Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kristoforus

Użytkownicy
  • Postów

    56
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Kristoforus

  1. Aniołom znów opadły skrzydła z wrażenia może z zachwytu białe pióra pozornie tylko nieskazitelnie czyste kłębią się w tumanie obłocznie choć niekoniecznie zaskoczonej poduszki Górnolotność intencji zaprzecza prawu ciążenia chociaż ono właśnie nadaje sens rzeczywisty istnieniu tymczasem w imię rzekomych wyższych racji tworzymy je sami uzasadniając to jakimś nieziemskim bo przecież bo przecież musi być w tym jakieś durno i wcale nielotne bo przecież niczego nie wytłumaczę i niczego nie zrozumiem bo przecież ja też jestem stąd dotąd choć horyzont zamglony niejasny ale pewny Aniołom znów opadły skrzydła z nimi wraz spodnie i sukienki białe pióra pozornie tylko nieskazitelnie czyste kłębią się w tumanie obłocznie choć niekoniecznie zaskoczonej poduszki.
  2. Widzę, że nie bez powodu mówi się u nas o kimś, że udaje Greka. Choć z drugiej strony, przykazanie, ETYKA, nakazuje szanować drugiego,- każdego człowieka, widząc w nim obraz Boga. A jeśli ten, przez samouszanowanie nie szanuje innych? To, jeśli przez taki szacunek, dajmy na to, coś się stanie? To zapytasz o etykę? Nie. O to, - kto jest winny. Grek nigdy nie był dobrym marynarzem, chyba, że się mylę. Nie grek odkrył przylądek Horn, brzegi Ameryki, Antyle. Grek pasał tragos i kozy na skalistych wysepkach egejskiej sadzawki. Starożytnym bogom budował świątynie, z marmuru wykuwał pomniki. Na bazie stawiał kolumnę i na zasadzie huśtawki tworzył zręby filoz. I tyle. Sokrates twierdził, wypasając kozy, że praktycy winni utrzymywać fantastów i leni, gdyż taki układ gwarancją rozwoju. Że wolna myśl od spraw przyziemnych, cokolwiek może nasz świat zmienić.* I aż - tyle. A Chrystus? *Metaforyczne nieco, odniesienie do wywodu Sokratesa, w jego procesie, w którym głównym zarzutem było oskarżenie o psucie młodzieży. Jaki ostatecznie wyrok zapadł? - wiemy. Wiemy również, że mógł być inny, ale filozof nie pozostawił sędziom wyboru.
  3. Tkasz całun prozą, bez ozdobników, z żalem, bez metafor. Ze złudną nadzieją, która się nie spełni. Bo przecież wiesz, że marzenia zawsze spalają się w lampach z aloesem. Uprzedzając łechcące erupcje uniesień, w których zapętlona śliskim uściskiem wężowego ciała, głodna, złorzeczysz wszystkim, wobec braku interesu zaślinionej klaki. Odsłaniasz gardziel spragnioną źródlanej, w mgłę sperlonej wody, ociekającej palce kaskadami z chłodnych omszałych kamieni, wiedzących lepiej od nas, kim są i czemu służą. Wskrzeszę cię z popiołów. Na powrót z gliny ulepię, byś mi w twarz rzuciła uzbierane kwiaty ostu, wzrosłe na mogile, którą chwalisz za żyzność i pewnie za nic więcej. Czyżby tylko tyle? Tkasz niespełniona i łaknąca pieszczoty poklasku, jak chude psy na krótkich łańcuchach, co u rozwartej bramy do ogrodu, krew miesięczną zlizują ze schodów, wsiąkającą w chłodne i omszałe stopnie. Nie dochodząc wejścia w dzień , w noc i o brzasku, jęzorami szlifują przedbramie na wzgórzu, zanim, ledwo cień po odeszłym stróżu, z przeciągłym skowytem buta, cerbery oślepłe z poddaństwa - precz odkopnie.
  4. Na przyklejonym do kamiennej ściany balkonie, pośród miękkich rozedrganych cieni, w mętnej poświacie srebrnego księżyca…, zdaje się, że widzę jeszcze - majaczącą postać. Podejść…? Zjawisko - w mroczne widmo może się odmienić. Nie. Odejść...? A więc lepiej nie drgnąwszy z miejsca, wpół odwróconym słupem soli zostać wśród omszałych i wrośniętych równo w grunt – kamieni. Każda droga jest prosta, gdy wiedzie do celu. A cel jest jasny, jeśli w mroku jak pochodnia świeci. Znajdziesz ścieżkę tajemną wśród zarosłych wielu i skrzydło drugie niechybnie odszukasz - rycerzu błędny, zdradzony rumieńcem, – smutny Natanielu. Zanim glob odepchniesz wiosłem, nim je w pył przerobi zamknięty w klepsydrze czasu kornik drukarz…, i zanim szarfę przypną na twym - z laurów wieńcu, tenże robak, pokrętnym reliefem wieko sosnowe ozdobi. Weno! - czy wtedy dopiero w cedrowe drzwi…, głusząc monotonnej publiki tępy chrobot, - zastukasz? Super komentator
  5. Na wyciągnięcie ramion w geście powitania, z dystansem gibkiego śliskiego języka, co jak wąż zawiły sycząc dotknięcia zabrania, jadowym gruczołem zwilża palec. Potem przewraca nim karty tej księgi, dla swej wygody znacząc je obłudną, pod stołem łamanej – dozgonnej przysięgi ? ……………………………………….. Czymże są słowa? omszałe jak głaz – nudą? Więc chciałbym stanąć nad urwiskiem tego świata. I niech mi opatrzność tego nie zabrania. W obliczu uczciwości jakiejś – absolutnej, co przed oczami zakryte – niech mi – porozsłania. Wiedzieć… i… pewnym być tej wiedzy, choćby najdotkliwiej, po ludzku – okrutnej. Tak by wyborem świadomym stała się cykuta, co w krwiobiegu i tak płynie. Strumienna woda dawno już zatruta. Więc nie umknąłem zgubnemu losowi. Chude wilki szarpią biedną ludzką duszę.
  6. Gotuje się zupa w Kairze. Przestygnie, to ktoś z apetytem ją zje. Rozlaną kipiel Anubis* z jałowej ziemi zliże. Z Obawą zerkają w kocioł opcje i tychże hybrydy** Oko opatrzności zawisło nad al-Gīzah. Wszak wpisano je niegdyś w trójkąt piramidy. * Egipski starożytny bóg świata zmarłych, przedstawiany jako męska postać z głową psa. ** Hybryda – rozumiana jako połączenie przeciwstawnych myśli politycznych.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...