Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

konto do usunięcia

Użytkownicy
  • Postów

    45
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez konto do usunięcia

  1. @bazyl_prost bardziej mi chodziło o wilki. Ostatnio dużo słuchałem 'Obławy'
  2. Węzły w moim umyśle Są najlepszymi przyjaciółmi. Przerzucam puste kartki Które myślałem, ze zapisałem. Koniec dnia, nic się więcej dziś już nie zdarzy Porośniemy sierścią, wyrastają nam już kły.
  3. Tracę drogi do domu. Wyjścia minęły dni. Dobiegła zagubiona meta do apokalipsy. Noc w niebie, wokół fortecy, razem z armią Boga. Żyjemy szybko, wwierceni w czyjeś oczy - kiedy mówimy do siebie, nie widzę własnej twarzy.
  4. Droga dzieli świat na połowy. Moja jest Golgotą. A mój dom jest Krzyżem. Wspinam się na taboret, by wskoczyć na piętro, gdzie złapię za nogi Boga. Jako człowiek jestem czernią i bielą. I czerwienią.
  5. Dzięki za wszelkie odpowiedzi.
  6. Jestem kodem DNA na wielkiej liście zbiorczej, w ostatniej ławce przed sądem, udaję Hioba przed Bogiem. Jeżdżę pociągiem, od piekła do nieba, jestem gońcem i psem gończym. Żyję w miejskiej dżungli zdarzeń. Wygrałem wojnę, w nagrodę.
  7. Zaczyna się od nowa - sypać czarno-biała droga. Biorę na siebie to co zawsze, połowę Europy, która jest czerwona, połowę mojego życia, którego nie chciałem. Powoli zbliżała się wiosna,` śnieg nadal nie topniał. Wszystko stało się jasne, i nic już nie widziałem. Nie mam mocy sprawczej, by przelać śnieg na papier, by uderzyć kogoś cierniem i przemalować czerwień.
  8. To jestem ja, opisuję rzeczywistość językiem tańczących gołębi, leżący na wznak symbol mojej współczesności jest ich grobem, zamkniętym w sobie pokojem. Chodzę w koszuli założonej na ramiona, przepleciona nićmi sięga do kolan, składa się z niewypełnionych kratek formularzy. Na nogach mam zalane ołowiem spodnie. Jestem tropiącą agendą boga. I jeśli mam stać się ojcem swoich potrzeb, należy mi się darmowy postój przed oknem z widokiem na niebo.
  9. Jestem melancholijny, nie mam swojego życia i zajmuje się innym. Olbrzymia broda z betonu próbuje mnie wołać, nikt nie woła, mam schizy. Cała osobowość się kłania, sól ziemi ginie na zimie, starość pariasa i most w centrum miasta - czekam na jakiś peron, który by mnie zabrał, rozłożył polówkę pod Edenem. To tyle, ja umieram, ciągnie się rzeczywistość.
  10. Polska A i B kłopocze się przestojami pociągu i zimową akcją współpracy, ludowa praca społeczna musi wyjść naprzeciw, cokolwiek – jakaś mrówka na granty gospodarki i autobusu. Nastrój jest po środku stołecznych tłumów chłopów, rzucona w tą otchłań rzeczywistość przetacza się po ich polach, ucieka solidarność od wyborów. Puste perony, z granicami betonowych schodów, całe dworce, kłaniają się przywódcom wysiedlonych dłoni i palców, ja to pieprzę razem z tobą.
  11. Statki nieba lądują na ostatnich piętrach bloków, są białe, puszyste, fałszywe, nie mają kotwic i odlatują. Arka Przymierza jest nieco niżej, zapieprza po głowach - przesuwa się, przegwieżdża - prowadzi do kościoła, jest ołtarzem na końcu ulicy przy porach. Okręt Noego utopił się w asfalcie, był zbyt słaby na dziedzińcach, rufy stanęły i nie płyną. Za linią jedzie ateistyczny autobus, pomaga ludziom na benzynę, niszczy świadomość, dociera do bloków orgazmu.
  12. Spleśniałe kiście peronów uciekają samobieżnie twarzom pociągu, rzucają mur graniczny w sad jabłoni, walizki tłuką się i strajkują, zrywanie jabłek jest obyczajowością. Niesfermentowane grono na dworcu porusza się w jednym kierunku, kładzie się na torach drabiny pociągu, wszystko jedzie, drzewo poznania się trzęsie.
  13. Błogosławieni, którzy idą ciemną doliną i boją się tylko progu mety, i przy głosach złotej klatki cichoszą niepokorni zamienią eucharystię w wino. Błogosławieni, którzy zginą w niezwyciężonej armii, kawalkadą zmysłów uderzą na miasto i nigdy nie powstaną. Nie ważne, po prostu mnie nie ma, jestem złudzeniem, nie istnieję.
  14. 54. Z kodeksu karnego Historia świata w pigułce antykoncepcyjnej przedstawia się osobliwie, niepowstałe dzieci krzyczą na schodach katolicyzmu - - wśród parafian młodość chyba zmienia religię. Reszta zabezpieczeń przed ciążą w odrębnej szufladzie czeka na odwrót tyłka, na zdjęcie spódnicy i zgrzyt rozporka. Pełne erotyzmu naczynia bledną po modlitwach.  
  15. Helena Trojańska nie była brunetką, pewnie blond jej włosów gryzł się z niebieską barwą oczu, chodziła spartańską ulicą i gubiła dźwięki ciszy. Helena Trojańska zjadła jabłko z ogrodu Hesperyd i końcem czasu zginęła na wojnie białą sukienką z lufą róży w ręku. Helena Trojańska w nowej Europie pewnie byłaby Niemką, z czarną torebką granatów pod lewą ręką nigdy nie oddałaby się Parysowi, prawą machałyby więźniom i odbiłaby Tezeusza Ariadnie. Ze starożytności do XXI wieku pewnie zabrałaby hydrę, swoją pomocnicę, i drewnianego konia, swojego opiekuna. Helena Trojańska dziś stałaby nocą na ulicy, byłaby dziwką, sarkastycznie modliłaby się o dzień, choć zapomniała o Grobie Agamemnona.  
  16. Pusty obraz pokoju, pośrodku liść laurowy z ogrodu antyku, na lewo z XX wieku bestie końca czasu, z tyłu klucz żurawi z nikąd. Ludożerstwo arystokracji przez jamy aparatu władzy, żołądek dzikich hord, strawieni w jelitach, wyzuci z obuwia, na kacu moralnym, na niwach.
  17. Wszystko przed Tobą.
  18. Z H.Lecterem się nie zgadzam, z WiJa tak. (Wiersz wydrukowany w zbiorczym tomiku Rzeszowskich Dni Kultury Szkolnej)
  19. Progi ulic nie wychodzą naprzeciw bezzębnym autobusom, na zielonych niwach wpadają w zakręt i na wiadukcie zrzucają okowy niewoli czarnego asfaltu, ostatni przystanek świeci pustkami. Potem jeszcze coś krzyczą, bezgłośne pasione tablicami ogłoszeń. Progi ulic nie wychodzą z powitaniem, cofają swe przytępione biodra i chowają dłonie, progi ulic nie występują na głównej scenie, tam gdzie unosił się Duch Boży, niwy za miastem gubią sukienki.
  20. Pastwisko wielkich otchłani XX wieku w niezmierzonych głębiach wypełzło na kolejne stulecie, przysłoniło Baczyńskiego i zabiło terakotową armię cesarzy. Puste origami jak Sarajewo po przerwie na sen o wolności złoży się na wiersz o nieszczęściu, na ludzi przy niwach byłych zielonych, wysuszonych, stłamszonych bez księcia z wódki, wina, chleba.
  21. Bryczka dwukonna z zaprzęgniętymi asfaltem i bezpruderyjnością polami marzeń zmierza ku końcowi drogi, jaśniejące kolory pożegnają parę koni i skręcą na lewo ku ostatnim promieniom. Parskające parą ciała wysadzą pasażerów na stacji podwórka, oni odjadą innym pociągiem, inną drogą, innym wymiarem, niewiadomo po co.
  22. Jestem na bardzo tak.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...