Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wiktor Kwieciński

Użytkownicy
  • Postów

    47
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Wiktor Kwieciński

  1. Tak jak liście mają drzewa, a czas wie przed kim uciekać, tak jak buty sznurowadła, magię wieczorna bajka, tak jak w nocy księżyć świeci i czereśnie kwitną w lecie, tak wiersz pragnie adresata - może będziesz dlań łaskawa?
  2. Siądź, Maryna, na kolanko, Co bym mógł cię mieć na własność; W tę noc będziesz moją nimfą, Jeśli zechcesz - nawet Ligią! Byle prędko, chodźmy grzeszyć Póki wódka ciągle ślepi... A rano, z ochrypłym krzykiem, Pobiegniemy wzdłuż równika, Ty na zachód, ja na wschód, Do samych pieprzowych pól!
  3. Sto kroków i skoków za tęczą, co wieczór gwiazdy spadają kaskadą, a waniliowy księżyc obdarza uśmiechem właściwą część. Sto kroków i skoków za tęczą, wiatr podskakuje od drzewa do drzewa, ot, taki z niego urwis niesforny. Sto kroków i skoków za tęczą, uparty karzeł pada i wstaje, zawzięcie próbując oswoić jednorożca. Sto kroków i skoków za tęczą, trubadur brzdąka na lutni drewnianej. Płacze trubadur, płaczą słuchacze, bo smutna to pieśń, o krainie gdzie niemal niczego nie brak. Sto kroków i skoków za tęczą, wszystko i wszyscy ubolewają - bo już nie wracasz.
  4. Gdybyś raptem straciła kolce i naga, bezbronna patrzyłabyś na mnie wszechmogącego - bałabyś się, czy może z ulgi byś odetchnęła? A gdybym powiedział, że Twoje płatki z krwistej czerwieni zamienią się w brąz i zaczną opadać jeden po drugim - obraziłabyś się, czy mógłbym dokończyć?
  5. Na małej wiosce nieopodal Warszawy, Dziesięć hektarów ziemi spadło na Jana Po wypadku taty i wylewie mamy, Którego na pogrzebie męża doznała Przebywszy żałobę, Jan uznał, że trzeba Zatroszczyć się o to, co mu pozostało I wzniósł nawet głowę wysoko do nieba, Krzycząc: "będziecie dumni, mamo i tato!" Zaciągnął kredyt na ciągnik i nawozy, Spał tylko gdy oczy nie dały pracować, Lecz mimo starań nie zebrał żadnych plonów - Przeciwną mu była Królewna Pogoda Obejrzawszy zniszczenia, Jan się załamał; Za wszelkie nieszczęścia obwiniał też Boga, (Choć co niedzielę Ciało Chrystusa zjadał, To jeszcze daleko mu było do Hioba). Postanowił rzucić wszystko w cholerę, Usiadł w fotelu i nigdy nie wstawał; Wciąż płakał i myślał, jak źle mu na świecie - Mijały tygodnie, miesiące i lata. Aż zmarł Jan na siedząco, w brudzie i wszach, Ach, jakże bardzo musiał czuć się spełnionym, Gdy odchodził z wiedzą, że od kilku lat Tylko narzekał, a niczego nie zrobił.
  6. Perlista rosa opadła na trawę, słońce oblało ją setką tęcz; na niebo wyszły zwierzęta kłębiaste - chyba nigdzie im się nie spieszy. I tylko tam pobiec, gdzie złoty mlecz, wirować na wietrze jak jego płatki, zamknąć oczy i czuć zapach różu, kąpiąc się w łące jak w rosie żuk. A potem znowu otworzyć powieki I wtedy... Warszawa.
  7. Najnieszczęśliwszy człowiek na świecie Który zatracił wszystkie wartości Wiązał swoją ostatnią nadzieję Z poradą od Drzewa Mądrości Szedł więc przez puszczę trzy dni i noce Walcząc po drodze z kobrą i lwem Aż w końcu zobaczył koronę I najpotężniejszy ze wszystkich pień "Drzewcu wszechmocny, błagam o pomoc!" Lamentował i płakał wciąż biedak "Chciałbym wrócić na właściwy poziom Lecz nie umiem się z dna wygrzebać..." Drzewo milczało przez dłuższą chwilę Jak gdyby głuche na ludzkie prośby W końcu po niespełna godzinie Z grubego pnia niski głos rozgrzmiał: "Gdy spadłeś na dno, nie próbuj wracać Droga zbyt ciężka i zbyt daleka Niech twoje ręce będą łopatą - Dokop się nimi drugiego nieba".
  8. Noc była jasna, Ty taka niewinna Niczym marzenia o niezburzonym śnie; Grała gitara, płonęło ognisko, Wpatrzony w Ciebie, pytałem o sens. I niebo i las zalała euforia, Powietrze pachniało błogim spokojem; Czemu tak późno musiałem Cię poznać, Gdzieś była w te nieprzespane noce? Rozumiałaś mnie bez jednego słowa; Czasami zwyczajnie wpatrzeni w dal, Staliśmy nad brzegiem modrego morza - To było morze, czy jednak to był raj? Teraz. Tutaj. Całe wieczności później, Gdy zamykam oczy, wciąż Cię spotykam; Wyciągam rękę, lecz przecież na próżno... A piasek łakomie fale połyka.
  9. Piotrek miał wielki talent piłkarski, Którym ponad tłum się wybijał, Lecz zamiast być dumnym - tylko się martwił, Bo nauka ciężko mu przychodziła. Chłopiec bowiem nie marzył o piłce, Od zawsze chciał pomagać innym; Rzucił więc wszystkie trenigi I zaczął naukę do studiów medycznych. Gdy rówieśnikom wystarczyła chwila, Piotrek poświęcał co najmniej trzy, Lecz w końcu dostał się na medycynę - Ze szczęścia wylewał perliste łzy. Na studiach uczył się w dzień i w nocy, Spał tylko wtedy, gdy nie mógł dłużej I protestowały zmęczone oczy; Wychudł Piotrek, jak również zmizerniał, Mimo wszystko - nigdy nie żałował, Że zamiast czytać o kościach i ścięgnach, Mógłby z piłką po stadionach szarżować; Na jałowe myśli nie poświęcał chwili, W pocie czoła pracował na sukces I wkrótce, wbrew tym, co wątpili, Został Piotrek wybitnym chirurgiem.
  10. Bez- namiętnie zarzucasz sidła, nie próbuję uciekać, bo i po co, kiedy tak jest mi dobrze. Bez- pretensjonalnie otwierasz usta, pytasz gdzie byłem. Ja, Bogu ducha winny, przepraszam. Bez- końca chcesz jak najwięcej, a mnie na początek brakuje sił. Bez- pośpiesznie zakwitł kremowy i sam już nie wiem, co prawdą jest.
  11. Na imieniny babci mały Tomeczek Chciał sprawić staruszce bajeczny prezent, Który planował od zeszłego roku, Uprawiając storczyki za domem w polu, Więc w przeddzień uplótł cudowny bukiet I napisał wiersz najlepiej jak umiał, A kiedy noc wreszcie minęła, Wybiegł do babci, nie mogąc się doczekać Jej miny, gdy ujrzy cudowne kwiaty, Nie wiedział jednak, że się popłacze - Bo kiedy staruszka bukiet zobaczyła, Ze łzami w oczach chłopca wygoniła, Krzycząc: ,,Oprychu, jesteś bezczelny, By w dzień imienin życzyć mi śmierci!".
  12. Przeszłościeżki zaszły szczeciną, w końcu wyrósł z nich busz wszechsgęsty. Wiem, ani tasakiem ani toporem czy Excaliburem błyszczącym, potężnym, nie przedrę się przez ten gąszcz. Już perlisty pot mi ścieka po skroni, pytam: po co iść tam, gdzie było się raz? Jednak Próbuję przecinać chaszcze, bez opamiętania, bez zastanowienia, choć za plecami nieodkryty trakt.
  13. Nie myśl o tym, po co jesteś Nie patrz dokąd wieje wiatr, Przestań w końcu ściskać pięści, Dalej, śmiało! z kolan wstań Ref. [x2] To bez sensu, to bez sensu Płakać w tak mokrym miejscu, Gdy wystarczy mały geścik, By zamienić wodę w kwiat Nie oglądaj się za metą, Bo i po co szukać jej? Spójrz, jak możesz zajść daleko, Biegnąc po to, aby biec Ref. [x2] Choć raz zadrwij z tej pogody I wybiegnij prosto w deszcz, Gdy zamokną spod nóg kłody - Lada dzień rozpadną się Ref. [x2]
  14. Hen daleko w ciepłym kraju Zaczepił młody żółw motyla, Spytał się, czy nie przeszkadza I przedstawił plany swego życia: "Zobaczysz, motylku drogi, Będzie ze mnie świetny pływak Kiedyś wygram wszystkie zawody, Prześcignę nawet marlina! Jednak wpierw muszę dorosnąć, Na trening jeszcze przyjdzie pora; Póki co, odpoczywam na słońcu, By młodości nie zmarnować" Tak opowiadał mały żółwik O swych przyszłych wyczynach, Aż się schował do skorupki I wyskoczył jak sprężyna "A co z tobą, mój motylku? Me marzenia już poznałeś, Proszę zdradź mi rychle Jakie Ty obrałeś plany" Modry owad spuścił czułki, Opadł wprost na żółwią głowę I, wpatrzony w swoje nóżki, Rzekł poważnym tonem: "Widzisz, żółwiku, my motyle Wcale nie snujemy planów, Korzystamy każdej chwili, Bo to tylko jedna z paru..."
  15. Franek, co bez przygotowania odpowiedniego Nie lubił zaczynać niczego, Postanowił napisać wiersz cudowny Lecz jak to zrobić, nie znając teorii? Najpierw więc przeczytał słownik gramatyczny Później biblioteczne półki oczyścił Czytał i czytał - setki utworów Całe miesiące nie wychodził z domu Lecz za każdym razem, gdy sam miał coś tworzyć Nie potrafił choćby wersu ułożyć Franek jednak się nie załamywał - Stwierdził, że musi jeszcze więcej czytać Tak mijały lata, on połykał książki I nic nie napisał; zmarł ze starości...
  16. Co może być cudniejszego od dotyku tej jedynej i miłości najprawdziwszej, jaką oferuje czasem już po pierwszej randce Ona może być zdradzana, sama pozostanie wierna, a pytana: gdzie jest koniec, odpowiadana: nie wzdycham do Niej i ubóstwiam językami świata; nawet kiedy się odwrócę, Ona zapamięta wszystkie noce i wieczory i kroplami potu wysilone pocałunki.
  17. Jakże cudownie się czuję Pusty. Rozum mój znikł Niczym gwiazdy w chmurach Nie umiem się ruszać I myśleć Zatopiony w urynie Patrzę przed siebie - donikąd Może jestem ptakiem przepięknym A może nie Jestem. Nie jestem Aż śmiać mi się chcę...
  18. Pomocy nie potrzebuję Od was - duchy, bogowie, ludzie Mam coś wyjątkowego Ósmy zmysł, co swą potęgą Życie poniża... Potrafię sam zwalczyć problemy Robię to przecież przez całe wieki O pomocy nie chcę słyszeć Samotność jedynie pragnę widzieć Zamykam drzwi przed oczyma świata Euforię czując, gorącą jak lawa...
  19. Upijam się z nim. Wypełniam szklanki Przeźroczystą cieczą o smaku bólu Śmiejemy się głośno i chcemy tańczyć Lecz giętkie nogi nie pójdą w sukurs Głowy latają na prawo i lewo Czy tu jest lotnisko? Skąd wziął się ten szum? Zapijmy go lepiej magiczną cieczą Co wszystkie problemy przecina jak nóż Lecz butelka pusta - nic nie zostało I co my zrobimy? Co teraz będzie? Z pustych portfeli wychodzi pająk W ciszy załamujemy swe ręce W końcu powieki jęły opadać Oparci o siebie mamy chęć usnąć W następnej chwili zacząłem płakać Bo zostałem sam - zbiłem głową lustro
  20. Kable Spętany w kable po same stopy Zażarcie próbuję się nie udusić Wyciskam z siebie już siódme poty By zniwelować plusy i minusy Chcę czerpać tlenu - ten zmienił się w czad Chcę pić - lecz woda jest czarna jak smoła Jakże gorąco! Upał podpala wiatr Sam Noe uchronić zwierząt nie zdoła To benzen, toluen - węglowodory Owładnęły ludzi i przejęły świat Oddani podwładni służą królowi Co wiele ma imion, lecz zawsze ten sam Ja szarpię ciałem w prawo i lewo Próbuję z ust wypluć ołowiu smak I myślę: ludzie żart losu dostrzegą Gdy miast popiołu, obrócą się w smar...
  21. Fale leniwie wsiąkają w piasek Ich życie kończy się u mych stóp Bracia i siostry je szumnie żegnają Do ran przykładając sobie sól Gdzieś z niedaleka słyszę dźwięk skrzypiec Smutny - kto taką melodię gra? Patrzę dokoła, nikogo nie widzę Czy to skrzypce, czy może głos fal? Podnoszę rękę na wysokość czoła Próbując odnaleźć drugi brzeg Co zginął gdzieś w niebieskich legionach Fal, za rękę idących na śmierć I nagle nie mogę powstrzymać płaczu Czy to dźwięk skrzypiec i morza czar? Ukazał mi coś niewidoczne zrazu: Przecież fale to synonim nas...
  22. Wyrwawszy wczorajszy dzień z kalendarza Czerwonym ujrzałem pierwszy listopada Przez okno słyszę: "promocja na znicze!" I ryk silników, tak nieznośny jak wicher To jest święto zmarłych! Na cmentarz trzeba gnać! Założyć pantofle i najschludniejszy frak Postać chwilę nad grobami bliskich osób Zapalić świeczkę i znów przez rok mieć spokój...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...