Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

hmmm

Użytkownicy
  • Postów

    84
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Odpowiedzi opublikowane przez hmmm

  1. Hej,

    Ascetyczna forma bardzo tak. Dziękuję.

    Natomiast chciałbym postawić w stan oskarżenia słowo: "pseudo". A co jeżeli to są prawdziwe miłości? Czy to by nie otwierało dodatkowych wymiarów?

    Pierwotna intencja jest następująca: świadomie nie dopuszczamy, aby fascynacja, namiętność między nami przerodziła się w miłość, bo stoją temu na drodze inne miłości. Albo inaczej: zrozumieliśmy, że ta nasza namiętność jest ucieczką od trudności w naszych bieżących miłościach. Nie chcemy uciekać, chcemy się z nimi zmierzyć. Wracamy.

    Oto próba pogodzenia zaproponowanej formy i pierwotnej intencji:


    nazywasz nas miłością
    nazwij tęsknotą namiętnością
    nie więcej

    już dawno z rozmysłem
    złożyliśmy się w ofierze
    tym trudnym miłościom
    którym chcemy służyć

    takie nasze małe nic

  2. Miłość zniewala, a śmierć wyzwala?

    Tak naprawdę to ani on jej nie kochał, ani ona jego.
    Realizowali jakieś własne chore potrzeby przy pomocy partnera, który był w tym wszystkim uprzedmiotowiony.

    Tak więc w tym przypadku śmierć wyzwoliła jedną stronę z patologi, w której żyli. No i pewnie tymczasowo wyzwoliła, bo ona już tęskni za tą sytuacją... (Jak żona alkoholika, która po śmierci męża wiąże się z drugim alkoholikiem)

  3. Cytat
    Setki takich Kainów snuje się po świecie. Swoista katatonia i cielesne uwięzienie.
    (..).


    Czyżby autorowi udało się uchwycić coś w miarę uniwersalnego?
    Jeżeli Twoją uwagę można sobie przetłumaczyć w ten sposób, to pokraśniałem z zadowolenia!
  4. Cytat


    to cos wiecej niz obłed



    Moi drodzy,
    Ja myślę, że łatwo wyciągnąć błędne wnioski, co do tego utworu i jego twórcy.

    Ten utwór jest przewrotnie doskonały i całkowicie wpasowuje się w formułę tego konkursu. On ma doprowadzić Mariusza Rakoskiego do ... zawału.

    I w ten sposób dzięki "ofierze krwi" idea tego konkursu dozna spełnienia!

    No przecież nie może chodzić o nic innego ?!
  5. Pomysł osoby wyczuwającej nadejście śmierci podoba mi się.
    Inaczej bym to rozwiązał od strony kompozycji i formy. Np. średnio mi się podoba teza kary za aborcję. Inny przykład to zwroty: mistyczka i niewiasta. Coś zgrzyta.
    Niemniej, powtarzam, sam pomysł tego typu "daru/przekleństwa" jest świetnym materiałem na dobre opowiadanie.

  6. Zainteresowała mnie Twoja praca, bo odnoszę wrażenie, że jej główne przesłanie (przynajmniej w zamiarze) jest bardzo podobne do przesłania mojego opowiadania. Bardzo poważnie rozważałem nadanie tytułu opartego na łacińskim "Sine morte mortuus.Sine vita vivens.", co niemal wprost odpowiada Twojemu tytułowi.

    W Twojej pracy znalazłem bardzo dużo na temat zmagań bohatera z otoczeniem, który nie mógł się przebić ze swoją prawdą, ale czuję niedosyt, bo tejże prawdy nie poznałem. Nie wiem, co on konkretnie miał do przekazania.

    Wiem, że to wychodzi poza konkurs, ale czy to się da dopowiedzieć?

  7. Cytat
    Tekst po wklejeniu z edytora nie wygląda tak jak powinien, za co z góry przepraszam. Na początku opowiadania pojawił się też niepotrzebny myślnik, powstały w wyniku moich zmagań przy poprawianiu skopiowanego tekstu. Jak widać, nawet moje zmagania nie pomogły. ;)


    Jest czytelny. To najważniejsze. Nie wierzę, aby komisja zabierała za to jakiekolwiek punkty. To by nie było fair. Nie ma to nic wspólnego z oceną Twoich umiejętności literackich, które są przedmiotem tego konkursu.

    W moim tekście przesunął się na sam początek pierwszy wers, który powinien być kilka tabulatorów dalej (i tak wyglądał przed wciśnięciem guzika "Prześlij"). Ufam w inteligencję czytelników, że sobie z tym bez problemu poradzą.
  8. Tułaczem i zbiegiem będziesz na ziemi!
    (..)
    Zbyt wielka jest kara moja, abym mógł ją znieść.
    Rodz 4,12-14


    "Staruszkowi coś się musiało pomylić."

    W kraju Nod Kain został kupcem i było to lżejsze zajęcie niż praca na roli. Zdobył bogactwo, uznanie i szacunek.
    Po śmierci brata złagodniał, stał się wrażliwy na uczucia i potrzeby innych. Zjednywało mu to ludzi i przyjaciół.
    Mimo upływu lat zachowywał energię i jasność umysłu niezbędną do robienia interesów.

    Codziennie składał modły i ofiarę za swojego brata. Żałował swojego postępku i w każdej modlitwie błagał o przebaczenie. Gdy już mógł sobie na to pozwolić, wybudował świątynię, największą i pierwszą kamienną w Henoch.

    Jedynie żona znała jego tajemnicę. Szczerze go kochała, tak jak i cała reszta rodziny. Pocieszała go w chwilach trosk. Powtarzała: "Kainie, błąd młodości, po tysiąckroć już go odkupiłeś". Z biegiem czasu, widząc jak im się powodzi, coraz częściej łapała się na myśli: "Staruszkowi coś się musiało pomylić. Pan nam błogosławi. Ta świątynia mogła kosztować dwa razy mniej i też by była największa i budziła zachwyt".
    I z tym przekonaniem dożyła swoich dni.

    Gdy z ostatniej wyprawy kupieckiej jego karawana wróciła bez niego, żałoba w mieście trwała miesiąc. Tłumy zjechały na uroczystości pogrzebowe.

    Kain wrócił do Henoch dwa wieki później. Najszybciej, gdy tylko mógł. Odnalazł fundamenty świątyni. Obok stała większa, dorodniejsza. Później i samo miasto gdzieś przepadło w wirze historii.

    To był pierwszy raz, kiedy w taki sposób rozstawał się ze swoim dotychczasowym życiem. Bolało. Nigdy do tego tak naprawdę nie przywykł. W jednym miejscu nie mógł przebywać dłużej niż 30-40 lat. Chociaż sam funkcjonował poza cyklem urodzin i śmierci, nie mógł go ignorować. Dla świata zewnętrznego "umierał", by pod nową tożsamością pojawiać się w innym miejscu.

    Szybko nauczył się, że najlepiej, gdy współpracuje i sam odchodzi. Mogło się to wówczas odbywać w większym stopniu na jego warunkach. Niemniej z rozwojem cywilizacji stawało się to coraz trudniejsze i coraz częściej skazany był na niezapowiedziane interwencje Boga.

    Owszem, przeżył okres buntu. Próbował się zabić, przechytrzyć system. Ale szybko przekonał się o daremności swoich wysiłków. Rany się zabliźniały, ale blizny pozostawały, utracone członki nie odrastały. W tym krótkim czasie zużył swoje ciało bardziej niż przez cały poprzedni okres od swoich narodzin. Ostatecznym efektem było podwojenie troski o kondycję ciała. Zaczął żyć najostrożniej jak tylko mógł. Wiele rzeczy go z tego powodu ominęło.

    Został pustelnikiem. To mu dało ładnych kilkaset lat względnego spokoju.
    Koszt był ogromny. Utracił kontakt z ludźmi i cywilizacją. Nie rozumiał ludzi, a oni nie rozumieli jego. Zbyt długo to trwało. Nie potrafił wrócić.

    W ostatnim okresie jedynym dostępnym dla niego miejscem stały się zamknięte ośrodki i szpitale psychiatryczne.

    Parny lipcowy dzień 2010 roku.

    Pielęgniarka ustawiła wózek inwalidzki pod rosłym dębem.
    Siedział uczepiony ostatnim swoim palcem w jego poręcz. Nie słyszał jej ciepłego głosu: "Posiedzisz tu chwilę, Adamie" ani chrzęstu jej kroków na żwirowej ścieżce. Nie widział jej rozkołysanych bioder.

    Leki pozbawiły go możliwości składnego marzenia i śnienia. Ostatniego azylu i miejsca, w którym, gdy mógł, spotykał się z Ablem, żoną, dziećmi. Może wkrótce leków będzie mniej lub będą inne.

    Promień słońca padł na jego liczące kilkanaście tysięcy lat ciało. Te samo, które z punktu widzenia współczesnej medycyny miało nie więcej niż pięćdziesiąt lat i należało do bardzo zniszczonego mężczyzny.
    Czuł ciepło słonecznego promienia na swojej skórze. Smakował ból, który mu sprawiał.

    A zasmucony Bóg odpowiadał na jego prośby i modlitwy w ten sam i niezmienny od lat sposób: "Kainie, Kainie, powołałem Cię, a Ty wciąż nie jesteś powołany. Kiedy przyjmiesz wyroki moje? Nie obumrze, co nigdy nie żyło".

    "On płacze" - krzyknął ktoś - "Leki przestały działać? Siostro!". Dziesiątki oczu przyglądało się pacjentowi z okien szpitala. To był jeden z pierwszych spacerów na świeżym powietrzu po operacji przeszczepu skóry. Trudnej. Nowatorskiej. Udanej. Ogromny sukces zespołu. Duma i wielka nadzieja całej kliniki.

    Natychmiast zabrali go z powrotem do budynku szpitalnego i przebadali. Przestraszyły ich jego łzy.
    Nie powinny.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...