Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Babcia_Zosia

Użytkownicy
  • Postów

    39
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Babcia_Zosia

  1. "Forma sms-owa", czyli najczęściej używana przez młodzież przy pisaniu sms-ów - bez polskich znaków, niestety! Chętnie przeczytam całość!
  2. Z przyjemnością czyta się komentarze, które pozwalają autorowi uwierzyć, że ktoś wychwycił jego intnecje twórcze. Zdaję sobie sprawę, że utwory wymagają doszlifowania. Na razie zmagam się z pomysłami. Dziękuję i pozdrawiam.
  3. Bardzo sympatyczna miniatura. Czyta się z wielką przyjemnością. Szkoda tylko, że forma SMS-owa. Pozdrawiam
  4. Mam na imię Klara i od trzech dni nie powiedziałam ani słowa. Milczę jak grób - stwierdził tatuś. I wcale nie jest to łatwe. Zwłaszcza dla mnie - gaduły nad gadułami. Tak mnie nazywa moja pani w szkole. Lubię mówić. To fakt. Dlaczego więc milczę? Kilka dni temu do naszej klasy zapisała się nowa koleżanka - Iga. Jest bardzo ładna. Ma jasne włosy, okrągłą buzię i duże niebieskie oczy. I ślicznie się uśmiecha. Weszła do klasy razem z naszą wychowawczynią. Od razu wiedziałam, że się polubimy. Pani powiedziała, że nasza nowa koleżanka ma na imię Iga i jest... niemową. Tak, Iga nie mówi. Nic a nic. Taka się urodziła. W klasie nagle zrobiło się bardzo cicho. Popatrzyliśmy na nową koleżankę jak na przybysza z innej planety. Nagle Iga podeszła do tablicy i napisała: „Cześć! Mam na imię Iga i bardzo się cieszę, że mogę chodzić do waszej klasy". - A czy ona słyszy? - wyrwał się Franek. On jest najodważniejszy ze wszystkich. Zanim usłyszeliśmy odpowiedź wychowawczyni, Iga skinęła głową i napisała: "Tak, słyszę doskonale". - A jak to jest, kiedy nie można nic powiedzieć? -Jako klasowa gaduła nie mogłam nie zadać tego pytania. Pani skinęła na Igę, która napisała na tablicy: "Mówię przy pomocy rąk lub piszę". Dowiedzieliśmy się, że jest specjalny język migowy, którym porozumiewają się ludzie, którzy nie mówią lub nie słyszą. Pani zadecydowała, że Iga będzie siedziała razem ze mną. Super! Po lekcjach zaprosiłam nową koleżankę do siebie. Iga jest bardzo mądra i… cicha. Ponieważ jeszcze nie znam języka migowego, ale szybko się go nauczę, Iga głównie słuchała, a ja mówiłam. Mówiłam. Mówiłam. Opowiedziałam jej o naszej klasie, o nauczycielach, o ostatniej wycieczce do skansenu. O tym, co lubię, czego nie lubię. I jeszcze o wielu, wielu innych rzeczach. A Iga słuchała. Jeszcze nikt nigdy mnie tak nie słuchał. Siedziała wpatrzona we mnie jakby chciała zapamiętać każde moje słowo. Jakbym mówiła coś naprawdę ważnego. "Masz niezwykły dar opowiadania" - napisała mi na kartce. - A ty masz jeszcze niezwyklejszy dar słuchania - powiedziałam i uściskałam ją serdecznie. Kiedy Iga wyszła, poszłam do Babci Zosi i opowiedziałam jej o nowej koleżance. O tym, że nie mówi, że jest bardzo ładna i miła, i że tak wspaniale umie słuchać. - Słowo - powiedziała Babcia - ma wielką moc. Potrafi uleczyć, ale i zranić, może dać komuś nadzieję albo ją zabrać. Myślę, że twoja koleżanka, która została pozbawiona możliwości mówienia, odkryła tę wielką moc słowa. Bardzo często bywa tak, że jeśli coś zostanie nam zabrane, otrzymujemy w zamian coś innego. Twoja koleżanka nie potrafi mówić, ale za to umie słuchać. Dzięki niej odkryłaś coś bardzo ważnego - moc słowa. - Tak - przytaknęłam Babci, choć nie do końca zrozumiałam to wszystko, co do mnie mówiła. Jedno było dla mnie jasne - muszę nauczyć się słuchać. Tak jak Iga. Porozmawiałam z rodzicami i z moją wychowawczynią. Zgodzili się, abym przez kilka dni nic nie mówiła. Pani zgodziła się z wielką radością! Nie jest łatwo, ale dowiedziałam się czegoś bardzo ważnego: to, co mówią inni, jeśli się wysłucha do końca, jeśli się wsłucha nie tylko w słowa, ale w nich samych, ma wielką moc.
  5. Bardzo dziękuję za pochlenie się nad tekstem. Jest to kolejne "opowiadanko" z planowanego przeze mnie cyklu "Mam na imię Klara". W słowie "fajne" odczytuję zachętę do dalszej w tym kierunku twórczości. Serdecznie pozdrawiam
  6. Mam na imię Klara i jestem zdziwiona. Tak przynajmniej mówi Ciocia Agata - siostra mojej mamy. Ciocia Agata mieszka bardzo daleko i rzadko nas odwiedza. Kiedy miałam pięć lat, przyjechała na moje urodziny. Bardzo się ucieszyłam z tej wizyty, ponieważ Ciocia Agata jest jak promyk słońca w pochmurny dzień - tak mówi Babcia Zosia. Przy niej nikt nie może być smutny. Zawsze ma tyle rzeczy do opowiedzenia. I wszystkiemu się dziwi. A to, że mama taka śliczna, a tatuś taki mądry, a ja taka duża, że słońce takie jasne, chmury takie puszyste, a ptaki ćwierkają wszędzie tak samo. Najbardziej jednak lubię karuzelę miłości. To taka nasza zabawa. Wskakuję Cioci w ramiona, ona przytula mnie mocno i zaczyna się kręcić. Wirujemy do momentu, aż nie możemy ustać i siadamy na ziemi. I siedzimy wtulone w siebie tak długo, aż minie nam zawrót głowy. Ciocia mówi, że taka karuzela uczy, że kocha naprawdę tylko ten, kto jest trochę zakręcony. Jeszcze tego nie rozumiem, ale lubię kręcić się razem z Ciocią. Ciocia Agata przywiozła mi na urodziny prezent. To była taka mała paczuszka zapakowana w złoty papier, przewiązana czerwoną wstążką. Bardzo się ucieszyłam i mocno wtuliłam się w ciocię. Prezent zaniosłam do swojego pokoju i położyłam na parapecie pomiędzy kwiatkami, które dostałam od Babci Zosi. W promieniach słońca, które padały przez okno, wyglądał jak błyszcząca gwiazda. Usiadłam na dywanie i cieszyłam się tym blaskiem. Wtedy weszła Ciocia i usiadła obok mnie. Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu. - Nie ciekawi cię, co jest w środku? - spytała Ciocia. - Bardzo - odpowiedziałam. - To dlaczego go nie rozpakujesz? Nie potrafiłam tego wytłumaczyć. Sama do końca nie rozumiałam i nadal nie rozumiem, dlaczego lubię dostawać prezenty, ale nie lubię ich rozpakowywać. - Bo widzisz, ciociu - spróbowałam nazwać moje uczucia. - Ten prezent to jak nasza karuzela miłości. Kiedy cię nie ma, próbuję się kręcić sama. Ale to nie to samo. W tym pudełku zamknęłaś swoją do mnie miłość. I chcę ją zachować jak najdłużej. - Ale gdy rozpakujesz ten prezent, miłość dalej tam będzie - powiedziała Ciocia po chwili zastanowienia. - Wiem, ale inaczej. Kiedyś na pewno go rozpakuję, lecz teraz chcę się cieszyć tajemnicą, którą skrywa. Chcę cieszyć się tobą. Oczywiście wtedy mówiłam trochę inaczej. To Ciocia Agata przypomniała mi tę rozmowę. - Wiesz, Klaro - powiedziała Ciocia - jesteś najbardziej zdziwionym człowiekiem, jakiego znam. - Czy "zdziwiony" to to samo, co "dziwny"? - spytałam. - Nie, to nie to samo. Twoje zdziwienie rodzi się z miłości, a miłość nigdy nie jest dziwna, tylko zadziwiająca. Ciocia Agata jest bardzo zdziwiona! I ja też.
  7. Dziękuję za pochylenie się nad tekstem. Smutne? Tak. Naiwne? Także. A jeśli chodzi o okulary: "Dobrze widzi się tylko sercem" - jak napisał klasyk! Pozdrawiam
  8. Mam na imię Klara. Wczoraj byłam z tatusiem u pani okulistki. Okazało się, że moje oczy trochę się zepsuły. Niezbyt wyraźnie widzę to, co jest blisko mnie. Dziwne. To, co jest daleko, widzę bardzo dokładnie. Pierwsza dostrzegam numer autobusu, którym dojeżdżam do szkoły, a nie potrafię przeczytać treści zadania, które leży przede mną. Pani okulistka jest lekarzem od oczu. W jej gabinecie nie pachnie lekarstwami, jak u lekarza od gardła i gorączki. Pani okulistka ma takie uśmiechnięte oczy. Bardzo się śmiała, gdy jej to powiedziałam. Stwierdziła, że to najmilszy komplement, jaki słyszała. A to nie był komplement, to najszczersza prawda. Babcia Zosia uważa, że oczy to okna, przez które można zobaczyć duszę. Dlatego patrzę ludziom w oczy. Niektórzy bardzo tego nie lubią. Odwracają wzrok i najczęściej liczą kamienie pod nogami. Tatuś nosi okulary. Oczy ma niebieskie jak letnie niebo. I tak samo pogodne. Kiedyś zobaczyłam w nich gwiazdy. Tatuś lubi gwiazdy, dlatego mówi do mnie Słoneczko. Mnie także bardzo lubi. Oczy mamusi są czarne jak niebo w nocy. Są śliczne, ale takie smutne. To ze zmęczenia. Mamusia bardzo ciężko pracuje. Dziadek Zenek ma w oczach jezioro. Są niebieskie, ale inaczej niż u tatusia. Dziadek mówi, że kiedyś miał zielone, ale odkąd jest na emeryturze i niemal codziennie łowi ryby w jeziorze, oczy przybrały kolor wody. Ma rację. Poza głębią widzę w nich tę tajemnicę, którą skrywa jezioro. A babcia Zosia?! Nie umiem określić koloru jej oczu. Kiedy w nie patrzę, zawsze są inne. Raz mają kolor łąki, a raz ogrodu pełnego kolorowych kwiatów. Babcię Zosię zawsze można spotkać w ogrodzie za domem. Nawet wtedy, gdy jest zimno lub pada deszcz. A moje oczy się zepsuły! Przez te moje zepsute oczy trochę narozrabiałam. Nie zauważyłam w łazience ulubionej szczotki mamusi i ją rozdeptałam. Ale przecież to nie moja wina. To przez te zepsute oczy! Pani okulistka je naprawi. Obiecała! Babcia Zosia powiedziała, że niektórzy ludzie robią różne złe rzeczy, bo także mają zepsute oczy - oczy serca. Ale takich oczu pani okulistka nie umie naprawić.
  9. Wzruszyłam się. Dobrze opowiedziana historia. Wyrzuciłabym zdanie o sumieniu - dajmy szansę czytelnikowi na refleksję, dlaczego lepiej nie dostrzegać takich ludzi. Pominęłabym również powtórzenie "w słoneczny dzień" w zdaniu: "Mały, głodny chłopiec szedł prawie pusytm chodnikiem". Bez przecinka przed "szedł". A gdybyś tak podzielił zdania na krótsze?! Wydaje mi się, że byłyby bardziej przyswajalne. To tylko takie moje odczucie. Generalnie tekst bardzo dobry. Pozdrawiam serdecznie
  10. Piękny, liryczny tekst. Trochę potknięć interpunkcyjnych: (...) Nie będzie nieśmiertelnym pomnikiem ani tym bardziej sercem noszonym na rękach. Może ktoś za nim zapłacze, a może … Ale wróćmy do mnie, do wędrowcy, który próbuje upchnąć do kieszeni drogę, po której szłaś, żeby cię nie zgubić, żeby móc ją wyłożyć przed oczami i wierzyć, że będziesz na jej końcu. To czerwony dywan tkany przez języki mężczyzn, na których byłaś, którzy cię „kochali”. Nie znam ich, ale dywan zabrałem, bo nie chcę, żebyś się zraniła. A może lepiej, gdybyś szła po kamieniach, wtedy mógłbym nosić cię na rękach – bezimienną księżniczkę. Spotkać takiego rycerza, to marzenie chyba każdej kobiety. Pozdrawiam serdecznie
  11. Cieszę się z tej dyskusji. Czy nie tak powinno być w życiu publicznym? Czy z tekstu wynika, że odmawiam prawa do honoru i umiłowania Ojczyzny ateiście lub człowiekowi z innymi przekonaniami niż moje?! Każdy ma prawo do własnego zdania. To jest moje. I nie było moim zamiarem przedstawiać mojej wiary jako jedynie słusznej. W pierwszych zdaniach chodziło mi jedynie o wzajemną tolerancję. Jeżeli żyjemy w kraju demokratycznym, to każdy ma prawo do manifestowania swoich przekonań, nie tylko religijnych. Za czasów inkwizycji nasz kraj uważany był za najbardziej tolerancyjny. Takiej tolerancji,jako chrześcijanka, oczekuję dla mojej wiary także od niewierzących, poszukujących lub wierzących inaczej. W zawołaniu: Bóg, Honor, Ojczyzna, nie jest zawarta informacja, że chodzi o Boga chrześcijan. Równie dobrze takim hasłem mogliby posługiwać się np. muzułmanie. A niewierzący? Może dobrze by było, gdyby uszanowali tradycję narodową?! Tak, jak się szanuje kościoły jako zabytki kultury, a nie tylko miejsce kultu. Jeszcze raz chciałabym podkreślić, że dla mnie poczucie własnej wartości i godności, jak również wartości i godności drugiego człowieka, także niewierzącego, czy wyznawcy innej religii, czerpię z doświadczenia miłości Boga. Dla innych źródłem takiego odkrycia może być filozofia lub zupełnie coś innego. Ważne jest, aby tej wartości nie ograniczać jedynie do siebie, ale rozciągnąć ją także na innych ludzi. Dziękuję za lekturę i głos. Pozdrawiam serdecznie.
  12. Panie Hubercie. Może rzeczywiście moherowy beret zbytnio uciska moją głowę, ale, tak mi się przynajmniej wydaje, nie odebrałam Panu prawa do własnego boga i honoru. W tekście wyraźnie napisałam "dla mnie". Nie chcę nikomu narzucać swoich poglądów, a jedynie je wyrazić. Mój punkt widzenia raczej Naszej, tj. mojej i Pana, Ojczyźnie nie zaszkodzi. Szkoda tylko, że z rozumieniem pojęcia honoru jest w naszym społeczeństwie trochę różnie. Dlatego sięgnęłam do słownika, żeby przypadkiem nie narazić się na subiektywizm. Uznaję i doceniam różnice światopoglądowe. Z poczucia własnej wartości wyrasta również dostrzeżenie wartości drugiego człowieka. I tę wartość dostrzegam także w Panu. Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za lekturę. Jednym z celów tego tekstu miało być pobudzenie do refleksji. Z poważaniem - Moherowa Babcia Zosia :)
  13. Bóg. Honor. Ojczyzna. Coraz rzadziej, niestety, spotykam się z tą triadą, którą nasi przodkowie umieszczali na sztandarach. Dziś chcielibyśmy ją trochę ocenzurować. „Jak to! – buntują się, obnoszący się ze swoim ateizmem, światli przedstawiciele władz naszego kraju. – To lekceważenie zapisów konstytucji. Jesteśmy państwem świeckim i Bóg tę świeckość narusza. Honor i ojczyzna niech zostaną, ale Bóg? Niech idzie do kościoła. Tam jest Jego miejsce.” I krzyczą tak głośno, i argumentują tak logicznie, że nawet niektórzy wierzący przyznają im rację. Sięgam po „Słownik języka polskiego” i szukam definicji słowa „honor”. Dobrze jest od czasu do czasu odświeżyć znajomość znaczenia pewnych pojęć, sięgnąć do źródeł, aby nie zagubić się w chaosie interpretacji. To takie metaforyczne przeczytanie ulotki lub skonsultowanie się z lekarzem bądź farmaceutą, aby nie narazić się na konsekwencje niewłaściwego zastosowania pojęcia. Szukam zatem hasła „honor” i czytam: „godność osobista”. Nic mi to nie mówi, więc wertuję słownik w poszukiwaniu znaczenia słowa „godność”. Znajduję wyjaśnienie: „poczucie własnej wartości”. Jest dobrze. Słowo „wartość” jest bliskie każdemu konsumentowi, którym ja również jestem. Wszechobecna reklama wypaczyła, niestety, nasze rozumienie tego słowa. Polujemy na promocje i przeceny. Nie stać nas na prawdziwą wartość. Biorę to, co jest tańsze, wierząc, że zrobiłam dobry interes. W rozmowie ze znajomą będę mogła się pochwalić: „No, widzisz! Przepłaciłaś. Mnie się udało kupić to samo za dużo mniej!” Moja rozmówczyni poczuła, że jest mnie wartościowa, bo rzeczywiście nie wykazała się sprytem. A moja wartość w jej oczach wzrasta. Tak mi się przynajmniej wydaje. Nie mogę usłyszeć tego, co pognębiona przeze mnie znajoma szepcze w duchu. Najczęściej będzie to coś w rodzaju: „Zarozumiała flądra!” Ale czy o takim sensie wartości jest mowa w pojęciu honoru?! Zdecydowanie nie. Jeśli chcielibyśmy pójść dalej we wskazanym wcześniej kierunku, moglibyśmy dojść do miejsca, w którym znaleźli się hitlerowcy. Dla nich człowiek był wart tyle, ile jego włosy, skóra i tłuszcz. W tym miejscu muszę wrócić do Boga. Nawet jeśli nie spodoba się to niektórym ateistom, czy liberałom. To dzięki Niemu znam swoją prawdziwą wartość. Nawet jeśli czasem zachowuję się jak flądra, dla Niego jestem kimś cennym. Odwołując się do analogii, czyli podobieństwa w niepodobieństwie, mogłabym odnieść tę sytuację do relacji matki z dzieckiem. Ona je kocha nie dlatego, że jest mądre, piękne i grzeczne. Dziecko ma dla matki wartość, bo JEST jej dzieckiem. I nic nie straci na tej wartości, która jest owocem miłości, nawet wtedy, gdy nie spełni jej oczekiwań. Uczę się swojej wartości i godności, spoglądając w oczy osoby, która mnie kocha. A Tym, kto kocha najbardziej, bezinteresownie i do końca, jest dla mnie Bóg. A ojczyzna? Jaki ona ma związek z moim poczuciem wartości, z moim honorem? Dla mnie ojczyzna to dziedzictwo ojców. Bliżej – to wszystko to, co ma związek z moim ojcem, z moimi rodzicami. Nie będę tutaj powtarzała wytartych frazesów o umiłowaniu języka i tradycji, o przywiązaniu do tego, co polskie. Ja kocham i otaczam szacunkiem, dostrzegam wartość tego wszystkiego, co pokochali moi rodzice, a co z kolei jest owocem miłości ich rodziców. W kontekście beatyfikacji Jana Pawła II chciałabym nawiązać do jednego zdania, które kiedyś wypowiedział, a które, według mnie, stanowi źródło nie tylko Jego nauczania, ale także tego, kim był: „Miłość mi wszystko wyjaśniła”. W słowie „miłość” jest wszystko: Bóg, który jest Miłością; ja, która kocham i jestem kochana i moja ojczyzna, jako konkretne osoby, pojęcia, sprawy, które są efektem miłości (nawet często tej małej i egoistycznej) moich przodków. Bóg. Honor. Ojczyzna. Tych pojęć nie można od siebie oderwać.
  14. Oj, czytają, czytają! Proszę wstawiać następne! A bronić się trzeba. Pozdrawiam
  15. W trakcie czytania tekstu nasunęło mi się skojarzenie z reklamą ( ach, ta wszechobecna telewizja, przytłaczająca nasze myślenie!) z wizyty w muzeum sztuki współczesnej, w której koneserzy dyskutują nad głębią wyrazu artystycznego ubrań, wiszących na wieszaku. Jeśli jednym z celów sztuki ma być pobudzenie odbiorcy do refleksji, obudzenie go z letargu codzienności - osiągnąłeś swój cel. Dobrze, to jest moje prywatne odczucie, że tekst jest krótki. Więcej mój umysł by nie strawił. Widzę wyraźne wpływy Joyce'a, więc nie mogę zarzucić braku kompetencji literackich, ale... Są miłośnicy lodów czekoladowych i waniliowych. Ja wolę truskawkowe. Pozdrawiam :)
  16. A może przecinek interpretacyjny: Nie wiem, jeszcze. :)
  17. Ale świetna dyskusja! Lubię takie klimaty. Atak - obrona, atak - obrona... Moim skromnym zdaniem tekst jest bardzo dobry. Podoba mi się ta kłótnia Autora z Narratorem. Trochę to jak taka szczera modlitwa stworzenia ze Stwórcą. Ostatecznie Narrator także jest dziełem Autora. Tylko tego ogona u stworzenia nie rozumiem... Zasugerowałabym bliższy kontakt z następującymi zdaniami: 1. "Spojrzał wyzywająco na Narratora, który rozwalił się bezczelnie na szczycie regału wypełnionego książkami po brzegi, przeraźliwie chude, długie kończyny majtały mu się na wysokości „Mistrza i Małgorzaty”." Może lepiej by brzmiało: "...,który bezczelnie rozwalił się na szczycie regału po brzegi wypełnionego książkami. Przeraźliwie... ". 2. "pewność siebie sklęsła" - nic nie zasugeruję, ale tak mi to jakoś nie brzmi. 3. Zmieniłabym szyk w zdaniu "Nie wiem jeszcze" na "jeszcze nie wiem". Trochę inne rozłożenie akcentu. Nacisk pada na "nie wiem". 4. "Gryzimyszek" i "gryziklawiator"? Jakoś skrzypi. Pomysł super i realizacja takoż! Pozdrawiam
  18. Bardzo dobry tekst. Nie są to, co prawda, moje klimaty, ale tekst bardzo mi się podoba. Część uwag Ani dobrze byłoby wziąć pod rozwagę. Zwłaszcza te, które dynamizują akcję. A to zakończenie... Miodzio!
  19. Życzenia? Tak. Świat dziecka nie jest wcale prosty. Może nawet trudniejszy, niż świat dorosłych. Mają w sobie tę wrażliwość, którą my z czasem zatracamy. Moim zamiarem jest obudzić tę wrażliwość, także w sobie. Dzieci często, zwłaszcza w trudnych sytuacjach, uciekają w świat baśni. To ma być taka baśń, która nie tylko da schronienie, lecz także czegoś nauczy. Dziękuję serdecznie za lekturę i komentarz. Polecam się w następnych tekstach o Klarze. Kolejny będzie o patrzeniu :)
  20. Dziękuję za lekturę. Dobrze odczytał Pan mój zamysł: to świat widziany oczyma dziecka. Może rzeczywiście tych zdrobnień jest za dużo... Przemyślę. Pozdrawiam serdecznie
  21. Mam na imię Klara. Mamusia opowiadała, że gdy się urodziłam, zaświeciło słońce i jego promienie padły na moją buzię. Dlatego dała mi na imię Klara, co w obcym języku znaczy Jasna. Może dlatego tak bardzo lubię słońce?! I chmury. Na spacerach z babcią Zosią, kiedy się zmęczymy, rozkładamy koc i kładziemy się na plecach. Patrzymy na chmury. Babcia Zosia także bardzo lubi chmury. Najpiękniejsze są latem. Jest ciepło i mamy czas. Chmury także mają czas. Nigdzie się nie spieszą. Pomalutku płyną w swoją stronę. Każdy ma jakąś swoją stronę. Chmury nigdy nie są takie same. Niektóre są chude, postrzępione, inne pulchniutkie i kudłate. Te ostatnie wyglądają jak Bacuś - pies naszego sąsiada. Chciałabym się w nie wtulić, jak w Bacusia. Wtedy pachniałabym wiatrem i słońcem. Bacuś pachnie cynamonem. Pani Kazia, żona naszego sąsiada, do wszystkiego dodaje cynamon. Mówi, że pan Krzysiu, jej mąż a nasz sąsiad, ma bzika na punkcie cynamonu. Mój Krzysiu ma bzika na punkcie cynamonu - powiedziała, kiedy spytałam, dlaczego cały dom pachnie cynamonem. Nie wiem, co to znaczy mieć bzika, ale myślę, że to to samo, co być zakochanym. Pani Kazia ma bzika na punkcie pana Krzysia, swojego męża. Pan Krzysiu śmiał się, że lubi cynamon, bo kiedy pierwszy raz spotkał panią Kazię, która nie była jeszcze wtedy panią Kazią tylko zwykłą Kazią z długimi warkoczykami, to ona pachniała cynamonem. I zakochał się w pani Kazi i w cynamonie. Pan Krzyś także pachnie cynamonem. I ma bzika na punkcie pani Kazi. Kiedyś widziałam, jak po niebie płynęły trzy chmury obok siebie. To pan Krzyś i pani Kazia. Trzymają się za ręce, a obok biegnie Bacuś. I wszyscy pachną cynamonem - powiedziałam babci Zosi. Długo śmiałyśmy się z babcią i od tego śmiechu też pachniałyśmy cynamonem.
  22. Poeci wielcy i mali i ci całkiem malutcy słowem niemowlaki (ale jakaż poezja w takim gaworzeniu) słudzy słowa i jego wielcy miłośnicy piszcie i krytykujcie z sercem bo sercem pisane każde słowo i nie chce być wdeptane w błoto nienawiści zawiści czy niezrozumienia. Uczcie innych i siebie tej troski o słowa... Mleko czasem dać trzeba a nie pokarm stały tym co są niemocni by w Słowie wytrwali. Wybaczam i o wybaczenie proszę! Dziękuję tym co ze mną i mym adwersarzom Maluczkich chrońcie i niechaj krytyka na Dobro Piękno Prawdę serca nie zamyka! I tak skończyłam przygodę z pisaniem wierszy na tym forum. Zajmę się prozą. Może pójdzie mi lepiej. Wszystkich cieplutko ściskam i życzę owocowania. Babcia Zosia
  23. Oj, poradzić się, poradzić! Liryka okazyjna, ale jaka okazja?! Świetne! Szkoda, że babcia tak nie potrafi! Ale się nauczy! Bo babcia czasu ma dużo i serca. Pozdrawiam
  24. A jakie babcia nalewki robi!!! Dziękuję i zapraszam!
  25. Babcia_Zosia

    Poezja

    Antropomorfizacja? A ja, głupia, myślałam, że to apostrofa?! I że tę antropo... to się w bajkach stosuje, a w lirykach to taką zwyczajną personifikację, albo po prostu uosobienie... A tu masz, antropomorcośtym w babcię! I co ja dzieciom na uczelni powiem? Że się babcia nie zna? To ją z pracy wyrzucą! I ten "dwu-wersem"! Co tam ta pauza robi? Zagubiła się, biedactwo? A może Pan Michał z interpunkcją ma problemy?! W Wordzie "dwuwers" na czerwono podkreśliło?! Przypomina mi się anegdota o babci (nie tej!), która na kazaniu ciągle powtarzała: "To już było! To już było!" Stara była, to w życiu niejedno słyszała. W końcu zdenerwowany ksiądz powiedział: "Stul pysk, babo!" "O, a tego to jeszcze nie było!" A pan Michał niech trochę poczyta klasyków. Różnorakich poetyk nie polecam, chyba że pan Michał krytykiem chce zostać, przez duże KR! A na poważnie, szkoda zdrowia na udowadnianie sobie dyletanctwa. W kwestii języka polskiego dyletantką nie jestem, a liryka była i będzie kwestią gustu. Jak mawiali starożytni: "De gustibus non disputandum!" (tłumaczenie można "wyguglać" - neologizm)! Pozdrawiam!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...