gdy wszyscy już światła gaszą
mamy dla siebie te chwile
mówisz mi co u Ciebie
jak sobie radzisz, jak żyjesz
lubiłam te nasze wieczory
bez zbędnych słów o miłości
nadal lubię...pomarzyć
w swojej samotności
może kiedyś jeszcze wpadnę
na to Twoje poddasze
pewnie niezgrabnie zagadnę
o inne sprawy nasze
a potem gdy światło przygaśnie
nasz płomień je wypełni
aż obydwoje zaśniemy wyczerpani i senni
masz racje, to moje serce jest nieczułe i twarde
masz racje milcz i bądź hardy!
uczę się nie oceniać
i nie przeklinać wciąż na nowo
otwierać się na miłość
tę bezwarunkową
lecz gdzieś jest nauczycielu srogi
skąd mam wiedzieć czy znów nie pomyliłam drogi...
miłość spadła nagle z góry
ze mną do piekła się dostała
z rozkosznym chrzęstem moje kości
wprawna dłoń połamała
z bólu wije się me ciało
jednak mnie nie zniszczy
bo odradzam sie pomału wśród tej ciszy
z moich własnych zgliszczy
zabić mogła mnie ta siła
ale nie zabiła
bo tam w środku zamiast serca
we mnie bije kamienna bryła
jego słowa zraniły
całą przestrzeń wokół mnie i Ciebie
sprawiły, że powietrze szlocha
dziwka, łatwo powiedzieć
tak, jestem nią,
ale tak samo mam prawo kochać
stąpałam ostrożnie, tak jak chciałeś
po ogrodzie naszych marzeń
nie zdąrzyły się spełnić
stały sie wspomnieniami
wiesz, że zastanawiam się dlaczego
powinineś też wiedzieć
że nigdy o to nie zapytam
znowu jestem w słonecznej Toskanii
dawno tu nie byłam
teraz bez Ciebie sama idę tam
w oliwkach myśli skryłam
ile to już lat?
dokładnie nie pamiętam
szukam naszego drzewa
jacyśmy dziś już inni
może go już nie ma?
nie, jest, stoi tam...nasze drzewo
ale przy nim...czeka kto inny...