Teraz deszcz należy do nas Pąs wyrzeźbia na policzkach Błyszczy w oczach gwiazd okruszkiem Złoci drżącą chwilę wzruszeń Drobnym stokrotkowym kwiatem I zazdrości uśmiechowi Co rozkwita na Twej twarzy Ja nie muszę mu zazdrościć Bo ten uśmiech cały dla mnie Jakże słodko jest nim władać Choćby jedną krótką chwilę Co w wieczności się zamyka Czas zwycięży czułym drgnieniem Mrok rozproszy światłem z marzeń I wciąż będzie uśmiechnięty
  6. @Deonix_ Zerknij teraz, ale moim zdaniem dużo łatwiej pisać jednym ciągiem. Dzielenie na zwrotki wybija z rytmu tworzenia.
  7. @Natalka16 Czem prędzej się wybierajcie, ? Po Trzech Królach ? pośpieszajcie, Do punktu szczepień! ? Do punktu szczepień ? Poszli znaleźli Pfizera dawki, By latem zaznać zielonej trawki! ? Bez powikłań je przetrwali, Więcej się nie zarażali, Wstrętnym covidem! Wstrętnym covidem!
  8. @Natalka16 No to może zapiszemy się razem na trzecią dawkę przypominającą? ? 17 grudnia będę mógł się już zapisać.
  9. @Natalka16 Jeśli umieszczam go w dziale zabawy słowem, a utwór nie traktuje o metafizycznych zmaganiach z absolutem, to nie widzę w emotikonach nic zdrożego. Zresztą światem znowu rządzą obrazki. Od fb do Instagrama. Ale nawet poezje Mickiewicza z "Panem Tadeuszem" włącznie opatrywano zbiorem ilustracji. Dlaczego zatem ja nie mogę ilustrować na własną rękę czegoś, co sam napisałem? ? Pozdrawiam ?
  10. Miłość tę refleksję budzi, Że nie tylko na los ludzi, Swoim biegiem często wpływa, Lecz dotyka też warzywa! ? Tako stało się tym razem, Gdy pod grządki krajobrazem, Rozkwitła w swej namiętności, Historia pięknej miłości. ? Tam Cukinia szmaragdowa, Do zamęścia iść gotowa, Wpadła dziarsko wprost w ramiona, Nadobnego Patisona! Jak ją zdobył? ? Osobliwie! Słodkie słówka szeptał tkliwie, "Czy to rankiem, czy w południe, Razem będzie Nam tak cudnie!? Nim Cię w zupie kto upłynni, Najpiękniejszą Tyś z Cukinii! ? Czy zostaniesz moją żoną, Prawowicie poślubioną?!"? A Cukinia uwielbiona, Mówi tak do Patisona: "Pókim jędrną jest i śliczną, Pragnę mieć rodzinę liczną! Tyś jest gładki i solenny, Bądźże więc w sypialni plenny! Nie racz mnie miłosnym skąpstwem, Tylko mnogim darz potomstwem!" Cóż to było za Wesele! ? Gości nań przybyło wiele, Druhen liczny długi sznurek, Drużbą został Pan Ogórek! ? Jednak czas tak szybko płynie, Nurzając miłość w rutynie! Pory roku się zmieniały, Dzieci się nie pojawiały, A Patison z namiętności, Pogrążył się w oziębłości. Rozwścieczyło to Cukinię, Zawsze dbała wszak o linię, A jej kształty jak marzenie, Wodziły na pokuszenie, Zalotników wianek spory, Jarmuż, Seler oraz Pory, Nie było wśród tego grona, Jej małżonka Patisona. Raz w wieczornej późnej dobie, Siedział Pan Patison sobie, I dla siebie niespodzianie, Ujrzał żony swej krzątanie, "Czemu moja połowico, Makijażem zdobisz lico? ? Gdzie Ty idziesz ciemną nocą, Kiedy gwiazdy ✨ nie migocą?" Na to Ona dziwnie blada, W takie słowa odpowiada: "Nie wytrzymam tu do rana, Patisonie - zdradzam Pana!" "Dobry Boże! Z kim?! Z Kabaczkiem?! Z tą miernotą i prostaczkiem?! Może żonę mą przytula, Ten Hochsztapler Pan Cebula?! Co to tkliwe łzy wyciska, Mamiąc, że jest jemu bliska?! Chyba jednak nie z tym gburem, Ciamajdą Topinamburem?! Chętni skusić się Twym ciałkiem, Obiecują sporo całkiem, Dając w zamian figę z makiem, Czy mnie zdradzasz z Pasternakiem!?" "Nie zgadł Pan Szanowny Panie, Ja się kocham w Bakłażanie! ? Tak jak ja jest korpulenty, Ale przy tym elokwentny, Umie z wdziękiem oraz z gracją, Raczyć mądrą konwersacją! Ty zaś wpadłszy w jeden schemat, Wciąż wałkujesz ten sam temat, Który słyszę wieków wiekiem, Jak tu szybko zostać wekiem! ? Pewnie będziesz w siódmym niebie, Gdy przetwory zrobią z Ciebie! I utkiwsz na półce w chacie, Zanurzony w marynacie! Kiedyś chętnie i pospołu, Rozebrani do rosołu, Raczyliśmy uciechami Ciała dniami i nocami, I nie było nam za mało, Coraz więcej ciało chciało... Związek z Panem to już mrzonki, Tak namiętny jak mrożonki..." Tu wyniosła na postument, Najcenniejszy jej argument, W telewizji gdzieś zasłyszon: "Patisonie - Tyś Miękiszon!" Teraz się zrobiła draka, Już czerwieńszy od Buraka, Patison w cnym uniesieniu, Na jednym oddechu tchnieniu, Głosu tembr zmienił na hardy, "Popatrz jaki jestem twardy!" I nie tracąc ani chwili, Spryskał się papryczką chili,? A blask bił wciąż z jego skroni, Gdy sięgnął po pepperoni! Jalapeños nie żałował, Za to na głos tak pomstował: "Że też miałem ja skrupuły! Raptem wczoraj dwa Brokuły, Gdzieś w dyskretnym grządki kącie, Chciały figlować w trójkącie! ? Odmówiłem nierozumnie, Mogłem się zabawić szumnie! Przecież raptem w zeszły wtorek, W odwiedziny wpadł Szczypiorek, Mówiąc, że niczym kokotka, Wciąż uwodzi go Szalotka, Jam w tych sprawach jest zielony, Kompletnie niedoświadczony, Poradź mądry Patisonie, Jak utrzymać się w fasonie! Udowodnię Ci, żem krewki, Rankiem pójdę... rwać Marchewki! ? A przyjemność to i gratka, Gdy cię skusi mini-natka, Co igra dreszczem po ciele, Odsłaniając bardzo wiele! Młoda modra zaś Kapusta, To najczystsza jest rozpusta! Taka chrupka, taka świeża, Chętnie do romansu zmierza! Liczną mnogość chętnych Dziewek, Znajdę też pośród Rzodkiewek! A jak żadna mnie nie zechce, Chociaż wierzyć się w to nie chce, Mogę z Tamtym, mogę z Owym, Patisonem być Tęczowym! ? Lecz nim tamto się dokona, Pókiś wciąż jest moja żona, Nim Cię inny ubogaci, Udowodnię Ci, co tracisz! Sprawnym jest nie tylko w mowie, Jednakowo też w alkowie! Najpierw dobrze Ci dogodzę, Zaraz potem JA odchodzę! Możesz się zanosić płaczem, Ja nie umiem być Rogaczem!" Kto wie, coby później było? ? Jakby wszystko się skończyło? ? Kto by Parę objął pieczą, Gdyby nie skończyła w leczo?! ?
  11. @[email protected] Problem polega na tym, że najczęściej to One wybierają Nas! A z dwojga złego lepiej wybrać wierną, a piękne za radą Prousta zostawić mężczyznom bez wyobraźni...
  12. @[email protected] Jak mawiał George Bernard Shaw: "Kobiety są jak przekłady literackie: Piękne nie są wierne, wierne nie są piękne"... Pozdrawiam Grzegorzu ?
  13. W dwojga imion Magdzie Lenie, Chłopiec kochał się szalenie, Bał się jednak iść na całość, Gdyż zżerała go nieśmiałość... Pod spojrzeniem Jej rzęsiątek, Gubił własnych myśli wątek, Ale pragnął ich gorąco, Trzepotały wszak nęcąco... Słodkie go przeszyły dreszcze, Pragnął ich i wciąż, i jeszcze, W delegacji do Kozienic, Niewolnikiem był Jej źrenic... Zrywał w lesie kwiat konwalii, Chcąc swą Miłą objąć w talii, I przedkładał nad ciasteczka, Karminowe Jej usteczka... Lecz nieprawdą jest bez mała, Że pożądał tylko ciała, Cierpiąc srogie te katusze, Pragnął posiąść także duszę! Miętówkami kojąc zgagę, Jął się zbierać na odwagę, Będąc blisko, niemal, prawie, Liczył, że Magda łaskawie, Wprawiając serduszko w drżenie, Zalotne pośle spojrzenie..., Które on pełen błogości, Co we wnętrzu jego gości, Odwzajemni z dobrą wiarą, I w ten sposób będą parą! Trzeba przestać się już lenić, Błogość marzeń w czyn przemienić! Wszak uczucie nie zna ceny! Stawką - serce Magdaleny! Wnet się nadarzyła gratka, Które młodzian do ostatka, Wykorzystał w swym zamiarze, Aby Lubej w hojnym darze, Oddać serca cne rozkosze... Wyjazd z Magdą w Karkonosze! "W romantycznym anturażu, W malowniczym gór pejzażu, Do nóg padnę przed Dziewczęciem, Miłość mą wyznam z przejęciem, Tylko tchórze wciąż się boją... Jeśli kocha - będzie moją! Magdaleno, mój Aniele, Przecież dajesz mi tak wiele, Wyjdź naprzeciw temu szczęściu, Pomyśl serio o zamęściu! Nic lepiej od Twoich rączek, Nie ukoi mych bolączek! Lecz nieprawdą jest bez mała, Że pożądam tylko ciała, Oprócz niego posiąść muszę, Twoją czystą jak śnieg duszę! Twoją czystą jak śnieg duszę, Oprócz ciała posiąść muszę! Ja swe serce składam w darze, Chcąc Cię powieść przed ołtarze! Nie odmawiaj - nie wypada, Tylko zawsze bądź mi rada!" Więcej Młodzian się nie głowił, Jak pomyślał, tak też zrobił! Jednako w Szklarskiej Porębie..., Zapomniał języka w gębie! ?... Choć w pierwotnym swym projekcie, W każdym stylu jej aspekcie, Tak kwiecistą była mowa, , Nie wydukał ani słowa... "Tam Dolina, a tam Turnia, A wyszedłem znów na durnia! Chociaż kocham ją szalenie, Jak to wyznać Magdalenie?!"? Myśli Młodzian jaka dróżka, Wiedzie do Magdy serduszka?♥ Naraz wnet przyszło olśnienie, Rozpraszając mroków cienie! "Nierozumny ze mnie Chłopiec, Że nie mogłem wcześniej dociec, Czym się Miła pasjonuje, I w czym Ona się lubuje! O zmierzchu, jak o świtaniu, Magda pławi się w czytaniu, Wobec innych tym się chlubi, Że powieści czytać lubi! Z bardzo dobrym więc wynikiem, Ja też będę czytelnikiem, Co straciłem na prezencji, To nadrobię w elokwencji!" Przemierzając góry, rzeki, Przybył wnet do biblioteki, A tam bez opamiętania, Runął w odmęty czytania, Wzgradził fabuły serialem, Zaczytując się Stendhalem, Przypalone czyścił gary, Czytając Panią Bovary, Przytłoczon lektury znojem, Zaprzyjaźnił się z Tołstojem. Nawet pasja futbolowa, W odstawkę pójść jest gotowa, Gdyż od meczów oraz goli ⚽ ?, Bardziej wolał książki Zoli! Lecz najbardziej w jego gusta, Trafiła lektura Prousta! ? Jej bohater nie próżnował, Magdalenkę tam smakował, "Gdy wysiłków nie poskąpię, Rychło tego też dostąpię!" Gdy przeczytał książek mnóstwo, Wielbiąc Jej urody bóstwo, Stanął znów przed Magdaleną, Racząc widzów taką sceną... "Magdaleno Najmilejsza, Pośród Dziewcząt najpiękniejsza! Parząc je miłości wrzątkiem, Zawładnęłaś mym sercątkiem! ♥ Jawię, co czyniłem skrycie, Ja Cię kocham ? wręcz nad życie! ? Przyjm ochotnie me wyznanie, Niechaj szczęście nam się stanie!" Na to Magda roześmiana, Całkiem nie skonfundowana, Gdy ucichła Chłopca mowa, Odezwała się w te słowa: "Mój Niemądry, Mój Głuptasie, Czemu teraz, poniewczasie, Wyjawiłeś całkiem śmiało, Co Ci dotąd w duszy grało? Czemu w pięknym anturażu, Pośród górskiego pejzażu, Nie upadłeś przed Dziewczęciem, Nie wyznając Jej z przejęciem, Swych wyrazów uwielbienia, Co z każdego zioną tchnienia?!? Czyś tak bardzo mnie hołubił, Żeś z wrażenia zaniemówił?? Co zmieniło w głaz Twą postać?? Czyżbyś bał się kosza dostać?? O tym wiedz, mój kawalerze, Co wyznaję całkiem szczerze, Że palący głód kochania, Bardzo mnie ku Tobie skłania!?♥️ Nie przystoi lecz Panience, By to Ona żyła w męce, Krotochwilii i zalotów, Cierpień, zgryzot i kłopotów, Tych umizgów, tych podchodów, Przełamania pierwszych lodów! Niechaj męski imperatyw, Dźwiga ciężar inicjatyw, I na sprycie swym polega, Niechaj o Nią On zabiega! Tylko tak, a nie odwrotnie, W tej materii jest istotnie!" Na to Młodzian odpowiada: "Czy to znaczy, żeś mi rada?! ?? Wszak pąs zdobi Twoje liczko, Ma Nadobna Czytelniczko!" Wtedy Magda chichotliwie, Mówi mu całkiem prawdziwie: "Przestań znów problemy stwarzać, Ja nie lubię się powtarzać! Tyś jest Mój, a Jam jest Twoją, Miłość będzie nam ostoją! ? Jeśli nie chcesz mojej zguby, Przed ołtarze prowadź Luby!" ?? I tak pokład uczuć wielkich, Przezwyciężył barier wszelkich, W jej ogromie ich siermięgę, Miłość kwitnie na potęgę! Tuląc się do siebie tkliwie, Żyli długo i szczęśliwie, Magda i Jej adorator, W romantyzmie wciąż amator, Który nie będąc cymbałem, Posiadł duszę razem z ciałem!
  14. Kabaret Starszego Pana Prezesa Bońka ma zaszczyt przedstawić: Portugalczyk Souzowaty (aktualne po meczu ze Szwecją na Euro) Wciąż bazując na frazesach, Zmącił duszę mą Prezesa, Potem ciało skusił śmiało W Sheratonie. Kiedy z radia płynął walczyk, Wykorzystał Portugalczyk Mnie ze szczętem... Tyś? Jam Prezes Zbigniew Boniek! A kiedy on zaczął mi dmuchać w kaszę, Omamił mnie mówiąc, że Euro nasze! Mnie jego pochlebstw wciąż było za mało, Gdy mówił: "Ogram Hiszpanię w Bilbao!" A tu się awans na mundial oddala... ! Zesz ty w cala! Żesz ty w cala! Chybam swój rozum do kieszeni schował, Kiedym umowę był z nim parafował! I nie zaufam już więcej tej zołzie... Paulo Sousie! Paulo Sousie! Portugalczyku jak nóż bezlitosny, Orżnąłeś Bońka i już, W przeddzień wiosny! I tylko marzeń została naręczka... Szkoda Brzęczka! Szkoda Brzęczka! Pośród licznych stylu sromot, Brzęczek wziął od Włochów łomot. Miał w programie, Też porażkę w Amsterdamie. Był w piłkarskiej katatonii, Mecz w Północnej Macedonii, Gdy wyjątek, Od marazmu zrobił Piątek. Lecz gdy na Euro zdarzyła się klapa, Pojąłem, że to nie coach lecz atrapa! I już Listkiewicz mi to wypomina: To wszystko Twoja Zbigniewie jest wina! W bezdennym gniewie się cały zatracę! Nie zapłacę! Nie zapłacę! Niech Portugalczyk pogrąży się w wstydzie! I Podbeskidzie trenować niech idzie! I nie zaufam już więcej tej zołzie... Paulo Sousie! Paulo Sousie! Portugalczyku jak nóż bezlitosny, Orżnąłeś Bońka i już, W przeddzień wiosny! I tylko marzeń została naręczka... Szkoda Brzęczka! Szkoda Brzęczka!
  15. Wyciągnięta ręka i dłoń ciągle pusta, Wyblakłe uśmiechy na pobladłych ustach, Brużdżąca policzki łez goryczy strużka, Okruszek złamany z innego okruszka...
  16. Pośród westchnień głębokich, jak łodyżka stokrotki, Zanurzonych w srebrzystej księżycowej poświacie, Wciąż mnie ciężar przytłacza, taki dziwny, bo słodki, W świetle gwiazd roziskrzonych marzę wciąż o Agacie. W jej oczętach z bursztynu, chociaż raz móc utonąć, Perłą z rosy kropelek moczyć rzęsy w jaśminie, Czereśniowym policzkom dać rumieńcem zapłonąć, I niech czas jak miód gęsty, słodko powoli płynie. Zapleść w warkocz bzu płatki, utkać pejzaż z poranka, Patrzeć jak iskra w oku ciągle wesoło tańczy, Pełną garścią wciąż zrywać jej uśmiechy do dzbanka, Tak promienne jak słońce albo miąższ pomarańczy. Nowy dzień wciąż od nowa, gdy przychodzi zaranie, Przyodziewa krzew malin w wykwitniejsze szkarłaty. Lecz w wyścigu o piękność, nawet świt nie ostanie, Bowiem przyjdzie mu przegrać z ślicznym liczkiem Agaty. Choćby nie miał niczego, zawsze będzie bogaty, Kto właściwie odgadnie, jaka to kręta dróżka, Wśród bezdroży manowców wiedzie wprost do Agaty, Do jej wiecznie płochego, kochliwego serduszka. Próżno zatem gdzie indziej niespełnieni rycerze, W nieskończonej tułaczce najpiękniejszej szukacie, Wiedzcie to, że poeta wyzna wam całkiem szczerze, Wszelka piękność dziewczęca jest zaklęta w Agacie. Za tych wiele czułości jedna tylko zapłata, Która w sobie zamyka słodycz wszystkich ciasteczek. Czy uraczy mnie wdzięcznie urodziwa Agata, Pocałunkiem różanych, karminowych usteczek ?
  17. Jakiż to Chłopiec piękny i młody, A jaka cudna Dziewica! Jaśnieje blaskiem swojej urody, A jakie ślicznie ma lica! Czy ich połączy uczucie trwałe, Czy powierzchowna zażyłość? Fakt, że niewiasty często niestałe, Lecz jaką siłę ma miłość! Ona potrafi góry przenosić, Słuchajcie, kto w Boga wierzy: Piękna Dziewico! Nie daj się prosić! Młodzieniec ku Tobie bieży! Ale Dziewica nie w ciemię bita, Lecz Panna z niej co się zowie, Takim wyznaniem Młodzieńca wita, I w pierwszym tak mówi słowie: "Mój drogi Chłopcze, odbity w wodzie, Co miłość gubi w kaprysie, Słodkie Twe słowa, skąpane w miodzie, Ale zamiary masz lisie. Czy to, co Ty chcesz mi ofiarować, Ma w sobie czystość kryształu? Czy też zamierzasz tylko folgować, Swym żądzom i swemu ciału? Czy znać chcesz uczuć jasną krynicę, I odkryć miłość tajemną, Czy wykorzystać Piękną Dziewicę?! Co Ty chcesz przeżyć wraz ze mną? Zali naprawdę kochasz mnie szczerze, Czy tylko chytrze coś knujesz? Złóż mi przysięgę, wtedy uwierzę, Na pewno nie pożałujesz! Jeśli wypełnisz, co obiecałeś, Będę Twym światłem słońca, Jeśli nikczemnie mnie oszukałeś, Twym żalom nie będzie końca!" A przecież nie jest to sprawa łatwa, Przysięgać z samego rana, Młodzieniec z wzrokiem skrzącym od światła, Pada na oba kolana... "Twa piękność kusi o wszystkich porach... W południe, z wieczora, z rana, Kąpię się w oczu Twoich jeziorach, Najdroższa ma, Ukochana! Ale nieprawdą jest też bez mała, Że cierpiąc srogie katusze, Pożądam tylko Twojego ciała, Ja posiąść muszę i duszę! Póki me piersi oddech podnosi, Krwi w żyłach nie ściął mróz śmierci, Będę Cię zawsze na rękach nosić, Innej nie oddam ni ćwierci, Serca, co tylko dla Ciebie bije, Ty jesteś jego ostoją, Duszy, co w Tobie czuje i żyje, Na zawsze pragnie być Twoją!" Spacerowali razem pod rączkę, Dziewicy wiatr suknię imał, Młodzieniec trawił żądzy gorączkę, Lecz się z pokusą swą wstrzymał. Poszła Dziewica z Rachunkowości, A jemu z oczu zniknęła, Młodzieniec ostygł w swej namiętności, Rozpacz w władanie go wzięła. Jakże mu dzionki płynęły smętnie, Pojęcia nawet nie macie, Za jeden uśmiech oddałby chętnie, Nadpłatę zawartą w VAT-cie. Już komornicze wszystkie zajęcia, Wprowadził w bazy systema, Już mu serduszko mdleje z przejęcia, A Miłej nie ma i nie ma... Miota się w mękach młody kochanek, W łzach gorzkich topi swe żale: "Ma miłość była jak malin dzbanek, Ona nie kocha mnie wcale!" Jak lodowata jesienna słota, Otumaniła go chandra, Wtedy ku innej naszła ochota, A imię innej brzmi Sandra... Kiedy więc Sandrze czynił awanse, Dziewica gwałtownie wraca, Przerywa jego niecne romanse, Cała się w gniewie zatraca. "Rozpustny łotrze, gagatku podły! Słowa przysięgi masz za nic?! Porzuć błagania, prośby i modły! Twa rozpacz będzie bez granic! Nie będziesz wiedział, prawda czy czary, Powodem Twojej udręki! Wiedz przeto jedno, nie ujdziesz kary! Cierp tedy wieczyste męki!" Mrok czarny nagle przestrzeń ogarnia, I wszystko na wskroś przenika, Niszcząca siła wszystko zagarnia, I wszystko pod ziemią znika. Dwoje namiętność mając na względzie, Wznieciło uczuć zarzewie, On był stażystą kiedyś w Urzędzie, Kim była Ona? Nikt nie wie...
  18. Ja jestem deszczem I trzymam w zanadrzu Krzyształ zmoczony sreberkiem księżyca By na paluszkach jak z porcelany Przyjść tak ukradkiem niepostrzeżenie Żeby grzebieniem z bzów fioletowych Uczesać myśli w kształt Twej urody Co jak jagody w dzbanek wrzucone Pachnie motylem rzęsy w zaraniu Ja jestem deszczem I zwilżam usta Okruszynami tęczowej barwy Trwam wyrzeźbiony z piany obłoków Dłonią i prawdą szeptem i krzykiem Choćbym miał istnieć tylko przez chwilę Której mi wieczność będzie zazdrościć Żeby na zewnątrz z tchu wyswobodzić Coś tak jak płomień tylko żarliwszy Lekki od marzeń z puchu dmuchawców Ciężki słodyczą miodnej pasieki Gdzie kwiat konwalii to Panna Młoda Cała utkana z ślubnych obrączek Które ktoś nazwał przez roztargnienie Dziurami w niebie całkiem błękitnym Co wciąż zalotnie do nas mrugają Gwiazdą co plecie czas w warkoczyki Mając nam za nic nasze mniemanie Że rok zamyka się czterech porach Mrozu upału wiatru i kwiatów Czasem na opak poukładanych Ja jestem deszczem Co z ciężkiej chmury Spada na ziemię mleczną perełką Żeby stokrotki zarumienione Mogły chichotać bez skępowania Plotukując o tym że nenufary Znowu są wielce o nie zazdrosne Haftuję kolcem w krzew obrośnięty Nabrzmiały sokiem owoc maliny By pulsowaniem krwi rubinowej Ucieszył smakiem tych co go pragną Sączyć powoli tak jak natchnienie Co jest niezwykłe w pospolitości Jak chleb od dłoni nieodróżniony Ja jestem deszczem W skórce od gruszki Cienko obranej ręką wzruszoną Co pieszczotami ukołysała Wściekłość zgiełkliwą która jest marnością Żeby pejzażem w jednym okamgnieniu Jaśmin mógł wsiąknąć w Twoich rzęs aksamit I oprószając makiem Twe powieki Dziewczęcą piękność chciał o sen przyprawić Zanim więc strugą nieokiełznaną Przemoczę Ciebie do suchej nitki Aby bez reszty móc Cię pokochać Tuląc w ramionach z cząstek pomarańczy Wyznaj swe imię cokolwiek oznacza Zajedno piękno będzie nazwą dla mnie
  19. Witaj moje ślicznie słonko, I moja przyszła małżonko ! Tyś dziewucha jak racucha, Choć malutka to słodziutka ! Czasu więc nie tracę, Gdy się śmiejesz, promieniejesz, Gdy przechodzisz, w tęczy brodzisz, I masz stałą pracę ! Wiesz, że bardzo Ciebie lubię, Pogadajmy więc o ślubie ! Do ożenku jam gotowy, Weźmiem ślub konkordatowy ! Najpierw przysięga w kościele, Potem słodkich uciech wiele ! Miłość życie nam oświeci, Chcę mieć bardzo dużo dzieci ! Czy to rankiem, czy w południe, Razem będzie nam tak cudnie ! Żadnej innej nie chcę wcale, Razem będzie nam wspaniale !
  20. Płynie łezka po policzku, Taka cicha, cichuteńka, Wielka tak jak morze krzywdy, I jak szczęście me maleńka... Tak z jeziora mego oka, Płynie często nocą ciemną, Żłobiąc bruzdy w mojej twarzy, Gdy nikogo nie ma ze mną... Płynie, aby cierpkość smutku, Na obliczu wymalować, Nikt jej szeptu nie usłyszy, Nikt jej nie chce pożałować... Nie ma dłoni dobrotliwej, Coby otrzeć łezkę chciała, I uczynić swoim ciepłem, By już więcej nie płakała... Trzeba gorzki ciężar żalu, W tajemnicy skrycie chować, I za wszystkich, których kocham, Łezkę moją ofiarować... Płynie łezka po policzku, Taka cicha, cichuteńka, Wielka tak jak morze krzywdy, I jak szczęście me maleńka...
  21. Póki krew we mnie płynie, Dusza moja nie zginie, Gdy krew płynąć przestanie, Utul duszę mą Panie, Utul twarz mą oplutą, Z swej godności wyzutą, Utul zbolałe kości, Co nie znały miłości, Utul grzbiet przeorany, I na sercu mym rany, Wymość jasnymi snami, Szloch wytknięty palcami, Zamień wściekłość szaleństwa, Co miotała przekleństwa, Na łaskawość życzliwą, Ciepłą, czułą i tkliwą, Rozbij na drobne części, Złość zaciśniętych pięści, Otrzyj łzy, które pieką, Często zaś płyną rzeką, Zabierz ode mnie Panie, Mściwych zębów zgrzytanie, Kroki stopą stawione, Czarną krwią opłacone, Mimo przeszkód tak wielu, Prowadź prosto do celu, Jeśli taka Twa wola, Niech się skończy niedola, Odpuść winy i grzechy, Pozwól doznać pociechy, Zbaw od męki i kary, Przez dla bliźnich ofiary, Daj się spalać codziennie goręcej..., Doświadczyłeś obficie, Goryczami me życie, Łaskę Swoją ofiaruj, Lekką śmierć mi podaruj, Tylko nie każ mi cierpieć już więcej...
  22. Daj mym źrenicom swą piękną urodę Nosić jak światło, tam jej czas nie skradnie ! Daj swych uśmiechów miodową osłodę, Zmienić w wspomnienie, które nie przepadnie... Lecz będzie wiecznie na myśl mi przywodzić, Wydęte żagle moich marzeń statków, Co wyobraźnia chcąc je znowu zrodzić, Obsypie śniegiem czereśniowych płatków... Dniem malowanym bzem i pomarańczą, W błękicie nieba płynie tęczy rzeka, Nocą, gdy gwiazdy w toni jezior tańczą, Srebrzysty księżyc przez palce przecieka... Gdy malinami smakowały słowa, Mnogość radości w jednej tkwi przyczynie, Serce nie zgubi, a pamięć zachowa, Spojrzenie oczu rzeźbione w bursztynie... Zanim więc radość, która dziś rozkwita, Niepewne jutro w marny proch zamieni, Pozwól nakarmić me oczy do syta, Króciutką chwilką, która się rumieni...
  23. Oto jest tajemnica, Wprost z serca poety: Nie woń róży zachwyca, Lecz piękno kobiety !
  24. Pierwszy zabójca Ostatni wyrzut sumienia Twardość czerstwego chleba Pogryzanego zepsutymi zębami Ostra długa i cienka krawędź Skradziona na błyszczącym nożu Zapach zaciskanej pięści Klęcznik myśli i ciała Rzeźbiarz moich kolan Zło zamienia na Niego Serca nieczułych ludzi Choć kiedyś chciało By On stał się chlebem Zło które jest we mnie - nie w Nim A On - nie chce nadawać mu imienia Wolę żeby pozostał samym sobą On kąpie się w deszczu i wącha kwiaty Ja już tego zapomniałem Nauczyłem mu się mu zazdrościć Nauczyłem się być gorszy od Niego Spałem Nie czytałem gwiazd On pisał wiersze On - mój przyjaciel Wyrwany z tłustej czarnej i wilgotnej ziemi Kościstą samotnością Mojej lodowatej dłoni Na ból i cierpienie Na drogę i kroki Na pocieszenie wielkiego ucisku Skoro ludzie mnie nie chcieli On - bardziej ludzki od ludzi Przygarnął mnie Byłem samotny I będę w Nim trwał A On we mnie Nie może mi nic powiedzieć Nie musi On pośrednik miedzy mną A Bogiem On - mój przyjaciel Po którym kroczę bosymi stopami Jak po kwiecistym dywanie On - mój przyjaciel Wyjątek od reguły On - mój przyjaciel Kamień
×
×
  • Dodaj nową pozycję...