Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Perkozek vel. P.Salazar

Użytkownicy
  • Postów

    90
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Perkozek vel. P.Salazar

  1. Kolejny "felietonik". Zgrabne nawet może nieco oczywiste i mało odkrywcze, ale w sumie to jest miejsce to ćwiczeń i wprawek, moja ocena więc to 5 :) Swoją drogą też jakoś tak mam, że zupełnie przypadkiem kojne towarzyszki życia poznaje przez internet, choć wcale ich tam nie szukam, jednak oczywiście flirt internetowy choć daje dobry grunt do oswojenia się ze sobą i pobieżnego poznania to oczywiście zawsze dążyłem do spotkania w realnym świecie bo tego nie zastąpi, już nawet nie czat, to oczywiste, ale nawet skype+kamera internetowa z super rozdzielczością. Niestety prawda jest taka, że rośnie nam pokolenie cyborgów swego rodzaju mam tu na myśli dzieci kilku góra 10 letnie, które wychowały się na internecie, a to pozorne ułatwienie i uproszczenie wielu życiowych spraw oraz niesamowity wachlarz możliwości już wpływają na specyficzne funkcjonowanie, a co z tym idzie zmianę konstrukcji ich mózgów. One jeszcze mają nas, mają dziadków widzą, że można inaczej, ale kiedy sami staną się rodzicami, dla ich dzieci nie będzie już alternatywy, a kiedy same będą mieć dzieci... resztę można sobie dopowiedzieć. Czarny to scenariusz, ale prawdziwy. Jedynym światełkiem są kraje słabo rozwinięte oraz takie ich regiony, gdzie nowoczesność w ogóle nie dotarła, tam tylko przetrwa normalność, choć przypuszczam, że za 40-50 lat co drugi Pigmej czy Papuas, będzie mieć w szałasie telefon satelitarny, albo komórkę, a każdy kacyk laptopa z bezprzewodowym internetem i telewizje satelitarna, to jednak, przed nimi dobre 50 lat będzie jeszcze, zanim dojdą do tego co my odczujemy na swoich skórach za lat 50 ...
  2. Ciężko mi coś napisać bo nie widziałem filmu, ale jako "niewidzący" filmu stwierdzam, że mnie zachęciłaś, a w sumie takie właśnie zadanie powinna spełniać recenzja :)
  3. Coś w tym jest, ale za dużo upchnięte w tak małym tekście, tak jakbyś chciał dużo powiedzieć i spieszył się, żeby zdążyć przed jego końcem. Rozbudowałbym to. Ciężko mi teraz napisać coś więcej bo ledwo kontaktuje ze zmęczenia :) Dziś znów nie jestem zdolny do większego wysiłku umysłowego ;) Poczekajmy co napiszą inni.
  4. Niedużo :) A mogę prosić o wskazanie innych słabych miejsc ?? :) Cieszę się naprawdę, że wszyscy macie pozytywny odbiór :) Jak tylko skończę korektę bajki o Fumiko i Yosihiro, wezmę się za następne opowiadanie i za parę dni powinno się pojawić, tam już będzie mniej bajkowo :)
  5. Wiem przesadziłem nieco z tymi długimi zdaniami :) Usiądę do tego i pociacham je :)
  6. Ok zrobiłem co w mojej mocy, tylko nie dobijaj mnie wskazując mi więcej takich miejsc :) Dużo tego jeszcze jest ??
  7. ok :) to tak co do a) i c) się zgadzam fakt palnąłem głupstwo z tymi spodniami i ta balią, tak to jest jak się coś pisze i człowiek skupia się na drobiazgach opisie itp a nie ogrania całości. Co do niezręczności też się zgadzam :) teraz punkt b) w nielogicznościach: w trzecim zdaniu piszę: "Ze skupieniem, wpatrywała się w ciemniejące niebo, jakby chciała coś w nim wyczytać, po czym uspokojona usiadła." więc kot jak najbardziej mógł wskoczyć jej na kolana, a ona mogła obudzić go i wstać. choć w sumie może lepiej będzie napisać podniosła się faktycznie z tymi stopami tez jest źle kot mógł z nich zejść ale nie zeskoczyć zaraz się wezmę za to :) a co do prania, to wdowa Jokjatar mogła jako starsza mieć niechęć do nowinek zobaczę jeszcze czy czy każę obu szorować piachem czy też obie wyposażę w balie ;) dzięki za uwagi.
  8. To się cieszę, że się wam podoba :) Co do długich zdań to one są, że tak powiem moją domeną :) Lubie długie zdania, ale jeśli już koniecznie trzeba to w tych dwóch przypadkach zobaczę co da się zrobić i może je pociacham ;) do marcepana: Ano długi jest, ale za krótki, żeby dzielić na części zresztą trochę tego mam do wrzucenia i chcę w miarę efektywnie wykorzystać i tak ostre limity. pozdrawiam wszystkich
  9. Cieszę się, że się podoba co do nielogiczności i niezręczności to proszę o choć dwa przykłady i jakieś wskazówki, siedziałem nad tym dwa dni ze znajomą, która skończyła filologię i jestem ciekawy cóż tam się nie zgadza jeszcze. pozdrawiam
  10. Oczywiście, ale dla tej z opowiadania i jej podobnych to marne pocieszenie...
  11. Rozwinąć, rozbudować... na razie to szkic, niezły, ale tylko szkic, albo wstęp to już zależy. Trzeba by wejść w szczegóły, nie musisz wyjaśniać czemu ona stała się taka, po prostu opowiedz o niej więcej, podaj konkretne przykłady jej "odejść". Jeśli to zrobisz to może powstać całkiem niezły tekst, po zamysł sam mi się podoba, choć nieco to oklepane, ale nie szkodzi. pozdr
  12. Jakbyś zgadł ;) Nie lubię za dużo wyjaśniać, opowiadania zaczynam przechodząc wprost do rzeczy licząc na domyślność czytelników. Zastanowię się jak uporządkować to zdanie, może rozbije to drugie, co do zerkania to fakt, poprawiłem parę podobnych zwrotów, ale zawsze coś umknie. Ale łajanie nadal pozostanie solidne... mogłoby być jeszcze porządnym łajaniem, albo surowym łajaniem, ale chyba zostanę przy pierwotnej wersji, chyba że dużo osób będzie krzyczeć, że im to też nie pasuje. Cieszę się, że się podobało, a to zakończenie dodałem parę dni temu, podczas gdy tekst ma ze 3 lata z grubsza licząc. A ludzie, no cóż ludzie tacy byli i są. Na dawnej wsi wystarczyło bardzo nieznacznie różnić się od innych wyglądem, żeby im podpaść. Zarówno to opowiadanie, jak i bajka (dodałem już drugą cześć) nie powstałyby, gdyby nie studia Etnologiczne :) pozdrawiam
  13. Witam, nie wiem kto czytał Kaktusa na "zetce kto nie, pewnie mało kto czytnął bajkę w zakładce Bajki, to też jest taka trochę bajka, a trochę legenda.Każdy interpretuje luźno koncept powrotów i w sumie dobrze, ciekawiej jest ja też podszedłem do tego po swojemu. Zapraszam do czytania... Zapadał zmierzch. Na skraju leśnej polany stała młoda, wysmukła dziewczyna. Ze skupieniem, wpatrywała się w ciemniejące niebo, jakby chciała coś w nim wyczytać, po czym uspokojona usiadła. Ostatnie promienie zachodzącego słońca, niczym małe iskierki, wesoło igrały w czarnych, lśniących włosach i odbijały się złotym blaskiem w błękitnej głębi oczu, które zdobiły piękną, jasną twarz o niezwykle regularnych rysach. Lekko szpiczaste uszy oraz obcisły strój z czarnej skóry nadawały jej niezwykłego wyglądu. Odchodząca na spoczynek dzienna gwiazda zamigotała ostatnim blaskiem na niczym nie osłoniętych, drobnych, kształtnych stopach, bielących się na ciemnozielonej trawie i zgasła między pniami drzew. Oprócz pohukiwania puszczyka, które nieznajoma za każdym razem witała wesołym uśmiechem, jedynie cichy śpiew cykad urozmaicał wieczorną ciszę. Z zarośli wychynął duży, czarny kot, podbiegł do dziewczyny i mrucząc począł ocierać się o jej stopy, po czym zwinąwszy się na nich w kłębek zasnął. W leśnej gęstwinie zamajaczył srebrzysty księżyc. Wznosił się coraz wyżej, aż znalazł się ponad drzewami i zalał całą polanę zimnym światłem. Dziewczyna delikatnie obudziła kota, który cichym miauczeniem wyraził swoje niezadowolenie. Podniosła się, spojrzała prosto przed siebie i przemówiła szeptem: - O dobry i sprawiedliwy Hiisi, który dajesz życie wszelkim leśnym istotom i chronisz je każdej zimy przed śmiercią z rąk złych demonów północy. Spraw, niech święte, białe promienie odnowią moją siłę i moc. To powiedziawszy, wyprężyła się jak struna, złączyła stopy i wyprostowała ręce ku górze, lekko rozchylając dłonie na boki. Wzrok skierowała ku niebu. Srebrna poświata, pokryła ją przezroczystym, migoczącym całunem. Poczuła silny ucisk w skroniach, który momentalnie rozlał się po całym ciele i przeszedł w ból, który narastał, aż stał się prawdziwą męczarnią. Trwała tak ponad godzinę, na skraju wyczerpania. Znała już dobrze to uczucie, z wczesnego dzieciństwa, gdy pierwszy raz samotnie przechodziła ten rytuał. Starała się oczyścić umysł i wszystkie myśli skupić na napiętych mięśniach, których każde najmniejsze włókienko przechodziło istną torturę. Nagle czarne i czerwone płaty przeleciały jej przed oczami i zemdlona osunęła się na ziemię. Leżała tak całą noc, a czarny kot chronił ją przed zimnem. Dopiero chłód poranka przywrócił dziewczynie przytomność. Uniosła się i przeciągnęła, a krople rosy zaczepione w jej włosach i na ubraniu zalśniły niczym małe brylanty. Powoli ruszyła w stronę skraju lasu i po chwili zniknęła w zielonym gąszczu. Był już wieczór, gdy usłyszała dochodzące z oddali szczekanie psów. Czarny kocur, który dreptał przy jej nodze, przystanął zaniepokojony. Dziewczyna ukucnęła, pogładziła go po miękkiej, zjeżonej teraz ze strachu sierści, a kiedy zupełnie się uspokoił, wstała i już miała iść dalej, kiedy usłyszała cichy płacz. Zaintrygowana poczęła przetrząsać okoliczne zarośla. Po chwili dostrzegła małego, najwyżej siedmioletniego chłopca, który leżał na ziemi i jęczał z bólu. Jego ładną, lekko pulchną, a teraz bardzo pobladłą twarz z parą dużych, niebieskich oczu, okalały bujne, prawie białe loki włosów. Ubrany był, jak większość miejscowych chłopów, w skórzane spodnie z miękko garbowanej skóry jelenia i lnianą koszulę ozdobioną czerwono-żółtym haftem, starannie wyszytym na jasnoszarym tle. Podeszła i uklęknęła obok niego, na chwilę przestał płakać i spojrzał na nią z zaciekawieniem. Natychmiast spostrzegła, tuż nad prawą kostką, dwie małe ranki po zębach żmii, otoczone sporą już opuchlizną. Przymknęła oczy i położyła na niej swoje obie dłonie. Odjęła je prawie w tej samej chwili, a skóra stała się jasna i zdrowa. Chłopiec patrzył raz po raz, ze wzrastającym zdziwieniem, to na swoją jeszcze niedawno chorą nogę, która nagle przestała boleć, to na dziwną nieznajomą, która tak niespodziewanie przyszła mu z pomocą. Wreszcie przemógł nieśmiałość i rzekł: - Kim jesteś i co zrobiłaś z moją nogą ? - Jestem Käreitar, a to jest Siro – wskazała na czarnego kota siedzącego nieopodal – jeśli chodzi o nogę to obiecaj mi, że nie zdradzisz, co się tu wydarzyło. A teraz wracaj do domu. Jest bardzo późno. - Na mnie wołają Pikkunen, mieszkam z mamą tuż za rzeką. Może poszłabyś ze mną i odpoczęła w ciepłej chacie? - Myślę, że ludzie z twojej wioski nie byliby radzi z mojego pojawienia się – odparła ze smutnym uśmiechem. To rzekłszy udała się w kierunku pobliskiej kępy drzew, gdzie zamierzała spędzić noc, zaś chłopiec pobiegł w stronę, gdzie znajdowała się osada. Kiedy wreszcie dotarł na miejsce, było już zupełnie ciemno. Jego matka, Perhonen, najpierw wyłajała go, ale potem uściskała zadowolona, że wrócił. Gdy już sobie porządnie podjadł, zaczęła wypytywać go dokładnie o to, co robił w ciągu dnia, ale on, pomny prośby nieznajomej, nie wspomniał nawet o tajemniczym spotkaniu. Ponieważ jednak nie chciał kłamać, odpowiadał półsłówkami, aż w końcu zupełnie zamilkł i po chwili stwierdził, że jest zmęczony i idzie spać. Kobieta nie przejmowała się jego dziwnym zachowaniem i stwierdziła, że najwidoczniej jest zbyt zmęczony, żeby wytrzymać jej przesłuchanie, ale pocieszając się, że przemagluje go od nowa następnego dnia, w spokoju udała się na spoczynek. Z samego rana sąsiadka i zarazem najlepsza przyjaciółka Perhonen, wdowa Jokjatar, udała się nad rzekę, gdzie zawsze robiła pranie. Wyrzuciła z dużego kosza całą uzbieraną w ciągu tygodnia bieliznę i stanąwszy po kostki w wodzie, poczęła nacierać ją piachem i wodą. Zdrowie nie służyło jej jak dawniej, musiała więc często przerywać pracę i odpoczywać. Gdy skończyła, było już prawie południe. Składała ubrania, kiedy na drugim brzegu rzeki spostrzegła coś, co sprawiło, że prawie upuściłaby wszystko na ziemię. Pomiędzy szuwarami ukazała się Käreitar z Siro u boku, zrzuciła z siebie ubranie i zwinnie wskoczyła do głębszej w tym miejscu wody. Kot zaś udał się na duży, nagrzany od słońca kamień, ułożył się na nim i zaraz zasnął. Wystraszona kobieta schowała się w trzcinach i stamtąd, obserwowała nieznajomą. Ta po chwili skończyła kąpiel, usiadła na piasku i zaczęła wyciskać wodę ze swoich kruczoczarnych splotów. Kiedy ostatnia kropla wsiąkła w ziemię, ubrała się i odeszła. Jokjatar dopiero wtedy oprzytomniała i nie rozwieszając nawet wypranych rzeczy, udała się prosto do chaty Perhonen, jak to czyniła zawsze, gdy przytrafiło jej się coś ciekawego. Szybko zdała relację z tego, co widziała i obie poczęły rozmyślać co należałoby uczynić. W końcu doszły do wniosku, że najlepiej będzie zwołać zebranie, powiadomić wszystkich o pojawieniu się w okolicy wiedźmy i wspólnie postanowić, jak ochronić wieś i jej mieszkańców. Gdy wdowa wyszła, Perhonen przypomniała sobie o własnym praniu, bo jako praktyczna i trzeźwo myśląca osoba stwierdziła, że czy jest czarownica, czy jej nie ma, to o czystość trzeba dbać tak samo jak zwykle, a może nawet bardziej, bo porządnej zagrody dobre duchy będą strzec chętniej, niż zapuszczonej i brudnej. Chwyciła więc ubranie swojego syna. Koszule i onuce wrzuciła do kosza, zaś odkładając na bok spodnie zauważyła na nogawce kilka czerwonych plam. Zaniepokojona obudziła Pikkunena, a ledwo otworzył oczy pokazała mu podejrzane zabrudzenie i zerknęła na niego z pytającym wyrazem twarzy. Chłopiec zmieszał się co jednak nie uszło jej uwagi. Próbował coś zmyślać, ale że nie był przyzwyczajony do kłamstw, wiec szło mu to niezgrabnie, co chwilę się gubił i mieszał wszystko w swojej relacji. Wreszcie ustaliła się wersja o potknięciu o korzeń i upadku na ostry kamień. - Może mi w takim razie wyjaśnisz – rzekła do niego matka, unosząc jego nocną koszulę – czemu nie masz na nodze najmniejszego nawet zadrapania ? To zupełnie zbiło go z tropu. Próbował jeszcze tłumaczyć, że rana była niewielka i zagoiła się przez noc, ale że w odpowiedzi Perhonen obdarzyła go jedynie ironicznym uśmiechem, załamał się i opowiedział o wszystkim. - Była bardzo miła i cały czas się uśmiechała, a jej kot łasił się do mnie i miał takie miłe futerko. - Nie opowiadaj takich rzeczy, to zła czarownica. Piekielny pomiot i wyznawczyni złej Loviatar i jej demonicznego męża Lofweheta. Z pewnością sprowadzi na naszą wieś jakieś nieszczęście. Przeklinając tak Käreitar, nawet przez chwilę nie pomyślała o tym, że gdyby nie ona, jej synek już dawno by nie żył. Myślała tylko o tym, jak ustrzec go przed groźnymi czarami, a że malec przedstawiał tajemniczą dziewczynę w dobrym świetle, jego matka stwierdziła, że niechybnie został na niego rzucony jakiś urok. Natychmiast wydobyła ze skrzyni mały, śnieżnobiały, irchowy woreczek umocowany do sznurka, przyłożyła go do ust, czoła i piersi, pochylając się przy tym nisko i założyła mu na szyję, szepcząc przy tym jakieś słowa. Następnie pośpiesznie zaplotła swoje jasne włosy w warkocze, aby zabezpieczyć się przed złymi mocami. Znacznie tym uspokojona udała się na zebranie gromadzkie. Wszyscy dorośli mieszkańcy wioski, zebrani na centralnym placu, wysłuchali uważnie relacji Perhonen i Jokjatar, z kilku stron rozległy się krzyki, a gdy zapadła cisza głos zabrał łysy i nieco już otyły, sołtys Jusinen: - To, że należy wiedźmę utłuc, to wiadomo – rzekł – ale to nie jest taka łatwa sprawa, może się zdarzyć, że zaklęciem zabije każdego, kto się do niej zbliży, a żywić będzie wobec niej złe zamiary. Tedy należy podstępem ją podejść. Ludzie pokiwali głowami, a do uszu sołtysa dobiegły pochlebne komentarze, chwalące jego przenikliwość. Zwykle myślał on dosyć wolno, jednak teraz musiał się wysilić i szybko podsunąć jakieś rozwiązanie trudnej sytuacji. Chyba jako jedyny nie wierzył on w żadne wiedźmy ani inne przesądy, ale od razu zwietrzył okazję do podreperowania swojej nadszarpniętej oskarżeniami o przekupstwo reputacji. Na jego czoło wystąpiły silne zmarszczki i wreszcie po dłuższej chwili zaproponował, aby każdy, kto ma jakiś pomysł, publicznie go przedstawił. To, jak mniemał, było bezpieczniejsze niż wychylanie się pierwszym z jakąś propozycją. O ile wcześniej wszyscy byli zgodni, teraz zaczęli się ze sobą intensywnie spierać. Prawie każdy miał swój, na poczekaniu sklecony, plan schwytania czarownicy i uważał go za najtrafniejszy. Dyskusja stawała się coraz ostrzejsza, jednak po zdecydowanej interwencji Jusinena, który koniec końców musiał sam podjąć decyzję, a w dodatku wymierzyć parę kuksańców najbardziej zacietrzewionym, stanęło na tym, że z mężczyzn mieszkających osadzie, utworzy się zbrojny oddział, który przetrząśnie okolicę. Większość z wyznaczonych nie kwapiła się specjalnie do tego, ale obietnica zwolnienia na rok z dziesięciny tego, kto schwyta wiedźmę, okazała się nadspodziewanie mobilizująca. Gdy tylko Pikkunen, zmuszony przez matkę, wyjawił miejsce spotkania z Käreitar udano się tam i rozpoczęto obławę. Nie musieli długo szukać. Dziewczyna, nie spodziewając się niczego złego, przebywała nadal w olszynie, w której spędziła noc. Drzemała, kiedy jej kot, zwietrzywszy niebezpieczeństwo, zamiauczał ostrzegawczo. Nie próbowała nawet uciekać. Ze wszystkich stron dobiegały do niej odgłosy nagonki. Słyszała zbliżające się kroki, coraz bliższe okrzyki i nienawistne obelgi. Odnaleźli ją stojącą pod drzewem. Na jej twarzy nie było nawet cienia strachu, patrzyła się na nich łagodnym, spokojnym wzrokiem. Błyskawicznie otoczono ją. Jeden z wyrostków zamachnął się drewnianą, nabijaną krzemiennymi kolcami pałką. Dzielnego Siro, który odważnie rzucił się na napastników prawie wgniotło w ziemię. Dziewczyna uklęknęła, przygarnęła go do siebie i zapłakała. Jej łzy powoli ściekały na miękkie futerko i skapywały na ziemię. W miejscu, gdzie upadła jedna z nich, na oczach zdumionych i przerażonych chłopów, natychmiast wyrosła piękna, śnieżnobiała lilia. Jeden z nich ochłonął jednak szybciej od swych towarzyszy. Obuch małego toporka świsnął cicho i opadł na głowę Käreitar. Inni, zachęceni jego odwagą, ochoczo do niej doskoczyli. Na delikatne ciało posypał się grad brutalnych razów i kopniaków. Kiedy oprawcy już się zmęczyli, skrępowali ją i natychmiast, ostrym nożem, ogolili jej piękne włosy do gołej skóry. Następnie powleczono ją do wioski i zamknięto w loszku pod domem sołtysa. Był wczesny ranek, lecz w małej piwniczce, w której na gołej podłodze leżała dziewczyna, było zupełnie ciemno. Odarto ją z odzieży i pozostawiono jedynie przewiązaną w pasie szmatę, więc gdy się ocknęła poczuła przejmujące zimno. Zaczęła w miarę możliwości, poruszać skrępowanymi rękoma i nogami, aby nieco się rozgrzać, lecz ostry, tępy ból, sparaliżował na dłuższą chwilę całe jej, pokryte krwawymi siniakami, ciało. Leżała więc nieruchomo i wsłuchiwała się w ciszę. Wtem spostrzegła w rogu celi małe światełko. Myślała, że majaczy, ale błyszczący punkcik rósł szybko i stopniowo przybrał kształt dużego, niebieskiego motyla otoczonego błękitną poświatą, od której biło niesamowite ciepło. Podfrunął on do dziewczyny i usiadł na jej ramieniu. Ból, szarpiący skatowanym ciałem, momentalnie gdzieś uleciał. - Przybywam od mojego pana, dobrego Hiisi. Służyłaś mu wiernie i nie opuści cię On w potrzebie – szepnął maleńki posłaniec i rozpłynął się w mroku. Klapa w suficie uchyliła się tuż nad oszpeconą świeżymi strupami głową Käreitar. Jakieś silne ramię szarpnęło ją w górę. Została wyciągnięta i rzucona jak worek na gliniane klepisko. Rozcięto jej więzy na nogach. Stanęła pośrodku izby, lecz natychmiast została wypchnięta na zewnątrz i poprowadzona przez zapchany gapiami plac na skraj wioski. Każdy z zebranych, łącznie z małymi dziećmi, dzierżył jeden lub kilka kamieni. W tłumie znajdowała również się mała, niewidoma na jedno oko, dziewczynka imieniem Tulikki, w przeciwieństwie do innych trzymała w dłoni czarkę z wodą. Jakimś cudem udało jej się przepchnąć przez szpaler ludzi, otaczający trasę przejścia skazańczyni i nim ktokolwiek zdążyć zareagować podała jej naczynie. Celnie rzucony kamień rozbił je na kawałki, a krople życiodajnego płynu spryskały wszystkich znajdujących się w pobliżu. Dziecko zostało gwałtownie odciągnięte przez rodziców, którzy dopiero później dostrzegli, że chore od urodzenia oko znów wesoło zerkało spod powieki. Tymczasem cały tłum dotarł na pagórek za wioską. Otoczono dziewczynę kołem i w jej kierunku poleciały pierwsze pociski. Rzucano je z wielką wprawą, tak aby trafiały na początku tylko w nogi i w ręce. Kiedy w końcu jeden z nich rozorał skórę na jej czole, wyciągnęła ręce wysoko w górę i poczęła się cicho modlić: - W twoje ręce, o dobry i potężny Hiisi, z ochotą oddaję swoje życie. Jeśli taka jest twoja wola, uchroń mnie od cierpienia i upokorzeń, lecz jeśli pragniesz bym oddała życie służąc Tobie, złożę tą ofiarę z radością, na twoja chwałę. Gdy tylko umilkła, poczuła niezwykła wewnętrzną siłę, która wprost rozpierała ją od środka. Jej ciało zaczęło sztywnieć i przybierać brązowy odcień. Wystraszeni chłopi przerwali egzekucję i wpatrywali się w tajemnicze zjawisko. Na skórze czarodziejki wyskoczyły zmarszczki, które szybko przybrały postać głębokich bruzd i szczelin. Nim zebrani mieszkańcy osady zdołali ochłonąć, stało przed nimi małe, Lipowe Drzewko, pokryte pięknymi, złotymi kwiatami, których delikatny zapach rozlał się słodkim strumieniem po całej okolicy. Przerażeni chłopi pośpiesznie powrócili do domów, a strach sprawiał, że wielu nie spojrzało nawet w stronę drzewka. Mijały dni, tygodnie i miesiące, ale mała lipa nadal stała w pełnej krasie swego kwiecia. Nie zważyły go mrozy i nie zasypały śniegi, które przyniosła ze sobą zima, a nadeszła ona wyjątkowo wcześnie, była ostra i bardzo długa. Tak ostra, że prawie nikt z mieszkańców wsi nie doczekał wiosny. Ciepłe promienie kwietniowego słońca, oświetliły skurczone w chatach wychudłe zwłoki i wesoło zamigotały na lipowych kwiatach. Wtedy okazało się, że surowej zemście boga Hiisi uszli jedynie Pikkunen z matką oraz mała Tulikki z rodzicami, przez całą zimę leśne myszy znosiły do ich chat żołędzie i orzeszki, które miały jednak tę właściwość, że dla innych były niejadalne lub nawet przybierały wysoce nieapetyczny wygląd. Wraz z latem dwoje dzieci z rodzinami odeszło daleko na południe. Osiedli oni w jednej z osad rozsianych po rozległych lasach ich ojczyzny, zaś Lipowe Drzewko rośnie do dzisiaj gdzieś w głębi kniei i przez cały rok roztacza swoją cudowną woń. ------------ Opowieść luźno nawiązuje do mitologii Fińskiej (znacznie różni się ona od mitologii germańskich ludów Skandynawii) czemu akurat Finlandia ? Nie wiem :) może dlatego, że mało oklepane, a może przez przypadek :) Mały słowniczek z tym uznałem za stosowne przetłumaczyć: Käreitar - nimfa leśna pikkunen - mały siro - czarny
  14. Ha to dopiero jest miniatura. Humor, zwięzłość, pomysł, prosty bo prosty, ale krztusiłem się ze śmiechu.
  15. To po co umieszczasz tekst będący dla "niewtajemniczonych" niezrozumiałym infantylnym bełkotem skoro nie chcesz wytłumaczyć skąd to się wzięło ??? Zapewniam cię, że mój warsztat wystarcza mi w zupełności i na pewno nie mam zamiaru czerpać z cudzego oświecenia... więc spokojnie możesz wyjawić swój sekret literacki... Jaki znów Dobry dym ??? Może jestem ignorantem wobec tego oświeć mnie. pozdrawiam
  16. Może literacko nie za mocne, ale dobrze się czytało. Daje do myślenia, choć ja akurat jako miłośnik zwierząt, co po utłuczeniu mola mam wyrzuty sumienia akurat nie potrzebuje takich refleksji. Nie jestem pewien, ale chyba w kwestii rejestrowania określonej liczby szczeniąt nic się nie zmieniło. Może tylko w przypadku zamierających ras. Ale wystarczy dodać fakt, o procedurze usypiania psów wyścigowych, kiedy nie są już w stanie zarabiać na właściciela. Na szczęscie na wsiach już nie jest normą zabijanie chorych i starych psów. Jednak wystarczy porozmawiać o tym z ludźmi starszymi, nawet tymi o dobrym i łagodny usposobieniu, żeby przekonać się, że dla nich to nic niezwykłego utopienie ponad liczbowego szczeniaka, uśpienie psa wyścigowego czy "danie po łbie" takiemu co już nie ma pożytku z niego. Tak jeszcze z 70-80 lat temu naprawdę mało kto się przejmował zwierzętami i niestety ta niechlubna część tradycji została wpleciona pomiędzy te milsze obyczaje i przesącza się do dzisiejszych czasów przybierając najróżniejszą formę. Tak więc należy przede wszystkim uświadamiać ludzi. Jest to bardzo trudne, jeśli ktoś już jest w jakimś miejscu ukształtowany. Jednak jest to konieczne, ponieważ nie ma sensu karania kogoś, skoro on nie zrozumie i tak, będzie przekonany, że potraktowano go niesprawiedliwie, winnym za swoją krzywdę uzna psa, czy kota czy inne zwierze "przez które" trafił choćby do więzienia i po wyjściu co zrobi? Ano odegra się na najbliższym napotkanym zwierzęciu, a nawet jeśli nie dojdzie do tak drastycznego rozwiązania, to na pewno niczego dobrego, nie tylko o odpowiednim podejściu do zwierząt, nie nauczy się obcując na co dzień z przestępcami. Trzeba oddziaływać na świadomość ludzi zmieniać niewłaściwe wzory kulturowe i wykorzeniać stereotypy w myśleniu. Jest to trudne i pracochłonne, ale tylko to może przynieść pozytywne i trwałe rezultaty. Ale starczy tych refleksji, bo to jest miejsce dla popisu autora .;) pozdrawiam miłośnika psów :)
  17. Przejrzałem tak pobieżnie i faktycznie niezłe. Nieco oklepanych stwierdzeń i "rozterek" u bohaterów, ale ta przenośnia z oceanem i oddychaniem nim ciekawa. W każdym razie pisz dalej i zaskocz nas następnym razem jakimś tekstem z "zupełnie innej beczki" ;)
  18. No właśnie tak to brzmi momentami ;) Ale jest niedziela rano mam czas więc walnąłem gościowi coś więcej, mam nadzieję, że to przeczyta, a także inne komentarze i weźmie sobie... do głowy ;)
  19. "Śpię i Śnie o Śnie w którym Śnieg,Śnieży zimnym Puchem a ty Sięgając do mych Śrub ,stając u Mych wrót,niczym Ślusarz wkradasz się bez słów i znów Sierpień od stóp do głów .Śnie o dobrym Śnie ? Śnił bym dobrze lecz Po Sierpniu powraca Śliska myśl że Śnieg już tuż tuż a ty zostawiasz mnie po Środku tych wrót gdzie Śnieżny chłód przenika tym razem nie pozostawiając Śladów , takich jak ty zostawiłaś mi już i choć oszroni je Śiwy chłód . Ślad twój zostanie na Wieczny byt." Jakich Śrub ?? I czemu wszystko jest z dużej ?? Stosuje się czasem zabieg taki jeśli chce się podkreślić znaczenie jakiegoś zjawiska czy przedmiotu w tekście, ale podkreślać znaczenie aż dwunastu elementów ??? w tym co najmniej ze 4 które występują tylko raz. Domyślam się, że przeczytałeś parę podobnych tekstów u innych i wydawało ci się, że cokolwiek wtłoczysz w tą formę to powstanie świetny tekst, ale nie ważne jakiej "super formy" byś nie użył to i tak musisz ja wypełnić kawałkiem solidnej, poprawnej literatury. Więc nie rozglądaj się za formami, tylko napisz prosty klasyczny tekst, bez udziwnień, a jeśli nawet to nie w takim stężeniu, bo ta mikstura twoja jest trująca. Wrzuć go i wtedy się zobaczy co z tego będzie, bo to to, za przeproszeniem jest jakiś bełkot straszny, ale że wymyśliłeś ten bełkot to myślę, że i coś porządniejszego umiałbyś napisać. pozdrawiam
  20. E tam pomyłka zaraz, bez przesady ;)
  21. Ja Ci dam dinozaury :P:P:P pisz za siebie ;) Witam z powrotem zaraz czytnę i napiszę :) Akurat w Twoim przypadku nie muszę szykować notatnika, w celu kopiowania tam zdań do korekty ewentualnej ;) "Samson – policjant udający hippisa mr Herrer – Wielki Mistrz Bractwa Szatana" "żołnierze, oficerowie, policjanci, terroryści, dzieci i inni" Ciekawie się zapowiada ;) P.S. Twoja bajka gracka i zgrabna jest.
  22. Dobre. Jacy to ludzie wredni potrafią być... podstępne sk... Wiem, że to miało być śmieszne i humorystyczne, ale jakoś mnie wkurzyło i poruszyło. Teraz już będę bardzo uważać podczas tego typu wizyt ;) "Kątem oka uchwyciłem zafascynowany wzrok psa." Nie wiem, czemu ale to zdanie rozbawiło mnie najbardziej. Widzę, że Ani też się podobało. a teraz to co ja wychwyciłem: "Ewa miała na sobie – chyba tak to się nazywa – błękitną tunikę, ciemne bolero i spodnie" lepiej by brzmiało "Ewa miała na sobie błękitną tunikę – chyba tak to się nazywa – ciemne bolero i spodnie" chodzi o tunikę więc lepiej by było dać ją wcześniej przed wtrąceniem, a nie po. "On jednak zachował spokój, po prostu. Powiedział:" Albo napisać "On jednak zachował spokój. Powiedział po prostu:" albo: "On jednak zachował spokój:" a "powiedział" dać na koniec jego wypowiedzi jak się zwykle czyni. albo: "On jednak, po prostu zachował spokój i powiedział" (albo wersja z "powiedział" na koniec jego wypowiedzi) albo nie pisać tego sztucznego nieco "po prostu": "On jednak zachował spokój i powiedział" (albo wersja z "powiedział" na koniec jego wypowiedzi) i to ostatnie wydaje mi się najzgrabniejsze. Właśnie ta wersja i to z "powiedział" na koniec wypowiedzi. to by na tyle było pozdrawiam
  23. Kimś bardzo ważnym..., nie zwykłym doniczkowym kaktusem, ale Kaktusem właśnie ;)
  24. Tak, w dodatku z potoczną znajomością protokołu dyplomatycznego:) No no ;)
  25. Też średnio znam się na "wydawnictwach gazetowych" od strony kuchni, ale teraz po tym co napisał Don, o tej złośliwości, już wiem, czemu wszystkie felietony wyglądają tak jak wyglądają i dlaczego większość nie przypada mi do gustu. One częstokroć wręcz ociekają zjadliwą, ironiczną złośliwością, zaś forma jaką przybierają przywodzi na myśl zwykłe grafomaństwo, popisywanie się swoją "yntelektualną elokwencyą" na co składa się cała masa mniej lub bardziej znośnych zabiegów. Zwłaszcza internetowe felietony bywają takie, ale zdarzają się również dobrze wyważone, ironiczno-dowcipne felietony. I chyba dobrze, że twój się wpisuję w tę drugą grupę. Za dużo jest złośliwości i ironii na świecie, za to humoru (dobrego humoru na poziomie) wciąż mało. Naprawdę przyjemnie się czytało, choć faktycznie może za szybko nieco zmierza to do finału, można by nieco to wydłużyć. No chyba, że to jest pierwsza cześć długiej serii autobiograficznych wynurzeń, mieliśmy tu już takie na forum bardzo przyjemne tasiemce, i zawsze z niecierpliwością się czekało, na kolejny "odcinek", chociażby "Squotu" ashera (szkoda, że przestał go pisać..., a może to ja przestałem czytać) w każdym razie czekam na to co będzie dalej. Sam nigdy nie miałem pociągu do pisania o sobie i swoich przemyśleniach, więc tym przyjemniejszy jest odbiór, gdy ktoś inny tak zgrabnie to robi. pozdrawiam ps "W tym tekście (gdybym mógł) zmieniłbym pierwsze zdanie, brzmi trochę jak wstęp do szkolnej rozprawki" fakt podpisuję się pod tym, też coś mi nie pasowało, ale się skupiłem na dalszym ciągu i jakoś uciekło.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...