Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

miki033

Użytkownicy
  • Postów

    85
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez miki033

  1. Czasem to pierwsze wersy natchnionym inkaustem, Częściej koniec wzniosłego trzonu, nucącego tkliwie. Vice versa całości sedna, Prowadząca za rękę. To tylko wyrazy spisane na kartce, niby Znaki wymyślone przez człowieka, niby Spotkane razem zmieniają wszystko, A dobra puenta broni się sama.
  2. Gubię ostrość Wspomnień zaparowane lustro I tylko brak snu przychodzi punktualnie. Głucha cisza to barwa głosu Czarnym tłem jest wyraz oczu Zanikają momenty, twarze A letni deszcz zmusza do łez. Chcę, a chcenie nie ma kresu, Wiele, za wiele, o wiele Ale jedno wiem na pewno Pragnę przeżyć swoją teraźniejszość.
  3. Delikatny powiew wiatru ochładza ciało Z chwilą przynosząc wszystkie słowa Które kiedyś z nim posłałem. Letnia bryza rozpala wygasłe rzeczy Nie pozwalające zmusić się do snu Ożywione ranią podwójnie. Przed oczyma powracają momenty: Ciepłe reminiscencje, chłodne trwogi A i tak jedno i drugie przynosi ból Taki jestem - nadwrażliwy. Jestem taki i nie zamierzam nic zmieniać A ty, Czytelniku, nie musisz mnie doceniać.
  4. Chciałbym żeby moja śmierć wyglądała właśnie tak; nie chcę żeby było to dla mnie czymś strasznym, ale czymś naturalnym, a może nawet przyjemnym. To zwykłe eskapistyczne marzenie.
  5. Słońce spala moje plecy, A nogi odmawiają posłuszeństwa; Nawet jaskółka straciła siły. Myśli pożerały głowę jak wódka; Chęć bycia Absyntem w czasach prohibicji Przenikała dogłębnie od rana. Możesz skrzywić usta, ale rozkmina uzależnia jak alkohol, A myśli wodzą długopis po kartce; Nie pióro - bo za drogie. -||- Spróbuje być, choćby marnym, poetą, Plując na świat kręcący się wraz z monetą. *
  6. Wielcy mają siedmiomilowe buty A kroku zrobić nie chcą; Mali noszą szmacianki, Biegnąc do wyznaczonego celu; I choć krzyk niewielkich cichszy Niż szeptek niemałych, Pierwszy dochodzi głęboko, Drugi przechodzi obok ucha, Ale my, na nierówne szanse Patrzymy z dystansem.
  7. Wielcy mają siedmiomilowe buty A kroku zrobić nie chcą; Mali noszą szmacianki, Biegnąc do wyznaczonego celu; I choć krzyk niewielkich cichszy Niż szeptek niemałych, Pierwszy dochodzi głęboko, Drugi przechodzi obok ucha, Ale my, na nierówne szanse Patrzymy z dystansem.
  8. Azor aportował ananasa; Atena afirmowała Augiasza; Anormalny, australijski autobiograf, Autopromocyjnie atestował autograf; Ateista agitował antyreligijnych, Antyterrorysta antyrewolucyjnych; Artur alogicznie abdykował; Artysta archiwa autoryzował. Aspołeczniak aka Adrian
  9. Przypomnij sobie tamte chwile, Bo nie wiem czy to był przywilej; Zapytaj siebie gdzie sprawy sedno; Choć Bóg przekazał życie jedno, Los dał człowiekowi wiele szans. Zmyjmy brud niby-słodkich kłamstw, Spójrz ,mamy na to czas jeszcze, Przyjdźmy z płaczącym deszczem.
  10. Wszystko się zmienia... Każdy biegnie, nie ucieknie nikt Las odbija echem błagalny krzyk Poza tym nic nie odpowiada, Rzucony kamień szybko opada. Niby ciepły wiatru czas Niby natchniony słońca blask Niby owacyjny przydługi oklask Jest, ale ktoś już zgasł. Zmienia się tylko pogoda i wiek... Wyśnione marzenia płonne Zastygają w zimne sople A łzy płyną razem z deszczem Spójrz wreszcie na żyjący bezsens. Teraz świat jest szybszy Bo pieniądz i czas to najwięksi terroryści *** *0 **0*0
  11. Dawno już nie spisałem słów tych kilku, Goszczących pod włosem ciemnym Kiedy to pędem wracałem z Tych rynku I w moment stałem się sennym. Nie napiszę, nie usłyszę, Poczułem dźwięczną ciszę; Nie wspomnę, nie poczuję Po prostu - nie umiem. A liście już drżące Patrzą z góry niewdzięcznie, Nawet trawa na łące Nie chce pieśnić dźwięcznie |-| Pióro wypadło z ręki; - * Nie krzyczy już "hej!" Ale "panta rhei!"... ********* ** ********** ***
  12. wiedzieć rzeczy oczywiste wcale nie jest łatwo... w szklance pełnej wody spływa kropla atramentu rozgląda się wokół nic nie widzi. udawane namiętności permanentne nadzieje ukrywane myśli elitarna masowość. czas niewdzięcznie płynie barwa zmienna jest kropla w końcu zmienia się w brudną przezroczystość.
  13. Wiosna nieśmiało przychodzi choć śnieg jeszcze nie stopniał. Jej obecność unosi się w powietrzu, rozgrzewa promykami słońca twarze. Mali mężczyźni zbudowawszy zamki z piasku, dumni ze swojego dzieła odpoczną w cieniu. Grupka innych wieczorem zrelaksuje się, przechylając delikatnie butelki z piwem. Parkowe ławki znów zostaną zapełnione przez liczne pary świeżo zakochanych, chłopcy przy cieplejszym powietrzu zaproponują partnerkom kąpiele słoneczne. Młodzi, ambitni pracownicy zabiegani, kupią szybko w kiosku paczkę chusteczek, aby otrzeć wilgotne od potu czoło i udadzą się po pierwszą w życiu wypłatę. Tylko pan z siwą brodą siedzący na ławce, na której nie ma już jego przyjaciół, popatrzy na wszystko z uśmieszkiem, przeczuwając, że to jego ostatnia wiosna.
  14. Taka moda pierwszy maja czas minął granice otwarte. Trochę inaczej nie widzę sąsiada żona sama została tylko do banku chodzi. Ksenofobia nam pasowała teraz sami jesteśmy ksenoi choć króluje Europa globalizacja postępuje. Tam minimum to nasze maksimum nie dziwi więc obrót sprawy że wielka wyprawa TyCzy Papier.
  15. Taka moda pierwszy maja czas minął granice otwarte. Trochę inaczej nie widzę sąsiada żona sama została tylko do banku chodzi. Ksenofobia nam pasowała teraz sami jesteśmy ksenoi choć króluje Europa globalizacja postępuje. Tam minimum to nasze maksimum nie dziwi więc obrót sprawy że wielka wyprawa tyczy papier.
  16. Chcą wybić się ponad przeciętność, Tak jak i zdecydowana większość; A większość To przeciętność. Zapatrzeni na własne odbicie Mimochodem idą przez życie, Jakby nie wiedzieli, że zwierciadła Nie dadzą żadnemu biednemu jadła. Źrenice dawno zastąpiła srebrna moneta; Już na starcie objawiona została meta. Myślą, że są wyjątkowi, a życia barwa Bywa u nich zwykle biała lub czarna. Dopiero jak przyjdzie tragedii plaga Na maszcie pojawi się śniegu flaga. Nigdy syci, Hipokryci...
  17. Pewnego dnia przyjdzie, spojrzy niewinnie z dala, nieśmiało podaruje uśmiech, zaintryguje naturalnością. Sam podejdę do jej stolika, obejmę delikatnie dłoń, omamiony wonią jaśminu, wtulę w wiotkie ramiona. Przesiąknie w moje serce, subtelnie łacząc w duszy, odwzajemni cichy pocałunek, uwodząc bez uporu. Kochana Śmierci...
  18. Możesz zatykać uszy watą, zamykać ociężałe powieki, odkładając myśli na jutro, ale jego nie oszukasz. Rano obserwujesz kwitnące liście, wieczorem leżą na ziemi, złote. Dzisiaj spotykasz się z dziewczyną, nazajutrz tylko ją wspominasz. I choćbyś zatrzymał wszystkie zegary, spalił cały nakład kalendarzy, on będzie szedł pewnie, spokojnie, śmiejąc się z twojej głupoty.
  19. A co to, że ktoś jest niematerialny to od razu musi mieć piekielną moc? Pozdrawiam ;]
  20. Głośnym krokiem przez zamknięte drzwi z otwartością prezentu weszła cicho. Ująwsza dłoń zaprosiła do walca, którego prowadziła beznamiętnie. Przygasiła ostatni płomyczek świecy, rozjaśniając pokój ciepłym zmierzchem. Arogancko, bez pytania, przysiadła obok, wielbiaco, z gracją wypatrując oczu. Towarzyszka życia, nudy przy niej brak. Ach... Samotność...
  21. Głośnym krokiem przez zamknięte drzwi z otwartością prezentu weszła cisza. Ująwsza dłoń zaprosiła do walca, którego prowadziła w stagnacji. Przygasiła ostatni płomyczek świecy, rozjaśniając pokój ciepłym zmierzchem. Arogancko, bez pytania, przysiadła obok, wielbiaco, z gracją wypatrując oczu. Towarzyszka życia, nudy przy niej brak. Ach... Samotność...
  22. Delikatny, majowy podmuch wiatru drga zielonymi listkami podziwiającymi lazur nad sobą. Szepty rozpromienionych niczym słońce ludzi kolidują z śpiewem słowika. Spacerująca dziewczyna w jaskrawej sukience rozmyśla o chłopcach, którzy zaprosili ją na kawę. Dwóch wysokich mężczyzn w garniturach dyskutuje o umocnieniu złotówki. Nikt już nie zamoczy pióra w atramencie, nikt już nie opowie w wersach o wszystkim. Każdy pójdzie z rutynowym planem, doznając normalności z nutką nudy. Każdy po wszystkim zje tłusty obiad zmęczony godzinnym staniem na nogach. Nocą zaśnie, śniąc o błahostkach które nadarzyły się w ciągu dnia. Czasem tylko kruk okryty czarnym pierzem zadumany przeczyta lodowate epitafium: "Bóg tak chciał"...
  23. Kiedyś nie było komputerów ludzie żyli jeszcze w realu. Po szkole grali w nogę nogami, nie ruszając palcami przycisku "D" by strzelić ostatnią bramkę. Kiedyś nie było banknotów człowiek nie brudził ich krwią z przeciętych żył i tętnic. Hipokryci nie spekulowali, aby kupić najtaniej ważną akcję. Kiedyś kobieta walczyła o miłość faceta dziś słyszy "kocham" przy każdej okazji, choć niekoniecznie szczerze, bezwarunkowo. Ceniono prawdziwe damy posiadające klasę, nie te które przespały się z całą klasą. Kiedyś wiedza ludzka była mniejsza a ludzie częściej się uśmiechali. Nic nie mam do wiedzy tylko wkurwia mnie gdy dostając znak od Boga słyszę, że to anomalia pogodowa.
  24. Dzisiaj przyszła do mnie Ona, "Zbudujmy dom"-powiedziała, "Wyższy niż wieża Babel, Niż szczytów Himalaje Trwalszy niż spiż pod piedestał." Nie do końca byłem przekonany "A jaki będzie fundament? Musi być wytrzymały niczym Bocian w drodze do Afryki." W zadumę wpędzona moment Myśląc, podniośle powiedziała: "Kup cement, przywieź piasku Ton kilka, wszystko już wiem." Wyśmiać nie pasowało, przytaknąłem. Minęło godzin w chwilę wiele "Domowa podstawa przetrzyma Trzesięnia ziemi, powodzie I każdy kataklizm, gniew Boga." "Chyba jak śnieg w lipcowym Skwarze"- czarno pomyślałem. Sam już odpuściłem, leżąc W pachnących źdźbłach zasnąłem. Piękna kobieta z gracją przyszła, Mądrze mówiąc mą duszę ujęła. Brzęk! tup! rup! brzęk! puk! "Chyba nie ustawiałem budzika" Aaa, to tylko ta chałupa się Przewróciła, znów odpłynąłem. Widzisz, drogi Kolego Zły fundament źle wróży po dach.
  25. Dawno temu, tak zacząłbym baśń Lecz nie krwiście opławioną waśń Czego się boję? Niczego się nie lękam I nie cieszę wcale, to moja udręka. Niedawno w pełni puzzle ułożone, Teraz rzeką płyną krople słone Stało się, bo zabrakło jednego, Jedynego, tego najważniejszego. W śnie brudna mara przychodzi Budząc się pytam, czy się odrodzi? Odzew nieba, czarne chmury, gromy, Bez odpowiedzi, nasz los niewiadomy. Żywot świętych staje się żałosny Powiew wiatru nadchodzi bezlitosny Odbywa się długa droga krzyżowa, Syzyfowa praca zaczyna się od nowa. Brak jakichkolwiek maleńkich chęci Na ostrym zakręcie nikt nie skręcił. Co bylo niedawno, teraz zakopane Przeblyskow groby mocno podeptane Należy właściwie docenić szczęście W swoim czasie odpowiednie miejsce. Wciąż żyję ,będąc jeszcze młodym Należy zbierać drobne życia płody. Spowalniając odpływam jak rzeka, Zegar tyka, czas szybko ucieka. Patrzę na kartkowaną metrykę, Ona nie jest prawdziwym życiem, To tylko parę sztywnych słów Pisanych bez malujących łzów. Pamiętasz co wtedy zrobiłem? Zamknąłem drzwi czy otworzyłem? Retrospekcyjnie przeżyłem raz W duchu cofnięty złoty czas. Na koniec może się skupisz? I tak w proch się obrócisz.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...